Ciekawostki Historyczne
Dwudziestolecie międzywojenne

Japońscy doktorzy Mengele. Bestie o stokroć gorsze od hitlerowców?

Bestialskie eksperymenty w imię nauki. Tortury wymuszone wizją postępu. Ale też - nieludzkie próby przeprowadzane z czystego okrucieństwa. Takie, w których ofiar nawet nie uznawano za ludzi. Nieszczęśnicy byli zaledwie "kłodami drewna".

Japońska ekspansja w Azji zaczęła się od Mandżurii. To właśnie tam, w latach 30. XX wieku, cesarskie wojsko stworzyło pierwsze laboratorium, w którym „królikami doświadczalnymi” mieli być chińscy więźniowie.

Japońscy doktorzy śmierci między innymi przeprowadzali sekcje na żywych ludziach. Kadr z filmu "Man behind the sun".

Japońscy doktorzy śmierci między innymi przeprowadzali sekcje na żywych ludziach. Kadr z filmu „Man behind the sun”.

Chodziło o badania nad bronią chemiczną i biologiczną. Kandydat na szefa tego ośrodka wydawał się oczywisty. To Shiro Ishii, lekarz i mikrobiolog, który kilka poprzednich lat spędził na podróżach po Europie. Tam przyglądał się efektom stosowania gazów bojowych w I wojnie światowej. Tokijskie kręgi władzy były już wówczas zdominowane przez militarystów i Ishii z łatwością przekonał ministra wojny do programu budowy broni masowego rażenia.

Pierwsze laboratorium powstało w obozie Hong Ma, w opustoszałym miasteczku niedaleko Harbinu (największe miasto Mandżurii). W 1936 roku Ishii, awansowany na pułkownika, miał już dość środków i wpływów, by uruchomić spory kompleks badawczy. Powstał on w wiosce Pingfan pod Harbinem.

Shiro Ishii, lekarz i mikrobiolog, z łatwością przekonał ministra wojny do programu broni masowego rażenia. Program badawczy obejmował eksperymenty na ludziach (fot. Masao Takezawa, źródło: domena publiczna).

Shiro Ishii, lekarz i mikrobiolog, z łatwością przekonał ministra wojny do programu broni masowego rażenia. Program badawczy obejmował eksperymenty na ludziach (fot. Masao Takezawa, źródło: domena publiczna).

Na obszarze paru kilometrów kwadratowych, odizolowanym murem i drutem kolczastym, Japończycy zbudowali laboratorium, pawilon więzienny, fabryczkę broni chemicznej oraz bakteriologicznej, a także piec krematoryjny. Ishii miał także do dyspozycji poligon do ćwiczeń w terenie oraz eskadrę samolotów z pilotami.

Naukowa elita w służbie zbrodni

Ośrodek do 1941 roku działał pod oficjalną nazwą „wydziału zapobiegania epidemiom i oczyszczania wody Armii Kwantuńskiej”. Potem dostał kryptonim, który do dziś wywołuje złowieszcze konotacje: Jednostka 731.

Ishii zgromadził elitę lekarzy i naukowców ściągniętą z japońskich uczelni, a także pracowników cywilnych – w sumie parę tysięcy ludzi. W ramach różnych oddziałów mieli hodować i produkować zarazki chorób zakaźnych, prowadzić próby laboratoryjne i polowe, a także testować środki przenoszenia (aerozole, specjalne porcelanowe bomby lotnicze).

Ośrodek w Pingfan nie był jedyny – inne powstają m.in. pod Nankinem, Changchun (ówcześnie Xinjing), nawet w Singapurze. Wszystkie bez skrupułów wykorzystywały ludzi w roli królików doświadczalnych. Już po wojnie jeden z japońskich oficerów sądzonych przez Sowietów w tzw. procesie chabarowskim, powiedział: Wiem, że jak długo istniało więzienie w Jednostce 731, żaden z więźniów nie wyszedł z niego żywy.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

„Byli tylko kawałkami mięsa”

Do laboratoriów Jednostki 731 trafiali jeńcy wojenni (głównie chińscy, ale także sowieccy i koreańscy), domniemani szpiedzy, ale także zwykli cywile, aresztowani i dostarczani do ośrodków kontyngentami przez Kempeitai – cesarską tajną służbę.

Japońska ekspansja w Azji od początku była nasycona niebywałym okrucieństwem. Armia od szeregowca po generała z jednej strony karmiła się kultem bezwzględnego podporządkowania, z drugiej: przesiąknięta była pogardą wobec życia. Zarówno własnych żołnierzy, jak i cywilów na podbijanych terenach. Mordy, gwałty, grabieże, zmuszanie do niewolniczej pracy, dehumanizacja jeńców i ofiar cywilnych – wszystko to przybrało skalę masową.

W Jednostce 731 i podobnych ośrodkach ofiary były określane jako maruta – „kłody”, „klocki drewna”. Tracili imiona i nazwiska. Stawali się numerami, co ułatwiało oprawcom nie tyle ewidencję, co opisywanie doświadczeń. „Krzyczeli i krzyczeli. Nie uważaliśmy tych «kłód», tych «klocków» za istoty ludzkie. Byli tylko kawałkami mięsa do poćwiartowania na pniaku” – relacjonował naoczny świadek eksperymentów.

Sprowadzaniem do laboratorium osób do eksperymentów zajmowała się Kampeitai. Na tym zdjęciu z 1935 roku jej żandarmi podróżują pociągiem (źródło: domena publiczna).

Sprowadzaniem do laboratorium osób do eksperymentów zajmowała się Kampeitai. Na tym zdjęciu z 1935 roku jej żandarmi podróżują pociągiem (źródło: domena publiczna).

Zbrodnicza wyobraźnia japońskich naukowców nie miała granic. Jeśli nawet pewną część tych eksperymentów można było uzasadniać potrzebą naukową czy militarną, to większość służyła wyłącznie zaspokojeniu sadystycznych skłonności ich organizatorów.

Szczury, pchły i dźwięk deseczki

Więźniom w Pingfan wszczepiano zarazki: cholery, tyfusu czy dżumy. Cywilni pracownicy, którzy aplikowali zastrzyki, opowiadali po latach, że więźniowie zarażeni dżumą w ciągu paru dni chudli w oczach, a skóra robiła im się niemal czarna. By sprawdzić i wzmocnić zjadliwość poszczególnych szczepów, zarażano chorych między sobą. Jeśli ktoś wyzdrowiał, czekały go kolejne testy – aż do śmierci.

Prowadzono także próby na poligonie. Polegały na tym, że do pali gdzieś w polu przywiązywano kilkunastu więźniów, a potem zrzucano na okolicę bomby z pchłami przenoszącymi bakcyla choroby. By taką broń spreparować, trzeba było najpierw przygotować hodowlę tysięcy zakażonych szczurów, na których pchły mogłyby pasożytować.

Pozostałości po harbińskim budynku numer 6, gdzie pracowano nad bronią bakteriologiczną (fot. 松岡明芳, lic. CC BY-SA 3.0).

Pozostałości po harbińskim budynku numer 6, gdzie pracowano nad bronią bakteriologiczną (fot. 松岡明芳, lic. CC BY-SA 3.0).

Inny test przewidywał poranienie ofiar odłamkami bomby „zainfekowanej” zgorzelą gazową – okaleczeni umarli w mękach w ciągu tygodnia.

Kobiety zapładniano, a następnie usuwano płody na różnych etapach ciąży. W trakcie ciąży zarażano je także syfilisem i obserwowano, jak choroba się rozwija. Testowano na żywych ludziach urządzenia do dezynfekcji ogniem.

Wycinano organy wewnętrzne, by sprawdzić, bez których człowiek może przeżyć i jak długo. Pozostawiano ludzi na 40-stopniowym mrozie, aby ich kończyny ulegały odmrożeniu (dopóki przy uderzeniu „nie wydawały dźwięku podobnego do dźwięku deseczki”), a potem próbowano je na różne sposoby rozmrażać.

Lekarze-zbrodniarze i szpitalne sale tortur

Chirurdzy amputowali ofierze obie ręce, po czym lewą przyszywali w miejsce prawej, aby sprawdzić, czy przeszczepienie się przyjmie. Ludziom wstrzykiwano do nerek koński mocz, przetaczano olbrzymie ilości zwierzęcej krwi, rażono ich prądem, napromieniowywano aparatami rentgenowskimi, wystawiano na działanie gazu musztardowego.

Zmaltretowane ludzkie "kłody" pozbawiano życia między innymi poprzez ścięcie. Na zdjęciu australijski komandos, sierżant Leonard G. Siffleet, tuż przed śmiertelnym ciosem zadanym przez Japończyka Yasuno Chikao w październiku 1943 roku (źródło: Collection Database of the Australian War Memorial, domena publiczna).

Zmaltretowane ludzkie „kłody” pozbawiano życia między innymi poprzez ścięcie. Na zdjęciu australijski komandos, sierżant Leonard G. Siffleet, tuż przed śmiertelnym ciosem zadanym przez Japończyka Yasuno Chikao w październiku 1943 roku (źródło: Collection Database of the Australian War Memorial, domena publiczna).

Pewien eksperyment polegał na tym, że dwóch ludzi tygodniami dostawało tylko herbatniki i wodę, nie pozwalano im też spać, za to mieli dźwigać 20-kilogramowe worki z piaskiem. Doświadczenie trwało mniej więcej dwa miesiące (…). Nie mogli przeżyć dłużej – wspominał jeden ze świadków-pielęgniarzy. Takimi metodami sprawdzano, ile czasu potrzeba, aby człowiek umarł z głodu, od odwodnienia, zimna czy pozbawienia światła słonecznego.

Wiwisekcje wychodziły poza druty tajnych ośrodków. Niektóre były uzasadniane potrzebą przyspieszonego szkolenia lekarzy polowych. W szpitalach chirurdzy na żywych, uśpionych Chińczykach demonstrowali, jak wycinać wyrostek robaczkowy, amputować kończynę czy usunąć część jelita. Zdarzało się, że „obiektom” strzelano z różnej odległości w brzuch, by potem bez znieczulenia wyjmować kulę. Zmaltretowane „kłody” na koniec dobijano zastrzykiem w serce lub ścinano im głowy mieczem.

Na mniejszą skalę eksperymentowano także na amerykańskich pilotach i marynarzach, którzy dostali się do niewoli. Jednym wstrzykiwano malaryczną krew, innym podawano nieznane toksyczne substancje. W Mukdenie ofiarą takich praktyk padło prawie 1,5 tys. alianckich jeńców. Niektórzy przeżyli – i o sprawie zbrodniczych japońskich eksperymentów zrobiło się na świecie głośniej dopiero wtedy, gdy po wielu latach zaczęli o niej mówić.

Zagazować i spalić czyli zacieranie śladów

Japończycy próbowali używać broni biologicznej już podczas walk z ZSRS, m.in. zakażając rzekę płynącą w stronę granicy pałeczkami tyfusu i cholery. Używali jej także przeciw Chińczykom – wiadomo o przypadku, gdy przed własnym odwrotem skazili grunt zarazkami wąglika, ale epidemia sięgnęła także ich oddziałów. Zrzucano też nad chińskimi wioskami plewy bawełniane i łuski ryżu zarażone dżumą, co skutkowało lokalnymi epidemiami.

Szykowali się jednak do operacji na znacznie większą skalę. Bomby z pchłami roznoszącymi dżumę miały być użyte przeciw alianckim obrońcom półwyspu Bataan na Filipinach. Ci jednak i bez tego się poddali. Specjalistów od broni bakteriologicznej i samą broń wysłano na Saipan tuż przed amerykańską inwazją, ale ich okręt został storpedowany. Zamyślano zrzucić ładunki biologiczne m.in. na Australię i Indie.

Okrutne eksperymenty prowadzono także wtedy, gdy klęska Cesarstwa była już więcej niż oczywista. Gdy na Hiroszimę i Nagasaki spadły bomby nuklearne, a wojska sowieckie ruszyły na Mandżurię, dowództwo Jednostki 731 przystąpiło do zacierania śladów swojej działalności w Pingfan.

Niemal wszystkie fotografie ukazujące okrucieństwa japońskich doktorów śmierci zostały zniszczone. Nic więc dziwnego, że to zdjęcie, uwieczniające mandżurskie ofiary dżumy z przełomu 1910 i 1911, długo było przedstawiane jako składowisko ciał Jednostki 731 (źródło: domena publiczna).

Niemal wszystkie fotografie ukazujące okrucieństwa japońskich doktorów śmierci zostały zniszczone. Nic więc dziwnego, że to zdjęcie, uwieczniające mandżurskie ofiary dżumy z przełomu 1910 i 1911, długo było przedstawiane jako składowisko ciał Jednostki 731 (źródło: domena publiczna).

Ewakuowano personel, część budynków wysadzono, niedobitki więźniów zagazowano. Oficerowie i naukowcy uciekali na południe, próbując przez Koreę dostać się po cichu do Japonii. Podobny scenariusz realizowały inne tajne ośrodki.

Zbrodniarze niszczyli dowody w postaci zdjęć i dokumentów, ale sporo ocalało. Niektórzy nie zdołali zbiec przed Sowietami. Ci po kilku latach urządzili im wspomniany proces w Chabarowsku. Były dowódca Armii Kwantuńskiej oraz paru innych oficerów i naukowców dostało po 25 lat.

Sekrety, immunitety i kariery

Amerykanie mieli wobec członków Jednostki 731 inne plany. Podczas procesów tokijskich (azjatycki odpowiednik Norymbergi) nie wspomniano o nich słowem. Dostali od generała MacArthura, w praktyce władającego powojenną Japonią, swoiste immunitety, co było ceną za złożenie zeznań i udostępnienie ocalałych wyników badań. Na MacArthurze nie robiło wrażenia nawet to, że ofiarami eksperymentów byli także amerykańscy żołnierze.

Tokio stało się zimnowojennym sojusznikiem Waszyngtonu i obie stolice latami solidarnie strzegły tajemnicy bestialskich doświadczeń z czasów wojny. Rząd japoński dopiero w latach 80. przyznał, że je przeprowadzano.

Ze względu na powojenną współpracę Japonii z USA większość przeprowadzających eksperymenty na ludziach uniknęła kary. Na zdjęciu przesłuchanie członka Kempeitai na Borneo w październiku 1945 roku (fot. Frank Albert Charles Burke, źródło: Australian War Museum Image No. 121782, domena publiczna).

Ze względu na powojenną współpracę Japonii z USA większość przeprowadzających eksperymenty na ludziach uniknęła kary. Na zdjęciu przesłuchanie członka Kempeitai na Borneo w październiku 1945 roku (fot. Frank Albert Charles Burke, źródło: Australian War Museum Image No. 121782, domena publiczna).

Dowódcy i lekarze związani z Jednostką 731 i podobnymi ośrodkami zrobili w powojennej Japonii kariery. Jeden z nich stanął na czele krajowego stowarzyszenia lekarskiego, wielu otrzymało nagrody w kraju i za granicą. Np. Masaji Kitano – podczas wojny zastępca Ishiiego na stanowisku dowódcy Jednostki 731 – został jedną z najważniejszych postaci farmaceutycznego giganta Green Cross.

Nie wiadomo dokładnie, co się działo po wojnie z Shiro Ishiim. Niektóre źródła wskazywały, że w Maryland pomagał Amerykanom w pracach nad bronią biologiczną, inne mówiły, że prowadził klinikę w Japonii. Wiadomo na pewno, że ani jemu, ani żadnemu z japońskich „doktorów Mengele” po wojnie włos z głowy nie spadł.

Bibliografia

  1. Beevor Antony, Druga wojna światowa, Kraków 2013.
  2. Harris Sheldon H., Factories of Death. Japanese Biological Warfare, 1932-1945, and the American Cover-up, Nowy Jork 1993.
  3. Margolin Jean-Louis, Japonia 1937-1945. Wojna armii Cesarza, Warszawa 2009.
  4. Stefanicki Robert, Miliard pcheł doktora Ishii [w:] „Gazeta Wyborcza” (dodatek „Ale Historia”), 2012.07.16.

Zobacz również

Zimna wojna

Dr White i przeszczep głowy

W 1970 roku neurochirurg Robert J. White dokonał niemożliwego – przeszczepił głowę. Makabryczny eksperyment skończył się śmiercią pacjenta po 9 dniach.

19 lutego 2023 | Autorzy: Maria Procner

Druga wojna światowa

Lotnik z rusztu. Japońskie zbrodnie na Pacyfiku

Japończycy odznaczali się niezwykłą brutalnością wobec jeńców. Już podczas walk z Chińczykami mordowali przeciwników bez żadnego powodu. Po wybuchu wojny na Pacyfiku również nie mieli...

11 stycznia 2021 | Autorzy: Sławomir Zagórski

Druga wojna światowa

Amerykańscy doktorzy Mengele? Stany Zjednoczone przez dziesiątki lat przeprowadzały nieetyczne eksperymenty na ludziach

Celowe zarażanie ludzi malarią. Masowe infekowanie kiłą. Testy, od których pękały kości i naczynka w oczach. Brzmi, jak eksperymenty wyjątkowych szaleńców? Tak wyglądały programy badawcze...

22 czerwca 2018 | Autorzy: Anna Chłądzyńska

Druga wojna światowa

Najbardziej makabryczne trofea żołnierzy II wojny światowej [18+]

Nie łudźmy się. Pamiątki z ludzkich kości i skóry, a nawet oczu czy uszu zbierali w czasie II wojny światowej nie tylko hitlerowcy i ich...

10 marca 2017 | Autorzy: Paweł Stachnik

Druga wojna światowa

Cztery niesamowite sposoby na przetrwanie obozu koncentracyjnego, w które nie będziesz w stanie uwierzyć

Pojedynek woli, próba zaradności czy nadzwyczajny uśmiech losu? Ci ludzie zachowali życie pomimo wieloletniego pobytu w obozach śmierci. Jakim cudem im się to udało?

29 września 2016 | Autorzy: Katarzyna Krzyżak

Druga wojna światowa

„Mengele nie mógł w to uwierzyć”. Najlepsza akuszerka w Auschwitz

Obóz koncentracyjny w Auschwitz kojarzy nam się wyłącznie ze śmiercią i kominami krematoriów. Tymczasem za drutem kolczastym zaczynało się też życie, a najlepsza obozowa akuszerka...

27 września 2016 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

KOMENTARZE (27)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Eslee

Jedyne co bym się przyczepiła to: kataną, nie szablą.

    unero21

    katana to rodzaj szabli, więc nie ma się o co czepiać:p

      -m-

      Miecza. Nie szabli…

        Y!

        Katana jest bronia jednosieczna co dyskwalifikuje ja jako ” miecz” (z definicji).
        Choc sam mowie na nia miecz japonski : p

    Czytacz

    Zgadza się, katana jako broń jednosieczna i będąca częścią okręgu jest klasyfikowana jako szabla. To nie film akcji:-)

    Kane

    Jako osoba ktora od lat trenowala walke katana a obecnie rowniez mieczem europejskim, szabla oraz rapierem powiem tak – katana jest uwazana za szable tylko i wylacznie wg polskiej definicji poniewaz tylko wg polskiej def miecz jest prosty i ma obosieczna klinge oraz jelec. Wg reszty swiata katana jest mieczem i wg samych japonczykow rowniez nim jest a to chyba najwazniejsze. Juz nie mowiac ze termin szabla samurajsa brzmi po prostu debilnie. W rakim razie czym bedzie ninjato? Pałaszem nindży? :D

      Anonim

      Ale sie doktoryzujecie i masturbujecie nad ta kataną…

Anonim

Kiedyś był w wypożyczalni kaset film Pt.: Laboratorium Diabła. Masakra…

    Looks

    Czyli wspomniany na początku artykułu film Man Behind the Sun.

ppp

„Japońscy doktorzy Mengele”. Japońscy doktorzy o nazwisku Mengele? Japońscy doktorzy vs Mengele? Japońscy doktorzy i Mengele? co autor tytułu miał na mysli?

    MySzara

    Działali tak jak dr.Mengele. Ja zrozumiałąm od razu…

      Anonim

      Ja też

        klara

        „jezyk polski trudna jezyk” – ja tez rozumiem, co autor ma na mysli, jednak nie oznacza to, ze zdanie zostalo poprawnie sformulowane.

Anonim

No straszne., przerażające, tragiczne losy więźniów-…i dziwią mnie wpisy których autorzy zastanawiają się nad rodzajem użytej broni .a nie nad ludzka tragedią….

Matejek

podstawowe pytanie warto zadać: kto finansował?

Matejek

”Przypomnę, taki p. Gorbaczow, obecnie mieszkający w bazie marynarki Wojennej USA w Kalifornii, jest znany z zamknięcia w psychuszkach, czyli więzieniach pod nazwą szpitali, z powodu schizofrenii bezobjawowej, większej ilości ludności aniżeli Stalin zamknął w lagrach.
Łagry łamały kości ludziom ale zachowały człowieczeństwo. Psychuszki i elektrowstrząsy, czy wstrząsy insulinowe czy kardiazolowe niszczyły całkowicie człowieczeństwo.” dr J.Jaśkowski
http://alexjones.pl/aj/aj-technologia-i-nauka/aj-medycyna/item/96493-stwardnienie-rozsiane-a-witamina-d-3-zdrowie-publiczne-wielka-sciema
http://educodomi.blog.pl/piorem-dr-jj/

Piskorz

Z tego, co pamiętam z lektur, to policja japońska /odpowiednik niemieckiego Gestapo/ o nazwie Kampeitei…/lu Kempeitei/…w swoim wyrafinowanym okrucieństwie po wielokroć przewyższało swoich niemieckich bandytów! PS K. to nie była żandarmeria..

maciejmakro

Zauważmy gwoli prawdy że te syniki są DO DZIŚ podstawą wiedzy o zachowaniu się ludzkiego ciała wystawionego na działanie ekstremalnych czynników. to dzięki nim opracowano szereg procedur medycznych postępowań wobec ofiar klęsk żywiołowych, wojen, epidemii itp.

Maciej Śnieżek

Riben Guizi…

Regina Peek

Syf, jeden wielki syf i ściema ,co niektórym wielkim tego świata zaoszczędzono losu tych nieszczęsnych więźniów – a szkoda

Lili1234

A Ukraińcy na Wołyniu nie stosowali wobec nas gorszych tortur?

    Zmęczony

    Jeszcze napisz, że za PO było gorzej

      Bicz Boży

      Bo było! Ukradli mi pieniądze z OFE! Nie taką umowę zawierałem z bankiem młotku!

        Wrotycz

        udowodnij, że CI zabrali, a nie przenieśli do ZUS tłuku. A jak Ci coś bank zabrał to z nim rozmawiaj, a nie płaczesz na forum ogólnym.

Anonim

Człowiek – to nie brzmi dumnie.

Michał WLKP

Nauka wymaga ofiar co nie zmienia że japończycy są popieprzeni.

Agnslos

Jak zwykle to bywa komentarze skupiają sie nie na istocie artykułu…a tyle ciekawych wniosków można by wyciągnąć ;i po raz kolejny co po niektórzy udowodnili że mają problem z czytaniem ze zrozumieniem 😀

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.