Zanim stanął do walki o Polskę w insurekcji, Kościuszko bił się o wolność Ameryki – i przelał za nią krew, która popłynęła z... raczej wstydliwego miejsca.
Byli my już w Karolinie Południowej pod miastem Ninety Six, czyli ino jakie sto siedemdziesiąt mil od Charleston, a ja ciągle nie miałem nowych butów. Słonko na szczęście przygrzewało całkiem, całkiem, bo maj był w pełni i aretuzy zaczęli kwitnąć na fioletowo.
Ale nie o kwiatkach chcę tu rozprawiać, chociaż Pan Pułkownik Kościuszko pochylał się nad tym niebiańskim storczykiem, a potem, jak się wydarzyło nieszczęście (o którym zara powiem), to w swoim kajecie narysował na pamiątkę aretuzę. Ale najsampierw zrobilim wypad pod Ninety Six, gdzie się umocowali „Czerwone Kubraki”.
Rozpoznanie pod ostrzałem
Akuratnie tamtego majowego dnia nie było słonka, ino lał deszcz. Generał Greene rozkazał czekać do nocy, bo se myślał, że ulewa przejdzie i będzie można zrobić zwiad, ale deszcz, sukinsyn jeden, lał jak z cebra. Pan Kościuszko, naczelny inżynier Południowej Armii, rozkazem dowódcy podczołgał się pod fortyfikacje, coby je rozpoznać. Żem uprosił Pana Pułkownika iść z nim, to znaczy się czołgać w błocku. Pan Kościuszko niechętnie, ale się zgodził, bo żem mu powiedział, że nie jestem tylko jego sługą od czyszczenia butów i parzenia kawy, i co tam jeszcze, ale chcę być prawdziwym wojakiem. (Ino żem nie miał broni i nowych kamaszy).
Byli my już całkiem blisko okopów, Pan Inżynier wyjmnął z polowej teczki lunetę i dawaj patrzeć przez nią na wroga. Jak on to zrobił po ciemności i w strugach deszczu, że rozpoznał, co tam trzeba, to ja nie wiem, ale rozpoznał. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jakiś kutas po tamtej stronie w okopach: jak ci nie świśnie kulka obok mojego ucha! O mało nie narobiłem w galoty ze strachu.
– Wycofujemy się, Grippy.
– Ta jest, sir!
– Nie wrzeszcz tak, bo nas wróg wytropi.
Żem se pomyślał, że nie wytropi, bo ulewa szumi jak wściekła, ale nie będę się z Panem Pułkownikiem kłócił, bo wiadomo.
Czytaj też: Taki awans był możliwy tylko w Ameryce. Jak Tadeusz Kościuszko trafił do Departamentu Wojny USA?
Plan ataku
Kiedy my się zameldowali u dowódcy, cali ubabrani w błocku i mokrzy do suchej nitki, i gęby mielim czarne po równości, to Pan Inżynier zdał raport, że torysi są mocne, bo mają trzy reduty przy murach fortu i nie będzie letko przypuścić atak bez większych strat.
– Macie jakąś propozycję, pułkowniku? – pyta generał Greene.
– Mam – odpowiada Pan Kościuszko, bo co by nie miał mieć propozycji, jak zawsze jakijciś inżynierski pomysł miał. Pewnie chcecie widzieć, jaki to był pomysł. To wam zara opowiem.
Najsampierw Pan Pułkownik kazał ostrzelać miasto z harmat (czterofuntówki to byli, jeśli mnie pamięć nie zawodzi). Kule głównie poszli na największą redutę, co się Gwiaździsta nazywała. Tyle było z tym rumoru i rabanu, że angole zaczęli zrywać sami dachy z domów, coby nie było pożarów. Jak już po stronie wroga zrobił się wystarczający zamęt, to Pan Inżynier rozkazał robić podkop, żeby dojść jak najbliżej murów, założyć ładunki i odpalić je w cholerę.
Następnie Pan Pułkownik rozkazał podnieść baterie wyżej o dwadzieścia stóp, coby łoić tyłki wrogowi wewnątrz miasta. Kazał też zrobić stanowiska dla strzelców wyborowych. Ale najważniejszy był ten podkop, się rozumie.
Czytaj też: Co robił Tadeusz Kościuszko zanim został naczelnikiem powstania?
Krew przelana za wolność Ameryki
I tu się zdarzyło to nieszczęście, na które czekacie, bym je wam opowiedział. Tak się porobiło, że „Czerwone Kubraki” się zorientowali w tej zasadzce. Ja razem z saperami żem był w tym podkopie i wszystko żem widział na własne oczy. Byli my już kilka stóp – jak Boga jedynego kocham, kilka stóp! – od wylotu podziemnego chodnika, zara przy brytolskich umocnieniach, aż tu nagle ci patrzę, a z tamtej strony wychylają się jak zjawy angielskie wojacy i mierzą z muszkietów do nas.
Przeżegnałem się i trącam łokciem mojego Pana Pułkownika. On daje rozkaz do odwrotu. No to odwracamy się tyłkami do tamtych i koniec wycieczki, bo będzie krwawa jatka. I nagle słyszę strzał, a potem dochodzi mi do uszów jęk mojego Pana Inżyniera.
– Co jest, sir?
– Jestem ranny…
– Gdzie?
Bierę mojego Pan Kościuszkę pod ramię i ciągnę na leżąco w naszą stronę. Kule świszczą jak wściekłe osy nad nami. Pryskają rykoszety po ziemi. Pan Inżynier nic nie odpowiada. Pytam jeszcze raz, bo nie widzę rany, no bo się w ciemności czołgamy:
– Gdzie pan ranny?
Tam, gdzie słońce nie dochodzi
– O Jezu… – jęczy Pan Kościuszko, ale czuję, że nie z bólu, ino z innej przyczyny. – Dostałem kulką tam, gdzie słońce nie dochodzi – wyjaśnia Pan Inżynier.
– W tyłek pana trafili, sir? – pytam, sapiąc, bo ciasno w podkopie.
– W tyłek – potwierdza ze wstydem Pan Pułkownik.
Dowlokłem go do wylotu. Zara się nim zajął nasz nowy obozowy łapiduch, doktór Read się nazywał. Krótko leżał w lazarecie Pan Kościuszko, bo rana na tyłku okazała się, że nie jest śmiertelna, no wiadomo. Może ona nie była śmiertelna, ale wstydliwa. Pan Inżynier leżał na szpitalnym wyrku zadkiem do góry przez parę godzin i zaciskał zęby. To wtedyk kazał mi se podać rysownik i w nim narysował tę aretuzę, co podobna jest do storczyka.
Ja wiem, że jak boli, to trza się zająć czymciś, coby odgonić ból. Ale wreszcie klapnął Pan Kościuszko okładką rysownika i kazał mi go schować do polowej torby. Przymknął powieki i westchnął:
– Taki wstyd…
– Jaki wstyd, Panie Pułkowniku?
Otworzył oczy i popatrzał na mnie.
– Co to za rana? Żeby w ramię, żeby w nogę… Ale żeby dostać za wolność Ameryki kulą w dupsko?
Żem się na moment zamyślił, a potem rzekłem:
– Krew przelana to krew przelana, sir. Nieważne, że płynie stamtąd, gdzie słońce nie dochodzi.
Czytaj też: Katastrofa, która mogła zmienić historię. Kościuszko był o włos od śmierci!
Blizny chwalebne i wstydliwe
Jeszcze raz Pan Inżynier opuścił cierpiętliwe powieki, ale zara je otworzył i rozkazał:
– Podaj mi ramię, Grippy.
Żachłem się:
– Doktór Read rozkazał leżeć, aż się tyłek zagoi.
– Mam gdzieś rozkazy lekarza od siedmiu boleści.
Chciało mi się zaśmiać, bo to „gdzieś” śmiesznie zabrzmiało, ale się nie zaśmiałem, bo to „gdzieś” u Pana Kościuszki ranne było. Podałem ramię Panu Pułkownikowi.
– Ta jest, sir!
– Grippy…
– Wiem, wiem. Mam się nie drzeć.
I już od samego rana Pan Pułkownik Kościuszko, naczelny inżynier Południowej Armii, zabrał się do oblężniczej roboty. Ale ta oblężnicza robota na nic się zdała. Bo co zrobił generał Greene? Możecie się domyślić: Greene rozkazał wycofać się spod Ninety Six.
Pan Generał Kościuszko nigdy się nie chwalił blizną na tyłku, co ją miał na pamiątkę walki o naszą wolność. Są różne blizny. Chwalebne i wstydliwe.
KOMENTARZE (3)
Fajnie się to czyta 👍
Prawie jak Forrest Gump. :-)
Ciao everybody. My circle is tickled we saw the guidance here. I’ve been poking around for this info since last fall and I will be sure to tell my cohorts to hop by. The other night I was skipping through the net trying to find a solution to my eternal questions. Now I am going to take more risk in whatever form I can. We are getting all jazzed out on the smart ideas we are observing. Moreover, I just needed to thank you tremendously for such solid answers. This has propelled me out of my comfort zone. Many superb creations are coming into my world. Its really a fantastic group to make new friends. It is known that I am developing. If you have time, check out my new business site:[url=https://staceyleephotography.net/a-wedding-photographer-for-your-wedding-at-elkridge-furnace-inn/][color=#000_url]anchor inn wedding around Naples FL[/color][/url]