Rodzice ją porzucili. Matka chrzestna kazała paść indyki. Nigdy się nie skarżyła, nawet gdy musiała opuścić przed czasem bal, by opiekować się cudzymi dziećmi. I choć wcale się o to nie starała, wpadła w oko monarsze. A potem żyli długo… i sami oceńcie, czy szczęśliwie.
Kiedy w 1697 roku Charles Perrault opublikował „Kopciuszka”, wielu Francuzów musiało pomyśleć, że inspirował się rzeczywistością. A dokładniej: historią kobiety, która podbiła serce Króla Słońce i została jego żoną.
Była sobie piękna, pracowita, lecz biedna dzieweczka…
Franciszka d’Aubigné urodziła się w listopadzie 1635 roku w… więzieniu, w którym siedział jej ojciec Constant. Ciężarna matka dobrowolnie towarzyszyła mężowi. Dziadkiem dziewczynki był Agrypa d’Aubigné, nieprzejednany hugenota. Rzucił ponoć klątwę na syna, który był fałszerzem pieniędzy, rozpustnikiem i zdrajcą.
Matka oddała dziewczynkę na wychowanie siostrze Constanta. Franciszka trafiła do rodziny biednej, ale kochającej. Ciotka uczyła ją zarządzania domem. Wraz z mężem wychowała Franciszkę na protestantkę.
Szczęśliwe dzieciństwo skończyło się, gdy w 1644 roku ojciec wyszedł zza krat. Rodzice przypomnieli sobie o córce i zabrali ją na Małe Antyle, gdzie chcieli zbić fortunę na handlu bawełną i tytoniem.
Constant został mianowany gubernatorem wysepki Marie-Galante. Na miejscu okazało się jednak, że jego stanowisko zajął kto inny. Ojciec wrócił do kraju, zostawiając rodzinę. W tym okresie Franciszka wiele wycierpiała od matki, która szarpała ją za włosy do krwi i wyrzucała dziewczynkę na dwór, by muchy obsiadły ranę. Kiedy dwa lat później wróciły do Francji okazało się, że ojciec właśnie zmarł.
I wróżka chrzestna okazała się macochą…
Franciszkę oddano znów do ciotki. Z powodu ogorzałej na karaibskim słońcu cery zyskała przydomek „Indianki”. Żyła sobie spokojnie do czasu, gdy upomniała się o nią hrabina Neuillan. Hrabina była matką matki chrzestnej Franciszki i uzyskała nakaz przejęcia nad nią opieki.
Chrzestna swym zachowaniem przypominała raczej wstrętną macochę. Jedynym celem tej skąpej bigotki było wychowanie dziewczyny na gorliwą katoliczkę.
To właśnie w rodzinie chrzestnej Franciszka przeżyła „kopciuszkowe” upokorzenia – ciężką pracę i noszenie zużytych łachmanów. Wspominała później:
choć [chrzestna] była dosyć bogata, aby mieć pańską karetę, ja chodziłam zawsze w drewnianych chodakach, a buty wkładałam tylko wtedy, kiedy mieli być goście. [Spędzałam] co dzień kilka godzin na pasieniu indyków.
Panna Aubigné nie zamierzała poprzestać na narzekaniu, tylko wyciągała naukę z doświadczeń. I coraz bardziej chciała wyrwać się na wolność.
Piękna i bestia
Franciszka wyrosła na piękną pannę – wysoką, smukłą i ciemnowłosą. Dzięki egzotycznej urodzie wzbudzała męskie pożądanie. Mimo to jej pierwszy występ na salonach był wybitnie nieudany. Zabrakło prawdziwej dobrej wróżki, więc ubrana była na miarę swej kiesy – w przykrótką, szarą sukienkę.
Nieposiadająca posagu dziewczyna zdawała się mieć w życiu tylko jedną opcję: wstąpienie do klasztoru. Panna Franciszka chwyciła się jedynej innej możliwości, jaką dał jej los. W 1652 roku poślubiła Pawła Scarrona.
Jej mąż nie miał w sobie nic z księcia z bajki. Był tonącym w długach poetą, który próbował odkryć kamień filozoficzny, a swój dom nazywał „Pałacem Bez Grosza”. Łatwo wpadał w gniew, był zaczepny i złośliwy. I prawie trzykrotnie starszy od Franciszki.
Jednak najgorszy był wygląd poety. Scarron przypominał bardziej Quasimodo, garbatego dzwonnika z Notre Dame, niż amanta. Utraciwszy władzę w nogach, siedział jak w klatce na swym rozkładanym fotelu. Na noc trzeba go było przenosić do łóżka. Sam opisywał siebie jako osobę o fizjonomii w kształcie litery Z.
Obezwładniony przez chorobę Scarron nie mógł nawet obrócić się z boku na bok. Ból łagodziło tylko opium. Mimo to Franciszka pisała: Wolałam go poślubić, niż trafić do klasztoru.Jej los miał się wkrótce odmienić…
Scarron, świadomy swej szpetoty, lubił otaczać się pięknymi rzeczami. Jego urocza żona, która miała czerwone usta i piękne zęby, zdecydowanie pasowała do kolekcji.
Wielu zalotników próbowało się zbliżyć do Franciszki, jednak ona odpierała ich umizgi. Choć jej małżeństwo było najpewniej białe, utrzymywała nienaganny rygor moralny.
Franciszka czule opiekowała się swym nieznośnym mężem. To dla niej zaczął się schludnie ubierać i mniej się wyzłośliwiać. Rozpierała go duma z inteligencji żony, którą uczył włoskiego i hiszpańskiego. Ofiarował dziewczynie coś znacznie trwalszego, niż znikające po kilku godzinach dary od dobrej wróżki – wykształcenie i świetne znajomości.
Gdy w 1660 roku Franciszka została wdową znów żyła w biedzie, ale mogła przynajmniej o sobie decydować. Uzyskała pensję od królowej. Zaprzyjaźniła się też z książętami Richelieu i Albert.
Znajomości zadziałały, gdy w 1667 roku królowa zaproponowała wdowie Scarron stanowisko damy dworu i nauczycielki hiszpańskiego w jednym.
Franciszka wcześniej wychowywała dzieci jednej z dam dworu – kuzynki nowej kochanki Ludwika XIV, pani Montespan. Ciężarna metresa królewska nakłoniła wdowę Scarron, by asystowała jej przy porodzie. Franciszka dyskretnie zabrała noworodka otulonego w fałdy jej płaszcza. Zamieszkała z mamkami i kolejnymi trzema bękartami króla, jako ich przybrana matka.
Możesz iść na bal, tylko wróć przed północą…
Przez cztery lata Franciszka ukrywała istnienie nieprawego potomstwa króla, prowadząc dla niepoznaki bogate życie towarzyskie. Po nocach doglądała dzieci, często wracając do domu nad ranem, tylnymi drzwiami. Wieczorami musiała uczestniczyć w balach. W nowym życiu miała do dyspozycji piękne stroje, konie, karetę, dwóch lokajów i stangreta.
Po oficjalnym uznaniu bękartów, Franciszka stała się wychowawczynią kolejnych pociech monarszych. Ludwik XIV bardziej interesował się dziećmi niż jego kochanka i często sam przychodził z nimi pobyć. Dzięki temu miał szansę poznać lepiej panią Scarron, choć z początku bał się, że to nudna pobożnisia.
I wtedy zjawił się królewicz…
Wkrótce król docenił, jak bezdzietna wdowa czule się opiekuje jego dziećmi. Zaimponowała mu, gdy uchroniła od kalectwa jego synka. Przypominała o uczuciu, jakim obdarzyła go własna matka. Sam stwierdził: Ona umie kochać i przyjemnie byłoby być przez nią kochanym.
Król odkrył przyjemność rozmowy z Franciszką, cenił jej umysł i osobę. Z przyjemnością słuchał jej kojącego głosu. Z wdzięczności obdarzył ją tytułem markizy Maintenon. Kochanka wściekała się, że król woli spędzać czas z guwernantką. Znając jednak podejście Franciszki do mężczyzn, nie oczekiwała zagrożenia z jej strony.
Zgubiła pantofelek…
Dawne francuskie damy nosiły pantofelki ze skórek wiewiórczych. Taki materiał zwano vair, co brzmi tak samo, jak verre (szkło). Taki był prapoczątek legendy o szklanym pantofelku. A jak się nad tym zastanowić, utrata „futrzanego pantofelka” jest o wiele mniej przyzwoita od zgubienia bucika…
Madame de Montespan wkrótce wypadła z łask Króla Słońce, a około 1680 roku pani Maintenon złamała swe żelazne postanowienia i – oddając monarsze swój „pantofelek” – została królewską kochanką.
I żyli długo i szczęśliwie?
Niespodziewanie sytuacja Franciszki zmieniła się w 1683 roku, kiedy zmarła królowa. 47-letnia pani Maintenon chciała dyskretnie opuścić dwór. Jeden z diuków niemal siłą zaciągnął ją do Ludwika, mówiąc: Nie czas opuszczać króla, jesteś mu potrzebna.
Owdowiały monarcha pod koniec roku pojął panią Maintenon za żonę. Ze względu na jej niskie pochodzenie nie uczynił z niej oficjalnej królowej. Mariaż utrzymany był w tajemnicy, a postronni uważali Franciszkę za jawnogrzesznicę.
Franciszka nie pełniła żadnych królewskich funkcji i wciąż musiała ustępować bardziej utytułowanym damom. Znosiła to z godnością i skromną miną osoby, która niczego nie musi udowadniać.
Przez trzydzieści dwa lata związku Ludwik XIV przyjmował swych ministrów w apartamencie pani Maintenon. Decydował o losach Francji siedząc naprzeciwko żony, która czytała lub haftowała. Miała duży wpływ na króla. Według anegdoty, gdy ktoś mówił: Nie mam nikogo [za sobą] prócz Madame de Maintenon, odpowiadano: Madame de Maintenon? To znaczy, że masz samego króla!
Franciszka uśmierzała królewskie smutki. Opiekowała się jego potomkami. Kupiła też zamek w Saint Cyr, gdzie założyła szkołę dla dziewcząt z ubogich rodzin szlacheckich, dając im szansę lepszego startu w życie. W ten sposób przejęła honorową rolę wróżki dla kolejnych pokoleń Kopciuszków.
Pani Maintenon opuściła Wersal w 1715 roku, tuż przed zgonem Ludwika. Nie chciała ryzykować upokorzenia ze strony nowego regenta. Usunęła się do Saint Cyr, gdzie zmarła cztery lata później. Była kobietą, która najdłużej pozostała u boku Króla Słońce i jedyną, którą kiedykolwiek poprosił o wybaczenie swego zachowania.
Bibliografia
- Simone Bertière, Les Femmes du Roi-Soleil, Éditions de Fallois 1998.
- Georges Bordonove, Ludwik XIV, Król Słońce – władca absolutny, opiekun artystów, symbol potęgi Francji, Świat Książki 2006.
- Douglas Boyd, Eleonora Akwitańska. Królowa Francji i Anglii, Wyd. Amber 2004.
- Veronica Buckley, Madame de Maintenon: The Secret Wife of King Louis XIV, Bloomsbury Publishing 2014.
- Peter Burke, Fabrykacje Ludwika XIV, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego 2011.
- Françoise Chndernagor, Aleja Wielkiego Króla, Czytelnik 1991.
- Benedetta Cravieri, Kochanki i królowe. Władza kobiet, Wyd. WAB 2013.
- Pierre Gaxotte, Ludwik XIV, PIW 1984.
- Charlotte Haldane, Pani de Maintenon. Nie koronowana królowa Francji, PIW 1974.
- Hanna Januszewska, Kopciuszek. Bajka opracowana według Ch. Perrault’a, Nasza Księgarnia 1982.
- Anthony Levi, Ludwika XIV. Epoka intryg i spisków, Bellona 2008.
- Zofia Libiszowska, Król-Słońce i jego czasy, Książka i Wiedza 1968.
- Wojciech St. Magdziarz, Ludwik XIV, Ossolineum 2004.
- Françoise-Athénaïs de Rochechouart de Mortemart, The Memoirs of Madame de Montespan, L. C. Page and Company, Inc. 1899.
KOMENTARZE (38)
A właśnie, że bardzo romantycznie….Ją jedną kochał tak na serio i tylko z nią się liczył….Była wspaniałą kobietą….
na pewno ją zdradzał, nie bądź naiwna
Seks może uprawiał z innymi, ale ją kochał. Dziś trudno nam to zrozumieć, ale generalnie jest różnica między miłością i pożądaniem, która wtedy moim zdaniem była mocno rozgraniczona. Np w Egipcie Faraon miał wiele żon/kochanek, aby napłodzić jak najwięcej potomstwa, a te kobiety potrafiła podsyłać mu jego ukochana-żona. W sumie to był w końcu król…
Ludwik XIV w czasach swojego pierwszego małżeństwa był bardzo niewiernym mężem, utrzymując kontakty nie tylko z żoną i oficjalną metresą, ale też często innymi kobietami. Od chwili ślubu z Madame de Maintenon nie ma jakichkolwiek dowodów, by król miał kogoś na boku. Na początku lat 80-tych Ludwik XIV przeżył głęboką przemianę duchową, w trakcie której zrozumiał grzeszność swojego dotychczasowego życia. Teoretycznie nie można wykluczyć drobnych miłostek króla, ale z braku źródeł są to tylko gdybania.
Na jego przemianę wpłynęła też bardzo utrata prawie wszystkich jego następców.
Tylko że przemiana nastąpiła już wtedy, kiedy sukcesja wydawała się w pełni zapewniona. Śmierć niemal całego prawego potomstwa króla nastąpiła w latach 1711-1714, czyli już pod sam koniec panowania Ludwika XIV.
Wow, takie bajki to ja lubię :) I to akurat przed snem. Dzięki Pani Agnieszko ;) Trzeba będzie coś więcej doczytać!
Proszę bardzo :) polecam się na przyszłość :)
bo fortuna kołem się toczy…..
Świetny artykuł, czytałam co nieco o Ludwiku XIV, ale nigdy nie natknęłam się na panią Maintenon. Życie pisze jednak najlepsze scenariusze :)
Zdecydowanie! Pani Maintenon jest zwykle w biografiach Ludwika XIV traktowana marginalnie – nie dała mu następcy tronu, nie była jedną z tych metres, jakie trzęsły francuskim dworem w czasach młodości króla. Zazwyczaj zbywa się jej istnienie frazesami, że to była hugenotka i wdowa po poecie, którą król – nie wiedzieć czemu – poślubił. A warto pamiętać, że to była ciekawa i wielowymiarowa postać :)
Tylko jak ona wytrzymywała królewski zapaszek? Nawet dla mało higienicznej ówczesnej arystokracji aromaty wydzielane przez Ludwika XIV były trudne do wytrzymania.
Pecunia non olet
Joanna Gryczik von Schomberg-Godulla znana jako śląski Kopciuszek i historia zamku u Kopicach to dopiero są prawdziwe ciekawostki, no ale,, cudze chwalicie, swego nie znacie…”
Bo patriotrollom nigdy nie dogodzisz…
Historia Joanny Gryczik jest pasjonująca i kiedyś opisywałam ją na moim fanpage’u. Uważam jednak, że losy tej Ślązaczki mają mniej podobieństwa do Kopciuszka. Właściwie z bajką łączy ją tylko awans społeczny – a i on w bajce jest mniejszy, bo Kopciuszek generalnie przedstawiany jest jako córka barona, a nie służącej. Co absolutnie nie zmienia faktu, że warto pamiętać o Joannie.
Pani Agnieszko jakoś nie potrafię odnaleźć tego artykułu proszę o jakieś dane. Co do Joanny to jednak prawdziwa,, bajka” czytałem ja kiedyś w wersji niemieckiej, nie zmienia do jednak historii zamku, którego ruiny osobiście zwiedziłem i cena za jaka został sprzedany wraz z całym parkiem (-5000 złotych rozłożono na raty) to dopiero prawdziwa bajka.
Nigdzie nie znalazłam jej narzekań na 'mężowski zapaszek’. Powiem więcej – w przeciwieństwie do męża nie cierpiała siedzieć przy otwartym oknie, co wentylowało pomieszczenia. Także wszystko wskazuje na to, że bardziej przeszkadzało jej zimno, niż smrodek. Co kto lubi.
Twarda byla ta kobitka,potrafila zniesc krolewski odor ktory mogl zabic slonia poniewaz Jego Smrodliwosc nigdy sie nie myla.Ponadto Krol Slonce cierpial na syfilis,egzeme,mial tasiemca i wszawice,jego loze roilo sie od robactwa wszelkiej masci,byl kompletnie lysy i nie mial w wieku 30-tu lat ani jednego zeba mial dziure w podniebieniu [po nieudanym zabiegu] i czesto zawartosc jamy ustnej wyplywala mu przez nos! Taka to kariere zrobil ten ”kopciuszek’,mysle ze juz lepiej bylo indyki pasc.Szkoda ze autorka o tym nie wspomniala.
Dobre. To jednak nie prawda, że nigdy się nie mył na zalecenie lekarzy wziął kąpiel aż dwa razy.
Jednak z tymi kapielami to bylo tak ze w wieku 7-miu lat na zalecenie lekarzy zanurzono go w ogrodowej fontannie w ubraniu co tak go wystraszylo ze zrezygnowal z wody na cale zycie,. rece przecieral winem. Rok wczesniej umyto mu nogi.
Od życia dostawała kopniaki na niemal każdym kroku, więc trudno się dziwić, że wyrosła na twardą osobę. Franciszka wielokrotnie była opiekunką – i dla pierwszego, i dla drugiego męża. Ludwikowi XIV nawet towarzyszyła przy bardzo niebezpiecznej operacji jego wrzodów na tyłku. I jakoś jej to nie obrzydziło.
Z robactwem miała wcześniej często do czynienia – choćby w trakcie dwuletniego pobytu w tropikach.
Jak pokazują losy innych dziewcząt z tamtej epoki, które miały podobny start, mogła zostać albo zakonnicą, albo kurtyzaną (jeśli nie prostytutką). Została żoną króla. Króla, którego higiena dla nas może być szokująca, ale jakoś bardzo drastycznie nie odstawała od realiów epoki.
Zapomnial gosc o lewatywach Król Słońce twierdził, że miał ich w życiu robionych ponad 2000 wiele z nich publicznie.
Poznałam panią de Maintenion oglądając kiedyś francuski film o niej. Nie zrozumiałam ani słowa (nie znam francuskiego) ale zainteresowała mnie ta historia, która wydawała się bardzo romantyczna. Szukałam potem różnych informacji o tej żonie króla :-)
Cieszę się, że utrafiłam w zainteresowanie :) polecam książki z bibliografii do dalszego zgłębiania postaci – szczególnie autorstwa Charlotte Haldane :)
Można dodać, że gdy król nadal jej tytuł markizy de Maintenon (on nazwy dóbr, które akurat nabyła) złośliwy dwór natychmiast przekręcił jej nowe nazwisko na „Madame de Maintenant”, co brzmiało niemal tak samo, ale znaczyło mniej więcej „pani na teraz”.
Warto też wspomnieć, że o ile dobrze przysłużyła się królowi, o tyle Francji nie bardzo. Chrzestna-hrabina jednak wychowała ją na dewotkę. Jej, tj. pani de Maintenon, wpływowi na króla przypisuje się odwołanie Edyktu Nantejskiego, co zapoczątkowało prześladowania religijne we Francji i emigrację setek tysięcy hugenotów. Tym samym Francja niemal z dnia na dzień straciła swoich najświatlejszych, najpracowitszych, najbardziej przedsiębiorczych i najlepiej wykształconych obywateli, co się dość mocno odbiło na jej pozycji gospodarczej.
Ale że w historii nic nie ginie bezpowrotnie, zyskała takowych z kolei Holandia i przede wszystkim Prusy, co z kolei później umożliwiło tym krajom znaczny rozwój gospodarczy i cywilizacyjny.
Taaak, istniał taki złośliwy komentarz… Swoją drogą całkiem dowcipny.
Co do złowieszczej roli pani Maintenon w odwołaniu edyktu nantejskiego, to jest to bardzo popularne stwierdzenie w wielu publikacjach popularnonaukowych, jeśli tylko autor jakiejkolwiek książki z tamtych czasów zadał sobie trud przebadania źródeł, to dochodził do tego, że żona króla nie miała z tym nic wspólnego. Decyzja króla kiełkowała już wcześniej, a pani Maintenon mogła najwyżej namawiać swoich protestanckich krewnych, by przeszli na katolicyzm i uniknęli w ten sposób prześladowania.
Pani Maintenon miała ponadto wielkie nieszczęście, że jej ślub z królem zbiegł się ze zwycięstwem pod Wiedniem. Przetrącenie potęgi Turcji, od dziesięcioleci wielkiego sojusznika Francji, spowodowało znaczne pogorszenie sytuacji międzynarodowej monarchii Ludwika XIV. A za negatywne tego skutki łatwiej było oskarżać „złą doradczynię” niż geopolitykę…
Jeśli mowa o pani Maintenon, to przed laty ukazała się, na jej temat, niewielka monogafia w języku polskim. Nie pamiętam, czy oryginalna, czy tłumaczona.
Zapamiętałam natomiast jeszcze inną informację na jej temat, a raczej – na temat jej pośmiertnych losów. Otoż podczas rewolucji francuskiej zostało splądrowane opactwo Saint Cyr, gdzie była pochowana, a grób jej został zbezczeszczony i również splądrowany. Nie wynikało to raczej z powodu przypisywanego jej odwołania edyktu nantejskiego.
Poza tym mowa była o jeszcze jednym aspekcie jej relacji z królem. Otoż, w pewnym okresie życia, dała się poznać jako jansenistka, czego król nie akceptował i co miało podobno prowadzić do poważnego rozdźwięku w ich małżeństwie. Nie mniej ten rozdźwięk został skutecznie załagodzony czy też wyeliminowany. Inne informacje – zgodne z tymi w niniejszym blogu.
Franciszka była niezwykła i z przyjemnością czytałam o niej w książce Antonii Fraser. Potrafiła osiągnąć naprawdę wiele działając z cicha i dyskretnie, niczym cicha woda. Była też szalenie pobożna, ale moim zdaniem w odwołaniu edyktu nantejskiego mogło chodzić o uderzenie w hugenotów bo jednak w tamtych czasach religia i władza świecka szły w parze i wolność wyznania jak I RP stanowiła ewenement.
Jak mowa o kopciuszkach, warto wspomnieć o Katarzynie I, żonie Piotra Wielkiego, która z chłopki awansowała na carycę.
A czy przypadkiem król nie miał kiły? Warto też poczytać ciekawostki historii medycyny. Otóż ja nie wierzę, że ktoś potrafi tak się nagle zmienić. Wydaje mi się to podejrzane…
Być może Ludwik XIV przebył kiłę jednak, o ile higiena Francuzów stała na raczej niskim poziomie, o tyle lekarze ówcześni skutecznie leczyli kiłę („wciekami” i „parówkami” z rtęci). Takie leczenie mogłoby tłumaczyć, dlaczego król w wieku 30 lat był bezzębny.
Gwoli spawiedliwości należy dodać, że Marysieńka Sobieska (primo voto Zamojska) też przebyła kiłę (zarażona przez Zamojskiego); toteż poroniła wszystkie dzieci, które miałaby z nim. Po zamążpójściu z Sobieskim „uciekła” na rok do Francji i tam została skutecznie wyleczona. A na temat jej higieny też warto wspomnieć – zakonnice w jednym z klasztorów, bodajże w Gdańsku, skarżyły się bardzo, że królowa codziennie bierze kąpiel, toteż one co dzień muszą nanieść i nagrzać dużą ilość wody do tej kąpieli.
Słuszna uwaga. Gwoli tylko ścisłości – na cztery ciąże Marysieńki z Zamoyskim tylko jedna skończyła się poronieniem. Z trzech córeczek, jakie urodziły się żywe, dwie żyły około miesiąca, jedna „aż” dwa lata. Także były słabe, ale nie na tyle, żeby nie przyjść na świat.
Powinno być „wcierkami” (z rtęci)!
działała zgodnie z zasadą *cicho budziesz – dlasze pudziesz*..:-)
„Wyrzucenie na dwór” brzmi w tym przypadku dwuznacznie. Lepiej użyć małopolskiego „na pole” :)
A jeszcze lepiej neutralnego „za drzwi” lub „z domu”.
Opowieść bardzo ciekawa.
Ale okładka strasznie szmirowata. Jakbym się do lat 2000 cofnął i oglądał wydawane wtedy po piracku książki.
Ciekawa historia, ale motyw Kopciuszka jest dużo, dużo starszy