Państwo bez stosów? Niekoniecznie. Na czarownice polowano nie tylko w Niemczech, Francji czy Anglii, ale również dalej na wschód - chociażby na Litwie. Oczywiście "moda" na tego rodzaju prześladowania i procesy przybyła z Zachodu, jednak na Wschodzie przyjęła specyficzną, miejscową formę.
Polowania na czarownice zaczęły się na Litwie znacznie później niż w innych krajach. Pierwsza wzmianka dotyczy dopiero procesu z 1563 roku. Podstawowy powód jest oczywisty – Litwa została schrystianizowana jako ostatni kraj Europy i w XV czy XVI wieku sięganie po praktyki magiczne lub zielarstwo stanowiło tam raczej normę niż odstępstwo.
Jak pisali Gintaras Beresnevičius i Tomas Čaplinskas, gdyby w Wielkim Księstwie chciano stosować te same zasady co na Zachodzie, to
dziewięćdziesiąt procent ludności zostałoby uznane za czarowników i czarownice. Dlatego ograniczano się do sądzenia osób oskarżonych o czary, zaś na relikty pogańskich zwyczajów i obrzędów, w których w dalszym ciągu uczestniczyły całe wsie, patrzono przez palce.
Co więcej w XVI stuleciu w Wielkim Księstwie Litewskim zadomowiła się reformacja, mniej panicznie podchodząca do czarów i szatańskich spisków.
Na większą skalę procesy czarownic przybyły na Litwę dopiero wraz z katolicką kontrreformacją. W obronie wiary starano się postępować według tych samych wzorców, co na Zachodzie np. szukając działających potajemnie grup obejmujących nawet kilkadziesiąt osób, w tym postacie publiczne.
Winę udowadniano chociażby poprzez wykrywanie na ciałach oskarżonych „pieczęci diabła”. Metoda ta jest doskonale znana z Niemiec czy Francji.
Co więc różniło litewskie czarownice i polowania na nie, od tych prowadzonych na zachód od Łaby?
Wieszczki, zielarki… i opiekunki ognia sprowadzające dżumę
Po pierwsze w Wielkim Księstwie nigdy nie udało się zamknąć magii w ramach jednolitych, „importowanych” stereotypów.
Już obiekt prześladowań był inny niż chociażby w Niemczech. Ścigano nie tyle „zwykłe” czarownice, co przede wszystkim odwołujących się do magii zielarzy i zielarki.
Co więcej w folklorze litewskim przetrwała wizja czarownic jako postaci powiązanych z boskością, niekoniecznie czarnych charakterów.
Ich podstawową umiejętnością miało być nie rzucanie uroków, lecz przepowiadanie przyszłości. Litewski wyraz ragana oznaczający czarownicę wywodzi się prawdopodobnie od „widzieć”, „przewidywać”.
Wiele zeznań procesowych dowodzi autentyczności litewskiej magii – częściej niż na zachodzie pojawiają się opisy rytuałów, które najpewniej naprawdę przeprowadzono, a nie zmyślono według zaczerpniętego z poradnika tortur wzorca. Doskonały przykład stanowią zeznania z procesu Z. Szlekinowej sądzonej w 1680 roku we dworze Rawle w powiecie Widukle. Wspomniani wyżej litewscy autorzy przytaczają je następująco:
Oskarżona oraz inne czarownice, chcąc zaszkodzić panu Blinstrubowi, uciekły się do pomocy diabła Pawła; ten w chlewie dusi prosiaka i wysysa jego krew, oskarżona chowa tego prosiaka w czasie Wigilii pod lodem, a jego krwią skrapia dziedziniec, by pan z panią i ich dzieci po dwóch latach zmarli.
Rytuał – podsumowują autorzy – jest całkiem przekonujący i raczej nie zmyślony na ławie tortur. Do litewskich przesądów pasuje zarówno data wydarzeń (Wigilia – dzień szczególnej skuteczności wszelkich czarów), jak i metoda zabójstwa stosowana przez diabła (uduszenie).
Litewskie czarownice mają też wiele innych, nietypowych cech. Przykładowo rzadko latają na miotłach – zdaje się, że wygodniej im się siedziało okrakiem na… fruwających ulach. Dokąd zaś latały?
Miały w tym względzie więcej fantazji niż ich polskie czy europejskie koleżanki. Udawały się do krainy ze świata pozagrobowego, na górę porośniętą grochem. Również ich moce wydają się nietypowe, a częstokroć bardziej złowrogie niż w innych krajach.
Zapomnijcie o niewinnym zaczarowywaniu krów, by te nie dawały mleka. Ragana, wedle wierzeń, potrafiła znacznie więcej: nawet sprowadzić na kogoś dżumę!
To jednak nie choroby były jej główną domeną. Zdaniem innego litewskiego badacza Norbertasa Veliusa litewskie czarownice były nierozłącznie związane z ogniem – nazywano je wręcz opiekunkami ognia.
Niekłamana korzyść ze świeckiego procesu
Litewskie wierzenia magiczne były rozbudowane i powszechne. Nie ulega wątpliwości, że w Wielkim Księstwie było o wiele więcej (być może nawet kilkadziesiąt razy więcej) „prawdziwych” czarownic niż na Zachodzie. A jednak ich procesy to istny ewenement.
Podczas gdy w całej Europie przeprowadzono nawet 100 000 procesów czarownic, a w samych Niemczech około 20 000, na Litwie za czary sądzono… 363 osoby.
Na dodatek spośród nich – przez ponad dwa stulecia – stracono zaledwie 75, czyli 1/5. Jak stwierdzają Beresnevičius i Čaplinskas:
łatwo można było zostać czarownicą, ale znacznie trudniej było rozprawić się z nią w oficjalnym sądzie.
Do tego procesy odbywały się w zasadzie wyłącznie na Żmudzi. Ani na wschodniej Litwie, ani na ziemiach białoruskich nie zaprzątano sobie tym tematem głowy.
Prawdziwa niezwykłość litewskich polowań na czarownice polega na tym, że aż do XVIII wieku nie dopuszczono do nich ludzi Kościoła. Może i kontrreformacja stanowiła impuls do prześladowań i dawała wzorce postępowania, ale procesy zawsze odbywały się w sądach cywilnych.
Brali w nich udział świeccy świadkowie, panowie z dworu, rodzina oskarżonych itd. Do ewenementów należało jednak zapraszanie duchownych.
Zmieniło się to dopiero w 1703 roku – wówczas król August II, za namową biskupa kujawskiego Stanisława Szembeka, przeniósł prawo przeprowadzania procesów o czary z sądów cywilnych na kościelne. W tym czasie sama instytucja polowań na czarownice w Europie odchodziła już w zapomnienie.
Na Litwie zawitała ona najpóźniej i bodaj najpóźniej została wypleniona. Ostatni proces – nad chłopkami z klasztoru dominikańskiego w Rosieniach – odbył się w 1771 roku. Pięć lat później sejm warszawski ostatecznie zakazał sądzenia podejrzanych o uprawianie czarów państwie polsko-litewskim.
Na koniec ciekawostka. 1551 roku Zygmunt August nakazał Mikołajowi Radziwiłłowi Czarnemu zamknąć na zamku w Dubinkach pokojówkę Bony Sforzy, oskarżaną o rzucenie uroku, który przyczynił się do śmierci Barbary Radziwiłłówny. Było to ewidentny wyjątek, bo aż do początków XVIII wieku władze świeckie nie interesowały się aktywnym ściganiem czarownic.
Źródła:
Podstawowe:
- Gintaras Beresnevičius i Tomas Čaplinskas, Czarownica [w:] Kultura Wielkiego Księstwa Litewskiego. Analizy i obrazy, Universitas, Kraków 2006, s. 143-161.
Uzupełniające:
- B. Baranowski, Procesy czarownic w Polsce XVII-XVIII w., Łódź 1952.
- B. Levack, The Witch-Hunt in Early Modern Europe, Longman 1995.
- K. Sochaniewicz, Przyczynek do czarów na Żmudzi w XVII wieku, Lwów 1922.
- J. Tazbir, Procesy o czary, „Odrodzenie i reformacja w Polsce”, t. 23, 1978.
KOMENTARZE (16)
Wydaje mi się, że stwierdzenie, jakoby protestanci „mniej panicznie podchodzili do czarów” jest niezbyt trafne. Te 20 000 w Niemczech to w większości nie są ofiary katolików, o ile mnie pamięć nie myli, tylko świeckich (!) protestantów.
Mogłem to pewnie nieco inaczej sformułować – chodzi oczywiście o podejście protestantów w państwie polsko-litewskim.
Naprawdę przydatny tekst. Dobrze napisany. Dzięki… ; x
O ile mi wiadomo, fakt że czarownice na Litwie były sądzone przez sądy cywilne nie był żadnym ewenementem. Tak samo było na ziemiach polskich. Gdy chodziło o szkody (w tym przypadku domniemane) w mieniu czy na zdrowiu obywateli, sprawiedliwość wymierzał sąd wójtowski lub grodzki na podstawie tzw. prawa magdeburskiego. Ksiądz lub zakonnik co najwyżej mógł pomagać jako ekspert od spraw szatańskich.
Nie znaczy to bynajmniej, że kościół katolicki nie był odpowiedzialny za te zbrodnie. Do ścigania sił nieczystych i ich wspólników nawoływali papieże, biskupi, księża na ambonach, jezuici w swoich szkołach i misjach. Nieprzypadkowo prześladowania czarownic na masową skalę rozpoczęły się w Polsce dopiero w wieku XVII, po wydaniu w 1614 roku polskiej wersji „Młota na czarownice”.
@clivie – Nie jestem na 100% pewna czy aby „już” w XVII w. Z tego co pamiętam, to na masową skale zaczęto tępić czarownice w ROW (na terenach korony) dopiero w XVIII w. kiedy, to w Europie zaczęto myśleć oświeceniowo i odchodzono od takiego „barbarzyństwa” , aże Polacy nie gęsi, to również musieli i w tejże kwestii mieć swoje 5 groszy. Z resztą Maciej Łubieński i Michał Wójcik, którzy prowadzili program historyczny na „TVN Discavery Historia” również datują wiek XVIII.
Tępiono u nas masowo czarownice? Ile wytępiono tych mas?
Drobny błąd, nie DiscAvery, a Discovery ;-))
A ja się odniosę jeszcze do jednego detalu z wypowiedzi Clivie:
„O ile mi wiadomo, fakt że czarownice na Litwie były sądzone przez sądy cywilne nie był żadnym ewenementem. Tak samo było na ziemiach polskich. ”
W tekście pisałem, że ewenementem na Litwie był udział duchownych w procesach, a nie że prowadzenie spraw przez sądy cywilne było ewenementem na takim czy innym tle.
Rzeczywiście było, ale na tle europejskim a nie tle Rzeczypospolitej – bo w końcu Litwa wchodziła w skład tego samego systemu państwowo-prawnego co Korona (Polska). No ale w tekście nic na temat nie pisałem ;-).
„Prawdziwa niezwykłość litewskich polowań na czarownice polega na tym, że aż do XVIII wieku nie dopuszczono do nich ludzi Kościoła.”
To chyba jednak pani Magdalena ma rację. Sam Pan sobie przeczy w tym artykule.
Kościół cały czas atakował sądy świeckie za skazywanie niewinnych ludzi, i to przejęcie tych sądów przez kościół w końcu przyczyniło się do ich ustania w XVIII w.
Na Litwie skazano znacznie mniej czarownic niż w Koronie, a w Koronie najwięcej w miastach zamieszkałych przez ludność niemiecką. Ewenementem Litwy jest to, że skazano tam najmniejszy procent kobiet, czyli równouprawnienie.
„Kościół cały czas atakował sądy świeckie za skazywanie niewinnych ludzi, i to przejęcie tych sądów przez kościół w końcu przyczyniło się do ich ustania w XVIII w.”
To w mojej prywatnej opinii dość naiwne twierdzenie. W prawie całej Europie polowania na czarownice prowadzono pod patronatem Kościoła i w majestacie prawa kościelnego. Ich ustanie w XVIII wieku na Litwie miało taki sam powód jak gdzie indziej – oświeceniowe nurty w myśleniu. I tak na teren RON docierały one z opóźnieniem.
Natomiast co do relacji pomiędzy liczbą procesów w Koronie i na Litwie. W obydwu przypadkach mówimy o względnie bardzo małych liczbach, ale nie wykluczam że w Koronie tych procesów było więcej. Nie pisałem o tym w ogóle w artykule. Chętnie natomiast poznałbym liczby o których mówisz i ich źródło.
Co do procesów w miastach niemieckich – ani trochę by mnie nie dziwiło, że to tam było ich najwięcej. W końcu to Niemcy były kolebką polowań na czarownice.
Chętnie też bym się dowiedział w którym miejscu sobie przeczę :).
spoko
Najwięcej czarownic wytropiono na Zmudzi… Jakoś dziwnym przypadkiem była to okolica granicząca z Prusami i pozostająca pod największym wpływem niemiecko-protestanckim.
A co to tych nielicznych procesów w Rzeczpospolitej – jaki procent z nich odbyl się w miastach w, których było niemieckie mieszczaństwo? Bo wiara w złe czarownice, które dybią na człowieka (motyw faustowski) wywodzi się jeszcze z wierzeń germańskich. Litewski diabeł (o Borucie już nie wspominając) nie jest aż takim złem absolutnym
Kolejny dowód na to że istnieje coś takiego jak Europa Środkowa, czyli region mający swoją specyfikę. Niestety musimy bardziej zaznaczać swoją odrębność od Europy Zachodniej i Wschodniej. W tym artykule mamy konkretnie podane że u nas sprawy typu jak czarownice były inaczej traktowane. Podobnie jest z kwestiami obyczajowymi, np nikt w Polsce i naszym regionie nie ścigał homoseksualistów w przeciwieństwie do Zachodu gdzie było podejście bardzo purytańskie i obecnie od 40 lat te państwa muszą to odreagować czyli wcześniej karały gejów, teraz dają im uprzywilejowaną pozycje. U nas nikt gejów za bardzo nie gonił, teraz nikt ich za bardzo nie wielbi. I uważam to za zdrowe, chłopskie podejście. Widać że w naszych narodach jest pewien dystans do tego typu kwestii- i oby jak najdłużej.
Uważam że Litwa i jej folklor jako temat jest dość często pomijana na rzecz Ukrainy. A wystarczy tylko obejrzeć film ,,Dolina Issy” (przyznam nie do końca rozumiem fabułę) żeby zobaczyć taki zaczarowany świat głuszy litewskiej, pełnej duchów i ludowych litewskich śpiewów.
Drogi Panie Jaremo, jeśli mogę poleciłabym lekturę „Doliny Issy” Miłosza. Paradoksalnie tu słowo oddaje dużo bardziej koloryt lokalny Litwy niż filmowy obraz. Pozdrawiam serdecznie :)
Błagam Cię człowieku nie pisz bzdur, nawet niepełnosprawni musieli się w tym kraju ukrywać a co dopiero ludzie homoseksualni. Ten kraj nigdy normalny nie był. Mam 40 lat i wiesz co? Od niedawna widzę ludzi z zespołem Downa na ulicach polskich miast, wcześniej gdzie byli ? Ty chyba nie wiesz o czym piszesz. Albo jesteś młody albo głupi.
Na jakim zadupiu ty mieszkasz człowieku ? Jeśli w wieku 40 lat od niedawna widzisz ludzi z zespołem Downa na ulicach ? Ten kraj nigdy normalny nie był ,o jakim kraju piszesz ? Ani w RON ,ani w 2 RP nikt homoseksualistów nie karał ,ale też nikt ich na piedestał nie wynosił ,co robią w swoim łóżku to ich rzecz. Dziś z gorliwością neofitow tzw.kraje zachodu europy w których homoseksualizm jeszcze niedawno był przestępstwem karanym więzieniem próbują uczyć inne kraje tolerancji. Więc lepiej nie pisz niczego wydając się tylko głupim niż zabieraj głos i rozwiewaj wszystkie wątpliwości co do twojej inteligencji.