W 1725 r. brytyjski król Jerzy I wybrał się do rodzinnego Hanoweru. Podczas polowania w lesie koło Hameln natrafił na dziecko, które wkrótce zaszokowało Londyn.
W chwili znalezienia chłopiec miał prawdopodobnie około 12 lat. Nie potrafił mówić i nie posiadał żadnych umiejętności społecznych. Całkowicie nagi – pomijając resztki kołnierza koszuli, które pozostały na jego szyi – poruszał się wyłącznie na czworakach. Jednak nie był agresywny wobec królewskiej świty ani nią spłoszony. Jego zielone oczy z ciekawością spoglądały na monarchę oraz jego towarzyszy, czym kupił sobie przychylność władcy.
Nie wiadomo, jak długo mieszkał w lesie ani jak do tego doszło, że się w nim znalazł. Czy sam się zgubił? A może został porzucony? Nie było to wówczas rzadkie. Jeśli rodzice lub opiekunowie nie mogli bądź nie chcieli się opiekować dzieckiem, bywało, że decydowali się na tak drastyczne wyjście z sytuacji, jak porzucenie go w lesie. Tam zwykle maluch umierał z głodu, wyziębienia lub rozszarpany przez dzikie zwierząt. Powody porzuceń były różne: od niemożliwości wykarmienia potomstwa, przez niechęć do jego posiadania czy próbę ukrycia nieślubnych dzieci, po odrzucenie spowodowane fizycznymi deformacjami.
Dziki chłopiec z Hemlin podbił serca dworzan i władcy. Nadano mu imię Peter i zabrano do Londynu, gdzie pełnił rolę „ludzkiego zwierzaka” na królewskim dworze.
Czytaj też: Dzikie dzieci wśród małp, czyli historie prawdziwych „Tarzanów”
Ludzki zwierzak
W 1726 roku Peter trafił do pałacu Kensington. Jego głównym opiekunem został doktor John Arbuthnot, który zajął się socjalizacją oraz edukacją chłopca, w tym nauką mówienia. Młodzieniec został też otoczony opieką służby, która dbała o jego wygodę. Jednak życie na królewskim dworze nie było dla Petera łatwe. Za dostatek płacił cenę bycia „ludzkim zwierzakiem”. Od razu po przyjeździe do Londynu stał się sławny. Jego dzika natura fascynowała Brytyjczyków, którzy nazwali go Peter The Wild Boy. W stolicy krążyły historie o tym, jak spożywał posiłki rękami oraz niechętnie nosił ubrania. I rzeczywiście – pałacowe życie było dla niego sporym wyzwaniem.
Codziennie rano służba mocowała się z Peterem, by ubrać go w eleganckie stroje. Próbowano również przekonać chłopca do spania w łóżku, jednak on wolał się zwijać w kłębek na podłodze w kącie komnaty. Sporo czasu zajęła mu nauka chodzenia na dwóch nogach. Pomimo licznych wysiłków nie nauczył się mówić i cały czas miał problem z jedzeniem posiłków przy pomocy sztućców. Niestety, brak postępów w nauce przypłacał, jak wiele ówczesnych dzieci, dyscypliną wymierzaną przy użyciu szerokiego skórzanego paska.
To jednak nie wpłynęło na jego usposobienie. Choć był raczej głośny i słynął z kradzieży kieszonkowych i „wykradania pocałunków” od dam, dworzanie czuli do niego dużą sympatię. Swój brak obycia oraz dziką naturę, równoważył pogodą ducha. Na jego twarzy często gościł uśmiech, zwłaszcza gdy słyszał muzykę, która działała na niego kojąco.
Czytaj też: Ludzkie zoo, czyli podglądanie „dzikiego”
Juvenis Hanoveranus
Peter stał się nie tylko „ciekawostką”, o której opowiadano sobie przy popołudniowej herbacie, ale również częścią filozoficznej debaty, idealnie wpisującej się w klimat ówczesnej oświeceniowej Europy. Jego nieokiełznana natura sprawiła, że wielu uczonych oraz myślicieli zaczęło się zastanawiać: co tak naprawdę oznacza bycie człowiekiem? Czy fakt, że Peter nie potrafił mówić, był równoznaczny z tym, iż nie posiadał duszy? I czy w związku z tym dusza istot ludzkich rzeczywiście istnieje?
Wielu również spekulowało, w jaki sposób Peterowi udało się przetrwać w dziczy. Czy mógł być dzieckiem wychowanym przez wilki lub niedźwiedzie? A jeśli tak, jeśli rzeczywiście był ogniwem pomiędzy nami a dziką naturą, to jak cienka jest granica oddzielająca cywilizowanych ludzi od zwierząt? W jaki sposób tak naprawdę środowisko i wychowanie determinuje nasze zachowanie? Rozważania te doprowadziły nawet do stworzenia przez szwedzkiego botanika, Carla Linnaeusa, nowej kategorii człowieka w jego Systema Naturae – Juvenis Hanoveranus.
Spokojne życie na wsi
Ostatecznie Peter został przekazany pod pieczę jednej z dwórek, pani Titchbourn, która darzyła chłopca niezmierną i odwzajemnioną sympatią. Król zapewnił „dzikiemu dziecku” godną emeryturę w wysokości 30 funtów rocznie, co pozwalało na jego wygodne utrzymanie. Pani Titchbourn zdecydowała o zabraniu Petera na wieś, gdzie zamieszkał na farmie pana Fenna. Od tego momentu życie już młodego mężczyzny się ustabilizowało i uspokoiło. Wiejskie otoczenie miało na niego kojący wpływ, a rodzina Fennów otaczała go troską.
Nowe środowisko wpłynęło również pozytywnie na rozwój Petera. Rozpoczął on naukę z panem Braidwoodem, który kształcił m.in. osoby cierpiące na głuchotę. Opanował kilka słów, więc mógł odpowiedzieć na proste pytania. Znał swoje imię, a gdy ktoś pytał, kim jest jego ojciec, mówił: „król Jerzy”. Umiał też policzyć do niewysokich wartości i chociaż sam nigdy nie zainicjował żadnej rozmowy, to zdawał się rozumieć prawie wszystko, o co był proszony. Mimo to w głębi serca nadal pozostawał nieokiełznany i lubił się „gubić“. Gdy w końcu przepadł na kilka dni, zdecydowano się przygotować dla niego obrożę z adresem i informacjami o nagrodzie, gdyby ponownie zaginął w trakcie swoich wędrówek.
„Dziki chłopiec” dożył na wsi sędziwego wieku ok. 72 lat. Ostatnie 15 lat spędził z farmerem Brillem, do którego niezwykle się przywiązał. Mężczyzna pozwalał mu wykonywać drobne prace w gospodarstwie, jak również częstował Petera jego ulubionym dżinem oraz surową cebulą. W tym okresie Peter ani razu nie uciekł on swojemu opiekunowi. Po nagłej śmierci Brilla popadł jednak w przygnębienie i odmówił jedzenia. Rozpacz po stracie przyjaciela była tak silna, iż zaledwie kilka dni później, 22 lutego 1785 roku, sam odszedł do świata umarłych. Został pochowany w Northchurch. Jego grób, który ufundowali lokalni mieszkańcy, jest obecnie miejscem dziedzictwa kulturowego.
Czytaj też: Okrutne eksperymenty, bezduszność i obmacywanie. Jak dawniej traktowano „wybryki natury”?
Co rzeczywiście dolegało dzikiemu chłopcu?
Historia „dzikiego chłopca” z czasem zaczęła nurtować badaczy. Początkowo uważano, iż jego nieokrzesanie oraz problemy edukacyjne wynikały z późnej socjalizacji. Czas jednak przyniósł inne teorie.
Zaczęto brać pod uwagę możliwość choroby genetycznej. Szczególną uwagę Peterowi poświęciła Lucy Worsley, pełniąca obecnie rolę głównego kuratora Historic Royal Palaces. Najpierw podejrzewała autyzm, lecz po dokładnym przeanalizowaniu opisów chłopca oraz jego wizerunku widniejącego na jednej ze ścian pałacu Kensington stwierdziła, iż Peter prawdopodobnie cierpiał na zespół Pitta-Hopkinsa. To choroba charakteryzująca się takimi objawami, jak: niski wzrost, zakapturzone powieki, „usta łuku Kupidyna” czy zrośnięte palce. Osoby na nią cierpiące wykazują niechęć do noszenia ubrań. Miewają również grube kręcone włosy i posiadają spore braki w mowie.
Wszystkie te cechy wyszczególniono w artystycznych wizerunkach oraz relacjach dotyczących Petera. Co ciekawe, na przedstawiających go grafikach w dłoniach często widnieją liście lub gałązki, które mogą skrywać zrośnięte palce.
Bibliografia
- Megan Lane, Who was Peter the Wild Boy?, bbc.com, 08.08.2011 / dostęp: 18.09.2022.
- Lochlan McClelland, Peter the Wild Boy: Kensington Palace Beloved Resident, historicmysteries.com / dostęp: 18.09.2022.
- Kara Killen, The Tragic Origins Of Peter The Wild Boy, ripleys.com, 04.03.2019 / dostęp: 18.09.2022.
KOMENTARZE (2)
Juz myslalem, ze artykuł będzie o Kasparze Hauserze.
Ja również! :)