W tym XVI-wiecznym love story nic nie przebiegało zgodnie z konwenansami. Ona (była zakonnica) oświadczyła się jemu – mnichowi, który zapoczątkował reformację.
Katarzyna von Bora urodziła się 29 stycznia 1499 roku w Lippendorf koło Kieritzch, niedaleko Lipska. Była szlachcianką, córką Jana von Bora oraz Katarzyny Haubitz. W jej domu rodzinnym się nie przelewało. Co gorsza, kiedy dziewczynka miała zaledwie sześć lat, zmarła jej matka. Została wtedy oddana do klasztoru benedyktynek.
Ojciec w międzyczasie założył nową rodzinę i przestał łożyć na córkę. Katarzynę przeniesiono zatem do klasztoru cysterek Marienthron w Nimbschen koło Grimmy. Przynajmniej miała tam za towarzystwo dwie ciotki – Magdalena von Bora była tam dozorczynią, a Małgorzata von Haubitz przeoryszą. Swój nowicjat Katarzyna zaczęła w roku 1514, a 8 października kolejnego roku złożyła śluby zakonne.
Ucieczka w oparach… rybiego fetoru
Zakonnicą w klasztorze, w którym przebywała Katarzyna, była Magdalena Staupitz, siostra Jana Staupitza. Za jego pośrednictwem Magdalena dostarczała do zgromadzenia wieści zgoła rewolucyjne. Jan był bowiem spowiednikiem słynnego Marcina Lutra! Tezy tego ostatniego coraz bardziej przypadały do gustu cysterkom – również Katarzynie.
Zaczęły myśleć o porzuceniu habitów, ale tym kilku, które próbowały osiągnąć to drogą urzędową, stanowczo tego zabroniono. Pomocy w większości odmówili również krewni, do których zwróciły się zakonnice. Nie chcieli nawet udzielić im gościny. Jedynie trzy z dwunastu kobiet otrzymały pozytywne odpowiedzi na swoje prośby. Co miały czynić pozostałe? Postanowiły wybrać się bezpośrednio do „źródła” całego zamieszania: Marcina Lutra.
Wśród tych dziewięciu zakonnic była Katarzyna von Bora. Wspólnie zaczęły planować ucieczkę. Ryzykowały przy tym sporo: banicję, a nawet śmierć. Znalazły jednak sprzymierzeńca. Był nim Leonhard Koppe, radca Torgawy, który dostarczał żywność do klasztoru. Nocą w Wielką Sobotę Koppe pomógł kobietom ukryć się w umieszczonych na jego wozie beczkach po śledziach. Bez przeszkód udało im się wyjechać poza teren klasztoru. Zakonnice nareszcie były wolne!
Panna bez posagu i szczęścia w miłości
Część uciekinierek została w pobliskim mieście, lecz Katarzyna z kilkoma towarzyszkami skierowała się do Wittenbergi. Tam przez blisko dwa lata ukrywał ją Filip Reichenbach, ówczesny miejski pisarz, a późniejszy burmistrz. W tym czasie zaczął się „casting” na męża Katarzyny. Nie było zadaniem prostym: panna, nie dość że ekszakonnica, to jeszcze nie miała posagu!
Na dodatek Katarzyna nie zamierzała oddać ręki pierwszemu lepszemu mężczyźnie. Marcin Luter proponował jej wielu kawalerów, lecz ona ich odprawiała. Z jednym wyjątkiem. Wydaje się, że jej serce mocniej zabiło dla Hieronima Baumgartnera, patrycjusza z Norymbergi, ale w ich związek wtrąciła się niedoszła teściowa. Tak pokierowała swoim synem, że poślubił zupełnie inną kobietę. Katarzyna została na lodzie.
W międzyczasie zaoferowano jej jeszcze księdza, Kaspara Glatza, jednak jemu również odmówiła. Kanonikowi Mikołajowi z Amsdorf, który podsunął jej tę kandydaturę, oznajmiła, że sytuacja mogłaby wyglądać inaczej, gdyby zabiegał on nią właśnie on albo… Marcin Luter! Generalnie zaaklimatyzowanie się w świeckiej rzeczywistości przychodziło Katarzynie z trudem. Nie chciała też wyjść za mąż bez miłości. A ponieważ nie potrafiła jej znaleźć, zaczęła nawet przebąkiwać, że niepotrzebnie w ogóle opuściła klasztor.
Kontrowersyjne małżeństwo
Pomysł małżeństwa z 41-letnim wtedy Marcinem Lutrem miał wyjść od Barbary Cranach. Luter początkowo się wahał. Mogło to wynikać z jego przyzwyczajenia do czystości (w końcu przez lata był katolickim mnichem). Z drugiej strony mogło być… wprost przeciwnie. Nie brakowało bowiem opinii, że reformator nie stronił od kobiet. Inna rzecz, że w takim razie ślub mógłby uciąć te plotki. Ostatecznie więc Marcin Luter i Katarzyna von Bora stanęli na ślubnym kobiercu 13 czerwca 1525 roku.
Ślubu udzielił im Bugenhagen, a świadkami byli m.in. malarz Łukasz Cranach i jego żona. Ceremonia była kameralna, ale zorganizowane dwa tygodnie później wesele można zaliczyć do hucznych imprez. Pojawili się na nim nawet rodzice Lutra. W prezencie od elektora Fryderyka małżonkowie otrzymali mieszkanie w jednym ze starych klasztorów.
Oczywiście ślub spotkał się z falą krytyki. Twierdzono, że nie licuje z pozycją Lutra. Uważano też, że małżeństwo odciągnie go od pracy naukowej. Najbardziej ze swoją opinią przesadził jednak słynny Erazm z Rotterdamu, który miał czelność stwierdzić, że „z mnicha i zakonnicy urodzi się antychryst”…
Czytaj też: Namiestnicy Boga czy docześni władcy? Dlaczego renesansowi papieże nie powstrzymali reformacji?
Gospodyni i… kaznodzieja
Luter wobec tych zarzutów pozostał niewzruszony. Krytykom mówił: „Obecnie nie tylko słowem, lecz i czynem jestem zwiastunem Ewangelii. Pojąłem mniszkę za żonę. Przeciwnicy, którzy ze zgorszeniem lamentują, muszą tym pogardzać. Ale ja się nie cofam”. W kontekście innych byłych księży i zakonnic radził natomiast, by „ze względu na niebezpieczeństwo wszeteczeństwa, niech każdy ma swoją żonę i niech każda ma swojego męża”.
Związek Katarzyny von Bora i Marcina Lutra początkowo był typowym małżeństwem z rozsądku. Luter wcześniej miał „na oku” kogoś innego – Ave von Schönfeld. Nie zdecydował się jednak jej oświadczyć, ponieważ wątpił, czy będzie w stanie zapewnić jej dostanie życie. Zresztą również w jego związku z Katarzyną szybko okazało się, kto w sprawach domowych „nosi spodnie”. I bynajmniej nie był to słynny reformator. Sam o sobie mówił, że dopóki się nie ożenił, potrafił mieć przez cały rok łóżko w nieporządku, przepocone i brudne, a po dniu pracy po prostu kładł się i od razu zasypiał.
Cóż, Luter miał rację, że nie byłby w stanie zapewnić żonie odpowiedniego standardu. Jako że za swoje pisma nie otrzymywał wynagrodzenia, to na Katarzynę spadł ciężar poprawienia sytuacji materialnej rodziny. Harowała w polu, hodowała trzodę chlewną oraz prowadziła browar. Była przy tym naprawdę pracowita i zaradna. Ale jej uczestnictwo w życiu domowym nie ograniczało się tylko do ról typowo „gospodarskich”. Przeciwnie – uczestniczyła również w organizowanych przez męża dysputach teologicznych. Ten bardzo ją za to doceniał, choć przed ślubem był oburzony jej zarozumialstwem i dumą…
Koniec związku z rozsądku
Katarzyna von Bora była dla Lutra oparciem na każdej płaszczyźnie. Nie mógł nie doceniać wygody, jaką mu zapewniała. Zresztą mówił o żonie: „Ona lepiej pasuje do mnie, niż śmiałbym przypuszczać, także mego ubóstwa nie zamieniłbym na żadne skarby Krezusa. (…) Bóg mnie dobrze poprowadził. Dał mi żonę, która ma cały dom na głowie, tak że o nic nie muszę się troszczyć”. W listach zwracał się do niej słowami: „Kasiu, masz pobożnego męża, który Cię kocha. Ty jesteś jego cesarzową”. Nazywał ją „gwiazdą poranną Wittenbergi”. I pomyśleć, że jeszcze na początku małżeństwa nie mógł przyzwyczaić się do tego, że na jego poduszce leżą „starannie zaplecione warkocze”.
Można zaryzykować stwierdzenie, że w tym przypadku związek z rozsądku przerodził się w prawdziwą miłość. Para doczekała się aż sześciorga dzieci: Jana (ur. 1526), Elżbiety (ur. 1527), Magdaleny (zwanej Lenką, ur. 1529), Marcina (ur. 1531), Pawła ( ur. 1533) oraz Małgorzaty (nazywanej Maruszelką, ur. 1534). Początkowo sceptyczny Luter z czasem zaczął wręcz wychwalać stan małżeński. Ponoć był też wyjątkowo czułym ojcem. Małżonkowie żyli ze sobą szczęśliwie do jego śmierci w 1546 roku.
Kiedy gwiazda poranna Wittenbergi gaśnie…
Katarzyna odziedziczyła wszystko po mężu. Jeszcze w 1542 roku spisał testament, w którym to jej, a nie synom zapisał cały majątek. Jednak nie było jej dane długie życie. W roku 1552 uległa wypadkowi. W okolicy, w której mieszkała z dziećmi, szalała wojna i zaraza. Uciekając przed tymi kataklizmami, rodzina skierowała się do Torgawy. Po drodze jeden z koni się spłoszył. Katarzyna musiała zeskoczyć z wozu i uspokoić konie, by ratować Małgorzatę oraz Pawła. Niestety upadła tak nieszczęśliwie, że nie doszła już do siebie.
Ostatnie tygodnie życia spędziła przykuta do łóżka. Zmarła trzy miesiące później, 20 grudnia 1552 roku, w wieku 53 lat. Aleksandra Błahut-Kowalczyk pyta: „Czy pięknego epitafium na nagrobku Katarzyny nie stanowiłyby słowa samego Lutra? »Nie chciałbym oddać mojej Kasi za całą Francję ani za Wenecję; najpierw dlatego, że Bóg mi ją podarował i mi ją oddał«”.
Polecamy video: Święta Inkwizycja – fakty i mity
Bibliografia:
- A. Błahut-Kowalczyk, Co łączy te Katarzyny? O Katarzynie von Bora i Katarzynie Staritz, czyli o rolach kobiecych w czasach trudnych, „Słowo i Myśl”, nr 1/2020.
- M. Gąsowska, Katarzyna Luter z domu von Bora (1499-1552) – kobieta, która dokonała wyboru. Losy żony Reformatora [w:] M. Dajnowicz i A. Miodowski (red.), Ruchy kobiece na ziemiach polskich w XIX i XX, stan badań i perspektywy, Wydawnictwo Uniwersytetu w Białymstoku, Białystok 2020.
- A. Hopfer-Wola, Marcin Luter „superstar”?, „Wiara i Mundur”, nr 4/2017.
- W. Medwid, Życie i dzieło Marcina Lutra a spór wokół tez i narodzin Reformacji, „Polonia Sacra”, nr 17/2013.
Ilustracja otwierająca tekst: Lucas Cranach the Elder/domena publiczna
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.