Środowiskową mowę grup przestępczych określa się mianem grypsery. Ta natomiast nie jest nowym zjawiskiem – jej korzenie sięgają bowiem XIX wieku.
Język więźniów i przestępców potrafi pobudzać wyobraźnię. Niektóre zwroty zakorzeniają się w potocznej mowie, inne pozostają niezrozumiałe dla większości społeczeństwa.
Jak rozmawiać za kratami?
Początkowo slang więzienny znali jedynie ludzie odsiadujący wieloletnie wyroki. Za początki grypsery uznaje się XIX wiek. Powstała ona prawdopodobnie na tzw. „Gęsiówce”, czyli w warszawskim zakładzie karnym w Koszarach Wołyńskich przy ulicach Gęsiej i Zamenhofa. Jednak ślady przestępczego języka można znaleźć jeszcze wcześniej, choćby w „Gazecie Warszawskiej”. W 1778 roku ukazał się w niej tekst:
W przeszłym tygodniu nastąpiła egzekucja z dekretu sądów marszałkowskich konnych niejakiego Tomasza K. rodem z Niepołomic, który za wielokrotne popełnione kradzieże, śmiercią ukarany został. Inni zaś complices więzieniem są osądzeni. Z indagacji sąd uwiadomiony został, iż ci uformowali język, jedynie sobie zrozumiały.
Dalej natomiast padają wyjaśnienia takich słów jak buchnąć (ukraść) czy makówka (głowa).
Czytaj też: Czy polska folklorystyka narodziła się w… więzieniu?
Choć bazą języka rodzimych przestępców jest język polski, większość Polaków miałaby problem ze zrozumieniem podstawowych słów. I bardzo dobrze. Oznacza to, że spełnia on swoją rolę. Jak w przypadku każdego języka środowiskowego – już po kilku zwrotach można rozpoznać „swoich” i „obcych”. Wypowiadane zdania mają bowiem więcej funkcji niż tylko przekazanie informacji. Pozwalają na błyskawiczne rozpoznanie środowiska, a nawet wzmocnienie poczucia grupowej przynależności. Ale przede wszystkim – utrudniają poznanie sensu wypowiedzi osobom postronnym.
W latach 80. popkultura przejęła wiele sformułowań z języka przestępczego. Jednak nawet najwięksi miłośnicy gangsterskiego kina mogliby mieć problem z rozszyfrowaniem XIX-wiecznego slangu. Jak wówczas rozmawiali przestępcy i więźniowie?
Uwaga na andrusa
Znajomość niektórych określeń niejednemu uratowałaby skórę. Jeśli ktoś w pobliżu twojego domu rozmawia o czerwonych kogutach, lepiej zawczasu powiadomić pająka (czyli policjanta). Ten zwrot nie ma bowiem nic wspólnego z ptakami – dotyczy pożarów i podpaleń. Podobnie jak wystawianie komina. Również niepozornie brzmiąca błyskawka powinna wzbudzić czujność. Jest to bowiem nic innego jak strzelba.
Co dosyć oczywiste, snucie planów kradzieży czy podpaleń wymaga odpowiedniego języka. Andrus czy andruska (czyli złodziej albo złodziejka) może obawiać się nawet przeciągnięcia na krawatce. I choć takie sformułowanie może wywoływać uśmiech na twarzy, oznacza ono… karę śmierci przez powieszenie. Taki wyrok przewidywał „Kodeks karzący Królestwa Polskiego” z 1818 roku za pięciokrotne przyłapanie na kradzieży. Ci, którzy zostali zasypani (złapani przez policję), mogli spodziewać się też prac społecznych, chłosty albo wypalenia piętna. Poza tym władze mogły najzwyczajniej w świecie założyć bransolety i zatachnić do kwaczu – zakuć w kajdany i zamknąć w areszcie.
Wspomniany akt prawny liczył 588 artykułów podzielonych na trzy księgi i wiele uwagi skupiał na temacie kradzieży. Może to sugerować, że przestępstwo to było wówczas dosyć powszechne i dotkliwe. W samym języku środowiskowym również nie brakowało słów określających kradzież. Można było buchać, chatrać, furażować, juchcić, kapować, labować albo tachać. Choć jak to z językiem często bywa – wyrazy miewają często różne znaczenia. Kapuś to również ten, kto donosi, a tachanie może oznaczać też niesienie czegoś ciężkiego.
Kto potrzebuje ozora hultajskiego?
Słowniki języka przestępców (czyli właśnie hultajskiego ozora) powstawały w całej Europie z kilku powodów. Niewątpliwie był to ciekawy temat dla osób niezaznajomionych z tematem, a czytelnicy gazet chętnie wyszukiwali nowych sformułowań w artykułach.
Jednak – co ważniejsze – znajomość slangu mogła ułatwić nieco pracę policjantów i sędziów. Polski słowniczek z XIX wieku autorstwa Karola Estreichera powstał właśnie w oparciu o praktykę sędziowską autora, a także o doświadczenia pracowników więziennych. W różnych krajach europejskich, zwłaszcza we Francji i w Niemczech, wydawano takie zbiory na użytek sądów. Pojawiały się m.in. słowniki gwary włóczęgów, złodziei czy oszustów.
Szczególnie wiele tytułów pojawia się w tym okresie w Niemczech. Różniły się one zawartością w zależności od miejsca wydania. Choć część slangowych określeń funkcjonowało dosyć powszechnie, nie można zapominać, że język jest materią żywą, tworzoną przez użytkowników. Dlatego też niemieckie służby bezpieczeństwa wychodziły z założenia, że mowę przestępców należy dokładnie przebadać i usystematyzować. Szczególnie jeśli miałoby to pomóc w rozwiązaniu sprawy.
Źródła:
- Estreicher K., Gwara złoczyńców, Warszawa 1867
- Rodasik R., Ćwiertnia E., Zat’ko J, JĘZYK PODKULTURY WIĘZIENNEJ – GWARA. JĘZYK MIGOWY, TATUAŻ, [w:] „Kultura Bezpieczeństwa. Nauka – Praktyka – Refleksje” (13), 2013
- Śliwowski J., Kodeks karzący Królestwa Polskiego (1818 r.): historia jego powstania i próba krytycznej analizy, Warszawa 1958
KOMENTARZE (2)
A tu taki ciekawy przykład grypsery z wydawnictwa W drodze z 2009 roku:
Fragment dobrej czytanki wg Świętego Ziom’a Janka
Panna przy studni
1. A kiedy Master dostał cynk, że faryzeusze skapnęli się, że ma coraz więcej uczniów i chrzci więcej niż Jan, 2. chociaż w sumie to nie Jezus zanurzał w wodzie, tylko jego ekipa, 3. wyszedł z Judei i wrócił do Galilei. 4. Musiał przebić się przez Samarię. 5. Kiedy dotarł do samarytańskiej wioski (Sychar) blisko działki, którą Jakub odpalił swojemu synowi Józkowi, 6. była tam studnia Jakuba, więc Jezus zmachany podróżą, glebnął se przy niej. To było koło południa. 7. A tu wbija się samarytańska laska, żeby nabrać wody. Jezus zagaił do niej: Dasz mi się napić? 8. Bo jego ekipa poszła do miasta, żeby kupić żarcie. 9. Wtedy ta panna powiedziała mu: Pogięło cię? Jesteś Żydem i prosisz mnie, Samarytankę, o wodę? (bo Żydzi nie zadają się z Samarytanami). 10. Jezus na to: Gdybyś wiedziała, co Bóg chce ci dać i znała gościa, który cię prosi o wodę, to ty byś go prosiła, żeby ci dał żywej wody. 11. Mówi mu: Człowieku, nie masz nawet wiaderka, a ta studnia jest nieźle głęboka; skąd masz żywą wodę? 12. Może jesteś lepszy od naszego pradziada Jakuba, który nam odpalił tę studnię w spadku i sam z niej pił, i jego synowie, i nawet jego bydło? 13. Jezus na to: Każdego, kto pije tę wodę, znowu będzie suszyć. 14. Ale jak ktoś napije się wody, którą ja mu zapodam, tego już nie będzie nigdy suszyło, tylko ta woda będzie w nim pompować życie aż do wieczności. 15. Panna do niego: O, bez kitu, to zapodaj mi tę wodę, żeby mnie już nie suszyło i żebym nie musiała ciągle tu biegać! 16. On na to: Dobra, to leć po męża i wracajcie tutaj! 17. Panna przyczaiła: No, ale ja nie mam męża. Jezus do niej: Proste, że nie masz. 18. Miałaś pięciu, a ten klient, którego teraz masz, to nie twój mąż. Dobrze gadasz. 19. A panna: Ej gościu, normalnie jesteś prorokiem
Nie grypsery tylko grypsowania…