Ludzie przez wieki próbowali przewidzieć nadejście śmierci na wiele różnych sposobów. Jakich znaków obawiano się w Polsce jeszcze 100 lat temu?
Temat odejścia powoli znika z współczesnego życia. Istnieje gdzieś na marginesie, póki kres nie spotka kogoś z naszych bliskich. Nie zawsze tak było. Jeszcze w XIX i XX wieku myśl o śmierci była czymś znacznie powszechniejszym. Być może też lepiej oswojonym. Należało się bowiem do niej odpowiednio przygotować.
Od nagłej i niespodziewanej śmierci…
Katolicka liturgia pogrzebowa od 1970 roku skupia się na zmartwychwstaniu znacznie bardziej niż poprzednie, porzucone obrzędy. Wśród tych można było się natknąć na niespotykaną dziś modlitwę za tego z uczestników pogrzebu, który umrze jako pierwszy. Pieśni towarzyszące ostatniemu pożegnaniu miały przygnębiający, eschatologiczny charakter. A sami żałobnicy obawiali się nawet spojrzeć za siebie, wracając z cmentarza. W całej Polsce nietrudno natknąć się na przesądy o zmarłych, którzy nawiedzają każdego, kto się za nimi oglądał. Natomiast na Mazowszu wierzono nawet, że nieopatrzne spojrzenie w tył mogłoby sprawić, że ktoś umrze.
Obawiano się przede wszystkim nagłej i niespodziewanej śmierci. Takiej, która uniemożliwi domknięcie swoich spraw, odpuszczenie grzechów i pojednanie z bliskimi. Strach przed niespodziewanym odejściem sprawił, że w wielu rzeczach i zjawiskach doszukiwano się zwiastunów rychłego końca. Przesądy wyjątkowo długo żyły na polskich wsiach. Zwłaszcza te, które dotyczyły zachowania zwierząt.
Zwierzęta, które wyczuwają śmierć
Włos może się zjeżyć na głowie od psiego wycia. Szczególnie, gdy zwierzę spuszcza przy tym głowę. Takie zachowanie czworonożnego przyjaciela może być oznaką śmierci któregoś z domowników. W całej Polsce powszechnie wierzono, że są one w stanie zobaczyć i wyczuć nadciągający zgon.
Już w XIX wieku Łukasz Gołębiowski notował: „Pies na łańcuchu, gdy w nocy wyje, śmierć jednego sprzątnie z domu, albo wojnę to znaczy”. W niektórych regionach utrzymywano, że takie zachowanie zwierzęcia powinno trwać trzy wieczory lub noce. Dokładnie przez tyle czasu śmierć przychodzi przed próg domu i ostrzega przed odejściem jednego z mieszkańców. Z kolei w innych częściach Polski istniały przesądy głoszące, że spoglądając między uszami wyjącego psa, można ujrzeć samą kostuchę.
Również koniom przypisywano zdolność przewidywania końca. Niezwykle ważne było zachowanie zwierzęcia, które wiozło księdza odwiedzającego chorą osobę. Jeśli koń zatrzymywał się po drodze, oglądał za siebie albo rozgrzebywał ziemię kopytami – ludzkie dni były już policzone. Z kolei gdy zwierzę zaprzęgnięte do przewiezienia zwłok uporczywie spoglądało w kierunku jakiegoś konkretnego domu, jego mieszkańcy powinni mieć się na baczności…
Czytaj też: Ostatnie pożegnanie ponad sto lat temu. Pogrzeby w czasach naszych prapradziadków
Ptasie trele
Niektóre ptaki zachwycają swoim śpiewem. Inne wywołują nieprzyjemne dreszcze. Wśród słowiańskich i celtyckich wierzeń można natknąć się na przekonanie, że ptaki przelatujące blisko umierających ludzi zabierają ze sobą ich dusze. A na czele pierzastego orszaku w tradycjach ludowych znajdowały się sowy.
Nocny tryb życia i ponure pohukiwanie nie przysporzyły tym ptakom dobrej sławy. Gdy sowa przysiadła blisko jakiegoś domu, mogło to oznaczać, że nawołuje duszę do odejścia z tego świata. Szczególnie gdy jej pieśń zaczynała przypominać słowo „pójdź”. W Wielkopolsce powtarzano, że puchacze śpiewają na dachach „Pójdź, pójdź w dołek, pod kościołek”, stąd też pućka – inne określenie sowy.
Złe wieści przybywały również wraz z czarnymi, kruczymi skrzydłami. Ponury wygląd, nieprzyjemny skrzek i żywienie się padliną sprawiły, że w wielu zakątkach świata ptaki te jednoznacznie kojarzone są ze śmiercią. W Polsce odgłosy kruków, wron i kawek zwiastowały odejście ludzi i pomór bydła. Mieszkańcy wsi modlili się i pluli pod nogi bądź przez ramię, by odegnać od siebie ich uroki.
Czytaj też: Królewskie uczty… dla zmarłych. Jak wyglądały staropolskie pogrzeby?
Świece i obrazy
Komu włos nie zjeżyłby się na głowie choć przez chwilę, gdy coś spadłoby ze ściany bez wyraźnej przyczyny? Przypadki takie często wiązano… z zapowiedzią rychłego zgonu. Zwłaszcza gdy wydarzyły się one w dzień czyjejś śmierci lub pogrzebu. Jednak pomimo powszechności takiego przekonania, brakuje szczegółów, które precyzowałyby zły omen. O wiele więcej można powiedzieć na temat zachowania dymu i świec. Te zresztą od zawsze silnie związane były ze sztuką wróżenia. Nie dziwi więc wiara, że również w temacie umierania mogą one dostarczyć wielu informacji. W jaki sposób?
Mazowieckie przesądy dotyczą zachowania dymu po zgaszeniu świec zapalanych podczas udzielania komunii chorym. Jeśli kierował on się w stronę drzwi, zdecydowanie traktowano to jako zły znak. Podobnie w wypadku, gdy jedna ze świec nie chciała się zapalić lub sama zgasła – bynajmniej nie wróżyło to rychłego powrotu do zdrowia. Co więcej, obserwować należało nie tylko płomienie podczas sakramentów udzielanych choremu. O nadciągającym końcu mogły informować też świeczki stojące na… wigilijnym stole.
Czytaj też: Najdziwniejszy i najgorszy zawód w dziejach? Zjadali… grzechy umierających, sami żyli jak potępieni
Cienie, sińce i nocne koszmary
Nie tylko zewnętrzne czynniki mogły sugerować nadejście ostatniej godziny. Czasem by dostrzec znaki śmierci, wystarczyło spojrzeć na własne ciało. Żółte plamy na dłoniach i paznokciach były pewnym tego zwiastunem. Na Śląsku mówiono wówczas, że „zmora napaskudziła na rękę”. I choć możliwych przyczyn przebarwień skóry jest bardzo wiele, od częstego przebywania na słońcu zaczynając, lęk przed nimi nie powinien dziwić. Plamy na dłoniach mogą bowiem świadczyć choćby o chorobach wątroby.
Innym niepokojącym sygnałem jest słaby, niewyraźny cień. Dlaczego? Cień w wierzeniach ludowych ściśle łączy się z duszą. Stąd też zwyczaj oglądania cieni padających na ścianę podczas wigilijnej wieczerzy, który można było spotkać w niektórych regionach Polski. Ci z domowników, którzy widzieli wówczas wyraźny kontur, mogli w spokoju i zdrowiu dożyć przyszłych świąt. Brak cienia zdecydowanie nie wróżył niczego dobrego.
Dodatkowy powód do obaw stanowiły wszelkie sny o zębach. Niektórzy z nas słyszeli być może, że śnienie o wypadających zębach oznacza rychłą śmierć kogoś bliskiego. Podobne koszmary nocne nawiedzały ludzi przeszło 100 lat temu. Takie przekonanie było szczególnie silne na terenie Małopolski i Wielkopolski. Innym przewijającym się sennym motywem były białe gęsi bądź głębokie doły, z których śniący nie mógł się wydostać. Takie wizje wyrywały ze snu, przyspieszały bicie serca i sprawiały, że człowiek budził się zlany potem. A wszystko to z powodu jednej obawy, której do dziś nie udało nam się rozwiązać: nikt nie zna dnia ani godziny.
Źródła:
- Biegeleisen H., Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach ludu polskiego, Warszawa 1930
- Fischer A., Zwyczaje pogrzebowe ludu polskiego, Lwów 1921
- Tychowicz M., Magia odejścia: obrzędowość pogrzebowa w Polsce, “Obyczaje” (11), 2002
KOMENTARZE (2)
Dzisiaj śmierć budzi tylko strach, szczególnie tych którzy mają co stracić. Ale równocześnie panuje w pewnej grupie ideologicznej przyzwolenie dla śmierci innych – niepełnosprawnych, starych, niepotrzebnych np. bezrobotnych, a nawet dla zabijania nienarodzonych dzieci kobiet w ciąży. Ale śmierć jest cierpliwa zaczeka na każdego i jest sprawiedliwa bo zabiera biednego i bogatego jest też czasami litościwa, bo skraca życie tych którzy tego pragną
Dzisiaj ludzie się chyba bardziej boją śmierci niż kiedyś. Mało się o niej mówi, każdy chce odegnać śmierć od siebie. Ludzie nie chodzą już do kościoła. Nie ma wiary