Dziś w razie konfliktu zbrojnego warowne twierdze nie miałyby większego znaczenia. Ale kiedy najlepszym środkiem transportu był koń, a materiały wybuchowe praktycznie nie istniały, zamki były najważniejszymi punktami strategicznymi...
Średniowieczne budowle obronne naprawdę trudno było zdobyć. Historyczne dane mówią, że obsada na murach mogła stawić skuteczny opór nawet dziesięciokrotnie większym siłom nieprzyjaciela. Budowniczowie zwracali szczególną uwagę na zabezpieczenie kluczowych punktów, takich jak bramy wjazdowe – tak, by ich sforsowanie było niemożliwe bez odpowiedniego fortelu…
Nasuwa się zatem pytanie, po co właściwie atakować zamek? Przecież wystarczyłoby podbić okoliczne ziemie i poczekać, aż ludzie za murami się poddadzą. Cóż, to nie takie proste…
Punkt centralny
Po pierwsze, zamek był ważny z punktu widzenia polityki. Zdobycie twierdzy uchodzącej za obiekt niemożliwy do spenetrowania dawało atakującym przewagę moralną – jeśli grube kamienne mury i grad pocisków nie zdołały ich zatrzymać, to co innego mogłoby to zrobić?
Równie ważna była lokalizacja budowli. Zamki najczęściej budowano tak, by przeszkadzały nadciągającym wojskom w inwazji. Stanowiły świetny punkt wypadowy dla konnych oddziałów, które mogły nękać wroga, a potem kryć się bezpiecznie w środku.
Zatem nawet jeśli okoliczne zabudowania zostały zdobyte, napastnicy nie mogli zwyczajnie pójść dalej, zostawiając warownię w spokoju: szybkie najazdy bez wątpienia zniszczyłyby linie zaopatrzenia, a co za tym idzie – zmorzyłyby żołnierzy przeciwnika głodem.
Wojska oblegające zamki stawały zatem przed bardzo trudnym zadaniem. Twierdze budowano zwykle na wzniesieniach, w okolicach ważnych punktów handlowych, przy zbiegach rzek, portach morskich czy przełęczach górskich, a więc w miejscach, które zwyczajnie trzeba było podbić, by wygrać!
Nieporuszalny obiekt
Głównym środkiem obrony zamku był oczywiście mur (zwany kurtynowym), zamykający dostęp do położonych wewnątrz zabudowań. Przed nim rozciągał się pas gołego gruntu pozbawiony potencjalnych osłon, za którymi mogliby się skryć atakujący. A często także i fosa – dodatkowo utrudniająca dostęp.
Jeśli agresorzy zdecydowali się na atak frontalny – na bramę, musieli sforsować barbakan. Konstrukcję, którą doskonale znamy na przykład z Krakowa, bardzo trudno było pokonać. Wyposażano ją w otwory strzelnicze, kraty i stanowiska do zrzucania gorącej smoły.
Dodatkowym zabezpieczeniem, kryjącym fragmenty muru, były baszty, z których strzelcom łatwo było prowadzić ogień padający na przeciwników pod kątem. Nie wystarczyło zatem zasłonić się tarczą od przodu – pociski padały na nacierających żołnierzy z każdej strony.
Jedzenia mamy w bród
Choć wydaje się to dziwne i mało prawdopodobne, zaopatrzenie załogi zamku w żywność było łatwiejszym zadaniem, niż wykarmienie oblegającej armii. Na przykład, twierdza Chepstow posiadała magazyny zaopatrzone na czas oblężenia kurami, świniami i bydłem. Zwierzęta sprowadzano tam, kiedy tylko wieść o nadciągającym ataku docierała do obrońców.
Tymczasem atakująca armia mogła liczyć jedynie na własne zapasy i opuszczone okolice, gdzie trudno było o zdobycie znacznych ilości pożywienia.
Zamki często pozyskiwały też zapasy od „hurtowych” dostawców. Kiedy transport na dalsze odległości rozwinął się na tyle, by opłacało się sprowadzać duże ładunki, właściciele twierdz chętnie korzystali z tego rodzaju usług. Forteca w Rochesterze otrzymywała zatem dostawy śledzi, owiec, solonego mięsa, fig, ryżu i rodzynek od pojedynczych kupców lub całych grup działających w imię wspólnego interesu.
Fortel dobry na wszystko
Ze względu na trudności w zdobywaniu zamków, atakujący bardzo często uciekali się do alternatywnych rozwiązań. Popularnym sposobem na pozbawienie obrońców ochoty do walki było odcięcie dostępu do wody. W ten sposób muzłumanie zwyciężyli w oblężeniu zamku Xerigordo, na którym bronili się chrześcijanie. Ci, po ośmiu dniach bez dostępu do świeżej wody – oraz po próbach picia moczu i końskiej krwi – zmuszeni byli się poddać.
Podobna sytuacja miała miejsce podczas oblężenia zamku Henryka I w Alençon, kiedy to ludzie hrabiego Fulko zniszczyli połączenie fortecy z rzeką. Zdarzało się, że mieszkańcy warowni usiłowali utrzymać się przy życiu, pijąc wino, a także wykorzystując je do gotowania – tak radziła sobie załoga w Exeter w 1136 roku. Jak można się domyślać, długo w ten sposób nie pociągnęli…
Zupełnie innym rodzajem podstępu był atak z zaskoczenia, zwany często z języka francuskiego escalade. Polegał na wspięciu się niewielkiej grupy uderzeniowej na mur celem otwarcia bramy. Było to oczywiście bardzo ryzykownym posunięciem, ponieważ musiało odbywać się nocą.
Wykorzystywano każdy słaby punkt budowli, w tym również… wylot latryny, przez który również mogli dostać się żołnierze. Stosowano również dywersję, polegającą na odciągnięciu uwagi obrońców od jednego z wejść, a następnie nagłym uderzeniu właśnie w tym miejscu.
Z kolei popularnym sposobem na pozbycie się fragmentu muru było zrobienie podkopu, a następnie zawalenie tunelu. W 1215 roku Jan bez Ziemi oblegał warownię w Rochesterze i zastosował właśnie tę metodę: nakazał szybkie wyprodukowanie jak największej liczby kilofów i wykopanie tunelu pod jedną z baszt. Następnie, do środka wpędzono czterdzieści tłustych prosiąt („z gatunku tych gorszych do zjedzenia” – jak dowiadujemy się z opisu oblężenia) i podpalenie ich. Tłuszcz ze zwierząt zapłonął i osiągnął na tyle wysoką temperaturę, że drewniane wsporniki padły, pociągając za sobą sporą część kamiennego donżonu.
Pomysły na broń
Historyczny okres oblężeń obfitował również w wymyślne urządzenia służące do forsowania murów i bram, a także do obrony. Najlepiej znane są oczywiście katapulty o rozmaitych kształtach, wykorzystywane w całej Europie i na Bliskim Wschodzie. By skruszyć mury, sięgano po drewniane konstrukcje miotające kamienie na odległość około 200 jardów (180 metrów).
Znane są przypadki, w których celne pociski w końcu niszczyły fragment muru – tak było na przykład w 1244 roku, kiedy oblegano twierdzę Montségur. Katapulta zaprojektowana przez biskupa Duranda wyrzucała kamienie o masie około 40 kilogramów regularnie co około 20 minut tak długo, aż udało się wybić dziurę.
Ludzie po drugiej stronie muru nie pozostawali oczywiście dłużni. Również stosowali artylerię, a także wracające do łask kusze – projekt zapożyczony z czasów starożytnych, ale udoskonalony. Bełty wystrzelone z takiej ręcznej broni miały zasięg nawet 360 metrów!
Zamiast niszczyć kamienny mur, można było również… zwyczajnie wybudować własną wieżę po drugiej stronie, a następnie ze specjalnego „balkonu” wpuścić do zamku żołnierzy. Machiny na kołach zwane wieżami oblężniczymi nie były rzadkością. Wyposażano je w specjalny zwodzony most, po którym ludzie ze środka mogli swobodnie przedostać się na strzelniczy parapet. O ile oczywiście udało się dotoczyć machinę w odpowiednie miejsce – ta stawała się bowiem głównym celem obrońców, kiedy tylko pojawiła się na horyzoncie…
Na całe szczęście epoka oblężeń skończyła się już dawno temu. Co ciekawe, ostatnie mury obronne wznoszono jeszcze w XX wieku, na przykład w Twierdzy Modlin i Twierdzy Warszawa, niemniej ich przeznaczenie było nieco inne. Pozostaje zatem zwiedzać ruiny zamków i cieszyć się, że nie musimy brać udziału w walce po którejś ze stron muru…
Bibliografia
- Gies, F., J., Życie w średniowiecznym zamku. Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków, 2017.
- Kajzer, L., Zamki i dwory obronne w Polsce centralnej. DiG, Warszawa, 2004.
- Kajzer, L., Zamki i społeczeństwo. Przemiany architektury i budownictwa obronnego w Polsce w X-XVIII wieku. Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź, 1993.
KOMENTARZE (4)
Warto zauważyć, że ostatnia rycina, podpisana „Oblężenie średniowiecznego zamku”, pochodzi z tzw. Kodeksu Lubińskiego i przedstawia bitwę pod Legnicą, w której zginął książę Henryk II Pobożny – widać jego odciętą głowę, nabitą na włócznię. Wg Wikipedii nie nastąpiło oblężenie miasta, działania Mongołów ograniczyły się tylko do pokazania głowy księcia obrońcom.
Nie zawadzi przypomnieć sposobie zdobycia Toledo w 711 roku przez Maurów. Zainteresowni mogą sobie znaleźć szczegóły w google, szukając „Tarik Toledo 711 otwarli bramy”. Nic dziwnego, że ich później przed spodziewanymi oblężeniami wystawiano za bramy.
Jeść kebab
Z ciekawością zobaczyłbym takie oblężenie w rzeczywistości. Oczywiście z bezpiecznej odległości żeby przypadkiem nie dostać jakimś rycerzem w głowę. Z opisów wszelkie bitwy i oblężenia brzmią dość zabawnie ale musiały to być na prawdę krwawe starcia.