„MILION DOLARÓW warta jest pewność prezerwatyw nabytych w Perfumerii S. Federa, SYKSTUSKA 7. Kto w to wątpi, raczy się sam przekonać” – zachęcał lwowski drogerzysta. Inny sprzedawca wolał straszyć: „Od najgorszych Plag Ludzkości Chroni Jedynie 100% pewna prezerwatywa Ultra”. Podobnych ogłoszeń w przedwojennej prasie były setki. I nic dziwnego. Nasi dziadkowie mieli doskonałe powody by bać się kondomów.
Gumowe prezerwatywy nie były u schyłku XIX wieku niczym niezwykłym. Trzeba natomiast było wyjątkowej siły woli i samozaparcia, by ich używać. Pierwsze nowoczesne kondomy wykonywano z grubego, szorstkiego, źle przylegającego do ciała materiału. Miały nawet, zupełnie jak i dętki, biegnący po bokach, chropowaty szew. Beczka wazeliny nic by tu nie dała. Wystarczyło kilka pchnięć i powstawały bolesne otarcia.
Nic dziwnego, że „gumki” szybko zyskały sobie beznadziejną opinię. Jeszcze w latach 30. przeróżni specjaliści od seksu, także polscy, przekonywali, że prezerwatywa stanowi „najskuteczniejszy pancerz” dla jakichkolwiek łóżkowych rozkoszy. Łódzki wenerolog Paweł Klinger przestrzegał, że kondomy „sprowadzają uczucie orgazmu do zera”.
Także Feliks Malinowski, lekarz z Wilna, pisał, że środek ten drastycznie „zmniejsza uczucia lubieżne” i „szpeci estetykę aktu płciowego”. Podobnych opinii były setki. Lekarze wypowiadali się jednak wciąż o prezerwatywach z XIX stulecia. Ich używanie rzeczywiście było doświadczeniem niczym z horroru, w międzyczasie jednak na rynku pojawiło się coś zupełnie nowego.
Konkurencja pęka
W 1916 roku Julius Fromm, chłopak z Konina prowadzący w Berlinie warsztat z artykułami gumowymi, opatentował wynalazek nad którym pracował od czasu, gdy jego narzeczona zaszła w niechcianą ciążę. Była to pierwsza na świecie lateksowa prezerwatywa – środek nie różniący się właściwie niczym od dzisiejszych prezerwatyw.
Już parę lat później fabryki w samych Niemczech wypuszczały na rynek setki tysięcy lateksowych kondomów każdego dnia. Rynek zdominowała marka „Fromm’s Act”, promująca się hasłem „Die Konkurrenz platzt” – konkurencja pęka. Szybko dołączyły do niej kolejne. Magnus Hirschfeld i Ryszard Linsert, autorzy pracy Zapobieganie ciąży. Środki i metody, wymienili między innymi: „Krokodila”, „Domino”, „Herkulesa”, NeverRipa”, „Optimosa”, „Mikado” i „Penzerette”. Jak widać, dzisiejsi producenci kondomów mogliby wziąć przykład z tych przedwojennych i nieco urozmaicić nazewnictwo.
Olla-gum to coś, co nas podnieca…
W Berlinie do nowego wynalazku nikogo nie trzeba było przekonywać. Już podczas pierwszej wojny światowej niemiecka armia zadbała, by żołnierze poznali zalety lateksowych kondomów i konsekwentnie ich używali. W innych krajach wynalazek nie przyjmował się równie łatwo. Pomóc w odczarowaniu prezerwatyw miała pomóc zakrojona na olbrzymią skalę akcja reklamowa. Tak było również w Polsce.
Już w latach 20., a więc zaraz po odzyskaniu przez Rzeczpospolitą niepodległości, szpalty gazet zapełniły się ogłoszeniami promującymi różne odmiany wynalazku Juliusza Fromma. Co ważne wskazywano przede wszystkim na jego rolę antyweneryczną. Zgodnie z prawem promowanie środków antykoncepcyjnych mogło podpadać pod propagowanie pornografii. Ale mówienie o środkach zapobiegających syfilisowi – już nie.
Nad Wisłą szczególnie intensywnie reklamowano produkty marki „Olla” („Olla-Gum”). Frywolne hasła i wierszyki łatwo zapadały w pamięć. „Choć jest kryzys, choć jest bieda, lecz bez »Olla« żyć się nie da!” – krzyczała jedna z reklam. „Kto zdrowie szanuje ten »Olla« kupuje” – dodawano w innej.
Zabawne slogany wychodziły poza szpalty gazet. Nawet na ulicach zaczęto podśpiewywać sparodiowaną wersję słynnego Sex-appealu Eugeniusza Bodo: „Olla-Gum to nasza broń kobieca, Olla-Gum to coś co was podnieca…”
Wielkiej kampanii reklamowej dawali się porwać także gimnazjaliści. Stanisław Grzesiuk, pisarz z warszawskiego Czerniakowa, wspominał, że pewnego razu w szkole „ktoś narysował na tablicy Piłsudskiego, a drugi dopisał pod rysunkiem: »Nawet marszałek używa Olla gum«. Co to była za chryja! Wzywali wszystkich kolejno do kancelarii”.
Prędzej serce ci pęknie
Z prezerwatywami wiąże się także głośny, a zarazem zagadkowy slogan „Prędzej serce ci pęknie”. Przeróżni publicyści wyjaśniają, że jest to przedwojenne hasło reklamowe – i to jedno z najpopularniejszych w całej epoce. Zajmował się nim „Focus”, „Wprost”, „Puls Biznesu”, a nawet współczesne podręczniki marketingu. Informacje o pomysłowym sloganie są jednak zadziwiająco sprzeczne.
Według jednych wymyślił go geniusz reklamy Melchior Wańkowicz – odpowiedzialny także za takie one-linery jak „Cukier krzepi” czy „LOT-em bliżej”. Literatura fachowa raczej tego nie potwierdza. Przykładowo Ryszard Walczak, autor pracy Prawne aspekty reklamy, podaje tylko, że wymienione „niekonwencjonalne reklamy” powstały w podobnym czasie. Biografie Wańkowicza również milczą w sprawie pękającego serca.
Trudno nawet ustalić, co właściwie promował cytowany slogan: prezerwatywy „Eros”, „Polgum” czy „Olla”. Każda z tych wersji pozostaje w obiegu. Jak na rzekomo tak sławne hasło, „Prędzej ci serce pęknie” okazuje się wyjątkowo nieuchwytne.
Sytuację jeszcze bardziej komplikuje felieton Stanisława Sapocińskiego z 1938 roku. Ten popularny łódzki dziennikarz i satyryk żartował sobie na łamach „Echa”: „Na przykład wpadłem niedawno na świetny pomysł nazwy reklamowanych »środków ochronnych«. Na kopertach należy umieścić następujący napis: »Prędzej ci serce pęknie!«”. Z tekstu jasno wynika, że autor o żadnej wielkiej kampanii z wykorzystaniem tego samego sloganu nie słyszał.
Podkreślił nawet: „Prawa autorskie zastrzeżone! To tak na wszelki wypadek. Może ktoś zechce skorzystać, a ja będę stratny. Ludzie przecież niechętnie tracą. Każdy woli zyskać”. Pytanie czy ktoś zyskał kosztem Sapocińskiego pozostaje otwarte.
Pierwsza sztuka bezpłatnie!
W każdym razie, liczba punktów sprzedających prezerwatywy rosła z roku na rok. Autor adresowanego do szerokiego odbiorcy mini-poradnika Skuteczne środki zapobiegania ciąży i zapłodnieniu wyjaśniał zdawkowo w 1933 roku: „Kupować zawsze droższe i lepsze gatunki. To się opłaci. Dostać można w aptekach lub drogeriach”.
Już od lat dwudziestych prowadzono także handel wysyłkowy kondomów. Reklama zamieszczona w ogólnopolskim tygodniku „Światowid” zachwalała produkty marki „Panzerette”: „GUMA HYGJEN. stanowi zupełną nowość. Aby każdy mężczyzna mógł się przekonać, wysyłamy za przedstawieniem poniższego kuponu 1 sztukę BEZPŁATNIE”.
Za kolejne egzemplarze i opakowania trzeba już było słono zapłacić. A jak podkreślał Herman Rubinraut, gumowe prezerwatywy do tanich środków nie należały. Według ogłoszeń prasowych tuzin gumek kosztował od czterech do nawet dwunastu ówczesnych złotych.
Alternatywa dla oszczędnych
Mniej zamożni klienci mogli postawić zamiast tego na wersję classic. W sklepach wciąż znajdowały się naturalne prezerwatywy wielokrotnego użytku. N.J. Safonow jeszcze w 1935 roku instruował: „W sprzedaży nazywają je prezerwatywami z rybiego pęcherza, aczkolwiek w rzeczywistości wyrabiane są z owczych jelit. Prezerwatywy te sprzedawane są nie zwinięte, lecz w postaci woreczków. Są one trwalsze od gumowych”.
Dla pewności dobrze było użyć dwóch kondomów naraz. Berliński higienista Alfred Grotjahn dokładnie opisał, jak osiągnąć zamierzony skutek: „Prezerwatywę zwilża się dobrze wodą, następnie naciąga luźno na członek. To samo czyni się z drugą prezerwatywą, którą należy też nieco natłuszczyć. Po użyciu przepłukuje się obie prezerwatywy, po czym bada ich szczelność. Następnie wypycha się każdą z nich gładkim suknem i tak suszy”.
Może i doznań erotycznych nie będzie żadnych – ale za to pewność, niemal stuprocentowa.
Bibliografia:
Artykuł powstał w oparciu o literaturę i materiały zebrane przez autora podczas prac nad książką pt. Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce.
[expand title=”Kliknij, żeby rozwinąć wybraną bibliografię.”]
- Götz Aly, Michael Sontheimer, Fromms. How Julius Fromm’s Condom Empire Fell to the Nazis, Other Press, 2009.
- Marian Feldman, Z Warszawy przez Łuck, Syberię, znów do Warszawy, „Lulu.com” 2009.
- Stanisław Grzesiuk, Boso, ale w ostrogach, Książka i Wiedza, Warszawa 1972.
- Magnus Hirschfeld, Ryszard Linsert, Zapobieganie ciąży. Środki i metody, Księgarnia Lwowska, Lwów 1933.
- Paweł Klinger, Vita sexualis. Prawda o życiu płciowem człowieka, Księgarnia Karola Neumillera, Łódź 1930.
- Henryk Kłuszyński, Regulacja urodzeń. Rzecz o świadomym macierzyństwie, Księgarnia Robotnicza, Warszawa 1932.
- Jerzy Krzycki [pseudonim Stanisława Sapocińskiego], Krateczki. Sobota w niedzielę. Wygrana stawka, „Echo” 9 kwietnia 1938, nr 99.
- Artur Ossowski, Stanisław Sapociński (1904-1939). Pozostało pióro i bilet…, „Biblioteka Kroniki miasta Łodzi” 2013, t. 10.
- Aleksander Parczewski, Życie płciowe kobiety. Tajemnice (bolączki) małżeńskie. Co? – co? – co? Co panna przed ślubem, mężatka po ślubie wiedzieć powinna!, nakł. autora, Warszawa 1935.
- Herman Rubinraut, Skuteczne i nieszkodliwe środki zapobiegania ciąży, Poradnia Świadomego Macierzyństwa, Warszawa 1932.
- G. Standley, Miłość we śnie. Tłumaczenie snów erotycznych wedle nauki, Drukarnia Handlowa, Poznań 1933.
- Ryszard Walczak, Prawne aspekty reklamy w ustawodawstwie polskim, europejskim i międzynarodowym: orzecznictwo, Iuris, 2001.
KOMENTARZE (3)
Eugeniusza Bogo? ;)
Uwielbiam Wasze artykuły :)
Bardzo ciekawy artykuł, niestety nasuwa smutną refleksję na temat czasów współczesnych, które grzeszą jeszcze większą hipokryzją („klauzula sumienia” aptekarzy i aptekarzyc i różnych chazanowców). Ubezwłasnowolnienie kobiet po 1989 w Polsce jest jednym z najpodlejszych przetargów politycznych – ich prawa o decydowaniu o swojej seksualności sprzedano Watykanowi. W czasach, gdy przeludnienie staje się ogromnym problemem, zwłaszcza w biednych krajach, o antykoncepcji i mówić nie wypada. W Polsce od 1989 roku brak rozsądnej edukacji seksualnej. Za sto lat będą powstawały artykuły historyczne o ciemnocie i klerykaliźmie w Polsce XXI wieku.
Bardzo ciekawy artykuł, niestety nasuwa smutną refleksję na temat czasów współczesnych, które grzeszą jeszcze większą hipokryzją („klauzula sumienia” aptekarzy i aptekarzyc i różnych chazanowców). Ubezwłasnowolnienie kobiet po 1989 w Polsce jest jednym z najpodlejszych przetargów politycznych – ich prawa o decydowaniu o swojej seksualności sprzedano Watykanowi. W czasach, gdy przeludnienie staje się ogromnym problemem, zwłaszcza w biednych krajach, o wielu metodach antykoncepcji w Polsce mówić nie wypada, a wiele z nich jest nadal nielegalnych, nie wspominając o tym, że od 1989 roku brak rozsądnej edukacji seksualnej. Za sto lat będą powstawały artykuły historyczne o ciemnocie i klerykaliźmie w Polsce XXI wieku.