Tożsamość mieszkańców tzw. Ziemi Odzyskanych była ciężkim tematem. Do najnieszczęśliwszych grup należeli Mazurzy, dyskryminowani ze wszystkich stron.
Geograficznie – część Prus Wschodnich. Przyjęło się nazywać Mazury krainą historyczną, choć nie stanowiły odrębnej jednostki administracyjnej i nie miały jasno wyznaczonego terenu. A żeby dokładniej określić granice regionu, odwoływano się często do słów Friedricha Krosty: Mazury sięgają tak daleko, jak daleko ludność ewangelicka mówi dialektem mazurskim.
I o ile jest to jakiś punkt odniesienia, o tyle faktyczny obraz demograficzny XIX-wiecznych Mazur jest nieco bardziej skomplikowany. Mieszkali tam m.in. Polacy, Żydzi, Litwini, Kaszubi, Rosjanie czy bardzo liczna ludność niemiecka. Z tego względu obszar był niezwykle zróżnicowany językowo, kulturowo i religijnie. Historycy spierali się przez to o przynależność wielu gmin, które geograficznie można by uznać za mazurskie, natomiast ich mieszkańcy posługiwali się w większości oficjalną polszczyzną. W całym regionie powszechny był również język niemiecki, co wywarło wyraźny wpływ na występujące tam dialekty polskiego.
Najliczniejsza grupa, czyli właśnie Mazurzy, to potomkowie osadników z Mazowsza, którzy osiedlali się w zsekularyzowanych Prusach Książęcych. Od innych grup polskich odróżniają ich przede wszystkim protestantyzm i gwara mazurska.
Słowiańska skaza
Obszar ten przez lata był wielokulturowy i dosyć tolerancyjny. Jednak nastroje stopniowo zmieniły się wraz z początkami polityki germanizacyjnej. W XIX wieku pojawiło się określenie „Mazurzy pruscy”. Miało ono dystansować tę grupę od reszty Polaków. Od połowy stulecia rozpoczął się proces wprowadzania języka niemieckiego do szkół i urzędów. Germanizacji sprzeciwiali się m.in. Krzysztof Celestyn Mrongowiusz i Gustaw Gizewiusz. Mężczyźni pisali liczne protesty przeciwko usuwaniu polskiego z mazurskich szkół. Memoriały ich autorstwa dotarły nawet do króla Prus. Rozwijała się też polskojęzyczna prasa.
Mimo wszystko, z biegiem lat dyskryminacja kulturowa jedynie przybierała na sile. Bo w oczach zaborcy Mazurom – choć z nazwy pruskim – bliżej było do Słowian. I ta „skaza” czyniła z nich lud gnuśny, skłonny do pijaństwa i w ogóle nie przedsiębiorczy. Albert Zweck pisał o nich:
Poprzestawanie na małym i lekkomyślność powodują, iż Mazurowi brak bodźców do poważnego zarobkowania. Również zagrożony biedą potrafi beztrosko wystawać na brzegu jeziora, przyglądając się, jak inni łowią ryby; zawsze też znajdzie czas na poświęcenie uwagi licznym wiejskim karczmom (…), a co dalej będzie, zawierza Stwórcy, w którego opiekę bezgranicznie ufa.
Miało to być przyczyną ubóstwa chłopów, złego stanu wsi i powszechnego życia w domach ze zwierzętami. Z tego względu Mazurom – tak samo jak reszcie Słowian – germanizacja mogłaby wyjść jedynie na dobre.
Miażdżąca przegrana w plebiscycie
Działania I wojny światowej prowadzone na Mazurach zrujnowały ten rejon i pogłębiły przepaść. Odbudową zajęło się państwo niemieckie. Jednocześnie na mocy traktatu wersalskiego teren miał być objęty plebiscytem, od którego wyników zależało, czy Mazury zostaną włączone do Polski.
Ostatecznie plebiscyt odbył się 11 lipca 1920 roku, co było najgorszą możliwą datą dla Polaków, toczących wówczas wojnę z bolszewikami. Ponadto, wbrew postanowieniom traktatu wersalskiego, niemieckie służby i administracja wciąż były na Mazurach dominujące. Niemcy prowadziły intensywną, antypolską propagandę. Dosłownie zalewały mieszkańców broszurami mówiącymi chociażby o tym, jak niepewnym wyborem jest nowo powstałe państwo. Jednocześnie na karcie do głosowania za Niemcami nie pojawiała się aktualna nazwa państwa, a sformułowanie Prusy Wschodnie – co dla Mazurów było znanym, bliskim i oswojonym określeniem.
Samego przebiegu plebiscytu nie da się w żaden sposób nazwać prawidłowym. Mniejsza liczba, a czasem nawet brak kart do głosowania o przyłączeniu do Polski. Reemigranci niemieccy masowo przyjeżdżający na głosowanie, często głosujący w kilku miejscowościach. Wyraźnie rozdzielone karty i urzędnicy obserwujący, kto którą bierze. Realna groźba represji dla osób o propolskich poglądach. Ostateczny wynik plebiscytu na Mazurach okazał się miażdżącą porażką dla Polski – 97% oddanych głosów popierało przyłączenie regionu do Niemiec.
Czytaj też: Jak Niemcy próbowali nam odebrać język, kulturę i tożsamość?
Ziemie Odzyskane
Po II wojnie światowej tereny mazurskie zostały włączone do Polski zgodnie z ustaleniami konferencji poczdamskiej. Wszystkie zdobyte wówczas obszary nazywano dumnie Ziemiami Odzyskanymi. Jednak zanim zostały one przyłączone, ZSRR „wyzwalało” je spod okupacji.
W rzeczywistości Armia Czerwona traktowała te tereny jak terytorium wrogie i dosłownie rujnowała i łupiła wszystko na swojej drodze. W 1945 roku Polacy przejęli zniszczone, opustoszałe ziemie. Przemysł, infrastruktura transportowa czy domy w większości nie nadawały się do użytku. A wszystko, co wartościowe – pociągami zostało wywiezione z kraju.
Polacy czy Niemcy?
Zgodnie z oficjalną narracją Mazurzy byli ofiarami germanizacji i należało im się takie samo wsparcie państwowe, jak wszystkim innym Polakom. W praktyce po włączeniu do granic państwa polskiego mieszkańcy tego terenu znów byli dyskryminowani i nękani. Ks. Emil Kamil, kierujący po wojnie parafią w Giżycku, pisał: Cóż z tego, że Mazur otrzymuje konia czy krowę od Państwa po bardzo niskiej cenie, gdy nocą już następnego dnia przychodzi kilkunastu bandytów i zabiera mu nie tylko konia, lecz cały dobytek, jaki posiada w mieszkaniu, a on sam otrzymuje takie lanie, że nawet na drugi dzień nie ma ochoty iść i meldować o tym Milicji.
Polacy w rzeczywistości często postrzegali Mazurów jako Niemców. Lata historii w granicach pruskich, religia, język pełen germanizmów. Mieszkańcy Mazur słyszeli więc o sobie, że są „hitlerowcami”, „szwabami” czy „krzyżakami”. Polacy nie mogli im wybaczyć wysokiego poparcia wobec NSDAP. Niezależnie od tego, że partia w latach 30. przekonała Mazurów m.in. obietnicami zniesienia istniejących różnic klasowych, które czyniły z nich „gorszych” obywateli.
Państwo polskie w pierwszych latach po wojnie źle radziło sobie z bezprawiem szerzącym się na terenach Ziem Odzyskanych. Sprawcy rabunków na autochtonicznych mieszkańcach Mazur byli praktycznie bezkarni, przez co Mazurzy z coraz większą niechęcią podchodzą do nowego kraju, który nie mógł (lub nie chciał) zapewnić im bezpieczeństwa. Rósł opór przeciwko podpisywaniu dokumentów weryfikacyjnych, poświadczających przynależność do narodu polskiego. Opór ten władze pod koniec lat 40. zaczęły rozwiązywać siłowo. A kilka lat później sami Mazurzy chętnie korzystali z paszportyzacji i umowy o łączeniu rodzin, która umożliwiła im masową emigrację do Niemiec. W latach 50. i 70. dziesiątki tysięcy mieszkańców Mazur opuściły Polskę. A w spisie ludności z 2011 roku już tylko nieco ponad 1300 Polaków zadeklarowało identyfikację mazurską.
Źródła:
- Cieślak T., Miejsce Warmii i Mazur w historii ziem polskich XIX i XX wieku [w:] „Komunikaty Mazursko-Warmińskie”, (1) 1965.
- Kita J., Korybut – Marciniak M., Życie prywatne Polaków w XIX wieku. Tom VIII. „O mężczyźnie (nie)zwyczajnie”, Łódź – Olsztyn 2019.
- Suleja W., Wrzesiński W., Problemy potocznej świadomości historycznej mieszkańców Warmii i Mazur [w:] „Komunikaty Mazursko-Warmińskie”, (1) 1981.
KOMENTARZE (5)
Mazurzy kochali swoją ziemię. Nie czuli się Niemcamy ani Polakami ale czuli się dobrymi Prusakami i dobrymi poddanymi panstwa krzyzackiego i później liberalnego króla pruskiego, bo mieli pod ich władzą lepiej, niż Mazowszanie na drugiej stronie Granicy.
Co jednak najdalej ewangelickich Mazurów oddaliła od katolickiej Polski, była napasc polskich Tatarów i ich mordy na Mazurach i uprowadzenie kobiet i dzieci podczas wojen religijnych.
Dlatego slowianska gwara mazurska też nie miała znaczenia w plebiscycie w 1920 r. na Mazurach. W szczególności na wioskach gdzie tylko Mazurzy mieszkali wszyscy głosowali dla Niemiec.
Super komentarz powyżej, ale…
Na kanale historycznym Polsatu był kilkakrotnie pokazywany niemiecki dokument o historii Prus Wschodnich od końca I wojny do praktycznie czasów nam współczesnych. Większość autochtonów mazurskich i niemieckiego pochodzenia mówiła, że zostali po II wojnie bo to po prostu jest ich piękna ojczyzna i… nie żałowali tego.
Mówili też, że zawiedli się na Niemczech weimarskich. Prusy wsch. były najbiedniejszą prowincją, traktowaną wręcz jako skansen turystyczny, dopiero Hitler…
Co do polskich sąsiadów powojennych wyrażali się o nich pozytywnie, no bo po przejściu ”fali” szabrowników znajomość terenu, wyższy poziom wykształcenia, wiedza i umiejętności ich „Niemców” z czasem zaczęły przydawać się wszystkim mieszkającym już na stałe, i Polakom i Mazurom. Wg. tego niemieckiego dokumentu ponadto często zostawali oni – Mazurzy a i nawet mazurscy Niemcy, z tego tytułu sołtysami, agronomami, właścicielami kuźni i warsztatów ale i bywało kierownikami, dyrektorami, stąd coraz mniej chętnie wyjeżdżali do Niemiec.
Co do najazdów Tatarów to jest to przykład w sporej części antypolskiej agitacji nie tylko w czasie plebiscytu, ww. w artykule.
S. Augusiewicz, „Najazdy tatarskie na Prusy Książęce…”: „Z wydarzeniami… [tymi] …związana jest niezwykle bogata i wyjątkowa tradycja, przejawiająca się w folklorze, literaturze pięknej (beletrystyce, utworach poetyckich, nawet próbach dramatycznych), a także w publicystyce. Przede wszystkim wywarła ona wpływ na pruską i niemiecką historiografię ukazującą wydarzenia wojny szwedzkiej przede wszystkim jako pasmo tzw. najazdów tatarskich (tatarische Einfälle)…” „Ich efektem miało być spustoszenie pogranicznych starostw od Kłajpedy do Działdowa, spalenie 13 miast i 249 wsi oraz olbrzymie straty demograficzne (11 tys. zabitych i 34-tysięczny jasyr), odpowiadające 20% ogólnych strat ludnościowych, spowodowanych przez 76 najazdów (!)…” „Taka wersja wydarzeń jest trudna do zaakceptowania, tym bardziej, że wspomniane opracowania merytorycznie nie są najlepsze.”, ale propagandowo jak widać to i jeszcze dzisiaj, mimo to bardzo skuteczne…
Jest oczyszczaniem antypolskiego rządu z nadania ZSRR w tekście napisanie że „Polska prześladowała Mazurów ” -gdyż rząd PRL likwidował tożsamość narodową Polski i prześladował patriotów Polski a w latach 1944 do 56 było zabijanie pro-Polsko myślących Polaków.
(Józef światło o lipcu 1951 powiedział: „z AK i sympatyków AK POZOSTAŁY RESZTKI”.) Np wczoraj była rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości za wspomnienie 11.11.1918 Polacy byli prześladowani w PRL.
Oczekuje uzupełnienia tymi informacjami tekstu a nie tylko jako mojego komentarza gdyż w przeciwnym razie jest to oczyszczanie ZSRR.
Mazurzy nie czuli się Niemcami ani Polakami czyli byli „Tutejsi” tak samo jak Litwini/Białorusini, którzy nie mieli swojej inteligencji albo była ona słaba, natomiast ludność miejscowa zamieszkiwała w zdecydowanej większości wieś oraz śladowo miasta. Problemem wśród Mazurów była zmiana wyznania na dominujące w Prusach wyznanie ewangelickie, bo tam gdzie dominowali katolicy opowiadano się zdecydowanie za Polską. Natomiast fakt prześladowania na różne sposoby miejscowych, dotyczy nie tylko Mazurów i nie byli oni jakoś wyjątkowo traktowanie przez komunistów przywiezionych z Moskwy, poza faktem że w roku 1947 wysiedlono z Bieszczad na Mazury – Ukraińców banderowców z Akcji Wisła. W czasach 2 RP – podobnych prześladowań do Mazurów po roku 1945 – doświadczyli też szczególnie w latach 1926-1939 Kaszubi, Ślązacy czy nawet …Wielkopolanie, wszyscy oni byli wyzywani od …Niemców i prześladowani na różne sposoby, pomimo tego że walczyli z germanizacją !!! Polacy z ziem zaborów Pruskich/Niemieckich pomimo realizowanej przez Prusaków/Niemców polityki germanizacyjnej byli pod względem cywilizacyjnym na zupełnie innym poziomie niż Polacy żyjący na ziemiach zaboru Austriackiego i ziemiach Królestwa Polskiego, bo o tych z ziem zaborów Rosyjskich poza inteligencją i przedstawicielami ziemiaństwa nie można powiedzieć nic dobrego. Natomiast co do plebiscytu na Warmii i Mazurach to nie Polacy toczyli walkę z Rosją bolszewicką, tylko agent Austro-Węgier mi Niemiec: Stefan 2-Piłsudski rozpoczął awanturę kijowską razem z drugim socjalistą Petlurą, który rezydował w …Kamieńcu Podolskim i miał do dyspozycji zaledwie 4000 żołnierzy, przeciw innemu agentowi Niemiec – Leninowi. Gen. Sosnkowski pisał w styczniu 1920 roku „Wojna polsko-bolszewicka była już skończona, gdyż warunki pokojowe oferowane przez Rosjan były lepsze niż te, których my chcieliśmy. A wojsko nasze było ubogie i kraj zniszczony. Ale Piłsudski poszedł jednak na Ukrainę”. Polska właśnie przez Piłsudskiego przegrała w tak kompromitującym stylu plebiscyt na Warmii i Mazurach i niema się co dziwić Mazurom, że w lipcu 1920 roku ( kiedy bolszewicy zbliżali się do Warszawy ), uwierzyli w Niemiecką propagandę że Rosja bolszewicka wygra wojnę, a Polska przestanie istnieć i w tej sytuacji nawet i ci którzy gdyby nie wojna głosowaliby za Polską, wybrali w większości pozostanie w granicach Prus, a reszty dopełniły fałszerstwa wyborcze stosowane przez Niemcy. W podobny sposób w tym samym 1920 roku utraciła Polska – Zaolzie i znowu dzięki Piłsudskiemu i jego durnej awanturze kijowskiej. Może gdyby Piłsudski był Polakiem wyglądało by to inaczej ale jego …Litwina bardziej od Mazur i Zaolzia interesowało …Wilno oraz mrzonki o „federacji” z Ukraina i Żmudzią/Litwą. Natomiast rzekome najazdy „polskich tatarów” na Prusy to „Bajki z tysiąca i jednej nocy” takie same jak twierdzenia Niemców że pod Grunwaldem – Wielkiego Mistrza zabił dowódca litewskich tatarów, natomiast Polacy mówią podobna bajkę, że tego Niemca ubił prosty drab, a tak naprawdę został zabity WM przez Polskiego rycerza. Może i Tatarzy zapuścili się w pościgu za Szwedami i ich sojusznikami z Prus na ziemie Prus Książęcych, ale Niemcy jak zwykle zrobili z igły widły.
1. Przyjęcie warunków rozejmowych, bo nie pokojowych stycznia 1920., to czysta teoria. Do bardzo ogólnych propozycji „pokoju”, będących właściwie rozejmową bazą do dyskusji, z 28 stycznia 1920., sowieci, właśnie stabilizując wtedy front, bardzo szybko dodali (większość w przeciągu 1-4 tygodni) „wyjaśnienia” i „uszczegółowienia”, tak by uniemożliwić nam akceptację wersji „do dyskusji”, której u nas wpłynięcie datowano na 29 stycznia. W wersji bazowej gwarantowali, że ich wojska nie przekroczą linii przechodzącej w pobliżu Dryssy, Dzisny, Połocka, Borysowa, Porzecza, Ptyczy, Białokorowicz, Cudnowa, Pilawy, Dereźni i Baru, co nie znaczy, że taką zaproponowali nam granicę, jak wyjaśniali. W „wyjaśnieniach” i „uszczegółowieniach” zażądali również ograniczenia siły zbrojnej polskiej na granicy wschodniej do 50 000 ludzi (wobec swojej na poziomie do 200 tys.) oraz zaproponowali jako bazową „najbardziej sprawiedliwą etniczną” granicę zbliżoną do linii Curzona w wersji owszem ze Lwowem po polskiej stronie, ale do dalszej dyskusji, czy jednak w ogóle i jeśli już, to jak blisko byłoby miasto granicy.
A polska ofensywa ruszyła dopiero 25 kwietnia w reakcji właśnie dopiero na twarde, niezmiennie bardzo niekorzystne dla nas warunki sowieckie, brak jakiegokolwiek postępu w rozmowach!
2. Faktem jest natomiast, co potwierdza także większość zachodnich historyków, że odgłos armatnich wystrzałów dochodzący z frontu polsko-bolszewickiego miał tutaj decydujące znaczenie…, bowiem wg danych niemieckich z 1910., jeśli w części zachodniej, tej wyraźnie mniejszej, obszaru plebiscytowego, mówiono zdecydowanie częściej po niemiecku, to w środkowowschodniej zwłaszcza, głównie po polsku (np. w powiecie szczycieńskim było to aż 71% !) i mniej więcej „pół na pół” ze wskazaniem tylko na niemiecki, we wschodniej. „W rzeczywistości jednak odsetek osób mówiących po polsku był prawdopodobnie wyższy, ponieważ wielu Mazurów, którzy mówili głównie po polsku, nie chciało nazywać się Polakami, gdyż wszystko, co polskie lub polsko-mazurskie, było nisko cenione w porównaniu z kulturą niemiecką („Gdzie kończy się kultura, zaczyna się Mazur” mówiono powszechnie).”, jak uczciwie konstatuje jeden z niemieckich historyków: „Stąd polska propaganda ukazująca Mazurów jako Polaków, poniosła klęskę”, dodaje, „Mazurzy odczuli to bowiem jako zagrożenie, zapowiedź wynarodowienia…”
3. No i to Paderewski, a nie Niemcy zasugerował, by mogli głosować urodzeni na „naszych” terenach plebiscytowych w tym oczywiście i Mazurach, Warmii, Powiślu, licząc na Mazurów nawet bardziej niż Ślązaków, z zagłębia Ruhry. Owszem przyjechali Mazurzy z zagłębia nawet w sporej części, za zebrane w Poznaniu i Krakowie głównie znaczne fundusze polskie, nie niemieckie nawet, ale byli na tyle już zniemczeni i pod wrażeniem naszych wtedy klęsk…
4. I to Dmowski zaproponował głosowanie za Prusami Wschodnimi lub Polską, a nie między Niemcami/Polską, licząc jeszcze ciągle, że Prusy Wschodnie będą obszarem mandatowym Ligi Narodów, tak jak m. in. Gdańsk, luźno tylko związanym z Republiką Weimarską i docelowo mającym być podzielonym między Polskę i Litwę.
5. No i dodajmy, że do dzisiaj w Niemczech czci się „pruski plebiscyt” jako jedno z największych, jeśli nie największe, pokojowe zwycięstwo w historii Niemiec, co nie powinno nas cieszyć i zostawiać wobec powyższego w kontekście zwłaszcza „doświadczeń” historii, obojętnymi.
A o tym jak skomplikowane to sprawy były (i są?), niech świadczą nazwiska najważniejszych tutaj przywódców narodowych, niemieckiego Worgitzki, polskiego Bursche…