Późny wieczór 24 maja 1945 r. Lotnisko Yontan na Okinawie atakuje formacja japońskich spadochroniarzy samobójców. Z podziurawionego kulami i pozbawionego podwozia samolotu wyskakuje garstka komandosów ogarniętych szałem zniszczenia. Ich desperacka misja mogła mieć niespodziewanie tragiczne skutki...
Walki o Okinawę trwały już od dwóch miesięcy. Szala zwycięstwa coraz bardziej przechylała się na stronę Amerykanów. Już w dniu lądowania zdobyli praktycznie nietknięte japońskie lotniska Yontan i Kadena. W trzeciej dekadzie maja były to już wielkie, doskonale zagospodarowane bazy powietrzne zdolne przyjąć praktycznie każdy typ samolotu. Z Yontan operowały nawet czterosilnikowe liberatory.
W ciągu pierwszego miesiąca walk obydwa lotniska były noc w noc bezustannie atakowane przez japońskie siły powietrzne. Kadena, leżąca bliżej linii frontu, ostrzeliwana była dodatkowo przez ciężką artylerię. Jednak w miarę postępów wojsk amerykańskich sytuacja wokół lotnisk uspokajała się. Przez kilka tygodni nie spadła na nie żadna bomba czy pocisk. Aż nadszedł 24 maja 1945 r.
Giretsu Kuteitai
24 listopada 1944 r. startujące z baz na Marianach bombowce B-29 dokonały pierwszego nalotu na Tokio od czasu rajdu Doolittle’a w 1942 r. Pod wpływem tego wydarzenia w japońskim sztabie generalnym powstała idea powołania specjalnej jednostki komandosów, tzw. formacji Giretsu Kuteitai (bohaterscy spadochroniarze).
Żołnierze ci mieli specjalizować się w dywersyjnych nocnych atakach na amerykańskie bazy ciężkich bombowców. Dowódcą jednostki został kapitan Michiro Okuyama, ekspert w dziedzinie wojsk inżynieryjnych i sabotażu.
Sama jednostka składała się z pięciu plutonów liczących 126 żołnierzy, wywodzących się z wojsk spadochronowych armii lądowej. Do tego dochodził 10-osobowy sztab. Byli to wszystko starannie wyselekcjonowani, cieszący się żelazną kondycją żołnierze. Doskonale znali różne sztuki walki: judo, jujitsu, kendo. Potrafili po mistrzowsku posługiwać się zarówno nożem, jak i bronią palną. Przeszli również przeszkolenie w niszczeniu bombowców B-29 przy pomocy różnego rodzaju ładunków wybuchowych.
Ku zagładzie
24 maja 1945 r. o godz. 18.50 z lotniska Kumamoto na wyspie Kiusiu poderwało się 12 bombowców Mitsubishi Ki-21 wyładowanych japońskimi komandosami. Dowodził sam Okuyama. Celem wyprawy były lotniska na Okinawie. Japońskie samoloty miały wylądować na nich w ciemnościach, a spadochroniarze poczynić na miejscu maksymalne zniszczenia. Z założenia była to misja samobójcza. Kapitan Okuyama przewidywał, że zanim jego ludzie zostaną wybici, każdy będzie w stanie zniszczyć co najmniej 2–3 samoloty wroga.
Akcja rozpoczęła się niefortunnie. Tuż po starcie cztery bombowce musiały zawrócić z powodu usterek technicznych. Kilka kolejnych zostało przechwyconych przez amerykańskie myśliwce. W bezpośredni rejon lotniska Yontan dostało się pięć japońskich maszyn. W tym momencie jednak ogień zaporowy z dział kalibru 40 mm i 90 mm otworzyły trzy amerykańskie dywizjony przeciwlotnicze.
Dwie maszyny eksplodowały w powietrzu. Trzecia, widocznie ciężko uszkodzona, rozbiła się na pobliskich wzgórzach. Czwarta zmieniła się w kulę ognia, podchodząc do lądowania. Pilot, widząc że nie będzie w stanie przyziemić, skierował płonący bombowiec na zaparkowane wzdłuż pasa amerykańskie myśliwce.
Ostatnia maszyna, z numerem taktycznym 546 na stateczniku, przeszywana pociskami amerykańskiej artylerii przeciwlotniczej, wylądowała bez podwozia, krzesząc na pasie startowym snop iskier. Nim bombowiec zatrzymał się, odskoczyły boczne drzwi i wysypała się z niego gromada Japończyków strzelających z broni maszynowej i rzucających granaty…
„Piękna, ciemna i słodka noc…”
Tuż przed atakiem na lotnisku Yontan panował błogi spokój. Personel umilał sobie czas słuchając muzyki Louisa Armstronga czy grając w karty. Niektórzy układali się do snu, inni jeszcze pracowali. Szeregowy Jack Kelly, mechanik w jednostce myśliwców, był właśnie zajęty przy jednej z maszyn, gdy na lotnisku rozległ się alarm. Była godz. 22.30. Jak potem wspominał: Wieczór zaczął się całkiem normalnie, a zmienił w najbardziej ekscytujące zdarzenie z mego życia.
Udało mu się dobiec do schronu, w którym przebywało jeszcze kilkunastu innych żołnierzy. Nie mieli przy sobie żadnej broni. Japońska „Sally” zatrzymała się zaledwie sto metrów od ich miejsca ukrycia. Byliby bez szans, gdyby zostali wykryci przez giretsu. Mogli tylko bezsilnie przysłuchiwać się, jak napastnicy wysadzają kolejne samoloty. Na szczęście wkrótce na odsiecz przybyło im kilku wartowników marines.
Chaos, jaki zapanował na lotnisku, potęgowały ciemności. Amerykanie kilkakrotnie wzajemnie się ostrzelali, czego skutkiem byli liczni ranni. Oficer dyżurny na wieży kontrolnej, porucznik Maynard C. Kelley został śmiertelnie raniony z broni maszynowej Japończyków, gdy oświetlił ich reflektorem.
Krajobraz po bitwie
Amerykanie stopniowo opanowywali sytuację, jednak strzelanina na lotnisku trwała praktycznie przez całą noc. Ostatniego krasnala dorwali dopiero o świcie – wspominał inny mechanik Roy Stander – wszędzie czuć było smród palonej gumy i płonącej benzyny. I jeszcze ten mdły, mocny zapach. Smażącej się skóry i włosów…
Łącznie w pobliżu lotniska odnaleziono 69 ciał Japończyków. Niektórzy popełnili samobójstwo. Dwóch było ciężko rannych. Jeden zmarł od razu. Drugi – jak dalej wspominał Stander – (…) ledwo zipał. Ale nie widziałem, żeby ktoś chciał mu pomóc.
Straty Amerykanów były również wysokie. Giretsu zniszczyli trzy myśliwce F4U Corsair, dwa patrolowe privateery marynarki wojennej i cztery transportowce. Dwadzieścia dziewięć innych samolotów, w tym dwa liberatory, zostały uszkodzone. Z dymem poszło 265 tys. litrów paliwa lotniczego, zgromadzonego w dwóch składach. Oprócz porucznika Kelleya poległo jeszcze dwóch żołnierzy ochrony lotniska, osiemnastu innych Amerykanów było rannych. Straty te poniesiono w większości od własnego ognia.
Pierwsze (i ostatnie) zadanie
Była to jedyna tego typu operacja w wykonaniu japońskich spadochroniarzy. Poświęcenie giretsu było jednak daremne. W ostatecznym rozrachunku akcja ta miała znikomy wpływ na końcowy wynik walk na Okinawie. Przewaga przeciwnika była przygniatająca. Niecałe cztery tygodnie później, 21 czerwca 1945 r., Amerykanie ogłosili, że wyspa została opanowana, choć małe grupy japońskich żołnierzy walczyły praktycznie do końca wojny.
Niewiele brakowało, by operacja japońskich spadochroniarzy wpłynęła pośrednio na ostateczny finał zmagań na Pacyfiku. 19 sierpnia 1945 r. dwa pomalowane na biało i oznaczone zielonymi krzyżami bombowce Mitsubishi G4M wylądowały na lotnisku na wyspie Ie Shima. Przywiozły wysokich rangą japońskich oficerów z gen. Kawabe Torashiro na czele. Stąd mieli polecieć amerykańskim samolotem do Manili, na rozmowy kapitulacyjne z gen. MacArturem.
Japończyków na lotnisku nie witali żadni oficjele. W ogóle nikt ich nie witał. W zamian za to cały skraj pasa startowego obsadzony był licznymi stanowiskami karabinów maszynowych. Amerykanie nie wiedzieli, czego spodziewać się po przybyszach i pomni nauczki, tym razem postanowili być przygotowani. Dowódca amerykańskiego oddziału rozkazał swoim żołnierzom: Jeśli któryś z tych japońskich oficerów zacznie się dziwnie zachowywać, skosicie ich. Wybijecie ich do nogi.
Na szczęście japońscy generałowie zachowali się rozsądnie. Negocjacje pokojowe zostały podjęte. Jak potoczyłby się dalej konflikt, gdyby nawet przez przypadek japońscy parlamentariusze zostali rozstrzelani? Czy Japończycy zerwaliby rokowania i wojna nie potrwałaby znacznie dłużej?
Bibliografia:
- Jarosław Jabłoński, Kutei Butai – japońscy spadochroniarze armii 1941, „MMS Komandos”, nr 9 (151), r. 2005.
- Andrzej Mozołowski, Tak upadło imperium, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1984.
- Bill Sloan, Ostateczna Bitwa. Okinawa 1945, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2010.
- Antoni Wolny, Okinawa 1945, Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2004.
KOMENTARZE (9)
„…wysypała się gromada Japończyków…” Nie znam się za bardzo na jednostkach organizacyjnych w wojsku, dlatego byłbym wdzięczny za informację co to takiego jest „gromada” i gdzie to to przynależy? Czy to kilka drużyn, plutonów, kompania, batalion…? Pierwszy raz słyszę o takiej jednostce.
Pozdrawiam.
no jak.. gromada to jakieś 3 garstki
Na idiotyczny komentarz należałoby równie idiotycznie odpowiedzieć.
I należy. Tak więc… Baranie! Wysypała się właśnie „gromada”. Ponieważ przeciskając się przez drzwi samolotu trudno stanowić zwarty oddział! Jak nie rozumiesz dobrze znaczenia słów we własnym języku, to może łaskawie przestań się czepiać mądrzejszych od ciebie. I nie rób sobie publicznego wstydu…
gromada gada
a te ciała (69) to skąd ? z jednego samolotu ?
Jest to łączna liczba ciał japońskich żołnierzy z wszystkich samolotów zestrzelonych w pobliżu lotniska.
Wybrane komentarze do artykułu z naszego facebookowego profilu
https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne/posts/1129171307111527
Andrzej M.:
Kurczę, a chciałem do Was napisać z propozycją artykułu o Okinawie.
Hanna S.:
Mało znana karta historii, warto wiedzieć
Ale ostatni fragment o rzekomym zerwaniu rozmów i rozstrzelaniu przez przypadek parlamentariuszy to już konkretna przesada w waszym wykonaniu. Szczególnie, że Japonia występowała już w 1944 roku do USA z prośbą o zawarcie choćby czasowego wstrzymania ognia, ale za każdym razem to amerykanie zrywali te obrady żądając głowy cesarza. Kiedy w 1945 roku Japończycy byli gotowi dać już nawet cesarza za pokój, amerykanie grzecznie odmówili…