Biegacz olimpijski, bohater wojenny, a w końcu zawodowy mówca i wręcz kaznodzieja. Skąd się biorą tacy ludzie? Na myśl od razu przychodzi surowe wychowanie, dobra szkoła, świetne studia i oczywiście lata ćwiczeń nad samodyscypliną, gwarantujących hart ducha i ciała. Ile w tym prawdy? Zero. Nasz dzisiejszy bohater zaczynał jako młodociany przestępca, a jeśli czegokolwiek się po nim spodziewano, to chyba tylko tego, że w końcu trafi do więzienia...
Mowa o Louisie Zamperinim. Nie byle kim, bo uczestniku igrzysk olimpijskich w Berlinie (gdzie Hitler był pod takim jego wrażeniem, że aż uścisnął mu dłoń), lotniku Sił Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych, rozbitku, który przez 47 dni dryfował po Oceanie Spokojnym, a w końcu więźniu japońskiego obozu jenieckiego, w niczym nie ustępującego obozom niemieckim czy radzieckim. Słowem mamy przed sobą prawdziwego herosa, który zresztą pozostałe lata życia spędził na… wygłaszaniu przemówień (jako tak zwany „chrześcijański mówca motywacyjny”). Na dobrą sprawę można by poświęcić cały artykuł po prostu jego niezwykłym losom, ale… przecież nie będziemy iść na łatwiznę!
Zamiast tego cofnijmy się do młodości Zamperiniego, o której dziwnym trafem milczy większość poświęconych mu artykułów. Milczy, bo i młody Louie ewidentnie nie wydawał się materiałem na bohatera.
Od rozrabiaki…
Miejscem akcji jest Torrance – małe miasteczko w Kalifornii. To tam od drugiego roku życia mieszkał Louie, urodzony 26 stycznia 1917 roku syn włoskich imigrantów. Można śmiało powiedzieć, że od samego początku był on utrapieniem, choć wielu mniej wyrozumiałych rodziców uznałoby pewnie, że to po prostu diabeł w ludzkiej skórze. Już jako dwulatek (i to dwulatek chory na zapalenie płuc!) wymknął się goły przez okno i uciekał ulicą przed policjantem na oczach gapiów. Parę miesięcy później z premedytacją wyskoczył z pociągu, dla zabawy uciekając przed rodzicami.
W podstawówce założył się z kolegami kto szybciej przebiegnie w poprzek autostrady i o mało nie zginął potrącony przez samochód. W wieku pięciu lat zaczął palić papierosy – oczywiście nikt by mu ich nie dał ani nie sprzedał, więc zbierał niedopałki z ulicy, po drodze do przedszkola. Pił od ósmego roku życia. Jego biografka, Laura Hillenbrand wyjaśnia, że wtedy to Louie schował się pod stołem, podkradł kieliszki z winem, wychylił je duszkiem, wyszedł z domu chwiejnym krokiem i przewrócił się na krzak róży („Niezłomny„, s. 17).
Przez łobuza…
Na tym dopiero początek. Louie jeszcze nie skończył dziesięciu lat, a już nauczył się… otwierać zamki przy użyciu drutu służącego za wytrych. Przede wszystkim włamywał się do sąsiadów w poszukiwaniu jedzenia: gospodynie, które na chwilę wyszły z kuchni, po powrocie odkrywały, że kolacja zniknęła ze stołu (s. 18). Kiedy sąsiedzi nie zaprosili go na uroczysty obiad, opróżnił im po kryjomu lodówkę. Przy innej okazji ukradł całą beczkę piwa. W żadnym razie nie ograniczał się do włamań do domów prywatnych: szybko przerzucił się na lokalną piekarnię, zapewniającą o wiele obfitsze łupy…
Kradzież jedzenia brzmi jeszcze dość niewinnie, ale przecież każdy od czegoś zaczyna. Niedługo Louie stwierdził, że twardy pieniądz jest jednak lepszy od ciasta. Przy użyciu drutu z haczykiem i papieru toaletowego wyciągał monety z automatów telefonicznych. Kradł też po nocach miedziany złom z miejscowego składu, by nazajutrz… sprzedawać go w tym samym miejscu.
…Po młodocianego przestępcę
Louie nie popuścił nikomu. Wdawał się w bójki, uciekał z domu i sypiał pod mostem, zaczął się zadawać z miejscowymi zbirami, przebił opony samochodu swojej nauczycielki, a nawet… napadł na policjanta. A konkretnie: obrzucił go zgniłymi pomidorami. Pewnego razu tak porządnie sprał pewnego chłopca, zostawiając go nieprzytomnego w rowie, że bał się, czy go nie zabił (s. 22).
Wówczas Louie wciąż miał zaledwie… niespełna piętnaście lat. Tymczasem policja odwiedzała jego dom niemal codziennie, bezskutecznie próbując przemówić mu do rozsądku. Każdy w miasteczku przewidywał, że chłopak lada dzień trafi do poprawczaka, albo wprost do więzienia i po prawdzie wszyscy tylko na to czekali. Bądź co bądź, już niejedna ofiara kradzieży groziła mu śmiercią.
Początkującego przestępcę chyba w ostatniej chwili uratował jego brat, Pete. Skłonił Louiego, by ten zapisał się do szkolnej drużyny lekkoatletycznej. Szybko okazało się, że lata uciekania przed właścicielami skradzionego majątku i policjantami uczyniły z Louiego Zamperiniego… najlepszego biegacza w miasteczku. Dalej poszło już z górki, a po paru latach nikt nie pamiętał olimpijczykowi niechlubnej przeszłości.
Źródło:
- Artykuł powstał na podstawie nowej biografii Louiego Zamperiniego: Laura Hillenbrand, Niezłomny, Znak Literanova 2014 (wydanie II)
KOMENTARZE (2)
Bardzo dobry artykuł
W dzisiejszych czasach już byłby zamknięty w jakimś poprawczaku odgrodzony od świata kolczastym murem i uczestniczył w jakiejś psychoterapii :)