Hryniewicki nie był jedynym polskim terrorystą w XIX wieku. Antoni Berezowski w 1867 r. próbował zabić Aleksandra II w Paryżu. Mało brakowało, by mu się udało.
W drugiej połowie XIX wieku w Rosji stał się popularny ruch rewolucyjny. Rewolucjoniści, wśród których prym wiedli „narodnicy”, dążyli do unicestwienia obowiązującego tam ustroju. A to wiązało się z wyeliminowaniem ówczesnego cara Aleksandra II, który stał na straży rosyjskiego imperium.
Rewolucjoniści kilkukrotnie podejmowali próby zabicia Aleksandra II. Po raz pierwszy targnęli się na jego życie w 1866 roku. Nastąpiło to podczas przechadzki Aleksandra po ogrodzie Pałacu Letniego w Petersburgu. Niestety zamachowiec, Dmitrij Karakazow, nie potrafił wówczas oddać celnego strzału w kierunku władcy z bliskiej odległości, w efekcie czego cały plan rozpadł się niczym domek z kart. Za swój błąd Karakazow zapłacił najwyższą cenę. Najpierw wtrącono go do lochu, a następnie poddano straszliwym torturom. Na sam koniec go powieszono, aby odstraszyć każdego śmiałka, próbującego pozbawić władcę życia.
W oczekiwaniu na zemstę
Nie upłynęło wiele czasu i śmierć ponownie zajrzała w oczy Aleksandrowi II. Doszło do tego w czerwcu 1867 roku w Paryżu, gdy car składał oficjalną wizytę na międzynarodowej konferencji z udziałem cesarza Napoleona III i króla Prus Wilhelma I. 5 czerwca 1867 roku Aleksander uczestniczył w przedstawieniu w operze paryskiej. W tłumie znajdował się przyszły zamachowiec – niewysoki, dwudziestoletni Polak Antoni Berezowski, który po upadku powstania styczniowego znalazł schronienie i pracę w Belgii.
Berezowski nigdy nie zapomniał o swoich korzeniach i tylko czekał na okazję, by zemścić się na Rosjanach. Kiedy więc usłyszał o przyjeździe cara do Francji, nie zastanawiał się długo i po zaopatrzeniu się w broń pojechał do Paryża.
Gazety nie tylko do czytania!
Polak nie działał impulsywnie ani bezplanowo. Zanim ośmielił się dokonać zamachu, przyglądał się przez jakiś czas swej ofierze. Chciał mieć pewność, że podjęty przez niego wysiłek nie pójdzie na marne. Ze źródeł dowiadujemy się, iż Berezowski codziennie kupował gazety, by zapoznać się z planem podróży delegacji rosyjskiej, którą we Francji przywitano nie najlepiej. Obrzucono ją nawet kamieniami i kapustą na znak sprzeciwu wobec zbrodni, jakich Rosjanie dopuścili się podczas tłumienia powstania styczniowego, o czym wcześniej trąbiła francuska prasa. Reakcja mieszkańców Paryża, wykrzykujących: „Niech żyje Polska!”, tylko utwierdziła Berezowskiego w przekonaniu, że to, co ma zamiar zrobić, jest słuszne.
Zobacz również: Car traktował żonę jak zwierzę, które można „pogłaskać lub wychłostać”
Tylko czy aż 10 metrów?
6 czerwca w Lasku Bulońskim pod Paryżem odbyła się wielka parada wojskowa z udziałem kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy. Wśród obserwujących to wydarzenie był i Berezowski z nabitym pistoletem, ukrytym głęboko w kieszeni. Mężczyzna szukał tylko sposobności, aby znaleźć się jak najbliżej cara i wprowadzić w życie swój plan. Niedoszły carobójca widział wprawdzie karetę, w której siedział Aleksander, ale był zbyt daleko, aby oddać celny strzał.
W związku z powyższym Berezowski szybko opuścił Lasek Buloński i skierował się ku śródmieściu, zajmując miejsce w pierwszym rzędzie widzów zgromadzonych przy bulwarze Sewastopolskim. Liczył po cichu na to, że właśnie tędy rosyjski imperator będzie wracał z parady. I się nie pomylił, choć dużo ryzykował, ustawiając się akurat w tej okolicy.
Można sobie tylko wyobrazić, jaka radość ogarnęła Berezowskiego, gdy z daleka zobaczył podążający w jego kierunku korowód żołnierzy. Gdy powóz cesarza przejeżdżał tuż obok, Polak wyjął pistolet i wymierzył prosto we władcę. Choć odległość, z jakiej oddał strzał, wynosiła zaledwie dziesięć metrów, chybił. Nie dane mu było natomiast nacisnąć kolejny raz spustu, ponieważ szybko został obezwładniony.
Czytaj też: Zabić cara! Pierwszy polski terrorysta
Zamiast szafotu więzienie
Niedoszłego carobójcę oddano w ręce francuskiego wymiaru sprawiedliwości. Co zrozumiałe, Aleksander II spodziewał się najwyższej kary dla pojmanego Polaka, lecz srogo się przeliczył. Ostatecznie zamachowca skazano na dożywocie, z czym głęboko dotknięty car nie potrafił się pogodzić.
Incydent ten zaważył na dalszych stosunkach francusko-rosyjskich, które od tej pory stały się chłodne. Legenda mówi, że Aleksander w Paryżu dał sobie powróżyć z ręki i dowiedział się, że jeszcze pięciokrotnie będzie musiał stawiać czoła zamachom, przy czym ten ostatni będzie skuteczny. Najbliższa przyszłość miała potwierdzić tę wersję wydarzeń. Sam Aleksander raczej nie przywiązywał większej uwagi do tego typu opowiastek, starając się pozytywnie patrzeć w przyszłość…
Polecamy video: Tak zawsze kończą tyrani…i nielubiani królowie.
Źródło:
KOMENTARZE (2)
Lepiej trzeba było tow.:
Marxa, Lenina Engelsa, Stalina, KGB/NKWD etc.
Real Life
Jakie to głupie i doprawdy polskie, w obcym kraju organizować zamach na cara Rosji i do tego przez uczestnika najgłupszego polskiego powstania 1863. Polskim prawdziwym bohaterem nie był żaden terrorysta w rodzaju Berezowskiego czy Hryniewieckiego tylko margrabia Wielopolski któremu udało się odzyskać dużo z tego co straciło Królestwo Polskie w czasie wojny polsko-rosyjskiej w roku 1830, a co utracili Polacy po roku 1863, dzięki durnemu powstaniu. Bez roku 1863 nie było by dalszej rusyfikacji ziem KP, a dodatkowo Polska nie utraciła by swoich wpływów na ziemiach zaborów rosyjskich z lat 1772-1793-1795.