Wiele osób nie wyobraża sobie bez niego śniadania. Ciemny, jasny, pełnoziarnisty - do wyboru, do koloru. W czasie okupacji o takim luksusie Polacy mogli wyłącznie pomarzyć. Do wyboru mieli dwie opcje. Albo zadowalali się paskudnym chlebem kartkowym, albo zastępowali go własnymi wypiekami.
Chleb kartkowy był okropny. Twardy, czarny, gliniasty. Nazywano go bonowcem, kartkowcem i dźwiękowcem. To ostatnie określenie pochodzi od odgłosów, jakie wydawał układ pokarmowy po jego spożyciu. Kto chciał jadać coś lepszego, był zdany na własne talenty kucharskie.
Gospodynie starały się korzystać z samodzielnie przygotowywanego chleba jak najoszczędniej i wypiekać go nie za często. Jedna z autorek ówczesnych książek kucharskich tłumaczyła, że najlepiej nie pozwalać domownikom zjadać świeżego i pachnącego bochenka. Dlaczego, skoro taki jest najsmaczniejszy?
Porada miała czysto praktyczne podstawy. Świeże pieczywo nie dość, że nie zaspokaja wystarczająco głodu, to nawet rozbudza apetyt. Aby się nim najeść, trzeba spożyć o wiele więcej niż w przypadku pieczywa, które zdążyło już się odleżeć. W warunkach wojny najlepiej jest zostawić chleb, by lekko sczerstwiał i dopiero taki dawać do jedzenia rodzinie.
Z drugiej strony należało opracować recepturę, która oszczędzała przynajmniej część mąki, jednocześnie pozwalając na to, by chleb zachował świeżość na dłużej. Oba te warunki doskonale spełniał jeden składnik dodawany do ciasta na chleb. Niezawodne polskie ziemniaki wymieszane pół na pół z mąką sprawiały, że wypiek był tani i nadawał się do jedzenia przez kilka dni.
Składniki
- 30 dekagramów ziemniaków
- 30 dekagramów mąki żytniej, razowej lub sitkowej
- 5 dekagramów mąki pszennej
- 1 ½ dekagrama drożdży
Sposób wykonania:
Ziemniaki ugotować w mundurkach, odcedzić, obrać i przetrzeć przez sito. Tak przegotowane przełożyć do miski i zagnieść z połową mąki i drożdżami rozpuszczonymi w łyżce letniej wody. Zostawić na noc do wyrośnięcia. Następnego dnia dodać drugą połowę mąki i sól. Wyrobić. Przełożyć do wysmarowanej foremki i odstawić do wyrośnięcia w cieple. Po wierzchu posmarować wodą i upiec (przepis wynotowany na podstawie „100 potraw oszczędnościowych doby dzisiejszej” Elżbiety Kiewnarskiej z 1941 roku).
Wrażenia
W czasie okupacji gospodynie nie zawsze dysponowały dokładnie taką mąką, jaka była w przepisie. W związku z tym często zastępowały ją tym, co miały pod ręką. Tym razem poszłam ich śladem. Przygotowując chleb ziemniaczany na półce nie miałam akurat żadnej z mąk wymienionych przez Kiewnarską. Zamiast niej użyłam mąki orkiszowej, z której piekę chleb na co dzień. Poza tym zrobiłam wszystko według instrukcji pani Elżbiety.
Nazajutrz po upieczeniu, zabrałam chleb do pracy i poczęstowałam nim członków redakcji „Ciekawostek historycznych.pl” i wydawnictwa Znak Horyzont. Każdego zapytałam o opinię. Chleb smakował zaskakująco dobrze. Miał chrupiącą skórkę, a w środku był wilgotny. W dodatku sycił na długo. Po tym jak na zebraniu „Ciekawostek” zjedliśmy po kromce, żaden z członków redakcji nie miał już ochoty na obiad. O opinię zapytałam też jedną z koleżanek ze Znaku Horyzont. W odpowiedzi usłyszałam, że chleb wyszedł tak smaczny, że można go jeść po prostu z odrobiną masła i solą.
Chleb upiekłam w niedzielę. Zachowałam ostatnią kromkę zawinąwszy ją w kuchenną ściereczkę, żeby zobaczyć, jak jej smak i wygląd zmieni się się po paru dniach. Dzisiaj, czyli w środę, chleb nie ma już tak chrupiącej skórki jak ten świeży, jednak nadal jest smaczny i – co dla mnie ważne – nie sczerstwiał. Zachował się znacznie lepiej od zwyczajnego chleba z mąki orkiszowej. Z pewnością następnym razem upiekę o od razu tygodniowy zapas…
KOMENTARZE (6)
Jako lubiący kulinarne eksperymenty mam dwa pytania, jak długo i w jakiej temperaturze wypiekać taki bochen? :)
No właśnie, jak długo piec, w jakiej temperaturze i ile soli?
Wybrane komentarze do artykułu z naszego facebookowego profilu, które mogą Was zaciekawić
https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne/posts/1145629642132360
Anna Z.:
albo placka z buraków cukrowych – też wojenny.
Paweł F.:
Żeby nie było dla autorki tego postu, że to jakiś ewenement historyczny, polska współczesna piekarnia też nadal wypienia chleb ziemniaczany, można kupić, następnym razem zrobię fotkę
Ola Zaprutko-Janicka:
Paweł F. Autorka tekstu nie uważa chleba z dodatkiem ziemniaków za ewenement okupacyjny. W „Historycznej pani domu” chodzi o testowanie dawnych rozwiązań. W wielu okupacyjnych kuchniach brakowało mąki i trzeba było ją oszczędzać, a jednocześnie nie dało się obyć bez chleba. Współczesne przepisy uwzględniają niewielki stosunek ziemniaków do mąki, największy to proporcja 1:3, a w większości receptur to zwykle jeden nieduży ziemniak na całe zagniatane ciasto. Przepis z wojennej książki kucharskiej uwzględnia zupełnie inny stosunek tych składników. Dokładnie pół na pół. Chciałam pokazać czytelnikom, że można skorzystać z takiego kryzysowego przepisu, uzyskując wypiek dobry, trwały i smakujący jak prawdziwy chleb.
Skoro wyszedł tak smaczny, to znaczy że nie miał nic wspólnego z okupacyjnym zakalcem.
Świetny artykuł
Dziękujemy w imieniu Autorki i całej Redakcji. Pozdrawiamy serdecznie.