Ciekawostki Historyczne
Druga wojna światowa

Czy Polska musiała przegrać? Analiza września 1939 roku

Wrzesień 1939 roku od lat budzi pytania: czy Polska była skazana na porażkę, czy mogła dłużej stawiać opór? Analiza tamtych wydarzeń ukazuje złożoność sytuacji – od przewagi militarnej III Rzeszy i wejścia Armii Czerwonej po strategiczne błędy i braki w wyposażeniu wojska polskiego. Zapoznajmy się z opinią profesora Andrzeja Chwalby.

„Czy Polska musiała przegrać?”

To pytanie jest stawiane od zakończenia II wojny światowej i wciąż poszukuje się odpowiedzi oraz buduje alternatywne scenariusze.

W naszym przekonaniu wojsko nie mogło wygrać kampanii polskiej, nawet gdyby nie wkroczyły oddziały sowieckie. Natomiast sprawą otwartą pozostaje kwestia, czy mogło się jeszcze dłużej bronić, a żołnierze i oficerowie — czy mogli się bić w lepszym stylu. Stale też wraca pytanie z zakresu historii alternatywnej, o to, w jakim stopniu agresja sowiecka zmniejszyła polskie szanse na przedłużenie konfliktu. Jest oczywiste, że gdyby nie 17 września, to wojna trwałaby znacznie dłużej, co najmniej o kolejne dni, natomiast nie sposób wskazać ich liczby. Problemem nie do rozwiązania dla polskiego wojska byłyby braki materiałowe w zakresie amunicji i broni.

fot.Hans Sönnke / domena publiczna

Łamanie suwerenności – niszczenie godła RP na szlabanie granicznym

Na Kresach Wschodnich nie było już większych magazynów z zasobami wojennymi ani też fabryk broni i amunicji, a na poważniejsze dostawy alianckie nie można by liczyć.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Przewaga ekonomiczna III Rzeszy

Otwartym i wartym dalszej dyskusji jest kolejne pytanie o to, w jakim zakresie wojsko wykorzystało swój potencjał, swoje atuty. Spróbujmy się temu przyjrzeć. O ostatecznym wyniku każdej wojny decyduje nie tylko bilans błędów swoich i przeciwnika, ale przede wszystkim uzbrojenie i liczebność armii, które z kolei zależą od potencjału gospodarczego i demograficznego.

III Rzesza liczyła około 80 milionów mieszkańców wraz z ziemiami podbitymi, a Rzeczpospolita — 35 milionów. Polski PKB wytworzony w 1938 roku, przy wartości dolara z 2017 roku, wyniósł 103 miliardy dolarów, niemiecki 617 miliardów dolarów.

W latach 1935–1939 Rzesza wydała na modernizację armii 24 miliardy dolarów, a Polska 730 milionów dolarów. Kiedy Rzesza w 1933 roku rozpoczęła wielki plan rozbudowy armii, Polska szukała środków na pokonanie kryzysu gospodarczego. Modernizacja armii rozpoczęła się dopiero po śmierci marszałka Piłsudskiego. Dlatego nie wydaje się, aby zdanie wypowiadane przez wielu Polaków, że „gdyby żył Marszałek, toby do wojny nie doszło”, było uprawnione, a gdyby doszło — jak mówili inni — „tobyśmy wygrali”. Trudno się z tym zgodzić, gdyż zapewne klęska byłaby jeszcze szybsza i dotkliwsza.

W ostatnich kilkunastu miesiącach przed wybuchem wojny czas pracował na rzecz zachodniego sąsiada. W 1938 roku Rzesza się wzmocniła, przejmując gospodarkę Austrii, a w kolejnym roku jeszcze bardziej dzięki zajęciu Czech oraz Moraw i przejęciu nowoczesnego uzbrojenia armii czechosłowackiej oraz jej przemysłu zbrojeniowego. Słowem, dysproporcje między Rzeszą a Polską ponownie się powiększyły.

Dlatego rozważania w rodzaju: gdyby wojna wybuchła kilka lub kilkanaście miesięcy później, to armia polska byłaby gotowa do odparcia ataku bądź też dłużej by się broniła — nie uwzględniają dynamiki i potencjału machiny zbrojeniowej totalitarnego państwa.

Problemy z łącznością i dowodzeniem

O wynikach starcia w wojnie polsko-niemieckiej decydowała też organizacja dowodzenia. Polski system dowodzenia był nieefektywny, przesadnie scentralizowany, a największą słabość polskiej armii stanowił jej Wódz Naczelny. Edward Rydz-Śmigły zdecydował się dowodzić wszystkimi polskimi armiami.

To było nie tylko niewykonalne, ale także szkodliwe, gdyż przyniosło liczne złe decyzje, spóźnione lub nietrafione, prowadzące do pogłębienia chaosu. Po przekroczeniu granicy rumuńskiej wódz utracił kontrolę nad walczącymi wojskami, ale problemy z utrzymaniem łączności pojawiły się już po kilku dniach wojny.

fot.Światowid” 33/1939 / domena publiczna

Edward Śmigły-Rydz podczas uroczystości 6 sierpnia 1939 w Krakowie

Dowódcy nieraz bili się na własną rękę i często bez kontaktu z sąsiednimi oddziałami. Z pewnością negatywne skutki takiego dowodzenia mogłaby w pewnym stopniu zneutralizować doskonała łączność. Ale było inaczej. Polski system łączności okazał się piętą achillesową dowodzenia.

Niewiele mieliśmy nowoczesnych radiostacji krótkiego i dalekiego zasięgu. Przeważały archaiczne tzw. Enki, zasilane ręcznymi prądnicami i łatwe do zagłuszania. Sprzęt łączności zawodził od pierwszego dnia wojny. Głód informacji był dotkliwszy od głodu wynikającego z braku pożywienia. Generał Kutrzeba, próbując się porozumieć z Rydzem-Śmigłym w sprawie zwrotu zaczepnego nad Bzurą, musiał telefonować z poczty głównej w Łodzi.

Niemcy szybko poznali polskie kody szyfrujące, z czego zdawano sobie sprawę, dlatego nie zalecano używania radia, preferowano natomiast tradycyjny przekaz za pomocą zwojów drutów telegraficznych oraz konnych gońców. Sprawniejsi w wojnie od łącznościowców okazali się saperzy, którzy m.in. konstruowali mosty pontonowe. Za największe osiągnięcie uważa się budowę mostu pontonowego pod Baranowem Sandomierskim, po którym przeprawiła się większość wojsk Armii „Kraków”.

Rola lotnictwa i Marynarki Wojennej

Zawiodła marynarka wojenna. Propagandowe hasło „Nie damy się odepchnąć od Bałtyku” dalece odbiegało od realiów. Zawiodły wojska pancerne, nie tylko dlatego, że były nieliczne, ale też ze względu na to, że zostały niewłaściwie wykorzystane. Czołgi, działające w rozproszeniu, plutonami, rzadziej kompaniami, używano dla wsparcia wojsk pieszych i w rozpoznaniu, czyli w zupełnie innej roli niż u nieprzyjaciela.

Nie zawiodło lotnictwo, a piloci potwierdzili swoje dobre wyszkolenie. Korzystając z niewielkiej liczby słabego sprzętu lotniczego, polscy lotnicy zadali Niemcom poważne straty, a mogli zadać jeszcze większe, gdyby nie zostały wycofane na wschód. Natomiast zawiodła strategia użycia lotnictwa, która była anachroniczna i dokładnie odwrotna od niemieckiej. Naloty bombowe byłyby skuteczniejsze, gdyby atakowano większą liczbą samolotów i z osłoną myśliwców. Polskie lotnictwo bojowe utraciło ponad 70% ogółu samolotów. Udział w tym też miała niemiecka i… polska obrona przeciwlotnicza.

Czytaj też: Dlaczego Łosie nie zbombardowały pancernika Schleswig-Holstein?

Przykładowo 8 września koło Puław Polacy uszkodzili cztery samoloty PZL-11. W sumie według ustaleń Cajusa Bekkera Niemcy utracili bezpowrotnie 285 samolotów, z czego w walce powietrznej ponad 160 i ponad 100 w wyniku działań artylerii przeciwlotniczej. Poza tym 279 samolotów zostało trafionych i uszkodzonych. Ale z kolei Marius Emmerling podaje liczbę 247 samolotów definitywnie utraconych.

Niezależnie od różnic w ustaleniach historia polskiego lotnictwa doczekała się pierwszych asów powietrznych. Chociażby Stanisław Skalski strącił lub uszkodził pięć samolotów wroga, a Hieronim Dudwał cztery.

fot.Autor nieznany / domena publiczna

Lotnicze bombardowanie Warszawy przez Luftwaffe

Znacznie większe straty Niemcy ponieśli w sprzęcie pancernym. Utracili około 1000 czołgów i samochodów pancernych, z których jednak część była tylko uszkodzona i po naprawie nadawała się do dalszej eksploatacji. Zdaniem generałów niemieckich nie najlepiej spisała się ich piechota, która wskutek licznych błędów poniosła duże straty, zwłaszcza w sprzęcie. Przyznał to nawet Hitler, powiadając, że „nie spełniła pokładanych w niej nadziei”. Wyróżnił jedynie 30. DP walczącą nad Bzurą.

Straty niemieckie

Pod koniec kampanii polskiej oddziałom Wehrmachtu zaczęło brakować amunicji i paliwa. Ze względu m.in. na straty w sprzęcie i amunicji Niemcy zdecydowali się przełożyć na wiosnę uderzenie w kierunku zachodnim. Straty osobowe niemieckie były znacznie niższe od polskich, co wynikało z dysproporcji w uzbrojeniu.

Najnowsze szacunki niemieckie wskazują na 17–18 tysięcy zabitych, kilkuset zaginionych i 27–32 tysięcy rannych. Niektóre szacunki polskie są znacznie wyższe. Norman Davies szacuje łączne straty niemieckie — zabitych, zmarłych z ran, zaginionych i rannych — na około 50 tysięcy i ta liczba wydaje się najbardziej wiarygodna.

Czytaj także: Nie tylko obrońcy Westerplatte i Wizny. Pięciu wielkich bohaterów kampanii wrześniowej

Arsenał Rzeczpospolitej 

Słabością polskiego wojska były stosunkowo niewielkie zapasy broni i amunicji, które nie pozwalały na dłuższą walkę. Podczas gdy przemysł Rzeszy cały czas mógł uzupełniać zapasy i wypełniać luki, polski, skoncentrowany na zachodzie kraju, nie miał takich możliwości. Poza tym strona polska nie wykorzystała w pełni zasobów znajdujących się w magazynach wojskowych. Przede wszystkim do rąk polskich żołnierzy trafiło niewiele uzbrojenia i amunicji z centralnej składnicy uzbrojenia w Stawach koło Dęblina, nazywanej nieraz Arsenałem Rzeczypospolitej.

W jej magazynach podziemnych znajdowały się benzyna, smary, olej napędowy, a tych paliw brakowało lotnictwu i pojazdom na gąsienicach. W Stawach zmagazynowano 550 sztuk artylerii, 150 tysięcy karabinów, 5500 karabinów maszynowych ręcznych i ciężkich. Za pomocą tych środków można było wyposażyć 8–10 dywizji piechoty. Ale tak się nie stało, gdyż 14 września Rydz-Śmigły wydał rozkaz gen. Piskorowi, aby zniszczył składnicę w Stawach, co wykonano jedynie w części, gdyż przekraczało to możliwości saperów, a podpalenie całości byłoby zbyt ryzykowne. Niemcy nie zbombardowali składnicy, licząc, słusznie, że wielki magazyn wpadnie w ich ręce. I tak się stało.

Ten zmarnowany arsenał i nieplanowany prezent dla wroga nie mógł znacząco wpłynąć na wynik walk, ale jego wykorzystanie uczyniłoby walkę skuteczniejszą.

Lekceważenie przeciwnika 

Polscy żołnierze nie byli przygotowani mentalnie do konfrontacji z tak wyposażoną i walczącą armią. Lekceważyli przeciwnika, który miał jakoby czołgi z dykty i przerobione z ciągników rolnych, a na lotniskach rzekomo miały stacjonować atrapy samolotów.

Bagatelizowali stopień motoryzacji wojsk nieprzyjaciela, dowodząc, że na polskich bezdrożach niewiele zdziałają, a poza tym żołnierz niemiecki jest słabo wyszkolony. „Zgubiło naszą armię i administrację niesłychane wprost, lekkomyślne zadufanie w naszą wyższość. Lekceważono Niemców. Wypisywano brednie w prasie o ich słabości i kiepskim materiale ich uzbrojenia” — zanotował 5 września 1939 roku gen. Kordian Zamorski.

Warto jeszcze przytoczyć emocjonalną co prawda i jednostronną, niemniej ważną opinię z dziennika Anatola Mühlsteina z 12 września 1939 roku: „Znam tych ludzi [tj. oficerów — A.C.] i nigdy nie miałem co do nich złudzeń. Trzeba to powiedzieć jasno, ich rzeczywista wartość jest znikoma, a ich pycha niezmierzona. Wszyscy mający własne zdanie zostali usunięci”.

Kampania wrześniowa – straty Wojska Polskiego

Słabe wyposażenie materiałowe, niski poziom motoryzacji, niedostatek służb medycznych i błędy strategiczne spowodowały wysokie straty osobowe wojsk polskich. W literaturze historycznej odnajdujemy kilkadziesiąt szacunków, poczynając od danych powojennego Biura Odszkodowań Wojennych.

fot.autor nieznany / domena publiczna

Wzięci do niewoli polscy żołnierze

Szacuje się, że liczba zabitych wynosi od 67 do 90 tysięcy, ale włącznie z poległymi na froncie polsko-sowieckim. Ten pierwszy szacunek jest zaniżony, gdyż tylko na polskich cmentarzach zostało pochowanych ponad 70 tysięcy żołnierzy oraz blisko 1000 na cmentarzach wschodnich sąsiadów. Rannych zostało między 130 a 140 tysięcy. W tym wypadku jest mniej rozbieżności. Największe straty poniesiono nad Bzurą: 17 tysięcy zabitych i 50 tysięcy rannych, ale również nad Bzurą Niemcy zanotowali najwyższe straty.

Według danych niemieckich do niewoli trafiły 694 tysiące żołnierzy, ale do obozów jenieckich skierowano już tylko około 420 tysięcy, gdyż pozostałych zwolniono albo też uciekli z niewoli, a około 10 tysięcy zmarło z ran.

Czytaj także: Niemieckie zbrodnie na polskich jeńcach we wrześniu 1939 roku

Oficerów skierowano do oflagów, żołnierzy do stalagów. Żołnierzy pozornie zwolniono z niewoli, przez to bowiem stracili oni status jeńców wojennych, chronionych przez konwencję genewską, i potraktowano ich natychmiast jako tanią siłę roboczą. W wyniku takiego zabiegu 330 tysięcy żołnierzy zmuszono do pracy na rzecz Rzeszy. Natomiast oficerów ominął ten los i dzięki temu prawie wszyscy przeżyli wojnę, w tym także oficerowie pochodzenia żydowskiego, jak Bernard Mond czy Henryk Wereszycki.

Obozy okazały się dla nich azylem bezpieczeństwa. Były jednak wyjątki, jak płk Stanisław Kalabiński, dowódca 5. DP, który został zamordowany. W oflagu zmarł gen. Kleeberg. Nie zabito go, niemniej trudy oflagu pogłębiły jego chorobę i przyczyniły się do śmierci.

Ofiary cywilne

Duże straty ponieśli cywile. Podczas działań wojennych zginęło oraz zostało zabitych od 100 do nawet 150 tysięcy osób. Dla porównania: we Francji w trakcie całej wojny śmierć poniosło 108 tysięcy cywili.

fot.Autor nieznany / domena publiczna

Zbombardowany przez Luftwaffe Wieluń, 1.09.1939

Tak wysokie straty wśród ludności cywilnej w Polsce były następstwem niemieckiej strategii wojny totalnej, w której cywil miał być zabijany na równi z żołnierzem. „Celem musi być […] zniszczenie żywej siły […]. Bądźcie bezlitośni. Bądźcie brutalni […]. Prawo jest po stronie silniejszego. Działajcie z największym okrucieństwem […], z maksymalną surowością […] wojna musi być wojną wyniszczenia” — wzywał Hitler 22 sierpnia 1939 roku. Zdyscyplinowani żołnierze niemieccy wzięli sobie do serca rozkaz wodza i byli najczęściej tacy, jak oczekiwał: brutalni i bezwzględni. Palili, zabijali, kradli, niszczyli.

Czytaj także: Bestialskie bombardowanie Wielunia.

Nieprzyjaciel musiał poczuć strach i respekt. Musiał wiedzieć, że jego dobra kultury będą zagrożone, gdyż staną na drodze zwycięstwa „Tysiącletniej Rzeszy”. Efektem wojny było zbombardowanie przez samoloty 160 miast. W niektórych, jak Wieluń Garwolin, Frampol, Kurów, Sulejów, zniszczeniu uległa znaczna część zabudowy i zginęli liczni mieszkańcy.

Od 434 do 476 wsi puszczono z dymem, czemu niejednokrotnie towarzyszyły egzekucje ludności. Tyle mówi statystyka, za którą kryją się ludzkie dramaty.

Tekst stanowi fragment książki Andrzeja Chwalby „ Polska krwawi. Polska walczy. Jak żyło się pod okupacją 1939-1945″(Wydawnictwo Literackie 2024). 

 

Polecamy video: ,, Enigma. Dlaczego udało się właśnie Polakom?”.

Zobacz również

Druga wojna światowa

Niemiecka grabież dóbr kultury

W czasie II wojny światowej Niemcy ukradli z Polski bezcenne skarby kultury. Ich ofiarą padały też kościoły. Część dóbr udało się jednak ocalić przed grabieżą.

24 listopada 2021 | Autorzy: Włodzimierz Kalicki

Druga wojna światowa

Erwinka Barzychowska – najmłodsza obrończyni Poczty Polskiej w Gdańsku

Byli przygotowani do obrony, nie wiedzieli jednak, że atak nadejdzie tak szybko i będzie tak brutalny. Niemcy palili ich żywcem, strzelali mimo białych flag. Dziś...

23 września 2020 | Autorzy: Maciej Danowski

Druga wojna światowa

Dlaczego Łosie nie zbombardowały pancernika Schleswig-Holstein? Czy mogliśmy zatrzymać Niemców w 1939 roku?

Źle zaplanowana obrona kraju, fatalne dowodzenie, brak rozpoznania i łączności, słabe wyszkolenie żołnierzy, a to tego wiele głupich i krótkowzrocznych rozkazów marszałka Rydza-Śmigłego – to...

20 sierpnia 2020 | Autorzy: Szymon Mazur

Druga wojna światowa

Kampania wrześniowa dzień po dniu. Jak walczyli nasi żołnierze?

We wrześniu 1939 roku Polska miała przeciwko sobie przeważające siły wroga. Jej sojusznicy zawiedli, więc do walki na śmierć i życie stanęła samotnie. Zacięty opór...

4 lutego 2019 | Autorzy: Redakcja

Druga wojna światowa

Ilu Polaków poniosło śmierć w wyniku niemieckiej okupacji?

Ilu Polaków zginęło w II wojnie światowej za sprawą Niemców? Ilu zamordowano polskich cywili i ilu żołnierzy? Ilu Polaków straciło życie na skutek represji i...

2 października 2018 | Autorzy: Dariusz Kaliński

Druga wojna światowa

Kampania wrześniowa 1939 roku. 10 faktów, o których nie wolno zapomnieć

Miesiąc bohaterskiej wojny obronnej. Dramatyczne wydarzenia, niezwykłe akty bohaterstwa i okrutne niemieckie zbrodnie. Upewnij się, czy na pewno znasz każdy z punktów na tej liście.

5 października 2015 | Autorzy: Roman Sidorski

KOMENTARZE (2)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

niepoprawny politycznie

Po pierwsze wojnę (kampania to eufemizm) w 1939. mogliśmy nie przegrać, zwłaszcza tak szybko. Autor w wielu przypadkach ma rację, ale w co najmniej równie wielu powtarza propagandę Sikorskiego chętnie przejętą przez PRL i „pasożytującą” ciągle w obecnej, jak widać, nauce.
Absolutna większość typów i ilości sprzętu naszej armii powstała do 1935., do czasu śmierci Piłsudskiego. Jeden z profesorów zarzucił mi, że nie do końca, bo to czym Polska się szczególnie chlubiła, korzystając z koncepcji francuskich wyróżniała „in plus”, czyli ciągniki artyleryjskie (zdobyczne Niemcy wykorzystywali, nawet rozbite remontowali, aż do końca wojny), większość typów powstała po 35. Problem w tym, że te najnowsze zostały wyprodukowane często po 1 (jednej!) tylko sztuce do września 39.! Tylko „Felek” – ostatni „piłsudczyk”, był wyprodukowany jeszcze w ilości ponad 100 szt. W chwili śmierci Piłsudskiego nasze P-11 C były też lepsze, szybsze od wszystkich niemieckich myśliwców. Niewątpliwie gorszy w wielu osiągach od „jedenastki” był i Gloster Gladiator, który do 1938 r. dominował w lotnictwie brytyjskim! Wszystkie inne nowoczesne samoloty będące w produkcji, łącznie z „Łosiem”, także powstały WYŁĄCZNIE za Piłsudskiego.
Ponadto zmotoryzowane były tylko jednostki czołowe niemieckie, reszta polegała, jak żadna inna armia na świecie w tym Polska, na koniach. W tym problem, że nam tych koni w 39. totalnie brakowało…!
Ponoć za to winiono właśnie głównie Piłsudskiego, że nie zadbał o ich hodowlę, bo utrzymywał zbyt liczną armię w czasie pokoju, co pochłaniało ogromne środki i na konie… Czy jednak gdy się miało takich sąsiadów na prawdę można było inaczej, mieć mniejszą armię?
Ponadto mieliśmy świetnie, bo często we Francji, wyszkoloną młodszą kadrę oficerską, działając zgodnie z zasadą ekonomii sił: „jak przeciwnik ma przewagę ZAWSZE się wycofaj, przegrupuj i EWENTUALNIE uderz ponownie”. Pod względem taktycznym wojna 39. była zresztą bardzo nowoczesna z obu stron, które unikały skutecznie okrążeń, „kotłów”, stąd tak relatywnie małe straty ludzkie, tak nasze jak i niemieckie w czasie tej wojny 1939.
Po drugie naszym głównym mankamentem, obok braku koni, była mało liczna i przestarzała artyleria polowa (z artylerii tylko 37 mm ppanc. mieliśmy być może wystarczająco dużo). Generalicja wmawiała Piłsudskiemu, że francuska „siedemdziesiątka piątka” jest na tyle genialna, że „jeszcze nasi wnukowie będą ją podziwiać i walczyć” – o czym krytycznie pisał m. in. gen. Rómmel (nieco nowocześniejsze 105-tki był skrajnie mało liczne); a drugim brak amunicji, szczególnie do osobistej broni strzeleckiej – często wystarczał tylko na 3 dni!
No i… Armia nasza była w większości chłopska i pamiętała jeszcze dobrze jak skrajnie brutalnie władza potraktowała strajki chłopskie w 1937. Mój ojciec pochodzący ze wsi, ranny gdy strzelał w kampanii plot kar. masz. do wrogiego samolotu, o mało nie został zlinczowany przez swoich sąsiadów! Zaraz po incydencie cały pułk zresztą dosłownie rozszedł się do domów, praktycznie bez jednego wystrzału! Podobnie było w jednostkach moich wujków Henryka i Kazimierza, jak i bywało w tych (szczególnie) o dominacji Białorusinów, Ukraińców, Ślązaków i Kaszubów. Zapytałem się wujków dlaczego nie chcieli walczyć oni ich koledzy? Wujek Kaziu, dyrektor ważnej instytucji, a więc człowiek odpowiedzialny, tak nomen omen (od)powiedział: „wiedzieliśmy, że Hitler to dobry gospodarz, liczyliśmy, że po wygranej dogada się z nasza władzą i z nim pójdziemy na sowietów…, po co zatem było ginąć przedwcześnie?”
No i do tego doszła mistrzowska propaganda Hitlera, np. straszenie super myśliwcem He-113, 4-krotną przewagą w bombowcach, co zresztą powtórzyli równie skutecznie sowieci po wojnie strasząc zachód gigantyczną liczbą nie istniejących de facto głowic nuklearnych…
A gdyby żył Piłsudski, to po pierwsze zaatakowałby pierwszy, zwykli Niemcy panicznie bali się bowiem wojny z Polską w 39. (do 8 września wszędzie widzieli, spanikowani siedząc zamknięci w domach, bombardujące niemieckie miasta „Łosie” na swym niebie), a panika w ten sposób wywołana potrafi „załatwić” i najsilniejszą armię…
Po drugie i sam Hitler dwa razy by się zastanowił, czy z nim – Piłsudskim, którego sam nabożnie wręcz podziwiał, zacząć wojnę, a mega tchórzliwy Mussolini by mu to swym „włoskim butem” też skutecznie wybijał z głowy…
Po trzecie, na pewno nie przegrałby Piłsudski aż tak szybko i totalnie, tak katastrofalnie i kompletnie bitwy granicznej -dosłownie w 5 dni, co zadecydowało o nie udzieleniu pomocy przez zachód, który stwierdził, że nie ma komu już pomagać, i… ciosie w plecy ze wschodu…
No i Piłsudskiemu zachód musiał by mimo wszystko – swego strachu i lenistwa, pacyfistycznej niechęci (choć w przypadku Anglików jest ot wątpliwe – do wojny intensywnie szykowali się oni już bowiem od 32. – niepowodzenia konferencji rozbrojeniowej w Genewie: nowoczesne Spitfire’y, radary etc., nie powstały przecież z niczego!), pomóc, bo jego – zachodu, własne społeczeństwa wtedy takiego braku pomocy, by kompletnie nie zrozumiały i nie wybaczyły swym rządzącym elitom…

niepoprawny politycznie

No i na koniec dodam jak widzą inni nasz rzekomy triumfalizm i niedocenianie Niemców…
Niemiecki historyk Hermann Graml to o czym mówił gen. Kordian Zamorski, nazywa „krzykliwym marginesem” w Polsce: „Legenda o „triumfujących”, zbyt pewnych siebie polskich politykach i wojskowych, którzy marzyli o marszu na Berlin, to nic innego jak właśnie legenda, która swoje narodziny zawdzięcza propagandzie narodowosocjalistycznej…”

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.