Pierwszy września 1943 r. w okupowanej Polsce był niezwykle smutnym dniem. Mijała właśnie czwarta rocznica rozpoczęcia wojny, której końca ciągle nie było widać. Jednak w Końskich mało kto rozpaczał. Wręcz przeciwnie! Ludzi rozpierało radosne podekscytowanie. Powodem była nocna akcja Armii Krajowej.
Końskie to niewielkie miasto powiatowe w województwie świętokrzyskim. Obecnie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Inaczej było w okresie II wojny światowej. Samo miasto, jak i jego okolice stanowiły rejon niezwykle wzmożonej aktywności partyzantki niepodległościowej.
Właśnie w pobliskich lasach koneckich pod koniec lipca 1943 r. znalazło schronienie II Zgrupowanie Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury”. Dowodził nim cichociemny podporucznik Waldemar Szwiec „Robot”. Zaraz po dotarciu na miejsce, przystąpił on do działalności dywersyjnej. To nie spodobało się okupantowi, który miał i tak wystarczająco dużo problemów w tym rejonie.
Konfidenci wydają 400 patriotów
Chcąc opanować nieco sytuację, 20 sierpnia Niemcy zorganizowali zakrojoną na szeroką skalę obławę w Końskich. Miasto otoczył ponad tysiąc żandarmów, zaś Gestapo rozpoczęło masowe aresztowania.
Opierając się na informacjach dostarczonych przez konfidentów zatrzymano przeszło 400 osób. Jak pisze Kacper Śledziński w swej najnowszej książce „Cichociemni. Elita polskiej dywersji”:
Wpadła grupa dowództwa obwodu. Jan Rusinowski, niegdyś szef obwodu, później oficer ds. motoryzacji Kieleckiego Okręgu AK, podporucznik inżynier Józef Sapetto i podporucznik Stanisław Strzemieczny, komendant placówki „Miasto”, byli jednymi z ważniejszych osób na liście Gestapo.
Większość aresztowanych wysłano do KL Auschwitz. Ci, którzy mogli posiadać jakieś cenne informacje zostali odtransportowani do siedziby radomskiego Gestapo.
Szczęściem w nieszczęściu było to, że nie wpadł nikt z ludzi „Robota”, którzy akurat w nocy z 19 na 20 sierpnia przeprowadzali kolejną akcję. Gdy tylko podporucznik Szwiec dowiedział się o tym, co wydarzyło się w mieście postanowił pokazać Niemcom, że ich sukces nie złamał ducha oporu w Polakach.
Należało dokonać czegoś spektakularnego. I faktycznie, plan był ambitny. Szwiec pisał w raporcie do swego przełożonego, porucznika Jana Piwnika „Ponurego”:
Chcąc przekonać Niemców, że dywersja jest rzeczywiście poza miastem, podnieść ducha ludności w powiecie oraz zdeprymować żandarmerię, zdecydowałem się na skok na Końskie. Atak miał jeszcze jeden cel, a mianowicie: wykazanie własnym żołnierzom niskiej wartości moralno-bojowej żandarmerii i naszej nad nimi wyższości w tym kierunku przy walce wręcz.
Jak słusznie zauważa Kacper Śledziński, taki plan mógł zrodzić się tylko w głowie kogoś z iście ułańską fantazją. Tej Szwiecowi brakować nie mogło, bo przecież wcześniej służył w 10. Brygadzie Kawalerii Pancernej.
Sama fantazja to jednak za mało. Należało jeszcze doskonale zaplanować całą akcję. Było to tym istotniejsze, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że oddział „Robota” liczył jedynie 64 ludzi. Z kolei w Końskich i okolicy – zgodnie z szacunkami Marka Jedynaka, zamieszonymi w książce „Robotowcy 1943. Monografia II Zgrupowania Zgrupowań Partyzanckich AK »Ponury«” – stacjonowało około 1800 Niemców i Ukraińców.
Dysproporcja była zatem ogromna, sięgając blisko trzydzieści do jednego! To jednakże w żadnym wypadku nie zniechęciło doskonale wyszkolonego cichociemnego. Po sporządzeniu precyzyjnego planu działania zapadła decyzja, że atak zostanie przeprowadzony w nocy z 31 sierpnia na 1 września. Oczywiście termin był nieprzypadkowy.
Atak w ciemności i spektakularny sukces
Krótko przed godziną 22.00 podporucznik Szwiec i jego ludzie przystąpili do zajmowania pozycji. Rzecz jasna najważniejszym elementem całego planu było wykorzystanie elementu zaskoczenia. Dlatego też oddział został podzielony na kilka grup, uderzających jednocześnie. Miał to sprawić wrażenie, że w akcji bierze udział nie kilkudziesięciu, ale kilkuset partyzantów.
W działaniach brały udział trzy plutony, z których każdy miał jasno określony cel. Pierwszy czekał przy wschodnich rogatkach Końskich na rozpoczęcie akcji, która miała trwać od 23.50 do 2.00. Kolejna dwudziestoosobowa grupa akowców polami ruszyła w kierunku północnej granicy miasta. Ich zadaniem było zablokowanie przy pomocy ognia broni maszynowej koszar żandarmerii.
Z kolei „Robot” z trzecim plutonem skierował się ku stacji transformatorowej, aby wyłączyć prąd w całym mieście. Był to jednocześnie sygnał dla pozostałych żołnierzy, że czas zaczynać.
Wszystko poszło zgodnie z planem i kilka minut przed północą Końskie pogrążyły się w ciemnościach. Na to tylko czekali partyzanci. Natychmiast otworzyli ogień w kierunku koszar żandarmerii, szachując Niemców. Komendant posterunku starał się wezwać stacjonujący w pobliżu miasta pluton Ostlegionu.
Nie wiedział jednak, że linia telefoniczna zawczasu została przecięta. Na dodatek w chwili, gdy sięgał po słuchawkę zabłąkana kula strzaskała mu rękę. Jego ludziom szczęście również nie sprzyjało. Podejmowane kilkukrotnie próby kontrataku spełzły na niczym. Zginęło przy tym kilku Niemców.
Tymczasem podporucznik Szwiec i reszta akowców ruszyła do magazynów spółdzielni Społem. Celem były zgromadzone tam dobra. Nie obeszło się bez pewnych problemów, gdyż sąsiadowały one z silnie strzeżonym więzieniem. Ostatecznie jednak po krótkiej wymianie ognia Polacy opanowali sytuację, przystępując następnie do załadunku na zdobyczną ciężarówkę odzieży, tekstyliów i artykułów spożywczych.
Nie ma litości dla… konfidentów
Zaraz po zdobyciu stacji transformatorowej do akcji wyruszyła także trzyosobowa grupa likwidacyjna. Dowodził nią Stanisław Janiszewski „Dewajtis”. Jej zadaniem była likwidacja pięciu konfidentów, skazanych na śmierć przez Sąd Specjalny. Wszystkie wyroki zostały wykonane.
Po niemal dwugodzinnej walce, akowcy zaczęli się wycofywać z miasta. Kierowali się na południowy wschód w stronę wsi Czerwony Most, skąd dzielił ich tylko krok od koneckich lasów, w których czekało na nich bezpieczne schronienie.
Plan został zrealizowany w stu procentach. Nikt z atakujących nie zginął. Zdobyto tak potrzebne zapasy, jednocześnie zlikwidowano pięciu niebezpiecznych konfidentów. Ponadto Niemcy stracili sześciu żandarmów, a wrażenie jakie wywołała akcja było wręcz piorunujące.
Najlepiej dowodził tego meldunek wysłany do Dowództwa Okręgu Wojskowego w Generalnym Gubernatorstwie, gdzie napisano, że: 31.8 w nocy kilkuset bandytów dokonało napadu na m. Końskie.
Jak zauważa w swej książce Kacper Śledziński: Tak trudna akcja jak opanowanie Końskich nie miała odpowiednika w działaniach SOE [brytyjskie Kierownictwo Operacji Specjalnych – przypis autora art.] na Zachodzie. Porucznik Jan Piwnik „Ponury” mógł być dumny ze swojego podkomendnego.
Źródła:
Podstawowe:
- Kacper Śledziński, Cichociemni. Elita polskiej dywersji, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 2012.
Uzupełniające:
- Marek Jedynak, Robotowcy 1943. Monografia II Zgrupowania Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury”, Wydawnictwo Biblioteki Publicznej w Końskich ARSLIBRIS, 2007.
- Jędrzej Tucholski, Cichociemni, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2010.
KOMENTARZE (31)
Piwnik nigdy nie był kapitanem:)
@Nina: Dzięki, oczywiście masz rację. Nie mam pojęcia jak zrobiłem z niego kapitana. Już poprawione. Przynajmniej wiem, że uważnie przeczytałaś :).
ale zaraz ,zaraz tak na logikę jeżeli major Ponury czyli Piwnik był majorem to wcześniej przecież musiał być kapitanem
@sam_33: „Ponury” pośmiertnie został awansowany od razu o dwa stopnie.
Polecam książkę „Droga Ponurego”, autorstwa Wojciecha Konigsberga, która jest biografią Jana Piwnika.
http://ponury-nurt.blogspot.com/p/droga-ponurego-rys-biograficzny-majora.html
Dziękuję, za usunięcie mojego komentarza:) Czyżbyście bali się konkurencji?
@Sebastian: Niczego nie usuwaliśmy ;). Po prostu jeżeli w komentarzu jest link to ktoś musi go zatwierdzić, aby pojawił się na stronie (zabezpieczenie przed spambotami).
Przepraszam, ale mam małe doświadczenie w tym zakresie:)
@Sebastian: Nic się nie stało ;)
dziękuję za wyjaśnienie :)
Na zdjęciu oficerów od Ponurego,Robot nie jest drugi od prawej tylko pierwszy.W białej koszuli.Drugi to Stanisław Pałac-Mariański
Dziękuję za sprostowanie. Opis zdjęcia został poprawiony.
cześć i chwała bohaterom!
Gotowy scenariusz na super film – odpowiedni budżet, właściwi scenarzysta i reżyser, i mamy świetne kino wojenne!
Trudno się z tym nie zgodzić. Obawiam się jednak, że musiałby to robić ktoś z zagranicy, bo patrząc na filmy wojenne powstające ostatnio w Polsce mam wątpliwości czy u nas da się to zrobić dobrze.
W sumie to duże osiągnięcie napisać o Górach Świętokrzyskich nie przywołując ani jednej z prac Chlebowskiego, niezły wyczyn
A dziękuję. Jak widać dla chcącego nic trudnego ;).
Odpowiadając na zarzut odrobinę poważniej (bo kolega Rafał jest najwyraźniej w nastroju do żartów ;-)) artykuł powstał głównie w oparciu o książkę Kacpra Śledzińskiego „Cichociemni”. Ta zaś książka ma w bibliografii 6 różnych prac Chlebowskiego. Tak więc pośrednio jego ustalenia niewątpliwie trafiły do artykułu.
„Wszystko poszło zgadnie z planem i kilka minut przed północą Końskie pogrążyło się w ciemności.” Końskie pogrążyły się w ciemności – to odmienia się w ten sposób ;) W tym zdaniu jest też literówka jeśli dobrze je interpretuję :)
Proponuje zrobić film o tej akcji.
Zdecydowanie jest to materiał na dobre kino wojenne.
Miałem przyjemność kilka lat temu rozmawiać z jedną z najstarszych mieszkanek Wincentowa ( wioska w okolicy Końskich ), zbyt dobrych wspomnień o polskich partyzantach nie miała. W skrócie : przyszli, bronią pogrozili, dziewuchy zbałamucili, zapasy zeżarli, postrzelali i poszli.
ja mieszkam w tej okolicy i z tego co wiem normalnie kolaborowali z Niemcami, którzy stacjonowali chyba w Rudzie Malenieckiej…
Do obu anonimów: To zweryfikujcie tę swoją wiedzę, bo to totalne bzdury.
To raczej Ty zweryfikuj swoją wiedzę. Przeczytaj parę książek (nawet wspóczesnych autorów) a dowiesz się prawdy.
W całym okresie okupacji A.K. zlikwidowała mniej żołnierzy niemieckiej niźli polskiej ludności cywilnej po wojnie. (w tym kobiet, mężczyzn i …dzieci)
To dane które łatwo sprawdzić. A w wyniku P.W. wywołanego przez dowódców – idiotów zginęlo ponad 200 tys. Polaków – to więcej niż w wyniku 2 bomb atomowych zrzuconych na Japonię.
O zagładzie samego miasta nie wspominając. Taka jest prawda o A.K. i żolnierzach niezłomnych.
Wyzywających mnie proszę o zajrzenie do źródeł. Brawurowa akcja w końsliem niczego nie zmieni.
a teraz tak do ciebie idioto, 2/3 ludnosci z tej liczby 200 tys , nie zginela z tego powodu, ze bylo Powstanie Warszawskie, tylko z nienawisci do Polakow i egzekucji jakich dokonywali ukraincy, niemcy , rosyjskie bydlo na uslugach niemieckich. Jesli chcesz juz kogos opluwac, to wyciag […] i opluj go, bo tak wyglada, ze on ma wiecej rozumu jak ty.
Komentarz został poddany edycji ze względu na występowanie sformułowań o charakterze wulgarnym.
jedna akcja na wołyniu powstrzymyała by mordy wołyńskie – ale AK miało inne piorytety – jeden samochod z bronia i amonicja — dostarczony na czas kolosalnie by zmienił sytuacje chłopów z tamtych okolic -ani jednego pociągu wojskowego nie zniszczyła AK — 100 ATAKOW NA KOLEJE – 2/3 BCH AL — WYKOLEJENIA – OSOBOWKI —- DLA POROWNANIA UKRAINA I BIAŁORUS 3000 W TYN ZNISZCZONYCH KOMPLETNIE PONAD 100 POCIAGOW ZE SPRZETEM WOJSKOWYM — ZAMOJSZCZYZNA TEZ OLANA PRZEZ DOWODCTWO AK — TYKO BCH I MIEJSCOWE POSPOLITE RUSZENIE
Poza liczbami, wypisujesz kompletne bzdury.
Pochodzę z Końskich. Nawet znam dobrze cytowanego Marka Jedynaka, wspaniały historyk :-) . Smutne jest to, że w naszym mieście prawie nikt nie wie o tej akcji. A jeśli chodzi o wspomnienia mieszkańców – mój wuj był w partyzantce i sam mówił, że robili rzeczy, ktorych trzeba się wstydzić… A u nas we wsi niemiecki żołnierz uratował pół polskiej rodziny. Świat nie jest czarno-biały…
W przypadku tych bydlaków z Berlina i Moskwy jest czarno biały dla mnie Niemcy,Rosjanie i Żydzi tak chętnie i masowo popierający i hitleryzm i bolszewie zawsze byli kanaliami i nie ma w tym co mówię krzty kłamstwa to są nacje morderców nie ludzi i cała nasza historia jest tego żywym dowodem !!!