List z wąglikiem. Narzędzie terroru w rękach ekstremistów i szaleńców, ale też... broń, po którą nie wahało się sięgać Polskie Państwo Podziemne. W walce z najeźdźcą planującym eksterminację polskiego narodu wszystkie chwyty były dozwolone.
Podczas niemieckiej okupacji prawdziwą zmorą było donosicielstwo (kliknij tutaj, aby przeczytać nasz poprzedni artykuł na ten temat). Wzmożona aktywność „życzliwych” kosztowała życie dziesiątek tysięcy Polaków. Gestapo było dosłownie zalewane falą anonimowych denuncjacji, które stały się doskonałym sposobem załatwiania sąsiedzkich, a nierzadko i rodzinnych porachunków. Jan Nowak-Jeziorański ze smutkiem pisał w „Kurierze z Warszawy”, że:
już w pierwszym roku okupacji prawdziwą klęską stały się anonimy wysyłane do gestapo przeciwko osobistym wrogom, których tą drogą można się było łatwo pozbyć. W każdym społeczeństwie jest jakiś procent ludzi, którzy bez większych skrupułów gotowi są uwolnić się od niebezpiecznego konkurenta, męża, żony albo niewygodnej kochanki – jeśli da się to załatwić bezkarnie i po cichu.
Ludzie anonimy piszą
O skali tego problemu najlepiej świadczy – cytowana w książce Barbary Engelking „Szanowny panie gistapo” – fragment tez programowych grupy konspiracyjnej „Znak”, przesłanych Delegaturze Rządu w czerwcu 1941 r. Czytamy tam m.in. o tym, że:
donosicielstwo stało się plagą grożącą utratą najlepszych i najdzielniejszych jednostek. Znany jest fakt, że urzędy niemieckie (jak na przykład gestapo) zawalone są donosami składanymi przez samych Polaków o ich spółrodakach. Znaczna część tych oskarżeń wnoszona jest dobrowolnie przez dorywczo zgłaszających się, nawet nie jest pieniężnie opłacana.
Pół roku wcześniej o tej sprawie z oburzeniem pisał również „Biuletyn Informacyjny”, centralny organ prasowy Związku Walki Zbrojnej (w lutym 1942 r. przemianowanego na Armię Krajową). W numerze z 5 grudnia 1940 r. można było przeczytać, że:
Stwierdzamy mnożenie się anonimowych i nieanonimowych donosów i denuncjacji skierowanych do policji niemieckiej przez wyrzutków polskiego społeczeństwa pochodzących z różnych warstw społecznych. Denuncjowani są ukrywający się wojskowi, domniemani działacze niepodległościowi, domniemani kolporterzy, lokale spotkań konspiracyjnych etc.
Pismo jednocześnie wzywało do najbrutalniejszej reakcji ze strony społeczeństwa polskiego celem opanowania tego zjawiska. Nie na wiele się to jednak zdało. Donosiciele czuli się właściwie bezkarni, a problem z każdym miesiące narastał. Dlatego warszawska konspiracja zdecydowała się sięgnąć po środek ostateczny – broń biologiczną.
Wąglikiem w gestapo
Rzecz jasna, nie dało się jej skierować przeciw samym denuncjatorom. Co innego adresaci listów od „życzliwych”, czyli pracownicy warszawskiego gestapo z osławionej al. Szucha. Oni jak najbardziej byli podatni na taki atak.
Doskonale zdawali sobie z tego sprawę członkowie polskiego podziemia, którzy postanowili za pomocą wąglika oduczyć gestapowców brzydkiego – i śmiertelnie niebezpiecznego dla Polaków – nawyku czytania anonimów.
Cała sprawę opisał w swojej legendarnej książce cytowany już wcześniej Jan Nowak-Jeziorański. Na jej kartach zanotował taką oto historię:
Lekarze specjalizujący się w Instytucie Higieny w hodowli różnych szczepionek i bakterii otrzymali od jakiejś mocno zakonspirowanej podziemnej komórki zamówienie na wyhodowanie zarazka wąglika. Wypisywano fałszywe anonimy – wymieniające z reguły nieistniejące nazwiska i adresy – zakażano je bakteriami wąglika i wysyłano masowo na Szucha.
Po krótkim czasie funkcjonariusze gestapo przydzieleni do „załatwiania” anonimów odczuwać zaczęli dotkliwe swędzenie skóry – pierwszy symptom wąglika. Od tego czasu listy anonimowe wyrzucano z miejsca bez czytania. Niemcy bali się ich jak ognia.
Tak oto wąglik stał się narzędziem w walce z plagą donosicielstwa. Niestety, jak stwierdza w swojej książce Barbara Engelking, lęk Niemców przed nim był nietrwały i po wprowadzeniu odpowiednich środków ostrożności gestapowcy znów wrócili do czytania anonimów.
Niemniej jednak, sięgnięcie po tę niekonwencjonalną broń z pewnością uchroniło od aresztowania wielu zadenuncjowanych. Niemcom zaś napędziło niezłego stracha i sprawiło, że przestali czuć się panami sytuacji.
Źródła:
- Biuletyn informacyjny. Część I. Przedruk roczników 1940-1941, „Przegląd Historyczno-Wojskowy” 2 (53)/Specjalny 1 (190) (2001).
- Barbara Engelking, Szanowny panie gistapo. Donosy do władz niemieckich w Warszawie i okolicach w latach 1940-1941, Centrum Badań nad Zagładą Żydów 2014
- Jan Nowak-Jeziorański, Kurier z Warszawy, Znak Horyzont 2014.
KOMENTARZE (3)
Wybrane komentarze z portalu wykop.pl, które mogą Was zaciekawić
http://www.wykop.pl/link/2571899/waglik-tajna-bron-biologiczna-armii-krajowej/
kult_cwaniaka: Był taki lekarz w Poznaniu w czasie okupacji o nazwisku Witaszek. Mikrobiolog, wybitny specjalista w tej dziedzinie i ogólnie nieprzeciętny umysł. W czasie okupacji działał w tajnej komórce AK produkując wąglika i inne świństwa, które później były wsypywane do kawy przez działających w organizacji polskich kelnerów pracujących w ekskluzywnej restauracji nur fur Deutsche. Wykończyli w ten sposób kilku oficerów Abwehry. Niestety ostatecznie prawie cała siatka wpadła, a po torturach doktor i odmowie propozycji współpracy został skazany na śmierć przez ścięcie zaś jego głowę Niemcy mieli podobno umieścić w słoju z formaliną z napisem „To jest głowa inteligentnego, polskiego masowego mordercy”. Wykończyli też całą jego rodzinę a dzieci oddano do rodzin niemieckich w celu germanizacji.
espiaciu: Jestem patriotą, kocham Polskę, ale uważam, że Armia Krajowa była odpowiednikiem dzisiejszych Talibów, Alkaidy (nie mówię o ISIS), ludzie którzy walczą o swój kraj na swoim terytorium, walczą aby przywrócić poprzedni stan rzeczy i wystraszyć/wyeliminować najeźdźce.
Walczą środkami które mają dostępne aby zrealizować cel. W AK również pojawiali się bohaterowie samobójcy idący na barykady z grantami, dzieci w służbie wojskowej, zamachy etc. dzisiaj zostało to nazwe terroryzem, a dla mnie w większości to chęc walki o swój byt. Widać to idealnie gdy dołączyli do konfliktu bojówkarze z ISIS, okazało się że Talibowie byli bardzo cywilizowani…
Pytanie brzmi, co zrobiliby żołnierze AK gdyby mieli walczyć dzisiaj, jakimi metodami mogliby się posłużyć?
Nie miałem zamiaru urazić żadnego żołnierza. Jeśli tak się stało to najmocniej przepraszam, ale takie jest moje zdanie. Cześć i chwała bohaterom!
julbo: @despiaciu: o jezusiczku, o jezusiczku, jacyż to podli ci Polacy walczący o wolność!
A tak na poważnie, to zagłęb się waść w temat, do rozbiorów i XIX wieku – wtedy będziesz wiedzieć, że to Polacy walczący z caratem kładli podwaliny pod dzisiejsze pojęcie słowa terroryzm i nie ma w tym nic dziwnego. W tamtych czasach jak się udało w Europie złapać niedoszłego zamachowca, to pierwsze pytanie do niego brzmiało „czy jesteś Polakiem?” a odpowiedź twierdząca już dawała 100% wiadomości na temat motywacji działań danego osobnika.
P.S. Gdzie niby byli samobójcy z AK?
espiaciu: żaden polski patriota tak absurdalnych komentarzy i porównań by nie wygłosił.
Jedni donosili fałszywie do gestapo na niewygodnych im lub nielubianych sąsiadów, krewnych, znajomych. Inni donosili fałszywie organizacjom podziemnym. Albo zapisywali się do organizacji podziemnych, by załatwiać swoje interesy. Ile zwykłych ludzi zginęło z powodu fałszywych pomówień o kolaborację itp. tego się nigdy nie dowiemy.
Trzeba też pamiętać, że istniało wiele organizacji podziemnych, których członkowie się wzajemnie zwalczali. Nie tylko walczyli z okupantami, ale też przeciwko sobie nawzajem.