Enerdowska bezpieka – Stasi – miała gigantyczną sieć „nieoficjalnych” informatorów. Ilu Niemców współpracowało z Ministerstwem Bezpieczeństwa Państwowego NRD?
Człowiek siedzący przed Siegfriedem był funkcjonariuszem Stasi – jednym z setek tysięcy ludzi bezpieki rozmieszczonych w czternastu regionalnych biurach w kraju. Jak większość pracowników tej instytucji był przeszkolony w sztukach walki, w stosowaniu przebrań służących do śledzenia podejrzanych (głównie używano peruk i sztucznych wąsów) oraz w sztuce prowadzenia przesłuchań.
Nieoficjalni pracownicy
Nie było to złe życie – przyzwoite zarobki, zakupy w elitarnych sklepach zaopatrzonych w zachodnie artykuły spożywcze oraz świadomość, że jeśli się dobrze spiszesz, możesz wyjechać na luksusowe wakacje, a może nawet pewnego dnia zostaniesz posiadaczem prywatnej willi z basenem i kinem domowym. Ale aby utrzymać te dodatkowe korzyści i zasłużyć na awans, trzeba było wyrobić normę: zwerbować dwudziestu pięciu nowych informatorów rocznie.
Jeśli się nie udało, mogła cię spotkać degradacja. Właśnie ci werbowani informatorzy sprawiali, że Stasi wyróżniała się wśród innych tajnych policji w historii. Owi nieoficjalni pracownicy – Inoffizielle Mitarbeiter (IM) – nie zasiadali w biurach Stasi. Byli to zwykli ludzie szpiegujący swoich kolegów, przyjaciół, współmałżonków i rodziców, a nawet własne dzieci.
Mieli dla Stasi takie znaczenie, że dość poetycko nazywano ich „narządami oddechowymi”. I znajdowali się wszędzie: w szpitalach, szkołach, na wyższych uczelniach, w organizacjach charytatywnych, organizacjach zajmujących się ochroną środowiska, hotelach, barach, klubach rękodzielniczych, a nawet w kościołach (niektórzy szacują, że dla Stasi pracowało do sześćdziesięciu pięciu procent duszpasterzy).
Dyrektywa 1/79
Informatorów dzielono na kategorie zależnie od ich znaczenia; byli więc IM, FIM (nieoficjalni współpracownicy prowadzący innych nieoficjalnych współpracowników), GMS (IM niskiego szczebla), IMB, IME, IMK, a wszyscy wysyłali informacje do ZAIG – centrali procesowania danych w Berlinie. Sieć była niezwykle efektywna głównie dzięki swej liczebności – tworzyło ją sto siedemdziesiąt trzy tysiące informatorów.
W hitlerowskich Niemczech jeden gestapowiec przypadał na dwa tysiące obywateli, w Związku Radzieckim jeden funkcjonariusz KGB na pięć tysięcy osiemset trzydziestu ludzi, w Niemczech Wschodnich zaś jeden informator na sześćdziesiąt trzy osoby, a jeśli liczyć „niepełnoetatowych” donosicieli – według niektórych badaczy był to jeden informator na sześciu obywateli. Miały ich w swoich szeregach nawet policja, straż graniczna i inne służby mundurowe.
Czytaj też: Ilu Polaków współpracowało z bezpieką?
Tej nocy, kiedy w Berlinie montowano kolczaste ogrodzenie, informatorzy byli rozmieszczeni wśród robotników i nadzorujących ich żołnierzy, tak aby mieć pewność, że wszyscy wykonują rozkazy. To również informatorzy Stasi z Dwudziestego Departamentu wspinali się na dachy Drezna, by wypatrywać anten skierowanych na zachód; to oni sporządzili listę nazwisk, którą Joachim widział w gazecie. Żeby pomóc funkcjonariuszom Stasi w werbowaniu dwudziestu pięciu osób rocznie, szkolono ich pod tym kątem. Stosowane strategie wyłuszcza Dyrektywa 1/79.
W pierwszej kolejności zaleca polityczną perswazję, dzięki której można pozyskać ludzi na zasadzie lojalności. Jeśli nie zadziała, można przekupić potencjalnego informatora pieniędzmi albo lekarstwami. Jeżeli to nie skutkuje, trzeba sięgnąć po większy kaliber – szantaż.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Heleny Merriman „Tunel 29” (Wydawnictwo Insignis, 2023)
KOMENTARZE (5)
albo dawać im regularnie numery toto lotka…
Niemcy nie są zbyt oryginalni. Bo taką samą metode stosowali Niemcy wobec żydowskiej policji w gettach. Tam także każdy żydowski policjant miał obowiązek przyprowadzić kilku swoich rodaków do obozu zagłady. Typowe państwo policyjne i komunistyczna dyktatura.
Podajesz ilu funkcjonariuszy KGB i gestapo przypadało na jednego mieszkańca, a w przypadku Stasi – ilu informatorów przypadało na mieszkańca…
Szkodzisz.
Była kanclerz Niemiec próbowała przenieść doświadczenia ze swojej ojczyzny na grunt ogólnoeuropejski. Jestem o tym przekonany. Oczywiście nie doślownie.
Dlatego nie mam zaufania do żadnego Niemca czy Rosjanina. Służyli Bismarckowi, potem Hitlerowi, Stalinowi i teraz BND, KGB .Zawsze wiedzą jak się ustawić ,żeby mieć dobrze. Ciekawe ilu teraz statystycznie donosi na siebie? o byłaby ciekawa informacja :-)