Masowe zbrodnie okresu wojny znamy głównie dzięki relacjom ofiar, które cudem zdołały ujść z życiem. Ich kaci nie byli aż tak skorzy do zwierzeń. Nie znajdziemy w księgarniach wspomnień ludzi, którzy strzelali w potylicę polskim oficerom w Katyniu czy Miednoje. Co myśleli? Czy nie mieli oporów? W jaki sposób dostali taką "pracę"? Niepozorna książeczka wydana przez Oxford zawiera relację, która pozwala odpowiedzieć na przynajmniej niektóre z takich pytań.
Mowa o publikacji „Gulag Boss” autorstwa Fiodora Wasiljewicza Moczulskiego. To wspomnienia kierownika podobozów Gułag-u, który podczas wojny nadzorował pracę katorżników na dalekiej północy. Książka sama w sobie jest całkiem interesująca (choć nad wyraz tendencyjna), ale najciekawsze są wspomnienia przytoczone przez autora jakby na marginesie. Moczulski opowiada o człowieku, którego poznał w jednym z podobozów i przez krótki czas pracował jako jego zastępca.
Ten nowy kierownik łagru był wychudzonym mężczyzną w wieku około trzydziestu lat, mającym za sobą zarówno pobyt w szpitalu psychiatrycznym, jak i w celi śmierci. Autor pisze o nim tylko z tego powodu, że jego towarzystwo okazało się nieustannym utrapieniem.
Mężczyzna dzień w dzień przesiadywał przy butelce wódki w ziemiance swojego zastępcy i opowiadał, w jaki sposób trafił do więzienia, a następnie – po uniewinnieniu – do pracy w Gułag-u. Dodajmy, że wcześniej wykonywał bardzo nietypowy zawód. Moczulski wspominał, że rozmowy z nim wprost wpędzały go to w szaleństwo: Nie było jednak gdzie uciekać. Wszędzie wokół rozciągała się tylko ciemna noc i tundra (s. 46).
Zacznijmy wszakże od początku:
Na pytanie jak trafił do tak bardzo nietypowej pracy odpowiedział mi, że kiedy został zdemobilizowany po służbie w armii, otrzymał posadę strażnika w więzieniu Butyrki w Moskwie. Pewnego dnia na dziedziniec wjechał więzienny samochód z nową partią aresztantów. Tak się zdarzyło, że brama wewnętrznego dziedzińca nie chciała się otworzyć, więc (…) więźniów wypuszczono na zewnętrznym dziedzińcu. Jeden z osadzonych spostrzegł, że [druga] brama, prowadząca poza więzienie, jest wciąż rozwarta i rzucił się do ucieczki. Pełniąc akurat służbę wartowniczą, szef mojego podobozu stał zaraz obok tej bramy. Kiedy tylko zobaczył co się dzieje, wyszarpnął z pochwy szablę wiszącą u jego boku i wbił ją prosto w kręgosłup próbującego się wydostać więźnia.
Strażnicy Butyrki, którzy bezmyślnie pozostawili bramę dziedzińca otwartą zostali ukarani. To oficer więzienny (czyli mój późniejszy szef) zdołał zapobiec ucieczce więźnia. W nagrodę za zdecydowane działanie dostał propozycję nowej pracy. Na tej nowej posadzie miał wykonywać „zlecenia specjalne”, to jest pracować jako egzekutor rozstrzeliwujący wrogów władzy radzieckiej (s. 46-47).
Strażnik zgodził się oczywiście na niespodziewany awans i po krótkim szkoleniu wyruszył do Uglicza (miasta w środkowej Rosji, nad Wołgą), gdzie miał podjąć się realizacji obowiązków.
Opowiadał, że często przez wiele dni pod rząd, pomiędzy kolejnymi zleceniami, siedział zupełnie bezczynnie. Odpoczywał. Potem, gdy w więzieniu zebrała się już dostatecznie duża grupa skazańców, władze wyznaczały datę egzekucji. Wówczas grupę szczególnie zaufanych pracowników wydziału bezpieczeństwa więzienia w Ugliczu wysyłano do starannie wybranego miejsca w lesie, by wykopali dół. Tego dołu strzeżono aż do momentu egzekucji. Zaczynając w nocy i pracując aż do rana, urzędnicy więzienni transportowali skazańców w zamkniętych ciężarówkach w pobliże tego dołu. Mówił, że poza funkcjonariuszami bezpieczeństwa i osobą, która nadzorowała przeprowadzenie egzekucji, pod ręką zawsze był także lekarz. Jego zadaniem było potwierdzenie śmierci i sporządzenie potrzebnych dokumentów.
Jednego za drugim, więźniów wyprowadzano z ciężarówki na krawędź dołu. Tam skazańca zmuszano do uklęknięcia twarzą w stronę dziury w ziemi. Wówczas egzekutor strzelał mu w tył głowy, a zabity wpadał do środka. Egzekutor opowiedział mi, że od uderzenia w głowę ciało obracało się do góry i układało na wznak na dnie dołu. W końcu do dziury schodził lekarz i potwierdzał, że więzień jest martwy. Następnie z ciężarówki przyprowadzano kolejnego skazańca.
Opowiadał mi, że od czasu do czasu trafiał się więzień, który nie słuchał co się do niego mówi i nie chciał posłusznie podejść na krawędź dołu. W takich przypadkach z pomocą musieli przychodzić goście zajmujący się bezpieczeństwem i praca egzekutora stawała się bardziej pogmatwana.
Kiedy misja została już wykonana, a dół zapełniony ciałami, zakrywano go ziemią i starano się by wyglądał tak niepozornie, jak to tylko możliwe. Zwierzał mi się, że po każdej takiej misji upijał się i starał się nie myśleć o tym co zrobił aż do czasu, gdy wzywano go po raz kolejny. Przez długi czas wierzył jednak, że jego praca jest ważna i honorowa, ponieważ zajmuje się unicestwianiem wrogów władzy radzieckiej (s. 47-48).
Autor nie podaje wprawdzie dokładnych dat, ale z kontekstu wynika, że wszystko to musiało mieć mieć miejsce niedługo po kampanii wrześniowej i wojnie z Finlandią – właśnie po jednym z tych dwóch konfliktów zbrojnych bohater wspomnień został zdemobilizowany.
Tak więc swoją nową „pracę” wykonywał w tym samym okresie, gdy w tym samym regionie dochodziło do mordów na polskich oficerach. Przypomnijmy, że zbrodnie m.in. w Katyniu, Miednoje i Charkowie miały miejsce wiosną 1940 roku. Miednoje leży zaledwie około dwustu kilometrów od Uglicza. Oczywiście nie sposób stwierdzić, że egzekutor wspominany przez Moczulskiego zabijał także polskich oficerów. Jest to prawdopodobne o tyle, że Polaków rozstrzeliwano w różnych, nieznanych lub niepewnych miejscach. W każdym razie właśnie tacy ludzie, mający za sobą podobną „karierę” i doświadczenia zostawali katyńskimi katami.
A jak zakończyła się historia tego akurat egzekutora?
W końcu pewnego dnia kazano mu zastrzelić czternastoletnią dziewczynkę. Egzekutorowi powiedziano – zaraz przed tym, jak miał zrobić swoje – że nie tylko była ona córką „wroga ludu”, ale też „niemieckim szpiegiem”. Nagle i mimowolnie głowę wypełniły mu pytania. Miał zabić czternastoletnią dziewczynkę w staroruskim miasteczku leżącym daleko od frontu, w miejscu w którym nie ulokowano żadnej tajnej infrastruktury? Gdzie ta nastolatka mogła się parać szpiegostwem i na czyją korzyść?
Kiedy przyprowadzili ją na miejsce egzekucji, stała pewnie i w ciszy. Jednak gdy zaprowadzono ją nad wykopany dół, przemówiła. Powiedziała, że nie rozumie dlaczego oni pozbawiają ją życia. „Przecież nawet Stalin mówił, że dzieci nie odpowiadają za swoich rodziców, więc dlaczego ja?” – pytała. Egzekutor dodał, że nie miała nawet świadomości, iż jednocześnie oskarżono ją o bycie „niemieckim szpiegiem”.
Przytaczając słowa mojego dawnego szefa, po egzekucji zapił się w sztok. Tak dalece, by już niczego nie czuć. Niedługo potem wysłano go do szpitala dla obłąkanych (s. 48).
Bibliografia:
- Fyodor Vasilevich Mochulsky, Gulag Boss, red. i tłum. na jęz. ang. Deborah Kaple, Oxford University Press 2011 (Tłumaczenie na język polski na potrzeby niniejszego artykułu sporządził Kamil Janicki)
KOMENTARZE (21)
Ciekawe czy napisał o tym, że jeden z oficerów stawił opór swoim oprawcom z Katynia. Udało mu się wyrwać broń jednemu z enkawudzistów, postrzelić kilku. Zabarykadował się potem w magazynie z bronią i stamtąd się ostrzeliwał do momentu gdy został unicestwiony gazem bojowym. Ciekawe czy napisał też, że o wydarzeniach tych nie dowiedziała się Moskwa.
Ale kto napisał? Darku, coś nieuważnie czytasz. To są wspomnienia z drugiej ręki – sam autor w żadnych egzekucjach nie brał udziału. Opisał historię człowieka, który przez jakiś czas był jego zwierzchnikiem – i całą tą historię powyżej przytoczyłem, poza pojedynczymi, mniej istotnymi zdaniami.
Drogi Panie Kamilu. Od kogo jak nie od Redaktora, zwłaszcza Naczelnego, należałoby oczekiwać znajomości i stosowania języka polskiego w poprawnych formach gramatycznych. Czy się mylę? Jeśli mam rację, to czemu pisze Pan „… przytoczyłem TĄ historię…” zamiast „…przytoczyłem TĘ historię…”. Szczerze mówiąc jestem zażenowana.
Pani Elżbieto, literówki zdarzają się każdemu… To naprawdę nie powód do tak mocnych słów… Pozdrawiamy.
Puknij sie w leb takimi problemami
Panie nie pisze Pan tylko napisał Pan ! Jak porawiać to siebie nie innych !
@d781: Masz może jakieś źródła na podparcie swojej wypowiedzi?
Nie obiecuję, ale poszukam. Tymczasem polecam Olega Zakirowa
Ja myślę, że to jest naprawdę dobre pytanie. Bo kto miałby o tym napisać? Przecież wszystkie ofiary zgładzono. A jeśli o „wydarzeniach nie dowiedziała się Moskwa” to też wynikałoby z tego, że brakuje „papierowego śladu”.
ciekawe sa wypowiedzi tych ludzi,w sumie nie wynika ze byli przygotowani do tego co ich czeka a ni politycznie ani moralnie ani kulturowo,robili wrazenie przybyszow z kosmosu,spadochroniarzy a przecierz mieli byc ta awangarda ,straza przednia . a to byly beibisie ,niewinne ,wrazliwe jak mimoza ,dzieciaczki .kto jak kto ,ale z polski powinni wiedziec co i zacz i o co chodzi zwarzywszy ze w okresie 36-38r NKWD namordowalo przeszlo 120 tys polakow na Bialo rusi .ale takie wiadomosci ranily tylko ich wrazliwa nature .lepiej bylo zajmowac sie rzeczami wsnioslymi malarstwem ,literatura konikami .i czego mozna bylo s ie po takich bucach spodziewac
Ciekawe…
zainteresowanym proponuje poszperać za Wasilim Błochinem (zbieżność nazwisk z piłkarzem przypadkowa), ten tu w/w przy tym belzebubie sztycha nie robił
może i przypadkowa , ale jak sie popatrzy na fotografie to nie można wykluczyć pokrewieństwa. Zwłaszcza obecny wizerunek podstarzałego Błochina ze zdjęciem Wasilija na Wikipedii
To co kiedys do mnie dotarlo,to dziadek Olega
pewnie w obecnych czasach niejeden polski sędzia upija się do nieprzytomności..
„Egzekutor dodał, że miała nawet świadomości, iż jednocześnie oskarżono ją o bycie „niemieckim szpiegiem”. ” – mam wrażenie że zdanie jest źle skonstruowane lub brakuje w nim czegoś: „nie miała świadomości” lub „miała świadomość”
pewno w piatek wieczorem i sobote nie pracował bo szef i religia i mu nie pozwalała
90 proc w nkwd byli rosyjscy Żydzi to oni nie mieli oporów mordować Polaków czy Ukraińców czy Rosjan
Bzdura. Żydzi stanowili maksymalnie 38% kadry kierowniczej. Po czystkach pod koniec lat 30-tych i 1940 stanowili tylko kilka procent kadry kierowniczej, ponad 60% to byli wówczas Rosjanie.
NKWD ZABIC WSZYSTKICH
Kolega pracuje w Moskiewskiej RBN. Co jakiś czas trafiają tam różne dokumenty do odnowienia, przepisania czy poskładania w logiczną całość bo uległy poważnemu uszkodzeniu. Pomimo tego, że pracuje tam ponad 15 lat i jest rodowitym Rosjaninem to jest mocno pilnowany. Kiedy dokumenty trafiają do nich to są dzielone na kilka osób a jeśli jest sporo dok. to tylko część realizowana jest tam a reszta prawdopodobnie rozsiana po kraju. Osoby są sprowadzone z różnych często niezależnych firm i tak pracują nie wiedząc co dokładnie tłumaczą, przepisują, naprawiają. Więc w pamięci zostają mu tylko skrawki informacji. Nie jest w stanie zrobić dodatkowej kopii. Tylko to co zapamiętuje, spisuje i szuka informacji na własną rękę.
Mówi, że większość jest w j. rosyjskim ale jest też sporo niemieckiej dokumentacji z czasów okupowania między innymi Polski.
Tłumaczył zapiski zwykłych żołnierzy Niemieckich, spisywał stopnie imiona i nazwiska etc. Opowiadał też o ciekawym zbiorze zwykłych śpiewów z Mongolii. Są to krótkie wersy można powiedzieć wierszy. Jednak pełno dotyczyło jakby wojny, potem okazało się, że autor został wcielony do Armii radzieckiej. Kiedy on to miał przekładać autor od dawna nie żył ale skontaktował się z rodziną a ci z kolei wysłali mu sporą porcję wiadomości do przetrawienia. Wszystko udostępnił w necie na portalach Historycznych Discovery w temacie Bolormaa (Łacina) są zdjęcia oryginałów mocno zniszczone ale są też odrestaurowane co zajęło mu rok. Warto zajrzeć bo autor był na wojnie i chociaż nie był nikim znaczącym to opisał wszystkie okrucieństwa jakich był świadkiem. A jest sporo zapisków np. z obecnych terenów Słowacji oraz południa Finlandii. Zaś sam autor został ranny u schyłku wojny i odesłany do Moskwy a potem do obecnego Kobodo w Mongolii gdzie już spędził resztę życia (zmarł w 1980r mając prawdopodobnie około 55-60lat autor sam nie miał 100% wiedzy)
Wiadomo tylko, że kiedy go wcielono do armii był wątłym chłopakiem ledwo mogącym unieść plecak i pałatkę.