Ci, którzy nie mieli wystarczających zapasów, ze strachem oczekiwali nadejścia przednówka. Oznaczał on nawet kilka miesięcy głodu. By przeżyć ten czas, mieszkańcy wsi byli w stanie zjeść niemal wszystko.

Gdy ziemia zamarza, a dni stają się coraz krótsze, jedzenia w chłopskich chatach nieubłaganie ubywa. Kurczące się zapasy oznaczają jedno: wkrótce nadejdzie przednówek. Trudno wskazać jego dokładny czas trwania — wszystko zależało bowiem od poprzednich zbiorów i majętności rodziny.
Przednówek dla biedniejszych gospodarzy był okresem wymuszonego głodu. Mógł zacząć się po świętach Bożego Narodzenia lub pod koniec zimy. Obejmował przedwiośnie i wiosnę. Niektórzy za jego koniec uważają moment zazielenienia się pastwisk, inni — pierwsze żniwa jęczmienia. Jeśli w ubiegłym roku nie udało się zgromadzić wystarczająco dużo zapasów, przednówek oznaczał kilkumiesięczną walkę o przetrwanie całej rodziny.
Przysłowia z niektórych regionów Polski niosą w sobie echo strachu przed głodem. Mówiło się choćby: „Kiedy kwitnie mak, to chleba brak” albo „Na świętego Marka [czyli 25 kwietnia] nie ma co włożyć do garnka”. Ślad po tym okresie pozostał również w licznych tekstach i dokumentach. Protokół Rady Administracyjnej z 30 listopada 1852 roku mówi m.in. o corocznych zasiłkach rządowych, które gubernia augustowska (na północnym wschodzie dzisiejszej Polski) otrzymywała podczas przednówka.
Przeczytaj także: Skutki klęski głodu w Irlandii
Chleb z chwastów, zupa z piskląt
Na wsiach mówiono czasem: „Byle do pierwszego szczawiu”. Bo kiedy na polach i w ogródkach pojawiały się nowalijki, gospodarze mogli nieco odetchnąć. Jednak zanim to nastąpiło, musieli przetrwać czas drożyzny i coraz gorszego jedzenia.
Na stołach pojawiało się to, co w innych okolicznościach uznano by za chwasty, jak np. lebioda. Tzw. rośliny głodowe dodawano do potraw albo zjadano na surowo. Na przednówku chleb, o ile w ogóle jakiś był, w niczym nie przypominał białych, pachnących wypieków. Ludzie przygotowywali go czasem z wysuszonych i zmielonych kłączy perzu, kiedy indziej dodawali do mąki korę, słomę… a nawet glinę.

Przednówek dla biedniejszych gospodarzy był okresem wymuszonego głodu
Gdy kończyły się ziemniaki, gospodynie smażyły placki składające się głównie z obierek. Zupy dało się ugotować z pokrzyw, świerkowego igliwia albo owoców jesionu. Późną wiosną garnki uboższych mieszkańców wypełniały wroniaki. Ludzie wybierali z gniazd nieopierzone pisklęta wron i gotowali z nich rosół. Za sałatkę i dodatek do chleba służył drobno posiekany, surowy tatarak, w kubkach parowały ciepłe napoje z palonych żołędzi.
Nieco łatwiej było w pobliżu rzek. Jeśli komuś udało się nałapać ryb, mógł z nich przygotować dość trwały zamiennik chleba. Rybę należało oprawić, pokroić na mniejsze porcje i posolić. Później suszyło się ją na słomie w piecu chlebowym. Tak przygotowane „kromki” mogły być przechowywane w suchym miejscu nawet do kilku tygodni.
Przeczytaj także: Wielki Głód na Ukrainie. Żadnego kraju bolszewicy nie potraktowali z taką brutalnością i zbrodniczą nienawiścią
Najeść się w lesie
Ratunkiem na przednówku były też pobliskie lasy. Wśród bogatej roślinności nieco łatwiej znaleźć coś, co choć na chwilę wypełni żołądek. Jeśli ktoś znał się na dzikich roślinach, wiedział, czego szukać. A jeśli nie? Zdesperowani ludzie podpatrywali zwierzęta i ich śladem unikali tego, czym mogliby się zatruć.
Przednówek bywał więc nieraz przymusowym okresem powrotu do zbieractwa. Najwięcej tradycyjnej wiedzy związanej z korzystaniem z darów natury zachowało się na Podlasiu. Ewa Pirożnikow w ciągu dekady opisała 142 gatunki stosowanych tam dzikich roślin leśnych. 49 z nich często było podstawą żywienia na przednówku i w innych okresach głodu.

Kurczące się zapasy oznaczają jedno: wkrótce nadejdzie przednówek
Uczestnicy badania opowiadali, że po pokrzywy na zupę chodzili do lasu, bo we wsi wszystkie były już wyzbierane. Ludzie szukali liści roślin, pączków, kłączy, korzeni, nasion i owoców. Poza tym przydawały się też kawałki kory, miazgi i soki z drzew, zwłaszcza brzozy. Gdy zaczynała się pasionka, dzieci musiały najeść się w lesie. Nie było szans, że skromne porcje jedzenia wystarczą na cały dzień, dlatego często bywało, że ktoś pochorował się od niedojrzałych owoców.
Przeczytaj także: Głodne wieki. Co jedzono w średniowieczu i jak często ludzie głodowali?
Najbardziej poszkodowani
O najedzeniu się do syta nie mogło być mowy. Na przednówku trzeba było liczyć każdy okruch. W dużej części domów oznaczało to jeden posiłek dziennie i chodzenie spać wcześniej, by oszukać głód. Czasem osłabione dzieci żuły glinę, aby dotrwać do obiadu, a dorośli mdleli podczas pracy. Nauczyciele w wiejskich szkołach alarmowali, że wielu uczniów jest niedożywionych.

Ci, którzy najciężej pracowali, musieli się „najeść”
W najbiedniejszych domach jedzenie trzeba było skrupulatnie rozdzielać. W pierwszej kolejności trafiało ono do głowy rodziny. Ci, którzy najciężej pracowali, musieli się „najeść”, a dla starszych osób pozostawały jedynie ostatki. W rodzinach byli oni postrzegani jako najmniej produktywni. Jeśli do tego chorowali, istniało ryzyko, że nie dożyją końca przednówka.
Bibliografia
- Krześniak D., Pożywienie na przednówku, www.mwmskansen.pl [dostęp online: 22.09.2025]
- Śreniowski S., Znaczenie przednówka w ekonomice przeduwłaszczeniowej: Królestwo Polskie w połowie XIX wieku, [w:] “Przegląd Historyczny” 48 (3), 1957
- Pirożnikow E., Lasy jako źródło pożywienia przednówkowego na Podlasiu, [w:] “Studia i Materiały CEPL w Rogowie” 16 (38), 2014
- Zwoliński A., Głód jako problem społeczny, [w:] “Polonia Sacra R IX(XXVII)” 16 (60), 2005
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.