W historii Polski nie zapisał się złotymi zgłoskami – jego frywolność, „damskie” stroje i makijaż budziły powszechne oburzenie, a rejterada z kraju tylko przypieczętowała złe wrażenie. Jednak nawet ci, którzy szczerze nie znosili króla, nie mogli przypuszczać, w jak wstydliwych okolicznościach pożegna się ze światem. Śmierć zastała go bowiem… w toalecie.
Wybór Henryka Walezego na króla Polski okazał się niefortunny – po zaledwie pół roku „urzędowania” pod osłoną nocy uciekł z kraju, by zasiąść na francuskim tronie (wprawdzie utrzymywał, że wróci, gdy uporządkuje sprawy w ojczyźnie, ale – jak wielu innych – i tej obietnicy nie dotrzymał). Później w Krakowie mawiano o nim: „Rex Henricus wyrządził Polsce psikus, w nocy obran, w nocy przyjechał, w nocy zjechał”.
Paradoksalnie we Francji uchodził (i uchodzi do dziś) za wybitnego władcę. Profesor Maciej Serwański komentuje:
Uznaje się go za jednego z najzdolniejszych administratorów i najpracowitszych monarchów. Kilka rzeczy zapożyczonych z Polski zostało po nim w Paryżu, np. kanalizacja Luwru (…). Do końca życia tytułował się też królem Polski i wielkim księciem Litwy. Na jednej z wież pałacu Conciergerie na wyspie Cité w samym sercu Paryża można zobaczyć ufundowany przez Henryka III zegar, nad którego cyferblatem znajdują się: polski orzeł, litewska pogoń i francuskie lilie.
Gra o tron
Nad Wisłą pozytywna ocena rządów Walezego przez Francuzów może dziwić. Tym bardziej, że jego panowanie w ojczystym kraju przypadło przecież na okres nieprzerwanych konfliktów na tle religijnym i rodowych utarczek.
Gdy w 1584 roku bezpotomnie zmarł jego młodszy brat, Franciszek Herkules Walezjusz, stało się jasne, że koniec dynastii zbliża się wielkimi krokami. Wszak również Henryk (panujący we Francji jako Henryk III) nie miał dzieci.
Zgodnie z wytycznymi prawa salickiego po śmierci władcy tron powinien przypaść jego najbliższemu krewnemu w linii męskiej. Pech chciał, iż owym krewnym był Henryk z Nawarry. O zgrozo – protestant.
Tymczasem od lat 60. XVI wieku we Francji toczyła się wojna między obozem katolickim zebranym wokół popieranej przez Hiszpanię Ligi Katolickiej a hugenotami. Aby zapobiec koronacji „heretyka” na króla, przedstawiciele Ligi 7 lipca 1585 roku podpisali z Walezym porozumienie, według którego miał on wystąpić przeciwko Henrykowi Nawarskiemu i raz na zawsze rozprawić się z ruchem protestanckim.
Tak zaczęła się walka dynastyczna nazywana wojną trzech Henryków. Już wkrótce były władca Polski miał ją przypłacić życiem.
Krwawa Gwiazdka
Klęska Walezego w starciu z hugenotami pod Coutras w 1587 roku spowodowała, że środowiska skoncentrowane wokół Ligi się od niego odwróciły. Philippe Charlier relacjonuje:
Kazania głoszone przez proboszczów służyły szerzeniu propagandy politycznej zgodnej z oczekiwaniami obozu katolickiego, królestwo zostało zasypane pamfletami piętnującymi bezsilność Henryka III wobec protestantów.
Stojący na czele Ligi książę Henryk Gwizjusz w maju 1588 roku wkroczył do Paryża. Pojawiła się realna groźba zamachu stanu, więc monarcha – swoim zwyczajem – salwował się ucieczką. Schronił się w Chartres, gdzie pozostał przez kilka miesięcy, mimo że matka – Katarzyna Medycejska – domagała się, by powrócił do stolicy. On wolał jednak w zaciszu swej kryjówki snuć plany wojny z obozem katolickim.
I dopiął swego. 24 grudnia 1588 roku z jego inicjatywy aresztowano, a następnie zamordowano wywodzącego się z rodu Gwizjuszów kardynała Ludwika Lotaryńskiego. Zginął też sam książę Gwizjusz. Konsekwencje tych zabójstw były łatwe do przewidzenia. Jak opisuje Charlier:
Papież Sysktus V, nie mogąc zaakceptować zbrodni popełnionej z rozkazu króla, i to na osobie duchownej, kilka miesięcy później, 5 maja 1589 roku, obłożył Henryka III ekskomuniką. Momentalnie w całej Francji podniosły się głosy domagające się śmierci króla. Usprawiedliwieniem dla królobójstwa stało się stwierdzenie, że najwyższa władza należy do ludu – zabicie tyrana lub władcy mającego w pogardzie boskie prawa miałoby być zatem… obowiązkiem!
„Niecny mnichu, zabiłeś mnie!”
Wspomnianego „obowiązku” dopełnił rankiem 1 sierpnia 1589 roku Jacques Clément, dwudziestodwuletni dominikanin związany z Ligą. Niewiele brakowało, by plan zamachu się nie powiódł – lojalni strażnicy Walezego nie chcieli bowiem dopuścić mnicha do króla, który akurat zasiadał… na sedesie. Uparty duchowny przekonał ich jednak, że posiada dokumenty najwyższej wagi, więc zaprowadzili go do monarchy.
Skupiony na lekturze owych „ważnych dokumentów” i unieruchomiony na „tronie” Henryk był niewątpliwie zaskoczony, gdy zakonnik ugodził go w podbrzusze nożem. Zdołał jednak chwycić za broń i ranić zamachowca w twarz, krzycząc: „Niecny mnichu, zabiłeś mnie!”. Straż przyboczna Walezego dokończyła dzieła i zmasakrowała Clémenta halabardami. Śmiertelnie ranny król zmarł następnego dnia (wcześniej zdążył wyznaczyć na swego następcę… Henryka Nawarskiego).
Królewscy medycy i chirurdzy, którzy zabalsamowali ciało monarchy w dokumencie z sekcji zwłok zanotowali:
W dniu wczorajszym, w drugą środę sierpnia roku 1589 (…) sumiennie przebadaliśmy ciało zmarłego, chrześcijańskiego króla Francji i Polski Henryka III, po którym zachowały się same dobre wspomnienia (…). Po szczegółowym zbadaniu wszelkich narządów znajdujących się w dolnej partii brzucha zauważyliśmy, że część jelita cienkiego zwana jelitem krętym została przebita na wskroś nożem długim na jedną stopę, który nam pokazano jeszcze umazany krwią na długości czterech palców, był bowiem wbity i wszedł w głąb ciała (…).
Z tego powodu nieuchronna śmierć nastąpiła w odstępie około dziewiętnastu godzin, a Jego Wysokość, chrześcijański monarcha, wcześniej doświadczył słabości i ogromnych boleści: duszności, mdłości, nieprzerwanej gorączki, zmian nastroju i niezaspokojonych pragnień, którym towarzyszył wielki niepokój.
Ciało Walezego spoczęło tymczasowo w Compiègne w opactwie Saint-Cornille. Henryk z Nawarry (który objął tron jako Henryk IV) nie pozwolił na pochowanie go w głównej nekropolii francuskich władców, bazylice Saint Denis, ponieważ zgodnie z przepowiednią miał spocząć w tym samym kościele tydzień po swym poprzedniku.
I faktycznie, wkrótce po przetransportowaniu zwłok w 1610 roku Henryk IV zginął – również z ręki fanatyka religijnego, katolika Françoisa Ravaillaca. Ironia losu? Poeta François de Malherbe doskonale podsumował to słowami: „Fortuna igra z królami zarówno za życia, jak i po ich śmierci, aby pamiętali, że są tylko ludźmi”.
Bibliografia:
- P. Charlier, Sekrety dawnych zbrodni, Esprit 2016.
- M. Maciorowski, B. Maciejewska, Władcy Polski. Historia na nowo opowiedziana, Agora 2018.
KOMENTARZE (3)
Czy ja dobrze rozumiem? Strażnicy wpuścili typka do siedzącego na kiblu króla, bo powiedział, że ma ważne dokumenty, a król w trakcie defekacji widząc chłopa ładującego mu się do pomieszczenia nie kazał mu wyjść? Czy oni tam wszyscy och***li? Nawet jeśli naprawdę byłyby to ważne dokumenty, to nie było konieczności by król czytał je już teraz, natychmiast, siedząc na kiblu, bo jakby to kilka minut poczekało to i tak nic by się nie zmieniło.
Kto by pomyślał że Walezy zginie przez odrobinę higieny którą poznał podczas krótkich rządów w Polsce. Poprzedni królowie Francji załatwili swoje potrzeby gdzie popadnie, w kominkach, dzbanch, każdym ciemnym kącie. A ten bezczelnie wprowadził do Luwru podpatrzony w Polsce sedes na swoją zgubę. Zginął z powodu wojen religijnych czyli rzeczy w RON nieznanej. Zacofani ci Francuzi nie tylko sedesu nie znali ale też jeść widelcem musieli się od Polaków uczyć.
prawdziwa ironia losu okazaloby sie gdyby zginol na POLSKIM „tronie” ugodzony
POLSKIM widelcem w parówkie wyprodukowana w firmie np MORLINY