Juliusz Cezar zwyciężył 48 z 50 stoczonych bitew, co jest jednym z najwyższych wyników przypisywanych historycznym dowódcom. Jak tego dokonał?
Na temat Gajusza Juliusza Cezara z całą pewnością można powiedzieć, że był ambitny. Być może nawet nieco za bardzo. Mając trzydzieści jeden lat, zgodnie z opisem Plutarcha, miał rzec:
Czyż nie wydaje się wam, że mam powód do płaczu, jeżeli Aleksander będąc w moim wieku panował już nad tylu ludami, a ja nie dokonałem jeszcze ani jednego sławnego czynu?
Chcąc dorównać posągowej postaci Aleksandra Wielkiego, dokonał jako polityk i strateg wielu doniosłych czynów, zapisując się na kartach historii naprawdę dużymi literami. Nasuwa się jednak pytanie – czy Cezar faktycznie był strategicznym geniuszem, czy może po prostu posiadał dużo pieniędzy, miał szczęście i przewagę nad przeciwnikami? Przyjrzyjmy się bliżej jego poczynaniom na polu bitwy…
Urodzony przywódca
Wojenna przygoda rzymskiego władcy zaczęła się od kampanii w Azji Mniejszej, gdzie jako początkujący polityk pomagał Markowi Minucjuszowi Termusowi w oblężeniu Mityleny na wyspie Lesbos. Brał czynny udział w walce, w uznaniu zasług nagrodzono go odznaczeniem corona civica. Otrzymywali je żołnierze, którzy w bitwie ratowali życie obywateli rzymskich i wiązała się z bardzo dużym prestiżem.
W 74 roku p.n.e. wyruszył bronić Bitynii przed władcą Pontu Mitrydatesem VI Eupatorem. Tu po raz pierwszy dał pokaz swoich zdolności przywódczych. Na miejscu zastał rozproszone i zdezorganizowane siły rzymskie, które mimo wszystko udało mu się zebrać i stawić opór najeźdźcy. Warto w tym miejscu wspomnieć o sposobie, w jaki przywódca zarządzał żołnierzami. W przeciwieństwie do większości władców, Cezar miał tendencje do zmniejszania społecznego dystansu między sobą i zbrojnymi, zwracając się do nich per hetairos, czyli „towarzysze” – tak samo, jak do swoich ludzi mówił Aleksander Wielki.
Nie wywyższał się, zamiast tego stale przebywając wśród żołnierzy, sypiając wraz z nimi w polowych warunkach, a nawet głodując podczas oblężeń. Starał się utrzymywać wysokie morale i stale podnosić wojsko na duchu. Po zwycięskich walkach nie żałował udziału w łupach. Zdecydowanie, rzymscy wojacy musieli uwielbiać takiego przywódcę!
Podboje
Kolejne podboje Cezara rozpoczęły się w 61 roku p.n.e., kiedy objął Hiszpanię Dalszą jako namiestnik. Mimo pewnych trudności odniósł zwycięstwo i ponownie okrył się chwałą. Sukcesy na polu militarnym i politycznym pozwoliły mu na coraz śmielsze posunięcia. Zawarł triumwirat z Gnejuszem Pompejuszem i Markiem Licyniuszem Krassusem. Wkrótce stało się jasne, że wraz ze sprzymierzeńcami rządzi niepodzielnie, wprowadzając kolejne reformy bez oporu. Przyznano mu namiestnictwo w Galii Przedalpejskiej, Ilirii i Galii Narbońskiej. Rozpoczął się etap podbojów, w trakcie których Cezar rozbił potężne plemię Helwetów, a następnie Swebów, Eudów, Germanów, Belgów i Nerwiów.
Siły przeciwników były o wiele liczniejsze. Rzymski dowódca dysponował z początku jedynie pojedynczymi legionami. Jednakże, w bitwie pod Bibrakte dzięki szybkim decyzjom i sprytnym manewrom zwyciężył, dysponując jedynie 30 tysiącami legionistów, którzy stnęli przeciwko około 380 tysiącami Helwetów i ich sojuszników. Szacunki mówią, że na polu bitwy poległo wtedy nawet 2/3 całkowitej liczebności galijskiego plemienia! W sytuacji, kiedy zagrożenie rzucało cień na życie Cezara i jego ludzi, nie wahał się dzielić los żołnierza:
Ogromna masa wojowników bez trudu odparła jazdę rzymską. Teraz szli zwartym szykiem wprost na legiony. Pierwszy szereg trzymał tarczę przy tarczy, tworząc jakby mur bez najmniejszej przerwy, zmiatający wszystko przed sobą. Nawet najodważniejszych legionistów począł chwytać strach za gardło. W tym momencie Cezar zsiadł z konia i kazał go odprowadzić. Za jego przykładem poszli wszyscy oficerowie. Był to dla żołnierzy znak prosty, ale wiele mówiący i krzepiący: niebezpieczeństwo jest jednakowe dla wszystkich, w razie klęski nikt nie uratuje się ucieczką, wódz i oficerowie podzielą los swoich legionów.
– pisze Aleksander Krawczuk w biografii Juliusza Cezara.
Wkrótce siły Cezara zawędrowały na granice Północnej Galii, gdzie przyszło im ścierać się z wojskiem króla Ariowista. Podczas ostatecznej bitwy w 58 roku p.n.e, poprzedzonej długimi podchodami, Juliusz wykazał się niezwykłą cierpliwością i zdolnością oceny ryzyka. Swebowie odcięli wszelkie drogi zaopatrzenia dla Rzymian, a Ariowist miał świadomość swojej przewagi położenia. Nękał zatem legionistów, usiłując pokonać ich zmęczeniem. Wysyłał podjazdy konne, które uderzały gdzie tylko nadarzała się okazja. Cezar nie reagował, a patowa sytuacja trwała całymi dniami.
W końcu Rzymianie zaczęli się wycofywać, co w wykonaniu Juliusza było klasycznym posunięciem: chciał przenieść bitwę w bardziej dogodne dla siebie miejsce. Podczas walk udało się pojmać paru Galów, którzy zeznali, że Ariowist planuje przystąpić do bitwy dopiero „wraz z nowym księżycem”, co dla Cezara nie wchodziło w grę – musiałby za długo czekać. Kolejnego dnia Rzymianie wyszli więc w pole, ustawiając wszystkie sześć legionów w potrójny szyk, a następnie ruszając bezpośrednio na obóz Germanów. Cezar zauważył, że lewe skrzydło oponentów jest słabsze liczebnie, więc wydał rozkaz – ponownie wzorem Aleksandra Wielkiego – wzmocnienia swojej prawej flanki, co stworzyło „skośną” formację. Przewaga liczebna Rzymian na prawej flance doprowadziła oczywiście do dominacji po tej stronie pola bitwy, a następnie odparciu germańskich wojowników. Po raz kolejny, zastępy Cezara okazały się skuteczniejsze w walce dzięki swojej żelaznej dyscyplinie i szybkich decyzjach przywódcy.
W 56 roku p.n.e. słynny dowódca miał też okazję wykazać się sprawnością w bitwach morskich, niszcząc niepokonaną flotę Wenetów przy pomocy mniejszych, zwinniejszych galer zbudowanych do tego celu u ujścia Loary.
Pierwszą prawdziwą porażkę w swojej karierze odniósł Cezar w bitwie pod Gergowią, którą stoczył przeciwko wojskom Wercyngetoryksa. Powstańcy wiedzeni przez zdolnego przywódcę pochodzenia galijskiego bronili się wówczas na doskonałej pozycji, wykorzystując trudną rzeźbę terenu. Cezar postanowił, zgodnie ze sztuką, okopać się dookoła Gregowii, odciąć Galów od zaopatrzenia. Tymczasem Wercyngetoryks umacniał warownię od zachodu, skąd spodziewał się ataku. Rzymski dowódca zauważył wkrótce, że od południa siły galijskie są najmniej liczne, więc zarządził akcję dywersyjną (symulował ruchy wojsk na zachodzie) i przeprowadził cichy atak. Wszystko szło zgodnie z planem, ale tym razem zawiodła dyscyplina: legioniści, po pokonaniu nielicznych obrońców rozsypali się i zaczęli szturmować mury Gregowii. Większość nie usłyszała w bitewnym zgiełku sygnału do odwrotu i wtedy nadciągnęły siły Galów.
Rozciągnięte i osłabione szyki Rzymian zaczęły uginać się pod naporem. Gwoździem do trumny okazało się… przybycie posiłków sprzymierzonych z Rzymianami Eudenów, których wzięto z początku za kolejnych przeciwników. Legioniści wpadli w panikę, a bitwa zakończyła się stratą 46 centurionów i około siedmiuset żołnierzy rzymskich.
Cezar zrzucił później winę na brak dyscypliny swoich żołnierzy. Jak czytamy w jego pamiętniku z czasu wojen Galijskich, oskarżył ich, że:
samowolnie zadecydowali, dokąd posunąć się do przodu lub jak postępować, i ani nie stanęli na sygnał zatrzymania się, ani trybunowie wojskowi nie mogli ich pohamować.
Zwrócił im uwagę, jakie ma znaczenie nierówność pozycji, o czym on sam przekonał się pod Awarykum, kiedy po zaskoczeniu nieprzyjaciół będących bez naczelnego wodza i bez konnicy zrezygnował z pewnego zwycięstwa, aby podczas walki nie narazić się na niewielkie nawet straty z powodu nierówności pozycji. I o ile jest pełen podziwu dla ich bohaterstwa, którego nie potrafiły pohamować ani umocnienia obozów, ani wysokość wzgórza, ani mur miejski, o tyle musi zganić ich samowolę i brak posłuszeństwa, ponieważ sądzili, że lepiej niż naczelny wódz rozumieją się na zwycięstwie, a także na losach działań bojowych -„od żołnierzy wymaga się w nie mniejszym stopniu posłuszeństwa i opanowania, co męstwa i bohaterstwa”.
Wercyngetoryksa Juliusz rozgromił później, pod Alezją, w oblężeniu dysponując jedynie 50 tysiącami ludzi przeciwko trzykrotnie większym siłom galijskim.
Wojna domowa
Podczas wojen galijskich, Cezar wygrywał mimo znacznej przewagi liczebnej wroga dzięki żelaznej dyscyplinie swoich wojsk. Techniki bitewne Rzymian były o wiele bardziej zaawansowane od tych stosowanych przez prymitywne plemiona, więc można powiedzieć, że dysponował wielką przewagą technologiczną i cywilizacyjną. Ale Cezar nie walczył jedynie z „barbarzyńcami”.
W 48 roku p.n.e., podczas wojny domowej jego nieliczne wojska musiały stoczyć bitwę z żołnierzami Pompejusza. Po stronie Cezara walczyło około 30 tysięcy żołnierzy (wraz ze wsparciem legionów Marka Antoniusza), tymczasem Pompejusz dysponował około 45 tysiącami. Sytuacja stała się dla Juliusza rozpaczliwa, brakowało jedzenia, a zaopatrzenie zostało odcięte. Zmuszony do bitwy, Cezar nakazał atak, ale jego żołnierze zupełnie podupadli na duchu i zaczęli uciekać. Wszystko mogło się skończyć tragicznie, gdyby nie sława imperatora jako wielkiego stratega: Pompejusz przypuszczał, że panika w szeregach przeciwnika może być pozorowana i nakazał wstrzymanie pościgu. Cezar stracił wówczas około tysiąca żołnierzy, wycofał się i miesiąc później rozgromił siły Pompejusza pod Farsalos.
Sukces Cezara przypieczętowało ostateczne zwycięstwo nad Pompejuszem, po którym objął samodzielną władzę nad Rzymem. Gdyby nie zdolność podejmowania szybkich decyzji, a także opanowanie i dobre imię wśród żołnierzy, z pewnością by się to nie udało! Do perfekcji opanował wykorzystanie rzymskiej strategii i technologii, co pokazał podczas wojny domowej, zwyciężając Pompejusza. Odpowiedź na postawione na początku pytanie brzmi zatem: to zdecydowanie nie tylko kwestia zaplecza. Cezar prowadził ryzykowną i trudną grę, w której jedynie genialny przywódca mógł zwyciężyć.
Bibliografia:
- Cezar G. J.,Wojna galijska w Corpus Caesarianum. Wrocław, 2003.
- Cezar, G. J., O wojnie galijskiej. Ossolineum, Wrocław, 2004.
- Krawczuk, A., Kronika starożytnego Rzymu. Iskry, Warszawa, 1994.
- Krawczuk, A., Gajusz Juliusz Cezar. Ossolineum, Wrocław, 2010.
- Mikołajczak, A., Cezara Wojna Galijska. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1996.
KOMENTARZE (5)
Wkradła się mała literówka:
Cezar przegrał w bitwie pod Gergowią a nie Gregowią.
Pozdrawiam i Wesołych Świąt życzę!
Dziękujemy! Wesołych Świąt!
Autorowi tego wspaniałego materiału życzę wszystkiego dobrego, co zapragnie jego ciało i dusza: przyjaciół, spokoju i słuszności decyzji, uśmiechu oraz zdrowia i pieniędzy dla niego i rodziny, w święta Bożego Narodzenia, na rok 2020 i następne…
Szkoda, bo szukam własnie takich autorów. Posiadam własnie do recenzji w celu wydania poz. książkowej pracę o Tatarach nadwołżańskich.
Sławomir
po pierwsze Cezar nie wygral z 380 tysiacami wojsk Helwetów bo to jakaś totalna bzdura. Wojska te liczyły tylko 2 razy wiecej zołnierzy czyli na 30 tys rzymian bylo 70 tys Hellwetów i okolo 300 tys cywilów helweckich czyli starców kobiet dzieci niewolników. Bo tutaj sugerowany jest jakis nonsens ze Cezar rozgromił 10 krotnie liczniejsze wojska tyle ich było :D A wygrana 2:1 to nie jest az takie ogromne zwyciestwo biorac pod uwage ogromna roznice w wyszkoleniu i profesjonalnosci obu armii. Nie umniejszajac Cezarowi jego wojska byly pelne weteranow i nawet podczas bitwy pod Tapsus samowolnie wbrew rozkazom rozgromiły prawe skrzydło wroga :)
„…pod Alezją, w oblężeniu dysponując jedynie 50 tysiącami ludzi przeciwko trzykrotnie większym siłom galijskim…”
?
Podstawą tych szacunków jest to co napisał Cezar, no bo nawet nie wiemy gdzie faktycznie była ta bitwa – nawet archeologia niewiele, a właściwie nic nam tutaj zatem nie pomoże.
– dlaczego i czy Cezar i w tym przypadku kłamał – mijał się z prawdą?
Amerykański historyk McMahon (2015) w „Żołnierz w ciemności: „nawigowanie” po Galii oczami Cezara i jego ludzi.” tak to tłumaczy: „…powiedziano nam, że te galijskie siły sojuszników idących z odsieczą, dowodzone przez Kommiusza i Vercassivellaunusa, składały się podobno z ponad 80 000 jeźdźców i 250 000 pieszych…” „Należy jednak zauważyć, iż jest wielce prawdopodobne, że albo informacje Cezara co do liczby żołnierzy w siłach odsieczy były błędne, albo CELOWO zawyżał ON tą liczbę (Goldsworthy, 338). […] Henige rozszerza kwestię możliwości jej zawyżenia i twierdzi, że zrobiono to w celu uwiarygodnienia nieuchronności zwycięstwa Rzymian, sugerując że: „… wojna jest [przez Cezara i Rzymian] widziana jako triumf ich pobożności i cywilizacji, reprezentowanej przez nielicznych, nad bezbożnością i barbarzyństwem, które są z kolei reprezentowane przez NIEZLICZONE MASY „BEZ TWARZY”. […] W tym scenariuszu szanse na zwycięstwo stają się dlatego tak duże, że zwycięstwo nie może być w niczym mniejsze, niż nieubłagany werdykt losu… A im większe są na nie szanse, tym pewniejszy jest jego wynik.” (Henige, s. 228).”
……
W rzeczywistości wg autora powołującego się na symulacje komputerowe, siły Galów raczej nie mogły przekraczać 100tys. wojowników (maks. 40 tys. w Alezji + 50 – 60 tys. to odsiecz) a rzymskie liczyły 50-60 tys. legionistów + 5 – 10 tys. – głównie germańskich najemników i galijskich sojuszników.
W tym kontekście ciekawe są tytuły cytowanych przez McMahona prac: Goldsworthy – Cezar: życie OLBRZYMA; a szczególnie Henige: Przyszedł, zobaczył, MY POLICZYLIŚMY…