Wywiad PRL nie był wydajną maszyną. Teczki służb zawierają dużo nieistotnych i błędnych danych. Jakie informacje zbierała SB o Polakach działających za granicą?
Podczas zimnej wojny w Belgii przebywało wielu imigrantów z Polski. W okresie międzywojennym stanowili oni pod względem wielkości drugą – po Włochach – grupę zagranicznych robotników zatrudnionych w kopalniach węgla kamiennego w Walonii i Limburgii. W przededniu II wojny światowej w Belgii mieszkało około 30 000 Polaków pochodzenia nieżydowskiego. Po wojnie dołączyło do nich kolejnych 20 000 displaced persons (dipisów) z Polski.
Większość z nich została wywieziona do Niemiec na roboty przymusowe w czasie wojny lub znalazła się na Zachodzie razem ze swoją jednostką wojskową. Po wyzwoleniu nie chcieli wracać do ojczyzny, która stała się krajem komunistycznym, i przebywali tymczasowo w obozach dla DP w Niemczech. W roku 1945 kilkuset polskich dipisów otrzymało stypendia pozwalające rozpocząć studia w Belgii. W latach 1947–1948 niemal 20 000 DP znalazło zatrudnienie w belgijskich kopalniach.
Polacy w Belgii
Realia rozczarowały wielu z nich – na początku lat pięćdziesiątych niezadowoleni skorzystali z możliwości emigracji do krajów takich jak Kanada czy Australia. Ponadto około 10 000 Polaków – głównie przedstawicieli „starej” (przedwojennej) emigracji – skorzystało z akcji reemigracyjnej rządu w Warszawie. Wracali do Polski w dobrej wierze, poniekąd pod wpływem propagandy, by pomagać w odbudowie kraju i polonizacji terenów odzyskanych od Niemiec.
W połowie lat pięćdziesiątych w Belgii mieszkało zatem niecałe 40 000 Polaków. Żelazna kurtyna skutecznie hamowała napływ nowych imigrantów – do lat osiemdziesiątych do Belgii rocznie przyjeżdżało z Polski co najwyżej kilkaset osób ubiegających się o azyl lub podążających za współmałżonkiem. Belgia sprowadzała robotników z innych krajów: początkowo nadal z Włoch, po katastrofie w kopalni w Marcinelle w roku 1956 przez jakiś czas z Hiszpanii i Grecji, natomiast w latach sześćdziesiątych głównie z Maroka i Turcji. Dopiero po upadku reżimu komunistycznego Polacy znów zaczęli masowo wyjeżdżać do Belgii.
Wojna propagandowa
Większość emigrantów z Polski w czasie zimnej wojny nie angażowała się w politykę. Mimo to przeżywali oni napięcia międzynarodowe intensywniej niż przeciętny Belg. W drugiej połowie lat czterdziestych wśród polskich emigrantów rozgorzała prawdziwa wojna propagandowa między zwolennikami i przeciwnikami komunizmu. Zarówno władze w Warszawie, jak i rząd na uchodźstwie w Londynie próbowały zmobilizować polskich emigrantów poprzez działalność stowarzyszeń, pracę w terenie i przekaz medialny.
W latach 1944–1950 w Belgii ukazywało się ponad 50 polskich periodyków! Po paru latach agitacyjna fala opadła i w latach pięćdziesiątych taką Exilpolitik przeciw PRL zajmowało się co najwyżej kilkudziesięciu Polaków. Polskie służby bezpieczeństwa oczywiście bacznie obserwowały te działania. Mimo to poszukiwania w inwentarzu IPN wyraźnie wskazują, że nie śledziły wszystkiego, lecz miały określone priorytety. W latach czterdziestych organy bezpieczeństwa zaniedbywały na przykład propagandę i mobilizowanie emigrantów, koncentrując się głównie na kontrwywiadzie (…).
Działacze antykomunistyczni
W kolejnych dekadach nie zakładano teczek wszystkim liderom ruchu antykomunistycznego, tylko skupiono się na kilku kluczowych postaciach, które wydawały się nieco mniej wrogie wobec komunizmu. Zastanawiające jest, że w bazie komputerowej „Nexus” nie występują najważniejsi polscy przywódcy antykomunistyczni w Belgii. Pominięto na przykład osobę Stefana Glasera – od 1941 roku oficjalnego posła polskiego, najpierw przy rządzie belgijskim w Londynie, a od września 1944 do lipca 1945 roku w Brukseli.
Po uznaniu przez Belgię nowego rządu w Warszawie Glaser pozostał w Brukseli, gdzie cieszył się dużym autorytetem. Działał między innymi w międzynarodówce partii chadeckich Nouvelles Équipes Internationales, a w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych stał na czele dwóch najważniejszych organizacji „parasolowych” skupiających polskich emigrantów w Belgii: Komitetu Millennium i Naczelnego Komitetu Wolnych Polaków w Belgii (NKWPB). Mimo to Glaser nie ma teczki w IPN. Nie oznacza to, że SB całkowicie go ignorowała. W działaniach operacyjnych dotyczących chadeckiej partii Stronnictwo Pracy (SP) Glaser występuje pod pseudonimem „Turysta”.
To samo dotyczy innego znanego działacza emigracyjnego – Leona Kniaziołuckiego. Był on zaciekłym antykomunistą, który obracał się w kręgach reakcjonistów i sympatyków Ruchu Narodowo-Radykalnego „Falanga”. W latach 1954–1973 reprezentował w Belgii polski rząd na uchodźstwie (dokładniej rzecz biorąc, obóz zgromadzony wokół prezydenta RP).
Czytaj też: Zamach na Georgiego Markowa
„Antypolskie akcenty”
Zdarzały się też przypadki odwrotne – niesłusznie posądzałem pewne osoby o to, że być może współpracowały z reżimem w Warszawie w większym stopniu, niż chciałyby się do tego przyznać. Przykładem może być Teresa Wysokińska, która w latach osiemdziesiątych kierowała Centrum im. Lelewela w Brukseli, organizując wystawy i konferencje poświęcone prezesowi Towarzystwa Demokratycznego, jednemu z liderów Wielkiej Emigracji, który przebywał na uchodźstwie w Brukseli w latach 1833–1861.
Niewykluczone, że za tymi działaniami stała SB. Centrum łączyło naukowców z Polski i Belgii, umożliwiając im wspólne badania historyczne, ukazywało przy tym Polskę oraz cały blok wschodni w innym świetle, niż zwykło się przyjmować w ówczesnym kontekście geopolitycznym. Takie ocieplanie wizerunku było mile widziane przez władze komunistyczne. Jak się okazało, Wysokińska nie współpracowała jednak ze Służbą Bezpieczeństwa. Jej nazwiska nie ma w katalogu IPN W czytanych przeze mnie dokumentach archiwalnych Wysokińska występuje tylko raz. Centrala w Warszawie w instrukcji dla agenta w Brukseli zanotowała:
Dot. obchodów 200. rocznicy ur. J. Lelewela, dla „Gotarda” Na prośbę jednostki krajowej prosimy o przesłanie oceny operacyjnej przebiegu imprezy ze szczególnym uwzględnieniem jej ewentualnych antypolskich akcentów, przygotowywanych przez koła wrogiej emigracji. Jednocześnie jesteśmy zainteresowani oceną udziału poszczególnych członków delegacji reprezentującej Polskę, jak też pogłębionymi informacjami operacyjnymi odnośnie osoby Teresy Wysokińskiej, jednej z głównych organizatorów imprezy.
Poczułem ulgę. Podobnie jak Gałązka, Wysokińska miała istotny wpływ na kierunek, w jakim potoczyła się moja kariera. Po tym, jak w 1994 napisałem na slawistyce pracę magisterską o polskich zesłańcach na Syberii, wiosną 1995 roku pani Teresa przekonała mnie, abym w ramach drugiej pracy magisterskiej (na historii) zbadał Wielką Emigrację w Belgii. Zapewniła mi tym samym zajęcie na niemal 20 lat. Gdyby okazało się, że pośrednio stała za tym SB, byłbym niepocieszony…
Co skrywają teczki?
Interesowała mnie także postać Bolesława Lachowskiego – działacza związkowego, który latem 1983 roku zorganizował wyjazd do Polski dla kilku pracowników chadeckiego związku zawodowego ACV/CSC. Pośrednio wsparł w ten sposób reżim Jaruzelskiego, jako że delegaci nie odwiedzili Wałęsy, a Lachowski określił nową ustawę o związkach zawodowych mianem demokratycznej. Czy był on agentem polskiego wywiadu infiltrującym ACV/CSC? Lachowski ma teczkę, co więcej, ma ją też jego córka Monique.
Obie teczki potwierdzają, że Lachowski był blisko związany z władzami komunistycznymi. W 1982 roku urzędnik polskiego MSZ nazwał go „jednym z nielicznych, którzy po 13 grudnia nie zmienili do nas stosunku” i podkreślał: „Jest on w ciągłym kontakcie z placówką i w wielu sprawach spieszył nam z pomocą”.
W teczce jego córki znalazła się następująca notatka konsula generalnego w Brukseli z marca 1979 roku: „Z Lachowskim zarówno Ambasada, jak i Konsulat, a także CRZZ [oficjalny związek zawodowy w PRL] utrzymują bliskie i ważne dla nas perspektywicznie kontakty”. Nie oznacza to, że Lachowski był szpiegiem. Jego teczka personalna liczy zaledwie cztery strony, teczka zaś jego córki, która od roku akademickiego 1979/1980 studiowała w Polsce, dotyczy głównie wniosków wizowych. Był to więc fałszywy alarm.
Upominki, poczęstunki i urlopy
Tego rodzaju badaniom stale towarzyszy jednak niepewność. Władysław Bułhak w swojej pracy o wywiadzie PRL wobec Watykanu wskazuje go jako źródło informacji dla Polaków („Koleb”) i NRD-owców („Boleck”). W roku 2021 natknąłem się też na inną teczkę Bolesława Lachowskiego – była starsza, ale i obszerniejsza. Dowiedziałem się z niej, że w latach 1971–1974 Lachowski pod pseudonimem „Arturez” (lub „Artur”) pracował dla Wydziału VIII Departamentu I MSW. Dobrze podsumowuje to sprawozdanie z 28 stycznia 1974 roku, w którym pada propozycja, by Lachowski został kontaktem informacyjnym:
Wymieniony jest wykorzystywany przez rezydenturę brukselską od czerwca 1971 r. Z własnej inicjatywy wystąpił w czasie pierwszego spotkania z pracownikiem kadrowym „Dąbrowski” z propozycją udostępnienia mu posiadanych informacji i udzielania pomocy w nawiązywaniu interesujących znajomości w Belgii. Swoją deklarację uzasadnił chęcią ułatwienia „Dąbrowskiemu” oficjalnej pracy dyplomatycznej, patriotyzmem i potrzebą pomocy nowej ekipie rządzącej w Polsce.
(…) Podstawa współpracy z nim uległa poszerzeniu: liczył na pomoc w załatwieniu spadku żony, zainteresowany jest poczęstunkami w lokalach, upominkami, otrzymaniem polskiego odznaczenia. W nagrodę spędził urlop w Domu Wczasowym URM w Zakopanem w sierpniu 1973 r., na koszt MSZ, a Ambasada wystąpiła drogą oficjalną o nadanie mu odznaki „Zasłużony dla kultury polskiej”. Ponadto w aktach znajdują się trzy pokwitowania odbioru pieniędzy podpisane przez „Artureza” – jego nazwiskiem.
(…) Błędem jest, że „Arturez” nie był dotychczas dokładnie kontrolowany pod kątem lojalności i uczciwości, a także ewentualnej współpracy z belgijskimi służbami specjalnymi. Analiza dostarczanych materiałów zwraca uwagę na małą ich wartość i szczupłość w stosunku do jego wcześniejszych deklaracji. (…) W okresie prowadzenia sprawy od czerwca 1971 r. do 31 grudnia 1973 r. wydatkowano ogółem 40 311 franków belgijskich [ok. 1000 euro]: 23 753 fr. belg. wyniosły koszty spotkań, a 16 578 fr. belg. koszty upominków i realizacji zadań.
Czytaj też: Jack Strong – atomowy szpieg
Efekty? Brak
Pomimo ostatnich krytycznych uwag Lachowski został zaakceptowany w charakterze kontaktu informacyjnego. Kolejny raport, sporządzony zaledwie trzy miesiące później (9 kwietnia 1974 roku), ma jednak dużo bardziej negatywny wydźwięk.
Efekty współpracy „A” są znikome w zakresie informacji i żadne w zakresie naprowadzeń. Brak jest szans na większe efekty w przyszłości. […] „A” przejawiał dążność do wyciągnięcia maksymalnych korzyści osobistych z kontaktów z „Tosem” (naciągał na częste i kosztowne poczęstunki, upominał się o alkohol, zabiegał o odznaczenia polskie i o bezpłatny urlop w Polsce, próbował uzyskać pomoc w transferze pieniędzy ze spadku w Polsce).
Kilka miesięcy później, w lipcu 1974 roku, powstał kolejny, jeszcze bardziej krytyczny raport. Mimo że na Lachowskiego wydano już ponad 80 000 franków (około 2000 euro), uzyskano niewiele interesujących informacji. Oficer operacyjny Wydziału VIII Departamentu I MSW zaproponował przeniesienie sprawy do archiwum. Wydaje się, że faktycznie tak się stało – to ostatni raport w teczce.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.