Caryca urodziła tylko jedno dziecko, które przeżyło dzieciństwo i zostało oficjalnie uznane. Ale przez teściową matką została dopiero, gdy doczekała się wnuka.
Relacje Katarzyny Wielkiej z jej jedynym oficjalnym synem, który dożył dorosłości, Pawłem, były, oględnie mówiąc, wrogie. Z drugiej strony – trudno się temu dziwić, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że dzieciństwo następcy tronu od pierwszego dnia było koszmarne. I to bynajmniej nie przez matkę. A przynajmniej – nie tylko.
Zróbmy sobie następcę
Paweł przyszedł na świat 20 września 1754 roku. Był dzieckiem upragnionym i wyczekanym, choć niekoniecznie przez rodziców. Narodzin następcy tronu szczególnie niecierpliwie wypatrywała cesarzowa Elżbieta Romanowa. Ostatecznie nie po to usynowiła Piotra i ściągnęła mu młodą żonę ze Szczecina, by teraz nie zagwarantować rosyjskiego tronu członkom swego rodu. Jednak Piotr i Katarzyna nieszczególnie palili się do rodzicielstwa. Od ich ślubu minęło dziewięć lat, nim wreszcie doczekali się syna.
A w zasadzie doczekała się Katarzyna, bo w ojcostwo Piotra powątpiewali wszyscy, włącznie z nim samym. Nic dziwnego, skoro z dużym prawdopodobieństwem nigdy nie skonsumował związku z żoną… Nie liczyło się jednak, kto dziecko spłodził (biologicznym ojcem Pawła był zapewne ówczesny kochanek Katarzyny, Sergiej Sałtykow, z którym wcześniej kilkakrotnie zachodziła już w ciąże, które jednak poroniła). Ważne było, kto je uznał, a Piotr nie miał zamiaru sprzeniewierzać się zasadzie „darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby”…
Koszmarny poród
Start Katarzyny w macierzyństwo był trudny, choć zapewne wtedy nie przypuszczała jeszcze, że długi, bolesny i wyczerpujący poród i tak będzie najłatwiejszą jego częścią. I to bynajmniej nie dlatego, że Paweł okazał się wymagającym niemowlęciem. Prawdziwy horror – chyba największy koszmar każdej matki – zgotowała jej bowiem… teściowa. W swoim pamiętniku przyszła caryca tak opisała tamte traumatyczne wydarzenia:
We wtorek wieczorem położyłam się spać jak zwykle, a w nocy obudziłam się w bólach. Obudziłam panią Władysławlewą, która posłała po akuszerkę, a ta potwierdziła, że niedługo będę rodzić. Obudzono wielkiego księcia, który spał w swym pokoju, i hrabiego Aleksandra Szuwałowa. Ten wysłał wiadomość do cesarzowej, która nie zwlekała z przyjściem około drugiej nad ranem.
Cierpiałam ogromnie. Wreszcie, około południa następnego dnia, 20 września, urodziłam syna. Gdy tylko owinięto go w pieluszki, cesarzowa wezwała swego spowiednika, który nadał dziecku imię Paweł. Cesarzowa kazała położnej natychmiast zabrać dziecko i iść z nią. Ja zostałam na moim łożu boleści (…). Gdy tylko cesarzowa odeszła, wielki książę również poszedł do siebie, to samo pan i pani Szuwałow i nie zobaczyłam żywego ducha aż do trzeciej (…). Nie przysłano nawet zapytać, jak się czuję. Wielki książę pił z każdym, na kogo się natknął, a cesarzowa zajmowała się dzieckiem.
Porzucona matka
Po kilkunastu godzinach porodu w dość spartańskich warunkach (tradycyjne rosyjskie łóżko porodowe w praktyce było po prostu twardym materacem ułożonym bezpośrednio na podłodze) Katarzyna była wyczerpana. Nie mogła się jednak doprosić nawet o szklankę wody, nie wspominając o zmianie pościeli czy przeniesieniu na stojące obok łóżko, do którego położnica „nie miała sił, aby przejść”.
Jak pisze Robert K. Massie, na błagania Katarzyny dotrzymująca jej wątpliwej jakości towarzystwa pani Władysławlewa „oświadczyła, że nie odważy się tego zrobić bez pozwolenia położnej”. Ta jednak nie nadchodziła. Uwzględniając ówczesne warunki sanitarne i śmiertelność wśród świeżo upieczonych matek i noworodków takie zachowanie było co najmniej lekkomyślne.
Dopiero po trzech godzinach z odsieczą Katarzynie przybyła hrabina Szuwałowa, która stwierdziła, że: „to zaniedbanie mogło się skończyć śmiercią położnicy. Natychmiast poszła po położną, która zjawiła się dopiero po półgodzinie i wyjaśniła, że cesarzowa była tak zajęta dzieckiem, że nie pozwoliłaby jej wyjść”. Co wówczas czuła główna zainteresowana? Takie słowa wkłada w jej usta Christopher Macht w swojej najnowszej książce Spowiedź carycy Katarzyny II:
(…) ze mną tamtego dnia było naprawdę źle. W duchu już witałam się ze śmiercią, tak słabo się czułam. W tamtym momencie przestałam wiele znaczyć. Caryca otrzymała to, na czym jej najbardziej zależało. Wnuka. (…) Uważała, że skoro ściągnęła mnie i Piotra do Rosji, abyśmy dali jej wnuka, to teraz otrzymała oczekiwany „prezent” i mogła nim, czyli mym synem, rozporządzać tak, jak tylko się jej podobało.
Czytaj też: Na drodze do władzy Katarzynie Wielkiej stała przeszkoda: jej własny mąż. Jak pozbyła się Piotra?
Nie dość, że z nieprawego łoża, to jeszcze podrzutek
O tym, jak bardzo Elżbieta była zdesperowana, by doczekać się następcy tronu, najlepiej świadczy plotka, która pojawiła się na carskim dworze tuż po narodzinach Pawła. Otóż głosiła ona, że chłopiec w rzeczywistości nie tylko nie był dzieckiem Piotra, ale też… nie powiła go Katarzyna. Jak to możliwe? Przyszła caryca miała wydać na świat martwego noworodka, który został podmieniony na dziecko pewnego duchownego. Za opłatą wynoszącą 100 tys. rubli miał on oddać własnego potomka i przenieść się na Kamczatkę. Dodatkowo, by zatrzeć ślady, doszczętnie zniszczono rodzinną wieś „podrzutka”.
Tyle pogłoski. Inna rzecz, że Elżbieta miała okazję – i to niejedną – by w razie potrzeby faktycznie podmienić dziecko. Katarzyna po raz pierwszy zobaczyła bowiem syna dopiero po 40 dniach od porodu. A i to tylko z daleka. Nie dane jej było choćby wziąć go na ręce i przytulić. W Spowiedzi carycy Katarzyny II czytamy:
Czułam się wówczas katastrofalnie. Wyobraź sobie – wydajesz na świat potomka, którego nie jest ci dane zobaczyć przez ponad miesiąc, nie dostrzeżesz jego pierwszego uśmiechu, ruszenia rączką, a nawet nieudolnej próby przewrócenia się na bok. To wszystko będzie zarezerwowane dla carycy, kobiety, która nie wydała na świat tego dziecka.
Kto daje i odbiera…
Zadośćuczynieniem za odebranie dziecka miała być dla Katarzyny… finansowa rekompensata. Za urodzenie wnuka Elżbieta przekazała jej bowiem kwotę 100 tys. rubli i dorzuciła niewielką szkatułkę z raczej skromną biżuterią. (W swoim pamiętniku przyszła caryca zanotowała, iż „wśród wszystkich tych ozdób nie było ani jednego kamienia wartego stu rubli, a nie wynagradzała tego ani sztuka wykonania, ani dobry gust” i nigdy żadnej z nich nie nosiła).
Tyle tylko, że już cztery dni później cesarzowa zażądała… zwrotu tej sumy. Katarzyna posłusznie ją oddała. Ostatecznie pieniądze wróciły do jej skarbca, ale dopiero w styczniu. Jak pisze Massie:
Po jakimś czasie dowiedziała się, że odpowiada za to Piotr, który na wieść o prezencie bardzo się rozgniewał i głośno się skarżył, że sam nic nie dostał. Aleksander Szuwałow doniósł o tym cesarzowej, która natychmiast posłała wielkiemu księciu polecenie wypłaty takiej samej sumy, jaką podarowała Katarzynie, i właśnie na to trzeba było pożyczyć pieniądze od pierwszej obdarowanej.
Ciepły chów
Ale nie tylko wątpliwej jakości prezent budził u młodej matki negatywne uczucia. Nieprzychylnie patrzyła też na sposób postępowania cesarzowej z noworodkiem – choć głośno nie mogła tego skomentować. Ba, nawet niewinne pytania o dziecko mogły zostać uznane za wyraz powątpiewania w umiejętności Elżbiety w kwestii zajmowania się następcą tronu. Kiedy jednak w końcu Katarzyna mogła na własne oczy zobaczyć syna, przekonała się, że:
Zadręczano go wprost nadmierną troskliwością. Leżał w bardzo nagrzanym pokoju spowinięty we flanele, w kołysce obitej futrem czarnych lisów. Okrywano go kołderką z pikowanego i ciepło podbitego atłasu, kładąc na to jeszcze kołderkę z różowego aksamitu podbitą futrem czarnych lisów. Sama później widywałam go wiele razy w ten sposób opatulonego. Po twarzy spływał mu pot i cały był spocony, wskutek czego najsłabszy podmuch przyprawiał go o przeziębienie lub chorobę.
Nie miała jednak nic do powiedzenia w kwestii wychowania Pawła. W chwili, gdy wydała go na świat, jej rola się skończyła. Odtąd chłopiec, prawowity dziedzic, był własnością Rosji – i cesarzowej, która na wnuku postanowiła sobie „odbić” własną bezdzietność. „Po tych miesiącach izolacji i cierpienia jej uczucia do Pawła nigdy nie były normalne. Przez następne 42 lata ich wspólnego życia nigdy nie była w stanie odczuć ani okazać ciepła matczynej miłości” – komentuje Robert K. Massie.
Później zresztą Katarzyna zrobiła to samo swojej drugiej synowej Marii Fiodorownej (pierwsza, Natalia Aleksiejewna, zmarła kilka dni po urodzeniu martwego dziecka). Gdy w 1777 roku na świat przyszedł syn Marii i Pawła, Aleksander, caryca odebrała go matce i przelała na niego wszystkie macierzyńskie uczucia, jakich nie dała własnemu dziecku. Efekt tego był opłakany, ale to już zupełnie inna historia…
Bibliografia:
- Christopher Macht, Spowiedź carycy Katarzyny II, Bellona 2023.
- Andrzej Andrusiewicz, Katarzyna Wielka. Prawda i mit, Świat Książki 2012.
- Robert K. Massie, Katarzyna Wielka. Portret Kobiety, Znak 2012.
- Pamiętniki cesarzowej Katarzyny II, oprac. W.A. Serczyk, Wydawnictwo MG 1990.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.