W obozach koncentracyjnych pracowało 300 lekarzy SS. Zamiast ratować pacjentów, traktowali ich jak króliki doświadczalne, sprawiając im potworne cierpienie.
We wrześniu 1942 roku po uduszeniu 800 kobiet w komorze gazowej lekarz SS Johann Kremer zapisał: „Coś najokropniejszego z okropności. Hauptsturmführer Heinz Thilo, lekarz garnizonowy, miał rację, mówiąc mi dzisiaj, iż znajdujemy się przy anus mundi, odbytnicy świata”. Bynajmniej nie był to wyraz grozy z powodu tego, czego właśnie dokonano. A przynajmniej nie tylko. Według prof. Antoniego Kępińskiego określenie to miało uzasadniać potrzebę istnienia obozów koncentracyjnych – jako miejsc, które oczyszczą świat ze wszystkiego, co (zdaniem nazistów) zbędne.
W „medycznej gwardii Hitlera” – jak nazywa ją w swojej najnowszej książce Lekarze od zabijania Joanna Lamparska – służyło 300 obozowych medyków. Niektórzy dopiero co skończyli studia. Zapewne w innych warunkach prowadziliby swoje praktyki lekarskie w niemieckich miasteczkach lub spędzali długie godziny w tamtejszych szpitalach, wypełniając przysięgę Hipokratesa. Tak się jednak nie stało. Lamparska pisze:
W III Rzeszy lekarze w obozach nie ratują chorych. Jeśli robią zastrzyk, to w strzykawce jest trucizna. Jeśli się „troszczą”, to tylko o przedmiot używany do własnych celów, królika doświadczalnego. Gdy oglądają tatuaż, budowę ciała czy tylko czaszki, może to oznaczać wyrok. Każda odmienność nada się do jakiejś kolekcji. A jednak każdy z nich zezna później, że nie naruszył lekarskiego etosu.
Najsłynniejszym z nich był Josef Mengele, nazywany Aniołem Śmierci z Auschwitz. Ale bynajmniej nie był jedyny. Oto trzech innych lekarzy, którzy urządzili więźniom obozów koncentracyjnych piekło na ziemi.
Gerhard Buhtz
Urodzony 24 lutego 1896 roku w w Schönebeck nad Elbą. Podczas I wojny światowej zaciągnął się do wojska jako ochotnik. Z frontu wrócił z przestrzelonym płucem i kilkoma odznaczeniami. Podjął studia medyczne. Zrobił specjalizację m.in. z medycyny sądowej i psychiatrii. Habilitował się ze „śladów metalu w ranach postrzałowych”. Ale – jak pisze w Lekarzach do zabijania Joanna Lamparska – „skrzydła rozwinął dopiero po dojściu Hitlera do władzy”.
1 maja 1933 roku Buhtz wstąpił do NSDAP i SS, dzięki czemu już dwa lata później otrzymał profesurę i został dyrektorem Instytutu Medycyny Sądowej na Uniwersytecie Friedricha Schillera w Jenie. W 1938 roku przeniósł się do Breslau (dzisiejszy Wrocław). Współpracował z obozami koncentracyjnymi w Buchenwaldzie i Gross-Rosen, przeprowadzając sekcje zwłok. Jako przyczynę zgonów wycieńczonych, zagłodzonych więźniów wpisywał udary, zawały serca czy śmiertelne ataki wyrostka robaczkowego. Przyłożył też rękę do niesławnej akcji T4 – przymusowej sterylizacji osób niepełnosprawnych umysłowo. Eksperymentował, nie tylko na zwłokach, z metodami skutecznego przeprowadzania wazektomii.
Od 29 marca do 30 czerwca 1943 roku Buhtz kierował ekshumacjami i sekcjami zwłok Polaków pomordowanych w Katyniu. Zginął 26 czerwca 1944 roku po Mińskiem. Według oficjalnej wersji potrącił go pociąg, jednak okoliczności jego śmierci nigdy nie wyjaśniono.
Friedrich Entress
Przyszedł na świat 8 grudnia 1914 roku w Poznaniu. Dzięki babci doskonale znał polski. Po polsku też studiował, ale mimo polskich korzeni czuł się Niemcem. Później ukrywał swoje pochodzenie przed przełożonymi i kolegami. Aby prawda nie wyszła na jaw, nie pozwalał przeżyć kolegom z uczelni w obozach, w których służył.
A było ich kilka. Po „szkoleniu z eksterminacji” w KL Sachsenhausen przez cały 1941 rok Entress był lekarzem w Gross-Rosen. W grudniu został przeniesiony do KL Auschwitz I, gdzie pracował do lutego 1943 roku. Następnie, od marca do października, służył w KL Auschwitz III-Monowitz. 21 października 1943 roku objął posadę lekarza obozowego w KL Mauthausen-Gusen. W sierpniu – tym razem jako naczelny lekarz – wrócił do KL Gross-Rosen. Joanna Lamparska, opisując jego „karierę”, wylicza:
W Auschwitz nie ma jeszcze Mengelego, ale Entress już widzi, że zakres jego możliwości znacznie się poszerzył. Razem z Vetterem wybierają zdrowych więźniów i zakażają ich krwią chorych na dur. Eksperyment nie wnosi do nauki kompletnie nic nowego – nic poza cierpieniem. Jeśli przyjmiemy założenie, że doktor z Poznania przybył tu jako zwykły człowiek, to właśnie jesteśmy świadkami, jak ciemna strona przejmuje nad nim całkowitą władzę.
Jakby w Auschwitz całe jego zło uwolniło się z okowów narzuconych przez warunki panujące w Gross‑ Rosen, tym biednym obozie, gdzie Entress mógł tylko mordować. Dlatego teraz łamie więźniom kości, żeby uczyć się je złożyć, sztucznie wywołuje stany zapalne, żeby spróbować umiejętności chirurgicznych w ich oczyszczaniu z ropy, przykłada „pacjentom” opatrunki z iperytem.
To on opracował procedurę wstrzykiwania śmiertelnych dawek fenolu bezpośrednio w serca więźniów. Pojmany przez aliantów w 1945 roku został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 28 maja 1947 roku w Landsbergu.
Czytaj też: Najbardziej przerażające eksperymenty doktora Mengelego [18+]
Karl Babor
Urodzony 23 sierpnia 1918 roku w Wiedniu w chwili wybuchu II wojny światowej miał zaledwie 21 lat. Do Gross-Rosen trafił pod koniec 1941 roku, by zastąpić Friedricha Enterssa. Nadal był tylko studentem medycyny. Nie zdążył jeszcze złożyć przysięgi Hipokratesa, nie był więc pełnoprawnym lekarzem. Ale ostatecznie nie przyjechał do obozu, by ratować ludzi…
W opanowanym epidemią tyfusu Gross-Rosen Babor dostał nieograniczone uprawnienia. Wykorzystywał je, by doskonalić procedurę śmiertelnych zastrzyków w serca więźniów. Swoim „pacjentom” podawał też „krople nasercowe”. Działały błyskawicznie – chorzy sinieli z braku powietrza, dostawali skurczów mięśni i umierali w ciągu kilkudziesięciu sekund. W rzeczywistości bowiem Babor dawał im cyjanek.
Jesienią 1942 roku młody lekarz został przeniesiony do KL Dachau. Przedtem, za zasługi w leczeniu tyfusu otrzymał jeszcze Krzyż Zasługi Wojennej II klasy. Metoda Babora była prosta – wystarczyło pozbyć się chorego, a choroba znikała sama… W Lekarzach do zabijania Joanna Lamparska opisuje:
Dachau to dla młodego Babora głęboka woda. Obóz jest potężny, „pracuje” w nim wielu specjalistów zasłużonych dla III Rzeszy. Doktor Sigmund Rascher przeprowadza barbarzyńskie eksperymenty oceniające wpływ niskich temperatur na ciało człowieka. W specjalnie zbudowanym na potrzeby doświadczeń basenie zanurza więźniów w lodowatej wodzie, inne ofiary na jego rozkaz ustawia się nago na mrozie i polewa wodą (…). W Dachau bada się również odporność na duże wysokości, więźniów poi się słoną wodą i zaraża malarią. Większość zbrodniarzy to młodzi lekarze, Heinrich Schütz, szef Babora w Dachau, jest od niego starszy zaledwie o dwanaście lat, ma trzydzieści sześć lat.
Czytaj też: Chora ideologia – przerażające eksperymenty Niemców w czasie II wojny światowej
Epilog
W chwili zakończenia wojny Karl Babor miał 27 lat – i tysiące ludzi na sumieniu. Alianci uznali go jednak za niewiele znaczącego esesmana, który „nie zrobił nic poważnego”. Po wstępnym dochodzeniu wypuszczono go na wolność. Dokończył studia medyczne i rozpoczął pracę w szpitalu położniczym Gersthof w Wiedniu, później przeniósł się do Gmunden. Dopiero w 1952 roku upomniała się o niego sprawiedliwość. Na podstawie zeznań byłych więźniów Gross-Rosen został oskarżony o zamordowanie zastrzykiem z fenolu nieokreślonej liczby osób. Babor zdążył jednak zniknąć.
Znalazł się 18 stycznia 1964 roku w Addis Abebie w Etiopii. Jego ciało wyłowiono z rzeki. Popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę – jak niemal dwie dekady wcześniej wódz Tysiącletniej Rzeszy, któremu Babor tak wiernie służył. Chyba najlepiej świadczy o tym fakt, że gdy do Gross-Rosen przysłano mu z Auschwitz dwóch polskich lekarzy, oznajmił im z pogardą, że nie potrzebuje medyków, tylko „truponoszy”…
Źródło:
Zdjęcia otwierające artykuł: Sigmund Rascher/USHMM/domena publiczna (3)
KOMENTARZE (1)
Tylko współczuć więźniom…