W XVI wieku Francisco Pizarro wyruszył na podbój Nowego Świata. A przy okazji unicestwił potężne i bogate państwo. Jak za jego sprawą upadło imperium Inków?
Francisco Pizarro nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić. Nie pochodził z wpływowej rodziny. Ba, był nieślubnym synem emerytowanego żołnierza z Trujillo. Perspektyw na awans społeczny nie miał więc zbyt wielkich. Za to miał ambicje, żeby dokonać czegoś wielkiego. Postanowił zatem spróbować sił za Oceanem Atlantyckim – w Ameryce. Kariera konkwistadora dla wielu żyjących w XVI wieku Hiszpanów była jedyną szansą na spełnienie marzeń.
Popkultura przez lata przedstawiała konkwistadorów jako odważnych chrześcijańskich pionierów. Prawda o ich działaniach była jednak zgoła inna. O tym, jak brutalni, bezwzględni i chciwi byli zdobywcy Nowego Świata, opowiada serial dokumentalny „Konkwistadorzy: powstanie i upadek”. Premierowy odcinek w piątek, 8 grudnia, o godz. 21 na kanale Polsat Viasat History.
Do trzech razy sztuka
Pizarro liczył, że w spełnieniu jego „amerykańskiego snu” pomogą mu poznani w 1522 roku żołnierz Diego de Almagro oraz ksiądz Hernando de Luque. Ten ostatni miał znajomego dysponującego sporymi pieniędzmi. Był to bankier z Sewilli nazwiskiem Espinoza. A fundusze na wyprawę zawsze się przydadzą!
Już w 1524 roku zorganizowana została pierwsza ekspedycja. Cel: Ameryka Południowa. Niestety, zakończyła się ona kompletną porażką. Niezrażony Pizarro próbował jednak dalej. Kolejna wyprawa miała miejsce na przełomie lat 1526/1527. Tym razem wydawało się im, że trafili w dziesiątkę. Napotkali Indian – oraz oznaki tego, że dysponują oni znacznymi bogactwami. Gdyby tylko udało się położyć na nich rękę…
Najpierw jednak trzeba było gruntownie się przygotować. Po powrocie do Hiszpanii Pizarro podjął więc stosowne starania w tym kierunku. W międzyczasie spotkał też bodajże najsłynniejszego konkwistadora, Ferdynanda Cortésa. Dlaczego nie miałby powtórzyć jego sukcesu? Postarał się przede wszystkim o odpowiednie dokumenty. I tak uzyskał tytuł gubernatora części Ameryki Południowej, ciągnącej się wzdłuż wybrzeży Oceanu Spokojnego. W dodatku król Karol I (czyli cesarz Karol V Habsburg) upoważnił go do podbicia państwa Inków.
Pizarro mógł ruszać w drogę. Wypłynął w 1530 roku z Sanlucar i dotarł do Panamy, skąd w kolejnym roku wyruszył na podbój upatrzonych ziem. Siły, jakimi dysponował, były nader skromne: 3 okręty, 180 ludzi, 30 koni. Lecz choć wydaje się to nieprawdopodobne, jak miało się okazać – w zupełności wystarczyły.
Rozbicie dzielnicowe w wersji inkaskiej
Aby zrozumieć, dlaczego Pizarro tak łatwo poradził sobie z potężnym państwem Inków, musimy przyjrzeć się dokładniej panującej tam wtedy sytuacji politycznej. A był to czas niestabilny. W 1527 roku umarł inkaski król Huayna Capac. Można by się spodziewać, że władzę przejmie po nim najstarszy syn. Nic bardziej mylnego. Otóż Huayna Capac – niczym Bolesław Krzywousty – podzielił państwo pomiędzy dzieci. Historycy spekulują, że celowo mógł oddać najbardziej zagrożone tereny we władanie najbardziej bezwzględnemu z synów. Był bowiem świadomy obecności dziwnych brodatych przybyszów zza oceanu…
Poniekąd miał rację. Otóż szczególne zdziwienie budziły u Indian sprowadzone przez cudzoziemców konie – gdyż nigdy wcześniej ich nie widzieli. Zapewne niektórzy uznali, że obcy muszą na nich siedzieć, bo… są zbyt słabi, aby maszerować samodzielnie. Tak czy inaczej potężne zwierzęta budziły lęk. Jednak z tego strachu skutecznie wyleczył żołnierzy jeden z synów króla. Jak? Postanowił, że ci, którzy okażą trwogę, zostaną zabici.
Ale i tu powtórzyła się historia dobrze znana z naszego podwórka. Wkrótce przyrodni bracia skoczyli sobie do gardeł, chcąc wyrwać dla siebie jak najwięcej. W ostatecznej rozgrywce zmierzyli się Atahualpa (ten bezwzględny) i Huascar. Atahualpie udało się opanować północ, z miastem Cajamarca. Huascar rządził południem wraz ze stolicą w Cuzco. Wreszcie szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na stronę Atahualpy. Pokonał siły brata, a przy okazji wymordował wspierających Huascara (który został wzięty do niewoli) dowódców z rodu Capac Ayllu. Państwo Inków wyszło z tej wojny domowej mocno osłabione. I w tym właśnie momencie na horyzoncie pojawili się konkwistadorzy pod wodzą Francisco Pizarro.
Czytaj też: Obalamy mity. Jak NAPRAWDĘ byli uzbrojeni konkwistadorzy?
Przybywamy w… pokoju?
We wrześniu 1532 roku Pizarro założył nad rzeką Chira, niedaleko od Cajamarki, osadę nazwaną San Miguel. Dołączyły też do niego kolejne okręty: po dwa pod dowództwem Sebastiána Benalcázara i Hernando de Soto. Konkwistadorzy umiejscowili się na wybrzeżu Zatoki Guayaquil, gdzie stoczyli pierwsze boje z Indianami, próbując jednocześnie zorientować się w sytuacji w głębi kontynentu. W końcu wyruszyli przez Andy. 100 piechurów i 60 jeźdźców. Atahualpa nie czuł się zagrożony przez tak niewielką grupę ludzi. Stopniowo „wciągał” więc Hiszpanów w głąb swojego państwa, pozwalając im się przemieszczać.
Zresztą również najeźdźcy nie czuli się zbyt pewnie. Kiedy zorientowali się, że w okolicy Cajamarki stacjonują olbrzymie inkaskie siły, potrzebna była płomienna przemowa Pizarra, aby nie stracili bojowego ducha. Tymczasem Atahualpa wysyłał swoje poselstwa, które miały powitać przybyszów. Do Cajamarki Hiszpanie dotarli w piątek, 15 listopada 1532 roku. Miasto było częściowo puste. Tym razem to Pizarro wysłał do inkaskiego władcy swoją delegację, której przewodził de Soto. Zaprosił go na bezpośrednie rozmowy.
Czytaj też: Zawód: konkwistador
W pułapce
Bynajmniej nie miały to być rozmowy utrzymane w pokojowym tonie. Wiedząc, że może liczyć tylko na element zaskoczenia, Pizarro ukrył swoich ludzi. Mieli być gotowi, by w odpowiednim momencie ruszyć do ataku. 16 listopada po południu do miasta przybył Atahualpa, w bogatej szacie, niesiony w lektyce oraz otoczony gwardią przyboczną liczącą – bagatela– nawet kilka tysięcy wojowników. Co złego mogłoby mu się przydarzyć? Musiał czuć się pewnie. Podstawowy błąd. Zlekceważył przeciwnika.
Na wstępie przemówił do niego Vicente de Valverde, kapelan Pizarra. Miał podjąć próbę nawrócenia Atahualpy. Tłumaczeniem na język keczua zajmował się Indianin imieniem Felipillo. Odczytane zostało requerimiento, formułka religijno-prawnicza, która miała służyć „ewangelizacji” tubylców w Ameryce. Na podstawie historii ludzkości, która prowadziła do osoby Chrystusa, oraz tego, że papież Aleksander VI oddawał Hiszpanii kontynent amerykański, a także traktatu z Tordesillas z 1494 roku wychodziło na to, że Atahualpa nie ma innego wyjścia, jak tylko się podporządkować.
To nie była bitwa, a rzeź
Ale inkaski król ani myślał czynić z siebie czyjegokolwiek poddanego. Na pytanie „jakim prawem” kapelan zaprezentował mu Biblię. A nawet rzucił mu ją. Czy też w niego. Wtedy Atahualpa rzucił księgę na ziemię i zaczął domagać się zadośćuczynienia za zło, które do tej pory konkwistadorzy wyrządzili jego ziemi. Cóż, zapewne nie przewidywał, co stanie się później.
A zaczęło się istne pandemonium. Hiszpanie odsłonili armatę i zaczęli wściekle ostrzeliwać inkaskich żołnierzy. Do walki dołączyli też strzelcy z arkebuzami. Atak z użyciem tej nieznanej broni wywołał panikę wśród Indian. Próbowali uciekać, lecz tylko tratowali się wzajemnie. Niektórzy z nich prostą bronią, a nawet gołymi rękami usiłowali jeszcze chronić swojego wodza. Doszło jednak do prawdziwej jatki. Zginąć miało przynajmniej 2000 Indian, chociaż niektórzy autorzy podają jeszcze wyższe liczby. Po stronie Hiszpanów ranny w rękę został Pizarro, któremu zależało na tym, by osłonić lektykę Atahualpy. Później, już po pojmaniu, zakutego w łańcuchy króla „zaprosił” na ucztę z okazji zwycięstwa.
Czytaj też: Niewolnictwo i krwawy podbój w imię Boga, czyli co Kolumb sprowadził do Ameryki
Komnata pełna złota
Uwięzienie Atahualpy było dla konkwistadorów swego rodzaju polisą ubezpieczeniową. Z początku nawet traktowano go z należytymi honorami. Zaczęły się targi o jego życie. Hiszpanie zażądali niemało. Komnata, w której go więziono, miała wymiary 7 na 5,5 na 3 metry. I oczekiwali, że zostanie ona wypełniona złotem i innymi kosztownościami. Indianie zaczęli mozolnie znosić wszelkie bogactwa z terytorium swojego państwa, aby uratować władcę. Życie Atahualpy wisiało jednak na włosku. Pizarro ponoć miał jeszcze wątpliwości, ale Valverde i jego stronnicy uważali utrzymywanie króla przy życiu za niebezpieczne, ponieważ Inkowie mogą w końcu się przegrupować.
Czytaj też: Skąd wziął się mit Eldorado?
Nosił Pizarro razy kilka…
Urządzono zatem proces – farsę – w trakcie którego Atahualpa został oskarżony… o bunt przeciwko Hiszpanom oraz zabójstwo brata (Huascara), którego uważano za bardziej ugodowo nastawionego do najeźdźców. Grożono mu przerażającą w kontekście wierzeń Inków karą: spaleniem na stosie. Skazywałoby go to na wieczne potępienie, ponieważ wraz z ciałem zginęłaby również i jego dusza.
Valverde postanowił o nią „zawalczyć”. Złożył Atahualpie obietnicę, że jeżeli ten zgodzi się przyjąć chrześcijaństwo, kapelan zrobi wszystko, aby nie spotkała go tak straszliwa kara. Rad nie rad wódz Inków na to przystał. A duchowny dotrzymał słowa. Atahualpa nie został spalony. Nie przeszkodziło to jednak Hiszpanom go udusić, co stało się latem 1533 roku. Państwo Inków zaczęło chylić się ku upadkowi. Jeszcze w tym samym roku padło Cuzco. Po nim kolejne tereny wpadały w ręce Hiszpanów.
Ale historia kołem się toczy. Miało się okazać, że i konkwistadorzy nie są monolitem. Oto bowiem doszło do sporu o władzę pomiędzy de Almagro a Pizarrem i jego bratem. Ten pierwszy przyszedł w 1537 roku z odsieczą Cuzco, obleganemu przez Manco, kolejnego władcę Inków. W ten sposób przejął kontrolę nad miastem. W kolejnym roku de Almagro i wojska Hernanda Pizarra, młodszego brata Francisco, stoczyły ze sobą bitwę pod Salinas. Pokonany de Almagro został potem stracony. Natomiast w 1541 roku jego stronnicy zamordowali w założonej w 1535 roku Limie najważniejszego Pizarra. Po raz kolejny potwierdza się zatem maksyma, że kto mieczem wojuje – od miecza ginie.
Inspiracja
Inspiracją dla napisania artykuły jest program emitowany przez Polsat Viasat History pt. Konkwistadorzy: powstanie i upadek.
Bibliografia
- J. Anderson, A. Williams, V. Head, Rzezie, masakry i zbrodnie wojenne od starożytności do współczesności, Bellona, Warszawa 2009.
- R. Castleden, Wydarzenia, które zmieniły losy świata, Bellona, Warszawa 2008.
- H. Kamen, Imperium Hiszpańskie. Dzieje Rozkwitu i Upadku, Bellona, Warszawa 2008.
- G. Staffa, Zbrodnie Kościoła. Złoczyńcy ze znakiem krzyża, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2014.
- S. Stirling, Pizarro. Pogromca Inków, Wydawnictwo Amber, Warszawa 2005.
KOMENTARZE (1)
Przy dacie śmierci króla Inków jest literówka, zamiast 1633 powinno być 1533