Mali włóczędzy – chłód, bicie, praca od świtu i pusty żołądek były smutną codziennością wielu dzieci, nawet w XX wieku. Niektóre z nich próbowały wziąć los w swoje ręce i… uciekały.
Jeszcze w ubiegłym wieku nie brakowało dzieci, których sytuacja była katastrofalna. Sieroty, bardzo młodzi pracownicy, ofiary przemocy domowej… Na polach, w hutach i fabrykach pojawiały się nawet kilkulatki, ledwo umiejące czytać i pisać. A czasem nawet tego nie udało im się nauczyć, zanim bieda zmusiła je do pracy. Formalnie – w różnych krajach europejskich – pojawiały się w XIX wieku przepisy zabraniające zatrudniania dzieci. Niestety, po pierwsze, nieraz nie były one przestrzegane, a po drugie, często dotyczyły jedynie najmłodszych, poniżej 9–12 roku życia.
Uciekinier czy włóczęga?
Nic więc dziwnego, że w XX-wiecznych pamiętnikach i relacjach pojawiają się wspomnienia o ucieczkach z domu, krótszej lub dłuższej włóczędze albo nawet dorastaniu na ulicy. Magda Kopeć w książce „Pastuszkowie, gazeciarze, tkaczki. Jak zmuszano dzieci do pracy” opisuje różne historie:
Staś, lat dziesięć. „Ojciec i matka pomarli, wychowuje go bratowa, która go pod dobry humor katuje”. Chłopiec ucieka z domu i całe dnie wałęsa się po mieście. Śpi z psem w budzie. „Do nauki bardzo chętny i w świetlicy grzeczny” – mimo to ocenia postawę Stasia jego nauczyciel, co dodatkowo pogłębia tragizm losu chłopca.
Jedenastoletnia Genowefa. Ojca nie ma, matka pracuje jako służąca i nie interesuje się córką. Dziewczynkę wychowuje zamężna siostra, która ją bije, a „za najlżejsze przewinienie wyrzuca z domu”. Gienia wałęsa się dzień lub dwa po ulicy, potem wraca do domu.
fot.Library of Congress / domena publicznaNa polach, w hutach i fabrykach pojawiały się nawet kilkulatki, ledwo umiejące czytać i pisać
Jak powszechny był to problem – trudno powiedzieć. Na tyle częsty, że wspominały o nim codzienne gazety, a Jan Kuchta, międzywojenny pedagog, postanowił zbadać temat. Mężczyzna przez dwa lata obserwował mieszkańców i bywalców krakowskiego schroniska dla bezdomnych dzieci. Jak stwierdził, jest różnica między uciekinierami a włóczęgami. Ci pierwsi uciekają jedynie od czasu do czasu i zawsze z jakiegoś konkretnego powodu: z przemęczenia pracą albo ze strachu przed laniem. Drudzy natomiast robią to ciągle, przeważnie żyją poza domem. Albo po prostu domu nie mają.
Przeczytaj także: Dzieciństwo na przedwojennej wsi
Mamy polskich trampów
To, co Kuchta nazywał włóczęgą dzieci, miało różne przyczyny. Czasem kary w domu były tak częste i dotkliwe, że długie ucieczki wydawały się lepszą opcją. W końcu nawet księża na ambonach powtarzali, że pobłażliwość wobec figli jest szkodliwa, a jednym z najważniejszych elementów wychowania jest ojcowska twarda ręka. Innym powodem mogło być kiepskie towarzystwo albo zwykłe zamiłowanie do włóczęgi. Poza tym – bieda, bezdomność i sieroctwo.
fot.Childrens Bureau Centennial / CC BY 2.0Dzieci takie, przeważnie chłopcy, włóczyły się po kraju, a czasem nawet wyprawiały za granicę, wsiadając na gapę do pociągów i korzystając z nieuwagi konduktorów
Kopeć natomiast przywołuje w swojej książce różne teksty prasowe, relacjonujące problem. „W roku 1932 jeden z krakowskich dzienników opublikował artykuł o trampach, czyli dzieciach włóczęgach” – pisze autorka. Określenie zaczerpnięto z amerykańskiej prasy. Autor pisał: „I my mamy swoich własnych polskich trampów”. Dzieci takie, przeważnie chłopcy, włóczyły się po kraju, a czasem nawet wyprawiały za granicę, wsiadając na gapę do pociągów i korzystając z nieuwagi konduktorów. Zarabiały wykonywaniem drobnych usług, żebraniem albo kradzieżami. Wśród trampów królowali uciekinierzy – najczęściej ci, którzy dość już mieli domowej biedy. Zdarzały się też sieroty.
Najczęściej na ulicach widywano nastolatków. Dwunasto-, trzynastoletni chłopcy sprzedający za grosze gazety i zapałki. Dziewczynki z kwiatami, kręcące się nocami w pobliżu teatru. Mali złodzieje i żebracy, czasem sami, kiedy indziej w towarzystwie dorosłych. Niekiedy to właśnie rodzice przyuczali dzieci do takiej formy zarobku.
Przeczytaj także: Dzieci z familoków
Dziewczyny uliczne
Dzieci, które całymi dniami szwendały się po ulicach, wpadały na innych „bywalców” poszukujących źródła utrzymania. Zdarzało się nieraz, że dziewczynki spacerujące z drobiazgami na sprzedaż trafiały na prostytutki poszukujące klientów. A te, z braku lepszego zajęcia, opowiadały im o swojej pracy, czasem ją przy tym zachwalając.
Choć oficjalnie domy publiczne (w zaborze pruskim legalne i kontrolowane) nie mogły zatrudniać nikogo poniżej 18. roku życia, w rzeczywistości pojawiały się w nich znacznie młodsze osoby. Jednodniowy warszawski spis pracownic seksualnych z 1882 roku wykazał trzy szokująco młode dziewczynki utrzymujące się z prostytucji. Najmłodsza z nich miała dziewięć lat, pozostałe – jedenaście i dwanaście.
fot.Léon Bazile Perrault / domena publicznaDziewczyny, które zarabiały na ulicy, trafiały do tej profesji z dwóch powodów: sieroctwa albo skrajnej biedy
Dziecięca prostytucja długo funkcjonowała poza kontrolą państwa, a funkcjonariusze wręcz przymykali oko na nieletnie dziewczyny zarabiające w ten sposób. Ludwika Mariconi, która przez lata prowadziła zakład pomagający nastolatkom uciekającym z domów publicznych, powtarzała, że prostytucja w Warszawie jest prostytucją małoletnich. Janusz Korczak opisywał natomiast historię ukrytego domu publicznego, zatrudniającego dzieci. Miejsce to działało pod szyldem… magazynu kapeluszy. Klienci, którzy przychodzili „po kapelusik”, byli tam prowadzeni do drugiego pokoju, gdzie już czekały na nich dziewczynki, czasem nawet dziesięcioletnie.
Ówcześni działacze społeczni za przyczynę większości przypadków prostytucji wśród dzieci i nastolatków uważali tragiczną sytuację ekonomiczną ich rodzin. Dziewczyny, które zarabiały na ulicy, trafiały do tej profesji z dwóch powodów: sieroctwa albo skrajnej biedy. Czasem decydowały się na to same, kiedy indziej z przymusu albo braku alternatywy. Chore, osłabione, ciężarne – bez grosza i nikogo, kto chciałby je zatrudnić.
Bibliografia
- Bołdyrew A., Kara i strach w wychowaniu dzieci w polskich rodzinach w XIX w., “Dziecko krzywdzone” 3 (28), 2009
- Kamiński J. M., O prostytucji, Warszawa 1975
- Kopeć M., Pastuszkowie, gazeciarze, tkaczki. Jak zmuszano dzieci do pracy, Wielka Litera, Warszawa 2025
- Kuchta J., Dziecko włóczęga, Lwów 1936
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.