Wśród pierwszych chrześcijan kobiety nie mogły być kapłankami, a mężczyźni kapłanami. Tej funkcji po prostu nie było! Minęło parę stuleci, nim wyłonił się kler.

Wyodrębnianie się kleru jako osobnej grupy w Kościele i społeczeństwie trwało długo. Początkowo starsi i zarządcy nie byli jedynymi, którzy mogli sprawować powoli rozwijający się kult wspólnot chrześcijańskich. Eucharystię, ich podstawowy rytuał, celebrowała cała wspólnota, a nie jej przywódcy. Sytuacja zmieniła się dopiero w toku II wieku.
Warto zwrócić uwagę, co z tego wynika dla dyskusji o tym, czy kobiety mogły być kapłankami w pierwszych gminach chrześcijańskich. Na tak postawione pytania bez wahania odpowiedzieć trzeba: nie, nie mogły. Ale na pytanie o to, czy kapłanami mogli być wówczas mężczyźni, odpowiedź brzmi identycznie. Chrześcijańskich kapłanów żadnej płci po prostu jeszcze nie było. Proces, w którym starsi i prezbiterzy stali się kapłanami, miejsce zgromadzeń – świątynią, a stojący w nim stół – ołtarzem, będzie trwał kilka wieków.
Pojawienie się kleros
W połowie II wieku widać jednak jego początki: zarówno jednoosobowe kierownictwo gminą, jak i monopolizowanie kultu przez biskupa i prezbiterów są już wówczas faktem. Zarazem jednak są to zjawiska wyraźnie nowe, budzące dyskusje. […] Z czego mogło wynikać odejście od kolegialności? Możliwe, że była to próba poradzenia sobie ze sporami wewnątrz gmin, w których ścierały się różne koncepcje doktrynalne: proces formowania się teologii chrześcijańskiej był jeszcze w powijakach i nawet tak podstawowe kwestie jak to, czy Chrystus był Bogiem lub – odwrotnie – czy był człowiekiem, były dalekie od rozwiązania. Jednoosobowe kierownictwo wspólnoty sprzyjało nadaniu jej spójności doktrynalnej.

Proces wyłaniania się kleru trwał kilka wieków.
[…] Na początku III wieku w literaturze chrześcijańskiej pojawił się termin stanowiący zbiorcze określenie biskupów, prezbiterów, diakonów, a z czasem i innych członków rozbudowującej się hierarchii kościelnej. Tym terminem jest kleros. […] Wkrótce w odniesieniu do tych jej członków, którzy bezpośrednio zajmowali się sprawowaniem eucharystii, zacznie być używany także termin „kapłani” (po grecku hiereis, po łacinie sacerdotes). […] W III wieku zasadniczo jest już jasne, że biskupi i prezbiterzy, przy udziale diakonów, mają wyłączność na sprawowanie podstawowych form kultu.
Kapłani z żonami i świeckimi zawodami
Kontrola nad kultem początkowo nie oznaczała jednak wcale, że członkowie kleru poza spotkaniami wspólnoty odróżniali się od jej innych członków. W epoce przedkonstantyńskiej, a nawet dłużej, mieli oni normalne rodziny, nie ubierali się w szczególny sposób, mieszkali jak inni ludzie. Zajęcia kościelne nie zabierały większości z nich więcej niż kilka godzin tygodniowo. Wspólnota udzielała im pewnego wsparcia finansowego, ale stanowiło ono raczej wymierny wyraz szacunku dla ich pozycji niż istotne źródło dochodu. Ci spośród członków kleru, którzy nie pochodzili z bogatych rodzin, musieli pracować na swoje utrzymanie, wykonując zawody świeckie. Nie wyróżniali się też szczególnym statusem prawnym.
W ciągu IV wieku ich pozycja ulegnie jednak zasadniczej zmianie.
Czytaj też: Dla pierwszych chrześcijan Jezus był Mesjaszem, ale niekoniecznie Bogiem
Duchowni zwolnieni z prac społecznych
Jak wiemy, właśnie w IV wieku dochodzi do przełomu konstantyńskiego, który zmienił pozycję kleru w społeczeństwie, i to nie tylko dlatego, że cesarz uznał jego członków za kapłanów legalnej religii. Nadał im także prawa, które zaczęły odróżniać ich od innych chrześcijan, a były wzorowane na tych, które przysługiwały kapłanom tradycyjnych kultów.
Duchowni zostali zwolnieni z tak zwanych brudnych powinności, czyli z udziału w pracach na rzecz państwa, takich jak utrzymanie dróg czy remont murów miejskich. Nie podlegali też podatkowi płaconemu przez rzemieślników i kupców, co było ważne dla duchownych uprawiających różnego rodzaju zawody świeckie. Wyłączono ich również z obowiązkowego dla osób o odpowiednim statusie majątkowym członkostwa w radach miejskich. Brzmi to jak upośledzenie, w istocie było jednak przywilejem. Członkostwo w tych ciałach łączyło się bowiem z osobistą odpowiedzialnością finansową za zobowiązania podatkowe miasta.
Duchowni otrzymali w końcu pewne przywileje sądownicze: sąd biskupi stał się alternatywną drogą postępowania w procesach cywilnych, a członków kleru wyłączono z jurysdykcji świeckiej – duchowni mieli odtąd sądzić się sami. […] W przypadku członków niższego personelu kościelnego, na przykład lektorów, fossores (grabarzy), czy parabalani (pielęgniarzy), ich przynależność do kleru była debatowana, a aparat państwowy starał się ją ograniczyć. Zasadniczo jednak duchowieństwo zaczęło stanowić grupę prawnie i podatkowo wyraźnie wyodrębnioną.
Czytaj też: Kiedy duchowni mogli… – czyli krótka historia celibatu
Wszyscy chętni do kleru
Te przywileje nagle sprawiły, że kariera duchowna stała się o wiele atrakcyjniejsza niż dotychczas. Szczególnie ważne było zwolnienie kleru z członkostwa w radach miejskich, którego konsekwencje bardzo szybko zaczęły budzić niepokój państwa. Już Konstantyn Wielki, który sam wydał ten przywilej, zaczął nawoływać, by nie mnożyć ponad miarę członków kleru – członkowie elit miejskich ewidentnie z entuzjazmem wchodzili w jego szeregi.
Kolejni cesarze precyzowali, że zwolnienie dostępne jest tylko dla tych, którzy wraz z członkostwem w radach zrzekli się również majątku. Powtarzane co kilka lat surowe wezwania, by ci, którzy nie spełnili tego kryterium, porzucili stan duchowny, świadczą jednak, że zakazy były nieskuteczne, zwłaszcza że kolejne prawa kończyły się sformułowaniami, które można sprowadzić do formuły: „No dobrze, ci, którzy już weszli do kleru, niech w nim zostaną, ale teraz to już na serio…”. […]

Już Konstantyn Wielki zaczął nawoływać, by nie mnożyć ponad miarę członków kleru.
Niektórzy duchowni byli ludźmi stosunkowo zamożnymi, większość z nich jednak, o ile obowiązki nakazywały im porzucić świecki zawód, musiała utrzymać się ze swojej pracy na rzecz Kościoła. Źródeł wynagrodzenia z tym związanego było kilka.
„Co łaska”, czyli ile?
Po pierwsze, już we wczesnych gminach chrześcijańskich, długo przed profesjonalizacją kleru, na niedzielne zgromadzenie wspólnoty przynoszono dary, raczej w naturze niż pieniądzach, które następnie rozdzielano według ustalonej proporcji między członków kleru. Chociaż ich znaczenie było w dużej mierze symboliczne (podkreślały status tych, którzy otrzymywali ich ściśle powiązaną z funkcją część), to jednak dary stanowiły też uzupełnienie dochodów pozakościelnych.
Drugim źródłem było stypendium wypłacane przez biskupa: miesięcznie lub rocznie. Początkowo również ono pochodziło z pieniędzy podarowanych Kościołowi, ale od czasów Konstantyna ważnym, a z czasem podstawowym źródłem dochodów kościelnych stawała się ziemia. Biskupi walczyli o to, żeby wszystkie majątki przekazane Kościołowi na terytorium diecezji traktowano jako własność biskupstwa, nie zaś jego poszczególnych kościołów. Chodziło tu nie tyle (a w każdym razie nie tylko) o większą swobodę w zarządzaniu finansami, ile o niedawanie lokalnym prezbiterom, zwłaszcza zarządzającym wiejskimi kościołami z dala od stolicy diecezji, zbyt dużej swobody finansowej. […]

Ostatnie kościelne źródło utrzymania członków kleru stanowiły opłaty albo ofiary składane za różnego rodzaju czynności kultowe.
Ostatnie kościelne źródło utrzymania członków kleru stanowiły opłaty albo ofiary składane za różnego rodzaju czynności kultowe. Sprawa była delikatna. Z jednej strony bowiem raz za razem pojawiało się ostrzeżenie przed kupczeniem świętościami: to, co zostało darmo otrzymane, ma być darmo dawane. Co więcej, istniała obawa, że ubodzy rodzice będą zwlekać z chrztem dzieci, wystawiając na niebezpieczeństwo ich dusze. Liczne kanony podkreślały więc, że nie wolno od ludzi żądać pieniędzy za udzielenie sakramentu: „Nie można zamieniać chrzcielnicy w ladę sklepową!”, mówi na przykład czwartowieczny synod w Elwirze.
Wiele z kanonów jednak dodaje, że wolno przyjąć to, co ludzie ofiarują z własnej woli. Rzadko zapewne nie ofiarowali nic. Presja społeczna, wstyd z powodu ubóstwa, skrępowanie wobec lokalnego duchownego, który przez słowa „co łaska” niekoniecznie rozumiał to samo co jego wierni – to wszystko sprawiało, że ludzie składali ofiary, prawdopodobnie nierzadko ponad własne możliwości. Zwyczaje i osobiste doświadczenia były zapewne tak różne, jak różne są dzisiaj.
Źródło:

KOMENTARZE (12)
Kazda religia ma okresy rozkwitu, a następnie nieuchronnego zaniku. Chrześcijaństwo też zaniknie i to chyba szybciej, niż się wydaje. Problem w tym, że „natura nie znosi próżni”, czyli tę pustkę zapełni coś innego. Oby to nie był islam… Oby to było coś nowego, np. na bazie idei reinkarnacji (ale ani w wydaniu buddyjskim, ani hinduistycznym), byle sensowne…
Wrzucanie takiego tekstu w Wielki Czwartek – dzień kiedy obchodzimy święto ustanowienia Eucharystii i powołania pierwszych kapłanów, jest ciężką zniewagą i prowokacją. Jezus ustanowił w wieczerniku, że wybrani uczniowie mają sprawować ofiarę i w jaki sposób to czynić. Tak, kapłani byli obecni w chrześcijaństwie od samego początku. Są i będą! Będę się za Was modlił!
Coś niebywałego. Prawda ?. Właśnie czytałem przed chwilą o tym jak Jezus powoływał pierwszych kapłanów i kim byli apostołowie, wybrani spośród uczniów. Czym jest Wielki Czwartek, dlaczego to wtedy Jezus tchnął na nich. I nie mija nawet godzina a tu w necie takie kłamstwa. Jezu ufam Tobie. Dziękuję
Kiedyś był Król i parę ministrów i dobrze rządzili a teraz jest rząd sejm i senat i nie umieją dość do ładu
W momencie, kiedy Jezus złożył siebie na ofiarę za grzechy wszystkich ludzi, kaplani nie byli juz potrzebni. Ani ofiary. To wlasnie jest sens chrzescijanstwa. Jezus złożył z siebie ofiarę, byl arcykaplanem, o czym można przeczytać w Nowym Testamencie. Wiecej kapłanów już nie trzeba, ani ofiar. Jezus umarl za nasze grzechy i nastepnych ofiar juz nie potrzeba. Historia chrzescijanstwa to nie to samo,co historia kosciola katolickiego. To zupełnie wykluczające się sprawy. Kosciol katolicki nie ma nic wspolnego z chrzescijanstwem. Zupełnie, poza jednym, wykorzystal chrzescijanstwo do zdobycia wladzy,bogactwa. Wystarczy postudiowac jego historię. Katolicy sie buntuja przeciwko prawdzie historycznej. Przeciwko ofierze Jezusa za nasze grzechy. Nie musicie odkupywać dusz najbliższych w żaden sposób, który wam nakazuje kościół katolicki. Nie ma też żadnego czyśćca. Ołtarz, jak przed Jezusem, jest niepotrzebny. Kościół katolicki to historia zbrodniarzy, perwersji. Liczy sie tylko nauka Jezusa. Dla chrześcijan. Nie można być chrześcijaninem, będąc katolikiem. Nie ma mowy.
Bzdury piszesz
Prezbiterzy (kapłani) byli od samego początku Kościoła. Nie nazywano ich sacerdos/kohen (kapłanami pogańskimi i starotestamentowymi), żeby odróżnić kapłanów składających ofiarę doskonałą (prezbiterzy) od kapłanów składających ofiary bogom poganskim lub ofiarę niedoskonałą w świątyni Jesrozolimskie.
Bzdura. Pierwszymi kapłanami byli Apostołowie i to oni przewodniczyli Eucharystii, jak Paweł i Barnaba w Dziejach Apostolskich. Później ustanowili oni biskupów jako swoich następców i prezbiterów do pomocy.
Apostolowie nie byli żadnymi kapłanami. To byłoby wbrew naukom Jezusa,wbrew jego śmierci za nasze grzechy. Liczy sie tylko nauka Jezusa. Kapłani składają ofiary. W kościele katolickim składa się co mszę ofiarę. Eucharystia? Nie było czegoś takiego za Jezusa. Nauka kosciola katolickiego to zupelnie co innego. Jezus nie ustanowił kościoła katolickiego. Katolicy mają zupelnie mylną wiedzę, całkowite pranie mózgów. Koscil katolicki to totalne zło. Watykan to zbrodnicza instytucja od samego powstania. Nie wiem,czy isnieje większe zło niż kosciol katolicki.
po prostu mordercy złodzieje zwyrodnialcy chcieli bezkarności tak jak teraz
Masz na myśli siebie?
Wśród pierwszych chrześcijan wszyscy byli uznawani za kapłanów i lud Boga, co stwierdza Apostoł Piotr: 9 Lecz wy [którzy wierzycie] jesteście rodem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, nabytym, abyście rozgłaszali cnoty tego, który was powołał z ciemności do swej cudownej światłości; 10 Wy, którzy kiedyś nie byliście ludem, teraz jesteście ludem Bożym, wy, którzy kiedyś nie dostąpiliście miłosierdzia, teraz miłosierdzia dostąpiliście.
W Liście do Hebrajczyków możemy zauważyć rozprawę o kapłaństwie i ofiarach. Jest taki fragment, który wyjaśnia co stało się w pierwszy Wielki Piątek i czemu składanie ofiar nie ma już sensu. To fragment, który przeczy mszalnemu zawołaniu: Módlcie się aby moją i waszą Ofiarę przyjął Bóg Ojciec Wszechmogący. Jest to fragment, który sprawia trudność twórcom katechizmu, gdy chcą uzasadnić ciągłe składanie ofiary, nazywanie stołu ołtarzem a księdza kapłanem.
Tekst ten stanowi element całego listu, którego celem było oczyszczenie Nowego Przymierza z elementów przymierza Mojżesza. Te elementy, które autor tego nowotestamentowego listu chce usunąć z doktryny chrześcijan to m. in. składanie ofiar, konieczność ubłagania Boga, system kapłański, ciągła niepewność co do swojej opinii w oczach Boga i inne elementy judaizmu, który odbierał moc ofierze Chrystusa.
Autor to najprawdopodobniej Apostoł Paweł, który sam przed narodzeniem był faryzeuszem. Uderza w podstawy każdego systemu religijnego, w którym są kapłani i ofiary. Jego tezy stanowią zagrożenie dla wszelkich religii, gdzie kler lub kapłani są uważani za pośredników między ludźmi a Bogiem.
Oto fragment, który mówi o tym, że nie są potrzebne już żadne ofiary, bo grzechy są już zapłacone przy pomocy jednej, wystarczającej ofiary:
Heb 10.11 A każdy kapłan staje codziennie do wykonywania służby Bożej, wiele razy składając te same ofiary, które nigdy nie mogą zgładzić grzechów. 12 Lecz ten [Jezus dop. mój], gdy złożył jedną ofiarę za grzechy na zawsze, zasiadł po prawicy Boga; 13 Oczekując odtąd, aż jego nieprzyjaciele będą położeni jako podnóżek pod jego stopy. 14 *Jedną bowiem ofiarą* uczynił doskonałymi *na zawsze* tych, którzy są uświęceni. 15 A poświadcza nam to także Duch Święty. Bo powiedziawszy najpierw: 16 Takie jest przymierze, które zawrę z nimi po tych dniach, mówi Pan: Włożę moje prawa w ich serca i wypiszę je na ich umysłach; 17 Potem dodaje: *A ich grzechów i nieprawości więcej nie wspomnę*. 18 Gdzie zaś jest ich odpuszczenie, tam nie potrzeba już ofiary za grzech.
Jak widać powyżej ani Eucharystia jako ofiara, ani zbawienie z uczynków, ani przypominanie Bogu naszych grzechów, ani spowiedź nie mają sensu w chrześcijaństwie, bo Jezus Chrystus złożył jedną, wystarczającą, doskonałą ofiarę za świat.
Katolicyzm jest daleki od Nowego Testamentu. Przejął z Prawosławia ciągłe trwanie w Starym Przymierzu opartym o ludzkie uczynki, tyle, że w złagodzonej formie. Katolicyzm jest w dużym stopniu oparty o prawo Mojżesza, tyle że w liberalnej interpretacji. Zamiast drogich zwierząt składa w ofierze pokarm roślinny, zamiast 613. przykazań używa 9. Piszę 9. a nie 10., bo usunął z Dekalogu drugie przykazanie o zakazie tworzenia rzeźb i obrazów, z czym Izrael nigdy sobie nie poradził. W zamian za trudne 604 przykazania dodał kilka kościelnych. Zezwolił na czczenie wielu bóstw, chociaż nazywa te bóstwa świętymi lub ołtarzami. Robi przez to ukłon naturze ludzkiej, której istotę odkrywa Stary Testament. Zamiast jednej świątyni ma wiele. Do Boga Ojca JHWH jeszcze jako kościół Prawosławny dodał Matkę Boga i Boginię Niebios. Izraelici też kilkaset lat po Mojżeszu to wszystko praktykowali, a kapłani słuchali ludzi zamiast Boga, żeby biznes religijny był dochodowy.