Przedstawiany przez lata obraz japońskiego ataku na Pearl Harbor jest fałszywy. Chociaż 7 grudnia 1941 roku o poranku Japończycy rzeczywiście zaskoczyli Amerykanów i zmasakrowali ich flotę stacjonującą w bazie na Hawajach, to szybko okazało się, że było to jedynie zwycięstwo taktyczne, a efekty nalotu można uznać za mizerne...
Amerykanie stracili zaledwie pięć pancerników, z których trzy podniesiono potem z dna i wyremontowano. Najważniejsze jednak było to, że ocalały lotniskowce, które wygrały potem wojnę z Japonią. Amerykanie wybudowali do końca konfliktu 141 lotniskowców, Japonia – tylko 26!
Spisek przeciwko Ameryce?
Pod koniec 1941 roku prawie cały Stary Kontynent był już pod niemiecką okupacją. Na Zachodzie opór stawiała tylko Wielka Brytania, która zdołała się obronić przed inwazją, na Wschodzie wojska Hitlera podchodziły pod Moskwę. Europa toczyła wojnę nie tylko w Europie. Oddziały włoskie i niemieckie walczyły z brytyjskimi w Afryce Północnej, a przez terytorium Libii i Egiptu to w jedną, to w drugą stronę przetaczały się ofensywy i kontrofensywy.
Krwawa rzeź odbywała się też na wodzie: na Atlantyku, Morzu Północnym, Norweskim i Śródziemnym grasowały U-booty, które dziesiątkami topiły alianckie statki. Wypadów na ocean dokonywały też wielkie niemieckie okręty nawodne m.in. „Bismarck”, „Prinz Eugen”, „Scharnhorst” i „Gneisenau”.
Tymczasem, leżące po drugiej stronie oceanu Stany Zjednoczone robiły wszystko, by nie zaangażować się w kolejną „awanturę” w dalekiej Europie. W miastach toczyło się typowe amerykańskie życie, gospodarka kwitła, nikt nie wymagał zaciemniania okien, nie wyły syreny alarmowe, a fabryki prowadziły normalną „pokojową” produkcję.
USA za wszelką cenę chciały uniknąć sytuacji, w której znowu – jak w czasie I wojny – na innym kontynencie zginą tysiące amerykańskich żołnierzy. Społeczeństwo kategorycznie domagało się od władz zachowania neutralności, a czasem nawet wykazywało przejawy sympatii dla „Pana Hitlera” i jego III Rzeszy.
Wyborny serial Netflixa „Spisek przeciwko Ameryce” zawiera ziarnko prawdy! Nie tylko obywatele, ale także kongresmeni pilnowali prezydenta, by ten nie wpakował się w jakieś głupie, wojenne tarapaty. Co prawda znawcy stosunków międzynarodowych byli pewni, że przystąpienie USA do wojny jest tylko kwestią czasu, ale nikt z nich nie wiedział, co musi się stać, żeby Amerykanie wyciągnęli colta z kieszeni.
Zmusił ich do tego niejaki Isoroku Yamamoto, japoński admirał, autor planu ataku na bazę w Pearl Harbor. Uważał on, że wielka ofensywa japońska na południe – w kierunku Indonezji, Filipin i Australii – uda się pod warunkiem, że amerykańskie okręty stacjonujące na Pacyfiku zostaną na dłuższy czas „uziemione”. Japończycy chcieli mieć spokój „za plecami”, by spokojnie podbić bogate w surowce terytoria i zapewnić sobie dostęp do ropy. Co ciekawe, dostaw tego surowca od pewnego czasu odmawiały im Stany, czym pośrednio zmusiły Japonię do wojny.
Czytaj też: Wojna na Pacyfiku. Niezwykłe akcje amerykańskich okrętów podwodnych
Mobilne Siły Uderzeniowe
Yamamoto opracował plan skomplikowanej operacji ofensywnej, którą miała zrealizować jego potężna flota. Wielkie okręty miały być tylko „ręką”, której „pięścią” były malutkie samoloty startujące z pokładów lotniskowców. Japońska armada miała niezauważona przepłynąć przez pół Pacyfiku i zbliżyć się do Hawajów na tyle, aby maszyny mogły zbombardować amerykańską bazę i wrócić na pokłady pływających lotnisk.
Odważnym posunięciem było wysłanie do walki aż sześciu lotniskowców, czyli wszystkiego, co w owym czasie było dostępne. Tego typu rozwiązanie zaproponował młody oficer Minoru Genda pod wpływem analizy amerykańskiego filmu propagandowego pokazującego manewry czterech lotniskowców działających w ramach jednej eskadry. Craig Symonds w swoim epokowym dziele „II wojna światowa na morzu. Historia globalna” pisze:
Koncentracja sześciu wielkich lotniskowców w jednym zespole stanowiła poważne odstępstwo od tradycyjnych poglądów na temat zastosowania tego typu jednostek. Zarówno Amerykanie, jak i Brytyjczycy wysyłali swoje lotniskowce na akcje pojedynczo. Kiedy we wrześniu do floty dołączyły dwa najnowsze japońskie lotniskowce, zwiększając ich liczbę do sześciu, Yamamoto administracyjnie połączył je w jeden zespół, 1. Flotę Lotniskowców. Kiedy ruszyły do walki, stały się Kidō Butai – co można przetłumaczyć jako „Mobilne Siły Uderzeniowe”.
Amerykanie od pewnego czasu byli w stanie odczytywać treść japońskich tajnych depesz wysyłanych z Tokio do ambasady w Waszyngtonie. Chociaż sporo z nich wywnioskowano, nie było ostatecznego potwierdzenia, że Japonia zaatakuje. Mimo tego 27 listopada Harold Stark, szef operacji morskich, wysłał ostrzeżenie do wszystkich dowódców na Pacyfiku zapowiadające, że w najbliższych dniach można spodziewać się agresywnych kroków ze strony wroga. W kolejnej depeszy przestrzegł jednak, by nie podejmować akcji ofensywnych, zanim przeciwnik nie uderzy pierwszy.
Tymczasem wielka flota Yamamoto, dowodzona na morzu przez wiceadmirała Chūichi Nagumę, była już na morzu. Liczyła 33 okręty, a w jej skład wchodziło sześć lotniskowców, dwa pancerniki, dwa ciężkie krążowniki, dziewięć niszczycieli, osiem okrętów podwodnych i liczne statki zaopatrzeniowe w tym tankowce. Okręty podwodne wyszły w morze dużo wcześniej i zmierzały na wody w pobliżu Hawajów. Przenosiły one na swoich pokładach japońską tajną broń nowej generacji – miniaturowe okręty podwodne typu Ko-hyoteki z załogą liczącą 2–5 marynarzy. Miały one wpłynąć w głąb portu wojennego w Pearl Harbor i zaatakować Amerykanów także spod wody.
„Japoński wywiad szacował, że Amerykanie mieli na Pacyfiku łącznie cztery lotniskowce i osiem pancerników, i Yamamoto powiedział wiceadmirałowi Nagumo, że zniszczenie połowy tych sił – dwóch lotniskowców i czterech pancerników – będzie strategicznym sukcesem, który uczyni Amerykanów niezdolnymi do ingerencji na południowym Pacyfiku” – komentuje Craig Symonds.
Ślepy i głuchy wywiad
Zwykle dobrze poinformowany wywiad japoński tym razem trochę się jednak pomylił. W Pearl Harbor były tylko dwa lotniskowce, bo „Yorktown” operował na Atlantyku, a „Saratoga” przechodziła remont w stoczni na zachodnim wybrzeżu. Do tego w reakcji na depeszę Starka 28 listopada wyszedł w morze „Enterprise”, którego wysłano „na przedpole” atolu Wake, oddalonego o ponad 3,5 tysiąca kilometrów od Hawajów. Z kolei 6 grudnia odpłynął „Lexington”, by stanąć na straży atolu Midway – 2 tysiące kilometrów na zachód od Pearl Harbor.
W godzinach poprzedzających atak Amerykanie mieli jeszcze szansę, by zorientować się, że coś się święci. Niszczyciel USS „Ward” dostrzegł jeden z japońskich miniaturowych okrętów podwodnych, który zmierzał w stronę wejścia do portu. „Ward” ostrzelał z działa i obrzucił jednostkę bombami głębinowymi i około godz. 6.45 zatopił ją, a o zdarzeniu poinformował bazę. Tam jednak jakiś twardogłowy sztabowiec uznał, że o okręcie podwodnym w tym rejonie nie może być mowy, a „Ward” zaatakował i zatopił… wieloryba.
Amerykanie byli pewni, że Hawaje są za daleko od Japonii, by zostały zaatakowane jako pierwsze. Z tego powodu dyscyplina na okrętach i w porcie była dość luźna, stanu pełnej gotowości nie ogłoszono i w kluczowym dniu tylko trzy samoloty odbywały patrole rozpoznawcze. Ślepy i głuchy był też wywiad marynarki, bo Japończycy przez całą drogę zachowywali ciszę radiową, a nawet najlepsi kryptolodzy nie rozszyfrują depesz, jeżeli nie dostaną ich na biurka. Craig Symonds pisze:
Kiedy admirał Husband Kimmel zapytał swojego oficera wywiadu komandora Edwina Laytona, gdzie znajdują się japońskie lotniskowce, ten musiał przyznać, że nie ma pojęcia. Kimmel spytał z kpiącym zdziwieniem: „Co takiego?! Nie wiesz?”. Potem wypowiedział zdanie, które później było wielokrotnie powtarzane: „Czy chcesz powiedzieć, że mogliby właśnie okrążać Diamond Head, a ty byś o tym nie wiedział?”.
Diamond Head to stożek wulkanu położony około 20 kilometrów od Pearl Harbor, a właśnie po tamtej stronie oceanu, tylko o 275 mil dalej na północ, kryła się w szkwałach i mgłach armada Nagumo – i stamtąd 7 grudnia o poranku nadleciały japońskie samoloty, które urządziły Amerykanom „dzień hańby”.
Czytaj też: Co kryje dno Bałtyku? Największe tragedie morskie II wojny światowej
„Tora, tora, tora”
Japończycy doskonale przygotowali się do ataku. Natarli w niedzielę o poranku, sądząc – bardzo słusznie – że Amerykanie będą o tak wczesnej porze zaspani i skacowani. Przez długie miesiące przed nalotem japońscy piloci ćwiczyli zrzucanie torped na płytkich wodach w zatoce Kagoshima na wyspie Kiusiu. W torpedach zamontowano drewniane stabilizatory, dzięki czemu zanurzały się płyciej i nie grzęzły w dnie, z kolei dla samolotów bombowych przygotowano specjalne ładunki, skonstruowane w oparciu o przeciwpancerne pociski kaliber 406 mm z najcięższych dział okrętowych.
Japończycy wiedzieli też, że ciężkie okręty cumują w „Pearl” parami, zatem zaplanowano że „zewnętrzne” zostaną zaatakowane torpedami, a te cumujące przy nadbrzeżu – bombami z nurkowców i bombowców horyzontalnych.
7 grudnia 1941 roku o godz. 7.53 komandor porucznik Mitsuo Fuchida, dowódca pierwszej fali ataku, przerwał ciszę radiową nadając ustalony wcześniej sygnał „Tora, tora, tora” (Tygrys, tygrys, tygrys), który oznaczał całkowite zaskoczenie przeciwnika. Swoją drogą, trudno się temu zaskoczeniu dziwić, skoro w tym momencie Japonia nie wypowiedziała jeszcze wojny Ameryce, bo miało to nastąpić dopiero o godz. 8 (skąd my to znamy? – przyp. red.). Oddajmy raz jeszcze głos Symondsowi:
Bombowce horyzontalne Kate nadleciały na pułapie trzech i pół tysiąca metrów, podczas gdy samoloty torpedowe, lecąc na wysokości 150 metrów, zatoczyły krąg wokół kotwicowiska, aby zaatakować od południa. Niemal wszyscy Amerykanie, którzy je widzieli, zakładali, że są to ich własne samoloty, które wykonują akrobacje. Wtedy eksplodowały pierwsze bomby. Wśród powszechnego zamieszania pominięto formalne procedury. Na pokładzie „Nevady” przez głośniki okrętowe obwieszczono: „To jest prawdziwy atak lotniczy Japońców, bez jaj!”.
Najpierw trafione zostały pancerniki „Maryland” i „Tennessee”. Trzy ładunki eksplodowały tuż obok „Arizony”. Czwarta trafiła. O godzinie 8.10 bomba, a dokładniej przerobiony pocisk okrętowy kalibru 406 milimetrów, zrzucony z wysokości trzech i pół tysiąca metrów, przebił się przez pokład „Arizony” i dotarł do dziobowego magazynu amunicji, po czym eksplodował.
Na „Arizonę” spadło łącznie siedem bomb, z czego cztery trafiły w pokład. Okręt zatonął w kilka minut, zabierając ze sobą na dno 1177 marynarzy, czyli większość załogi. W tym czasie nieniepokojone przez nikogo samoloty torpedowe zeszły nisko nad wodę i zrzuciły swoje „cygara”. Siedem torped trafiło w USS „California”, a pięć w USS „Oklahoma”. „Nevada”, która miała rozpalone kotły, poniosła kotwicę i usiłowała się wymknąć, ale została trafiona pięcioma bombami i jedną torpedą. Kapitan zdecydował więc o wyrzuceniu okrętu na mieliznę.
Po pierwszej fali nalotu nadeszła jeszcze druga, która miała dokończyć dzieła zniszczenia i dobić uszkodzone okręty. Jednak tym razem Amerykanie byli przygotowani – na czas poderwali w powietrze myśliwce, które zestrzeliły 24 japońskie maszyny.
Mimo wszystko w wyniku ataku cztery pancerniki zatonęły, a 18 okrętów było uszkodzonych. Amerykanie stracili też 188 samolotów, w większości zniszczonych na ziemi. Zginęło 2403 amerykańskich żołnierzy i marynarzy, przede wszystkim z okrętu USS Arizona. 429 ludzi straciła „Oklahoma”, 100 zginęło na pokładzie „Californii” i 106 na „West Wirginii”. Japońskie miniaturowe okręty podwodne, które wdarły się do portu nie osiągnęły żadnych sukcesów, ich torpedy chybiły.
Bilans strat
„Japończycy odnieśli większe zwycięstwo i ponieśli mniejsze straty, niż wyobrażali to sobie nawet ich najbardziej optymistycznie nastawieni planiści. Wcześniejsze szacunki zakładały stratę dwóch własnych lotniskowców – jedną trzecią Kidō Butai. Tymczasem utracono zaledwie dwadzieścia dziewięć samolotów oraz pięć miniaturowych okrętów podwodnych” – tak o wynikach nalotu pisze Craig Symonds. Dodajmy, że Japończycy stracili zaledwie 65 ludzi (pilotów i marynarzy z miniaturowych okrętów podwodnych). Jeden żołnierz dostał się do niewoli.
Ogromne straty amerykańskie i niewielkie japońskie, to oczywiście prawda, ale nie cała. Nie znając pełnego oglądu, wyobrażamy sobie – bo taki fałszywy obraz serwuje nam popkultura – iż atak na Pearl Harbor był dla Ameryki tak potężnym ciosem, że aż się po nim zachwiała. Nic podobnego! Owszem, straty ludzkie były duże, ale straty okrętów i zniszczenia infrastruktury technicznej – minimalne!
Przede wszystkim japońskie samoloty bombowe i torpedowe nie zastały w bazie najcenniejszych okrętów – lotniskowców, a więc nie mogły ich zniszczyć, ani nawet uszkodzić. Ocalałe lotniskowce zadały im potem liczne straty m.in. w bitwie na Morzu Koralowym czy pod Midway. A już w momencie ataku na Pearl Harbor obie walczące strony zdały sobie sprawę, że w konflikcie toczonym na ogromnych obszarach Pacyfiku samoloty startujące z lotniskowców będą miały większe znaczenie niż najcięższe działa największych okrętów.
Piloci wysłani przez Nagumę popełnili dwa wielkie błędy. Po pierwsze, nie zaatakowali i nie zniszczyli ogromnych zbiorników z paliwem, które znajdowały się w bazie. Po drugie, od ich bomb nie ucierpiały żadne urządzenia portowe, takie jak dźwigi, doki i podnośniki, które już kilka godzin po nalocie pracowały pełną parą, obwieszczając swoim jazgotem przyszłą zgubę Japończykom.
Nagumo, który był dowódcą bojaźliwym i zachowawczym, nie zdecydował się na przeprowadzenie trzeciego nalotu, którego celem miały być właśnie urządzenia portowe. Chociaż miał wszystkie atuty w ręce, nie zachował się adekwatnie do sytuacji na polu bitwy, podwinął ogon i zawrócił do Japonii.
Dla Amerykanów ważną okolicznością był fakt, iż do zatopień doszło w porcie, a nie na pełnym morzu. Dzięki temu większość uszkodzonych okrętów udało się uratować, a trzy: USS „California”, USS „Nevada” i USS „West Virginia”, podniesiono z dna w pierwszej połowie 1942 roku i po remoncie przywrócono do czynnej służby! „Oklahomę” też wydobyto na powierzchnię, ale jej remont uznano za nieopłacalny. „Arizona” została na miejscu, a w 1962 roku jej wrak przekształcono w pomnik. (Gdybyście kiedyś dotarli na Hawaje, warto wiedzieć, że wstęp do USS „Arizona” Memorial jest bezpłatny, a to dlatego, że jest to cmentarz wojenny).
Przebudzenie olbrzyma
Dzień po ataku na Pearl Harbor prezydent Franklin Delano Roosevelt przemówił do Amerykanów takimi słowami: „Wczoraj, 7 grudnia 1941 roku – w dniu hańby – Stany Zjednoczone Ameryki zostały w niesprowokowanym i tchórzliwym ataku z premedytacją zaatakowane przez morskie i lotnicze siły Cesarstwa Japonii. Z żalem zawiadamiam was, że wielu Amerykanów straciło życie. Wobec tego zwracam się do Kongresu, aby ogłosił stan wojny pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Japonią”.
Z kolei admirał Yamamoto, który dobrze znał Amerykanów, bo przez kilka lat studiował w USA, powiedział: „Obawiam się, że wszystko, czego dokonaliśmy, to obudzenie śpiącego olbrzyma i napełnienie go straszliwą determinacją”. W tym wypadku Yamamoto miał rację:
Atak spowodował bowiem, że Stany Zjednoczone, wraz ze swoim olbrzymim potencjałem przemysłowym, w pełni zaangażowały się w konflikt, a także do tego stopnia wzburzył amerykańską opinię publiczną, że uspokoić ją mogło tylko ostateczne zwycięstwo aliantów, które Roosevelt w swoim przemówieniu do Kongresu 8 grudnia nazwał „całkowitym zwycięstwem”.
O potencjale gospodarczym „obudzonego olbrzyma” mówi fakt, że ogółem Amerykanie wyprodukowali do końca wojny 141 lotniskowców (okrętów kluczowych w tej wojnie). Japonia, chociaż bardzo chciała i się starała, zbudowała ich tylko 26, przy czym dla okrętów powstałych w ostatnich latach wojny zabrakło samolotów. Ostateczną „odpłatą” Amerykanów za atak na Pearl Harbor było zrzucenie bomb atomowych na Hiroshimę i Nagasaki.
Bibliografia:
- C. Symonds, II wojna światowa na morzu. Historia globalna, SIW Znak 2020.
- J. Lopez (red), II wojna światowa. Infografiki, Wydawnictwo Rebis 2020.
- Z. Flisowski, Burza nad Pacyfikiem, Bellona 1994.
- Z. Flisowski, Od Pearl Harbor do Singapuru, Wydawnictwo Poznańskie 1984.
KOMENTARZE (6)
Generalnie tak ale… Po pierwsze wywiad amerykański coś podejrzewał, w końcu złamali szyfry dyplomatyczne japońskie i wiedzieli o nieco dziwnych zleceniach specjalnych dla konsula na Hawajach. Spodziewano się ataku, postawiono siły w stan gotowości, tylko nikt się nie spodziewał ataku akurat na Hawaje. Amerykanie nie byli w stanie wtedy przeprowadzić takiej operacji, w tak dużej odległości od swoich baz, więc nie podejrzewali o to Japończyków. Owa słynna wiadomość z której przekazaniem spóźnili sie dyplomaci japońscy nie była wypowiedzeniem wojny a formalnym zakończeniem negocjacji prowadzonych wcześniej z rządem USA. Japończycy wcześniej nie przejmowali się wypowiadaniem wojny, postąpili tak samo i teraz. Nastroje w USA już wcześniej były dość rozgrzane i opinia publiczna wcale tak pacyfistycznie nie była nastawiona. Można było odczuć mocne nastroje prowojenne, ale wszyscy spodziewali się wojny z Niemcami a nie z Japonią. Japończyków nikt poważnie nie traktował nawet w trakcie pierwszego roku wojny – dość rasistowskie poczucie własnej wyższości nie pozwalało amerykanom spojrzeć realnie na poczynania Cesarstwa. Co do ataku na samo Pearl Harbor to głównym i podstawowym celem były pancerniki. Zarówno japońska jak i amerykańska ówczesna doktryna wojny morskiej opierała się na pancernikach. Taki był cel samego ataku – wyeliminowanie amerykańskich pancerników spowoduje wyeliminowanie USA z działań morskich przynajmniej na jakiś czas. W doktrynach ówczesnych państw morskich lotniskowiec był okrętem wsparcia a nie okrętem „klasy głównej”. Taktyka przyjęta później przez USA wynikała głównie ze skutku ataku – brak pancerników wymusił inny styl walki, w oparciu o to co im zostało: lotniskowce. Warto zauważyć że podczas każdej późniejszej bitwy powietrzno- morskiej Japończycy usiłowali po lotniczej wymianie ciosów skrócić dystans i doprowadzić do morskiego starcia (najlepiej nocnego) właśnie pancerników a amerykanie spodziewając się czegoś takiego wykonywali unik, wycofując zespoły lotniskowców. Więc mimo sukcesów Kido Butai nadal uważali że to pancerniki mają decydować. W samym opis ataku może sugerować że amerykanom udało się podnieść jakieś poważne siły myśliwskie. Nie jest to prawda, wystartowało zaledwie kilka samolotów, a większość strat które ponieśli Japończycy w trakcie drugiej fali zadała im obrona przeciwlotnicza. Co do trzeciej fali i mitycznych zbiorników z ropą. Po pierwsze były one dość dobrze zabezpieczone i wymagały by sporego wysiłku i umiejętności by w jakikolwiek sposób im zaszkodzić (Nie, paliwo okrętowe nie wybucha, nawet dość trudno je podpalić). Po drugie ich zniszczenie Japończykom i tak by nic nie dało. USA ropy jako takiej nie brakowało, i z powodzeniem mogli zastosować sposób który stosowali sami Japończycy operując z atolu Truk, gdzie zakotwiczyli szereg cywilnych tankowców z których zaopatrywali operującą stamtąd flotę. Po za tym dla USA nie ropa była problemem a brak szybkich tankowców floty – mówiąc wprost flota USA nigdzie w pobliże wysp Japońskich w większej liczbie dotrzeć nie mogła ponieważ nie byłaby w stanie zaopatrzyć w paliwo swoich okrętów. Dlatego właśnie, jak wspomniałem wcześniej, amerykanie czuli sie Pearl bezpiecznie, bo nie przypuszczali że Japończycy dadzą radę tak daleko dotrzeć (tu warto wspomnieć że Flota Cesarstwa miała lepszą technologię tankowania na morzu i także częściej trenowała ten manewr). Co do niszczenia instalacji portowych nie jest to wcale takie proste, a naprawy w większości z kolei nie są skomplikowane. Biorąc pod uwagę rosnący opór amerykanów, wykonanie zasadniczego zadania a przy okazji też uszkodzenie infrastruktury portowej (zatopienie pływającego doku) rezygnacja z trzeciej fali wydaje się być uzasadniona.
Najnowsze wówczas pancerniki US typu North Carolina też „ocalały” i już w 1942 r. dały początek, Konkretnie Washington demolujący stary ale gruntownie zmodernizowany były krążownik liniowy, szybki pancernik Kirishima, cofaniu się Japończyków. A gry wojenne wielokrotnie powtarzane pokazują, że gdyby Amerykanie zostali ostrzeżeni w porę i wyszli z portu by stoczyć bitwę, to nawet mając dwa lotniskowce, ponieśliby klęskę, i to być może nawet gorszą…
Japonia wcale nie chciała wojny z USA. Została przez Amerykanów do niej zmuszona po otrzymaniu od rządu USA w dniu 26.11.1941 – tzw. Ultimatum Hulla. Już sama treść tego ultimatum była prowokacja ,np w pkt. 1 Japonia przystąpi do wielostronnego paktu nieagresji między USA ,Japonia Anglia ,Chinami ,Holandia ,Rosja i Tajlandia. Od razu widać że to prowokacja Japonia obok Niemiec i Włoch należała do paktu Osi z Rosją walczyła już w 1939 r. ,natomiast w tym czasie okupowała część Chin z którymi prowadziła wojnę. pkt. 2 Wszyscy sygnotariusze paktu o nieagresji zobowiaza się do respektowania integralności Indochin Francuzkich i zobowiązań się do przestrzegania równouprawnienia w handlu z tą kolonią. pkt.3 Japonia wycofa wszystkie siły wojskowe ,morskie ,powietrzne i policyjne z Chin i Indochin. To tylko 3 najbardziej prowokacyjne z 10 punktów Ultimatum które wręczylo Japonii ,USA. W tym czasie Francja była sojusznikiem Niemiec ,rząd Vichy ,który kontrolował 1/3 terytorium Francji i jej kolonie w tym Indochiny Francuskie. Wycofanie się Japonii z Chin i Indochin groziło brakiem dostępu do surowców naturalnych i ropy. Amerykanie doskonale wiedzieli że atak Japonii musi nastąpić stąd dyslokacja lotniskowcow ,1 na Atlantyk , 2 na remont na kontynent jakby baza marynarki Pacyfiku w Pearl Harbor nie miała stoczni i suchych doków. 3 lotniskowiec dwa dni po dostarczeniu Ultimatum Hulla 28.11.1941 płynie w kierunku stołu Wake ,natomiast 4 dosłownie na dzień przed Japońskim atakiem 06.12.1941 ,płynie w kierunku stołu Midway. Po co wysłano tam lotniskowce jeśli na obydwu stołach były lotniska i stacjonowaly na nich samoloty myśliwsko-bombowe ? W Pearl Harbor 07.12.1041 ,Amerykanie stracili tylko 2 pancerniki starego typu z których jeden wyleciał w powietrze natomiast remont drugiego okazał się nieopłacalny pomimo podniesienia to z dnia zatoki. Natomiast nie zatonął żaden z lotniskowcow ,które były głównym celem ataku z tej prostej przyczyny że zostały wcześniej ewakuowano z bazy marynarki wojennej USA na Hawajach i nie był to przypadek.
Pytanie czy Japonia mogła wygrać wojnę z USA.Na pewno bez solidnego wsparcia by nie dała rady.
Ja bym dodał – do komentarza H. klossa, że już same założenie bazy w Pearl Harbor było prowokacją ze strony US i co tu dużo mówić, chęcią upokorzenia azjatyckich podludzi – „żółtków” – Japończyków. Biedne wówczas Chiny tak naprawdę ich – Amerykanów, raczej „średnio” obchodziły, interesowały – i za ten brak zdolności prawidłowej oceny, dalekosiężnego myślenia, płacą zarozumiałe amerykańskie matołki, do dzisiaj.
Amerykanie wręcz sami się zatem prosili o to co ich spotkało, jak mówią znawcy przedmiotu.
No i ww. ultimatum to jedno, a drugie to są sankcje – i to wcale nie te dotyczące ropy były tutaj najważniejsze, ale dot. embarga na dostawy do Japonii amerykańskiego złomu – stanowił on bowiem ponad 90% całego japońskiego zużycia.
Tymczasem Japonia wpadła w istny „korkociąg” ekspansji i zbrojeń. Zajmowanie bowiem nowych wielkich terenów Chin, generowało koszty ich okupacji, co z kolei zmuszało do zajmowania kolejnych obszarów – by te koszty pokryć itd…
Japończycy stanęli więc pod ścianą…
Japonia chciała zatem zająć w pół roku (tj. nim Amerykanie przestawią się na produkcję wojenną) możliwie dużo areału azjatyckiego i Oceanii, by mieć dobrą kartę przetargową, za co „kupić” korzystny pokój znoszący głównie dotkliwe sankcje, ale przede wszystkim…
Mało jest nagłośnione, że ich głównymi tutaj celami pośrednimi wojennymi, wcale nie były Filipiny, czy Indochiny, Indonezja etc. By osiągnąć ten ww. cel główny, wg Japończyków trzeba było bowiem po pierwsze „postawić nogę” tak w Australii, jak i w… Indiach – by w ten sposób zmusić Brytyjczyków do podpisania preliminarzy pokojowych, co miało wpłynąć decydująco na USA, które bez sojuszników (vide Wietnam) nawet mając masę nowoczesnego sprzętu, z reguły na wojnie sobie nie radzą tak jak by chcieli – mówiąc oględnie…
Wskazują na te właśnie cele wojenne, ich wagę, skrajnie krwawe i zażarte starcia w Birmie (tzw. „zapomniana najważniejsza” batalia II wojny), gdzie praktycznie całe siły lotnicze US w Chinach były zaangażowane; zajęcie Singapuru i zwłaszcza heroiczne walki na Nowej Gwinei. Naprawdę niewiele brakowało do japońskiej inwazji w Australii !
Przy okazji widać jak niebezpieczną, obustronną, „na maksa” kosztowną, bronią są sankcje…
Pearl Harbor to tak ewidentną ustawka ze żal o tym czytać… w Europie Anglia chciala zawrzeć pokój z Niemcami, Niemcy weszły w ZSRR jak w masło. Koniec wojny wisiał w powietrzu. USA wspomagała ochotnikami ale… trzeba było zgody Obywateli i Senatu na wojnę i wymordowanie kolejnych milionow ludzi na froncie. I cyk. Japończycy przepłynęli kilka tys km niezauważeni żeby zniszczyć port USA ale tak by w sumie go nie zniszczyć. I co? Ano wojna i przestawienie na produkcję wojenna. Miliardy pocisków i ofiar. Wojna skończyłaby się w 1941… ale Moloch wymagał krwi. Co 100 lat.