Odkrycie Ameryki było tragedią dla jej rdzennych mieszkańców. Indiańskie cywilizacje niemal wymarły. Ci, którzy przetrwali, żyli w postapokaliptycznym świecie.
Zacząć należałoby od zastanowienia się – czy rzeczywiście było tak źle? Czy faktycznie umarła zdecydowana większość rdzennych Amerykanów? I czy miało to jakiś związek z przybyciem Europejczyków? Odpowiedź na te pytania brzmi: zdecydowanie tak. Oczywiście, jeśli zagłębić się w szczegóły, nie jest to już takie proste. Po pierwsze trudno określić liczbę ludności Nowego Świata przed 1492 rokiem. Przecież nikt nie prowadził w tym czasie spisów. Szacunki oparte na tym, co wiadomo z okresu kolonialnego, wahają się od 40 do 112 milionów. Większość oscyluje w okolicach 60 milionów, co oznacza populację nieco mniejszą niż ta zamieszkująca ówczesną Europę. Trzeba też pamiętać, że w obu Amerykach były obszary bardzo gęsto zaludnione (takie jak Środkowy Meksyk) i niemal niezamieszkane (jak północna Kanada).
Ilu rdzennych Amerykanów zginęło?
Kolejnym problemem jest oszacowanie liczby ludności już w okresie kolonialnym. W Środkowym Meksyku czy Peru, gdzie Hiszpanie dość szybko się zadomowili i zaczęli ściągać podatki, dane są zdecydowanie bardziej konkretne. Jednak w dalszym ciągu pozostają mało dostępne obszary, takie jak Amazonia. W tym przypadku badacze muszą dokonywać szacunków opartych np. na źródłach archeologicznych.
Tak czy inaczej – zaludnienie Nowego Świata około 1600 r. szacuje się na od 4,5 do 14,4 miliona. Zwykle podawane są liczby bliższe tej niższej wartości. Oznacza to, że w nieco ponad sto lat populacja skurczyła się o około 90%, a w niektórych regionach nawet o 95%. Słowem: była to prawdziwa apokalipsa. Epidemia czarnej śmierci w Europie cechowała się niższą śmiertelnością! A przecież wielu historyków uważa ją za punkt zwrotny w dziejach Starego Kontynentu.
Czytaj też: Niewolnictwo i krwawy podbój w imię Boga, czyli co Kolumb sprowadził do Ameryki
Wszyscy chorują, większość umiera
Jaki miało to związek przybyciem Europejczyków do Nowego Świata? Razem z nimi za ocean dotarły europejskie zarazki takie jak: ospa prawdziwa, odra, grypa, dżuma, malaria, błonica, tyfus i cholera. Rdzenni Amerykanie nigdy nie mieli okazji zetknąć się z tymi patogenami. Ich odporność była zerowa. Powodowało to, że każda epidemia stawała się dużo bardziej niszczycielska niż w Europie.
Kiedy wirus lub bakteria zaczynały szerzyć się wśród lokalnej społeczności, wszyscy zaczynali chorować niemal jednocześnie. Z tego powodu najbardziej cierpiący nie mogli liczyć na żadną pomoc. Właściwie nikt nie mógł liczyć na żadną pomoc. Wielu umierało tylko dlatego, że nie miał im kto przygotować jedzenia lub podać wody.
Zmarli nie byli grzebani, bo zwyczajnie nie było nikogo, kto mógłby się tym zająć. Rozkładające się zwłoki jeszcze pogarszały sytuację. Tradycyjne metody leczenia nie działały. Wynalazków takich jak kwarantanna, które mogłyby choć trochę pomóc, nie znano. Zdarzało się wręcz, że w niektórych miejscach wybuchała panika. Ludność uciekała, a epidemia roznosiła się jeszcze dalej.
Epidemia głodu
Koniec zarazy niekoniecznie oznaczał poprawę sytuacji. Śmiertelność dochodząca czasem do 50% oznaczała, że brakowało rąk do pracy. W efekcie nie miał kto zebrać plonów albo (w zależności do pory roku) zasiać czy zasadzić roślin. Nawet jeśli śmiertelność była niższa, to wielu ozdrowieńców wymagało rekonwalescencji i nie mogło wykonywać ciężkich prac rolniczych. To oczywiście powodowało głód i kolejne śmierci. Za głodem szło osłabienie i podatność na kolejne choroby. I tak w kółko.
W ten sposób opisywał sytuację w Brazylii w 1563 r. bezpośredni świadek tych wydarzeń, jezuita Leonardo do Vale:
Kiedy skończyła się ta udręka i chcieli trochę podnieść swoje głowy, ogarnęła ich kolejna choroba, dużo gorsza niż poprzednia. Był to rodzaj ospy tak obrzydliwej i cuchnącej, że nikt nie mógł wytrzymać ogromnego fetoru, który czuć było od nich [chorych]. Z tego powodu wielu umarło bez opieki, zjedzonych przez robaki, który rosły w ranach od ospy i mnożyły się w ich ciałach w takiej obfitości i w tak wielkim rozmiarze, że przerażały i budziły grozę u każdego, kto je widział.
Czytaj też: Cztery epidemie, które zmieniły bieg dziejów
Koniec cywilizacji
Jedna zaraza oznaczała katastrofę. Całe stulecie następujących po sobie epidemii było jednoznaczne z rozpadem więzi społecznych, zanikiem kultury i upadkiem instytucji władzy. Umierali władcy, arystokraci, szamani, wojownicy, rolnicy i rzemieślnicy. Ci, którzy jakimś cudem przetrwali, nie byli w stanie żyć jak dawniej.
Nawet jeśli w jakieś miejsce nie dotarli Europejczycy, to zarazki nie miały z tym problemu. Weźmy na przykład południowy wschód współczesnych Stanów Zjednoczonych. W okolicach 1700 r. zamieszkiwały tam takie plemiona jak Krikowie, Czirokezi, Czoktawowie i Szaunsie. Bez wątpienia bardzo interesujące społeczności. Jednak cechowała je niewielka stratyfikacja społeczna, prostota organizacji politycznej oraz gospodarka częściowo oparta na zbieractwie i łowiectwie. Te wszystkie ludy były spadkobiercami kultury Mississippi, która budowała gigantyczne kopce ziemne, uprawiała kukurydzę na dużą skalę, miała wyraźną stratyfikację społeczną i złożoną organizację polityczną. Dziwnym trafem jej upadek zbiegł się z początkiem europejskiej eksploracji tych terenów.
Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem końca tej arcyciekawej cywilizacji są kolejne, następujące po sobie epidemie. Nieliczni, którzy przeżyli, musieli prowadzić proste życie w niewielkich społecznościach. A to tylko jeden przykład z wielu.
Czytaj też: Prawda czy mit? Kilkuset konkwistadorów podbiło indiańskie imperia
Niewesołe zakończenie
Epidemie stanowiły główną, choć niejedyną przyczynę zmniejszenia się populacji Nowego Świata. Swoje dołożyły też skutki brutalnych podbojów prowadzonych przez europejskie potęgi kolonialne i wyzysk albo wręcz branie tubylców w niewolę. Różne części obu Ameryk doświadczały tych straszliwych tragedii w innym czasie. Podczas gdy w XVIII w. w Meksyku rdzenne populacje powoli się odbudowywały, na terenach kontrolowanych przez Zjednoczone Królestwo najgorsze miało dopiero nadejść.
Dość często można spotkać się z opinią, że nawet jeśli europejska kolonizacja spowodowała ogromne cierpienia mieszkańców Meksyku, to i tak wyszli oni na tym dobrze. Wszak Hiszpanie uwolnili ich spod terroru Azteków. Jednak o żadnym terrorze nie mogło być mowy, ponieważ Aztekowie, ich rytuały i wierzenia nie były niczym dziwnym w tej części świata. Ponadto liczbę ofiar z ludzi składanych w całym Środkowym Meksyku szacuje się na około 20 tysięcy rocznie. Czy zatem rzeczywiście bardziej korzystnym scenariuszem była depopulacja sięgająca 90%?
Bibliografia:
- Alfred W. Crosby, Imperialismo ecológico, La expansión biológica de Europa, 900-1900, Editorial Critica, Barcelona 1999.
- Alfred W. Crosby, Virgin Soil Epidemics as a Factor in the Aboriginal Depopulation in America, „The William and Mary Quarterly”, vol. 33, kwiecień 1976, s. 289-299.
- David E. Stannard, American Holocaust. The Conquest of the New World, Oxford University Press, New York, Oxford 1992.
- John Hemming, Red Gold. The Conquest of the Brazilian Indians, Harvard University Press, Cambridge 1978.
- Alexander Koch, Chris Brierley, Mark M. Maslina, Simon L. Lewis, Earth system impacts of the European arrival and Great Dying in the Americas after 1492, „Quaternary Science Reviews” vol. 207, marzec 2019, s. 13-36.
- Robert McCaa, ¿Fue el siglo XVI una catástrofe demográfica para México? Una respuesta basada en la demografía histórica no cuantitativa, Robert McCaa, „Cuadernos de Historia”, vol. 15 grudzień 1995, s. 123-136.
KOMENTARZE (13)
Europa „podarowała” obu Amerykom takie choroby jak ospa, odra, cholera, dżuma, tyfus czy malaria. Ale z Ameryki „przywieźli” Europejczycy chorobę Francuską, zwaną w skrócie francą, czyli syfilis, zwany też kiłą, a w Polsce chorobą ….Niemiecką. Więc wymiana była z obu stron przy czym „oferta” Europy była jednak bogatsza.
W Europie nazywano ją „polską”, otóż w warunkach klimatu chłodniejszego i swobody obyczajowej panującej w krajach katolickich naszej części Europy, czyniła ona znaczne spustoszenie, przez nią być może wymarli Jagiellonowie… Włochów, Hiszpanów bronił ciepły klimat.
Człowiek, jako gatunek na tym zyskał.
Człowiek jako gatunek? Masz na myśli biali ludzie? A co z Indianami? Czy oni nie byli ludźmi? Umierali w chorobach, jako niewolnicy, po co? Żeby BIAŁY człowiek na tym zyskał to takie uprzedmiatawiające ” człowiek jako gatunek” czym się różnili Indianie? Kulturą, kolorem skóry, praktycznie wszystkim, ale też byli ludźmi, co oni na tym zyskali? Śmierć? Wyginięcie prawie całej rdzennej ludności Amerykanów? Jak można być tak egoistycznym i zadufanym w sobie idiotą żeby powiedzieć coś tak nieludzko okrutnego. To jakby powiedzieć że na rzeźi Hitlera ” gatunek ludzki ” coś zyskał, pomyśl zanim napiszesz coś tak skrajnie głupiego w internecie.
Kto dał dowod na to ,że Choroby zabiły Indian ? Przeciez wtedy byli tylko hiszpanie w Ameryce i mogli spokojnie zatrzec slady po swoich zbrodniach i wymyslec bajeczke chorobach
To takie katolickie podrzucić bliźniemu swemu koc zarażony jakąś chorobą
Rdzenni mieszkańcy obecnych U.S.A.Zostali po prostu wymordowani przez napływających z całego świata osiedleńców.Były tam co prawda próby nawiązywania różnych dialogów i porozumień których osadnicy a następnie władze USA w ogóle nie mieli najmniejszej ochoty respektować.Ten sposób rozwiązywania problemów USA pozostaje do dzisiaj.Niemal że każdy kontakt z jakimkolwiek państwem rozpoczyna się od działań militarnych pod pozorem wprowadzania demokracji typu amerykańskiego.
Po zakończeniu działań zostaje zdziesiątkowana ludność tubylcza,inwalidzi sieroty,narkotyki.
Do chwili obecnej w USA zamieszkuje 2,5 mln.Indian z tego ok 1 mln w rezerwatach.!!! O to obraz wolnego świata w XXI wieku.
Czy można łączyć zawleczenie tych chorób z ekspansjonizmem ówczesnych mocarstw kolonialnych? Raczej nie powinno się. Gdyby do Ameryk przybyli najbardziej pacyfistyczni mieszkańcy Europy to by nie zmieniło niczego. Ówczesna wiedza o chorobach i czynnikach je wywołujących, wyklucza świadome użycie ich w roli prymitywnej broni biologicznej.
Oczywiście że nie można tych rzeczy łączyć. Kolonializm miał różny wymiar. Czasem okrutny, ale byli to ludzie swoich czasów. Natomiast autor artykułu nie kryje swojego uprzedzenia do Europejczyków co widać w poniższym cytacie.”Wszak Hiszpanie uwolnili ich spod terroru Azteków. Jednak o żadnym terrorze nie mogło być mowy, ponieważ Aztekowie, ich rytuały i wierzenia nie były niczym dziwnym w tej części świata”. Czyli powszechność barbarzyńskich praktyk w tej części świata ma być usprawiedliwieniem.
Oczywiście że nie można tych rzeczy łączyć. Kolonializm miał różny wymiar. Czasem okrutny, ale byli to ludzie swoich czasów. Natomiast autor artykułu nie kryje swojego uprzedzenia do Europejczyków co widać w poniższym cytacie.”Wszak Hiszpanie uwolnili ich spod terroru Azteków. Jednak o żadnym terrorze nie mogło być mowy, ponieważ Aztekowie, ich rytuały i wierzenia nie były niczym dziwnym w tej części świata”. Czyli powszechność barbarzyńskich praktyk w tej części świata ma być usprawiedliwieniem. Dobre sobie.
wyobraźcie sobie sytuacje że przybywacie na nowy ląd i spotykacie ludzi którzy mordują małe kilkuletnie dzieci i to w bardzo dużych ilościach i twierdzą że to ofiara dla boga co to za cywilizacja?
Jest to cywilizacja, której ty nie rozumiesz, bo wychowałeś się w innej, więc swoją uważasz za lepszą. Coś jeszcze?
Biali protestanci spowodowali zagładę Indian północno-amerykanskich