Teoretycznie w I RP „szlachcic na zagrodzie był równy wojewodzie”. Ale nie bez powodu przedstawiciele średniej szlachty marzyli, by wydać córkę za syna magnata.
W sarmackim świecie I Rzeczpospolitej każdy człowiek miał swoje jasno określone miejsce w hierarchii. Jak piszą Beata Maciejewska i Mirosław Maciorowski: „Według ustalonego porządku ludzie dzielili się na tych, którzy mieli pracować: chłopów i mieszczan, tych, którzy mieli ich bronić, czyli szlachtę (Sarmatów), i tych, którzy modlili się za nich do Boga, a więc duchowieństwo”.
Od mezaliansu do awansu
Poruszanie się między tymi kategoriami nie było całkowicie niemożliwe. Wszak młodsi synowie ze szlacheckich rodów, którzy nie mogli liczyć na odziedziczenie tytułu i (przede wszystkim) majątku, często „wybierali” karierę w Kościele (zresztą tyczyło się to nawet królewskich młodszych braci).
Sporo było też małżeństw pomiędzy niepochodzącymi ze szlachty, ale za to bogatymi mieszczanami a szlachciankami ze wsi. Rzadziej zdarzało się, że to szlachcic brał sobie za żonę mieszczankę – ale się zdarzało. Ba, jak pisał Włodzimierz Dworzaczek, nawet małżeństwa szlachcianek z chłopami: „Nie zdarzały się często, a nawet rzec można śmiało, iż były zjawiskami wyjątkowymi, niemniej jednak miały miejsce i bynajmniej nie pozbawiały owych szlachcianek praw do rodzicielskiego spadku”.
Aczkolwiek większość zamieszkujących w rozsianych po wsiach i posiadłościach dworkach Sarmatów – zwłaszcza ojców córek – nie marzyło raczej, by ich pociechy dopuszczały się mezaliansów. Woleli zapewne, by „mierzyły wysoko”. Czyli – wyszły za mąż za syna magnata.
Ile było szlachty w Rzeczpospolitej?
Szlachta, choć w stosunku do innych stanów dość mało liczna, nie była bowiem monolitem. Sarmaci – choć oficjalnie wszyscy byli sobie równi – dzielili się na magnatów, średnio zamożnych szlachciców i ogołocone z majątku szaraczki. Możliwy był zatem awans społeczny wewnątrz tej grupy. Inna rzecz, że konkurencja była spora.
Jak wyliczył prof. Andrzej Wyczański w 1570 roku na blisko 4,4 miliona mieszkańców Polski do stanu szlacheckiego należało ok. 5,5% populacji, czyli mieliśmy ok. 240 tysięcy szlachciców. Później, krótko przed II rozbiorem Rzeczpospolitej w 1793 roku, według prof. Emanuela Rostworowskiego bezpośrednich potomków Sarmatów było w Polsce ok. 7,5% – z 10 mln Polaków. Inne szacunki mówią nawet o 10%, a więc przeszło milionie szlachciców. Z tego zaledwie ok. 80 rodzin zaliczało się do „elity elit” – magnaterii. Beata Maciejewska i Mirosław Maciorowski opisują:
Magnaci stanowili najliczniejszą grupę w senacie. Pełnili jednocześnie najważniejsze funkcje państwowe kanclerzy, podkanclerzy, marszałków, wojewodów czy podskarbich. Magnata nie określał tytuł, gdyż w Polsce ściśle trzymano się zasady, że cały stan szlachecki jest równy. Nie było baronów, hrabich ani książąt. Jeśli tacy się zdarzali, to tylko jeśli otrzymali tytuł za granicą, ale w Rzeczpospolitej się z nim nie obnosili.
Czytaj też: Czy „szlachcic na zagrodzie” rzeczywiście był „równy wojewodzie”?
Jak zostawało się magnatem?
Obnosili się za to z czym innym, a mianowicie majątkiem. To właśnie posiadana fortuna decydowała bowiem o tym, że dany szlachcic zdobywał pozycję magnata. Na ogół przyjmuje się, że aby otrzymać to zaszczytne miano, jego latyfundia musiały obejmować co najmniej 20 wsi. Oczywiście im więcej, tym lepiej.
W czasach późnego średniowiecza do magnaterii zaliczali się m.in. Kurozwęccy, Szafrańcowie, Tęczyńscy, Górkowie czy Kmitowie. Na przełomie XVI i XVII wieku ich miejsce zaczęli zajmować inni, wywodzący się ze średnio zamożnej lub zamożnej szlachty, tacy jak: Zamoyscy, Potoccy, Lubomirscy, Zebrzydowscy, Gembiccy, Ossolińscy, bądź szczycący się pochodzeniem wielkolitewskim, jak Czartoryscy i Radziwiłłowie. Jak piszą Maciejewska i Maciorowski:
Wysoką pozycję majątkową osiągali w różny sposób – dzięki aliansom małżeńskim, awansowi politycznemu, ale też za sprawą obrotności i ciężkiej pracy. Rodzina Jana Zamoyskiego zaczynała od pięciu wsi, a w momencie śmierci kanclerza miała ich ponad 200. Weszły w skład słynnej ordynacji zamojskiej. Lubomirscy kilka wiosek rozmnożyli do ponad 300, a Potoccy – do kilkuset wsi i miasteczek.
Czytaj też: Familia książąt Czartoryskich. Jedyna w Europie rodzina prywatna, która ma własne dzieje polityczne
Marzenie ściętej głowy
Wśród stanowiących najliczniejszą grupę średnio zamożnych szlachciców magnaccy synowie i (mniej) córki na wydaniu stanowili więc łakomy kąsek. O ślubie swojej pociechy ze spadkobiercą magnackiej fortuny faktycznie mogli marzyć Sarmaci posiadający kilka wsi z chłopami. Jak bowiem pisał prof. Wyczański: „Grupę tę klasyfikowano niżej biskupów i wielkich dygnitarzy, a powyżej ubogiego kleru, chłopów i wszelkiego rodzaju służby, natomiast obok rajców i patrycjatu wielkich miast, np. Krakowa, Poznania lub Lwowa”. Szansa na ziszczenie tych pragnień – przynajmniej teoretycznie – istniała. I niektórym przedstawicielom średniej szlachty rzeczywiście udawało się przebić ten „szklany sufit” i awansować do magnaterii.
Dla szlachty zagrodowej (inaczej zagonowej), nieposiadającej chłopów ani wsi, było to jednak marzenie ściętej głowy. „Mieszkała w zaściankach, czyli wsiach szlacheckich złożonych z chat, które od chłopskich różniły się jedynie tym, że przy wejściu miały ganek stylizujący je na dworek. Szlachta zagonowa własnoręcznie uprawiała ziemię. Nosiła ubranie z szarego wiejskiego samodziału, dlatego jej przedstawicieli powszechnie nazywano szaraczkami, a także szlachtą chodaczkową – ze względu na to, że nierzadko nie stać ich było na buty, więc chodzili w drewnianych chodakach” – opisują Maciejewska i Maciorowski.
Polecamy wideo: Jak wyglądał dwór szlachecki?
Paradoksalnie bliżej magnaterii mogli się znaleźć przedstawiciele gołoty (hołoty), czyli szlachcice bez ziemi i majątku. Jednak nie w charakterze potencjalnych zięciów czy synowych, ale jako „klienci”, którzy w zamian za opiekę i lokum od bogatego patrona zapewniali mu „zaplecze polityczne” podczas sejmików. Cóż, jak widać już w nowożytnej Polsce wśród dumnych Sarmatów byli równi i równiejsi…
Bibliografia:
- Włodzimierz Dworzaczek, Przenikanie szlachty do stanu mieszczańskiego w Wielkopolsce w XVI i XVII wieku, „Przegląd Historyczny” 47/4 1955, s. 656–684.
- Beata Maciejewska, Mirosław Maciorowski, Władcy Polski. Historia na nowo opowiedziana, Agora 2018.
KOMENTARZE (5)
W RON były stosowane i uznawane za „rodzime” dwa „starożytne” tytuły arystokratyczne, do pocz. XVII w. bojara i kniazia wobec którego używano w Koronie zwłaszcza, zamiennie i częściej, formy książę. „…od lat trzydziestych XVII wieku jedynym tytułem dziedzicznym uznawanym i używanym oficjalnie był właśnie tytuł kniazia.” (Wiki).
A skąd taka duża liczba szlachty w I RP?
Wyjaśnienia najlepiej szukać w powszechnym od co najmniej XIII wieku użyciu wobec pojawiającej się coraz liczniejszej warstwy bogatych kmieci – chłopów, staro(wschodnio)słowiańskiego rodowodu określenia – słowa „gospodarz” (Господарь), powszechnie w Słowiańszczyźnie oznaczającego Pana (gosudar, hospodi, hospodar) i to najczęściej wysoko urodzonego. Mało kto wie, że wszyscy nasi królowie RON mieli w tytulaturze wymieniony właśnie i tytuł hospodar. Kmiecie uważani, uważający się za „hospodary” – „gospodarzy” wykupywali na jakiś czas stanowiska sołtysów i w ten sposób, uzyskując dostęp do „obiegu dokumentów” w tym często i królewskich, uzyskiwali „potwierdzenie” szlachectwa prawdziwe lub sfałszowane. Proceder ten, jego masowość, ograniczył istotnie dopiero trudny do ominięcia zakaz pełnienia funkcji sołtysów przez kmieci, nawet tych bogatych posiadających swych poddanych na zasadach dzierżawnych przypominających do złudzenia poddaństwo, pańszczyznę. Szlachta tego „gospodarskiego”, „sołtysiego” rodowodu mając zwykle niewielkie majątki, łatwo – głównie to ona zasilała szlachtę zaściankową, czy gołotę pozbawioną ziemi.
A dla nas ta warstwa była o tyle cenna, że po zaborach to jej członkowie, a nie bogata szlachta czy magnateria, „…stanowiła ona główny i bezustanny ośrodek irredenty…” (I. Rychlikowa, 1988), bazę powstań, działalności narodowo wyzwoleńczej.
Car by zatem osłabić, spacyfikować szaraczków szlacheckich, wydał październikowy ukaz 1831 r. „strącając do gminu głowy niewylegitymowane”, prowadzący do rewizji dowodów szlacheckiej rodowitości. I tak blisko 70% szlachciców nie było w stanie pokazać nie sfałszowanych dowodów na piśmie, jako „kwitów” na swoją nobilitację.
Bogatszej części posiadającej ziemię i poddanych, jednak z czasem uznano nawet fałszywe dowody dając jej prawo bycia szlachtą czynszową, tzw. wolnymi rolnikami.
Warstwa ta obok bycia klientelą w ramach wspólnoty obejmującej zamek, dwór i zaścianek, najczęściej też jako drogę awansu społecznego wybierała wykształcenie, często zadłużając się maksymalnie w tym celu, nawet zastawiając całe swe majątki…
To jej więc – szlachcie zaściankowej, nie magnatom, zatem głównie zawdzięczamy, że Polska w końcu odzyskała niepodległość.
Córkę wydać za syna magnata a chłopi niech robią hop hop hop!
A w jaki sposób powiększali liczbę posiadanych wsi, zabierali innym, wykupywali czy tworzyli nowe?
Artykuł miał być o magnatach a co kilka zdań trzeba było wtrącić jakieś krokodyle łzy o chłopach. To już jest męczące.
„szlachcic na zagrodzie był równy wojewodzie”.
Nie wiem jakim debilem musiał być frajer który wymyślił to powiedzenie, ale w I RP szlachcic na zagrodzie co najwyżej czyścił buty wojewodzie. Przecież tam nigdy nie było żadnej demokracji szlacheckiej, a o tym jak magnaci ciemiężyli drobną szlachtę jest wiele tekstów z tamtych czasów.