Przejmując władzę w Galicji, Habsburgowie stwierdzili, że prowincja jest przeraźliwie zacofana, a oni są zesłanymi przez Boga zbawcami. Ile było w tym prawdy?
Żaden historyk nie zaprzeczy, że w 1773 roku standardy polityczne, społeczne i gospodarcze Rzeczpospolitej Obojga Narodów były niepokojąco niskie. Wielu współczesnych ubolewało, że kraj nie zdołał się odrodzić po ogromnych kataklizmach poprzedniego stulecia – potopie szwedzkim, wojnach kozackich, rozpadzie instytucji i upokarzającej ingerencji obcych mocarstw. Jak wyraźnie widać w wydawanej od 1751 roku Wielkiej encyklopedii francuskiej, której redaktorem głównym był Diderot, potężna niegdyś Rzeczpospolita stała się w innych krajach synonimem anarchii, a na kompleksowe reformy naciskał sam król.
W rezultacie lista pilnych zadań, które oczekiwały przyszłą austriacką administrację w Galicji, była onieśmielająco długa, a znaczących udoskonaleń nie dało się wprowadzić natychmiast. Problemem dla historyków są zatem w mniejszym stopniu same fakty niż kwestie związane ze sposobem ich przedstawienia i wyjaśnienia.
Misja cywilizacyjna Habsburgów
Zdobywszy władzę w Galicji ewidentnie nieuczciwie, Habsburgowie pilnie potrzebowali wiarygodnego uzasadnienia dla swych rządów i znaleźli je w tak zwanej misji cywilizacyjnej. Podobnie jak wszyscy imperialiści na całym świecie, twierdzili oni – a nawet wierzyli – że nowa prowincja jest przeraźliwie zacofana, a oni są zesłanymi przez samego Boga zbawcami.
Dwór wiedeński z pewnością nie miałby odpowiedzi na pytanie, czy dawne południowe województwa Polski były rzeczywiście znacznie bardziej zapóźnione od niektórych peryferyjnych regionów innych państw europejskich, na przykład Francji czy Wielkiej Brytanii. Do rozbiorów Polski doszło w czasach, gdy skostniały francuski ancien régime zmagał się z pozornie nierozwiązywalnymi zaszłościami, podobnie jak dynastia hanowerska w części rządzonej przez Brytyjczyków Szkocji czy Irlandii.
Ponadto przekonanie licznych francuskich philosophes, że oni sami i ich stronnicy są z natury lepsi od tych, których starają się wprowadzić w nowoczesność, było jednym z mniej atrakcyjnych aspektów epoki oświecenia. Samo pojęcie Europy Wschodniej było sztucznym konstruktem intelektualnym, który niósł za sobą stereotypowe lekceważenie.
„Złe, brzydkie i obrzydliwe”
W każdym razie można stwierdzić, że habsburscy oficjele, którzy przybyli tłumnie do Galicji pod rządami Marii Teresy i Józefa II, chętnie ganili zastaną rzeczywistość oraz malowali jej satyryczny obraz, nie przedstawiając jej w wyważony sposób. Takie właśnie były intencje Franza Krattera, Bawarczyka, który odwiedził prowincję w 1784 roku, żeby – jak sam oświadczył – odkryć to, co „złe, brzydkie i obrzydliwe”. W opublikowanej korespondencji Krattera drogi są nieprzejezdne, rzeki nieuregulowane, większość ludności stanowią niepiśmienni chłopi pańszczyźniani (podobnie jak w Austrii czy Niemczech), szlachta to „dzikusy”, którym „daleko do jakiegokolwiek towarzystwa z manierami”, Żydów należałoby „ulepić od nowa”, a duchowieństwo to zwyczajne flejtuchy:
Podczas mszy niektórzy wycierają nosy w szaty liturgiczne, a niektórzy w dłonie i odrzucają smarki o kilka kroków. Stojąc blisko ołtarza, trzeba uważać […]. Na własne oczy widziałem, jak ksiądz podczas komunii wyciera nos dłonią, a potem tymi samymi świecącymi, zapaskudzonymi palcami, którymi wyrzucił smarki, łamie hostię i ze zdrowym apetytem wsadza sobie do ust.
Warto tu przypomnieć książeczkę, w której podsumowano opinie Angielek odwiedzających Walię w tym samym okresie. W zbiorze zatytułowanym Pigsties and Paradise (Chlewy i raj) czytamy, jakie aspekty kraju wywarły największe wrażenie na poszczególnych damach – zazwyczaj były to najgorsze rzeczy, jakie dało się znaleźć. Zdecydowanie kontrastuje to z romantycznym obrazem namalowanym w następnym stuleciu przez wielebnego George’a Borrowa w Wild Wales (Dzika Walia) (1862). Franz Kratter należał niestety do tej kategorii gości, która wolała skupiać się na chlewach.
Czytaj też: Galicja – „roponośne Eldorado”
Galicyjski głód
Rzeź galicyjska z 1846 roku, podczas której z zimną krwią zmasakrowano setki szlachciców, zdawała się jednak potwierdzać najgorsze obelgi Krattera. Ze wszystkich stron, nie bez powodu, sypały się określenia takie jak „dziki”, „barbarzyński”, „nieludzki” czy „bestialski”. Tytułem usprawiedliwienia można byłoby nadmienić, że okrucieństwa skupiły się w niewielkiej liczbie powiatów Galicji Zachodniej, nie były typowe dla Galicji jako całości, nie powtórzyły się i miały związek ze zwalczaniem przez urzędników zbrojnego powstania. Ponadto ukuty w średniowiecznej Francji termin „żakeria” przypomina nam, że do podobnych odrażających epizodów dochodziło okresowo zarówno w ojczyźnie oświecenia, jak i gdzie indziej, począwszy od „wojny chłopskiej” w Niemczech w XVI wieku aż po rewoltę na rosyjskiej wsi w latach 1905–1906.
O wydarzeniach z 1846 roku można powiedzieć tyle dobrego, że wymusiły one trzeźwą refleksję i pomogły zapoczątkować wyzwolenie chłopów pańszczyźnianych w Austrii, do którego doszło zaledwie dwa lata później. Jednak publikacja w latach 80. XIX wieku Nędzy Galicyi w cyfrach Szczepanowskiego – dzieła, którego celem było dowieść, że prowincja pozostaje najbiedniejszym i pogrążonym w najgłębszym mroku miejscem w Europie – zdawała się utrwalać wszystkie najbardziej szkodliwe stereotypy z przeszłości.
Wizerunek ten wpłynął na wszystko, co pisano o Galicji przez kolejne dziesięciolecia. Statystyki Szczepanowskiego oczywiście krytykowano, trudno jednak znaleźć wyraźnie lepsze dane, nie ma też większych wątpliwości, że późniejsza fala emigracji była spowodowana warunkami przypominającymi irlandzki głód z lat 40. XIX wieku. Galicyjscy chłopi, choć wyzwoleni z prawnego punktu widzenia, nie osiągnęli choćby minimalnego poziomu bezpieczeństwa i dobrobytu. Niepokoje agrarne, zamieszki związane z niedoborami żywności oraz skrajne nierówności na obszarach wiejskich utrzymywały się aż do XX wieku.
Prawda leży pośrodku
Mimo to należałoby zachować elementarną uczciwość. Wypadałoby wskazać, że niektórzy galicyjscy duchowni nie wycierali nosa w szaty, chłopi pańszczyźniani co do zasady nie mordowali swoich panów, a większość Galicjan była wystarczająco dobrze odżywiona, ubrana i wykształcona, aby znaleźć źródło zarobku, odrzucić myśl o emigracji oraz odnosić korzyści ze stopniowych postępów prowincji.
Galicyjskie realia rozciągały się od Nędzy… Szczepanowskiego na jednym biegunie do wyidealizowanych warunków pokazanych podczas Powszechnej Wystawy Krajowej we Lwowie w 1894 roku na drugim. Można zatem dyskutować o tym, co było typowe lub reprezentatywne. Historycy muszą wyważyć najgorsze aspekty z najlepszymi, opisując pełen zakres doświadczeń mieszczących się na tym spektrum.
Źródło:
Tekst stanowi fragment najnowszej książki Normana Daviesa „Galicja” (Znak Horyzont 2023).
KOMENTARZE (11)
Ciekawy przypadek Niemców spod Nowego Sącza. Mieli kształcić motłoch, a zżyli się z nim i w pewnym stopniu wymieszali. Oświeceni w tym wypadku ponieśli poraźkę.
Tak samo stało się z Niemcami i Austriakami na Żywieczyznie, ba nawet Habsburgów ie się spolonizowali
Część pamięci pułkownika WP Karola Olbrachta Austriackiego.
Szkoda że August mocny był tak cywilizowany i ukradł insygnia królewskie z krakowa
A ja czytałem, że insygnia podprowadzili w 1795 r. Prusacy, co się przyszwendali do Krakowa, dokonując włamania poprzez dziurę w murze do skarbca wawelskiego Prawda to być może?
Wykradł, by się koronować. Ukradli je Prusacy.
Właśnie czytam Galicja N.Daviesa i stwierdzam że pisarz chce nam przekazać że zabór austryjacki był najlepszy z pozostałych a nawet nie chcieli tego ale zmuszeni zostali przez carycę Katarzynę.
Ciekawe..
Austriacy sterowali poruseństwem galicyjskim przeciwko tym Polakom, którzy chcieli walczyć o wolność w pierwszej połowie XIX.
Dzisiejsi Austriacy wyolbrzymiają pozytywy swych rządów w Galicji i mają małe pojęcie o zaborczej przeszłości swego kraju myląc ucisk pierwszej połowy XIX wieku z drugą połową tego wieku kiedy Galicja uzyskała tzw. status organiczny, autonomię i instytucje quasi państwowe w jej stolicy czyli we Lwowie. O ucisku nie pamiętają tylko o czasie względnej prosperity.
O roli polskiej inteligencji w kształtowaniu instytucji prowincjonalnych wiedzą niewiele. W połowie lat 90 tych uczestniczyłem w Wiedniu otwarciu wystawy ukraińskiej o Lwowie. Część zwiedzających była zdumiona polskimi napisami na prezentowanych litografiach z widocznymi Lwowa.
Austriacy w pewnym stereotypie uważają, że to oni byli Kulturtraegerami w Galicji. Prawda jest taka, że Galicja rozwinęła się sama, a Austriacy gwarantowali tylko bardzo pomocny pokój, który zresztą panował wtedy w naszej części Europy.
Tak tylko . Beksiński i Lipiński po przegranym powstaniu w zaborze rosyjskim znaleźli pomoc i możliwość otworzenia biznesu w Sanoku ( Fabryka kotłów , dzisiaj Autosan). Nie było tu takich powstań jak w zaborze rosyjskim, ale jak Polacy poczuli sens walki to w Galicji masowo wstępowała ludność do legionów.
W tej Austrii podobno był taki raj ale pańszczyzna została tam zlikwidowana dopiero w roku 1848 po wydarzeniach „Wiosny Ludów”, które zmusiły rząd do działania. Czy okupacja Małopolski przez Austrię w latach 1772-1918 podniosła poziom cywilizacyjny ludności miejscowej ? Raczej nie bo nie widać żadnych inwestycji w Małopolsce, podczas kiedy takie Czechy wchodzące również w skład Austrii były zagłębiem przemysłowym cesarstwa austriackiego. Jak była bieda w roku 1772 to pozostała również do roku 1918. Może zmienił się Kraków, Lwów czy jeszcze kilka większych miast, natomiast wieś nie zmieniła się prawie wcale. Przez 146 lat nie potrafili sobie nawet „oświeceni” Austriacy poradzić z Analfabetyzmem który w roku 1921 wynosił w Małopolsce/Galicji aż 31,5%, podczas kiedy na ziemiach Królestwa Polskiego pod zacofanym zaborem Rosyjskim wynosił 31,7%. Za to w zaborze Niemieckim/Pruskim zaledwie…4,2%. Natomiast te wszystkie krytyczne uwagi jakichś tam „pisarzy” służyły władzom Austrii do tego żeby uzasadnić rozbiory RON i pokazać jak na „zacofane” ziemie Polski dotarli Austriacy podobno „oświeceni i cywilizowani” żeby nawracać miejscowych dzikusów. A tak naprawdę to Niemcy z Wiednia zjawili się w Małopolsce nie po to żeby coś zmieniać, tylko żeby eksploatować ziemie Małopolski z surowców naturalnych – sól, węgiel, ropa, żywność a także w poszukiwaniu mięsa armatniego dla CK Armii.
Mięso armatnie przede wszystkim. Prawdziwa kolonia: jak najmniej zainwestować, jak najwięcej wydrzeć. Całkiem inaczej, niż pruscy kuzyni austriackich bandytów.