W V wieku p.n.e. Persowie dwukrotnie ruszyli przeciwko Grekom – i dwa razy ponieśli sromotną klęskę. Jak przebiegały wojny perskie?
– Było sobie kiedyś imperium w Mezopotamii, czyli w takim regionie świata, gdzie imperia powstawały od wielu wieków. Medowie i Persowie, pokrewne plemiona, stworzyli w Mezopotamii kolejne imperium, które było największe i najpotężniejsze.
– O nie! Znów cofamy się tak daleko w czasie? Nie możemy przejść od razu do akcji?
– Nie jęcz, człowieku! Zaraz będziesz miał akcję. Ale jeśli nie wiesz, z kim walczyli Grecy w czasie wojen perskich, to nie zrozumiesz, dlaczego ich zwycięstwo było tak ważne.
– Też mi tragedia! Persowie byli barbarzyńskim i niecywilizowanym ludem, któremu zależało tylko na podbojach.
– I to wszystko? Oczywiście, że byli okrutni, i oczywiście, że chcieli podbijać, jak wszystkie imperia przed nimi i po nich, ale aby stworzyć taką potęgę, musieli mieć odpowiednią infrastrukturę i know-how. Persom udało się zjednoczyć pod swoim panowaniem setki różnych ludów, pozwalając im jednocześnie na swobodę wyznania. W imperium perskim niesamowicie rozwinęła się także sztuka. Persja szybko stała się mocarstwem i podporządkowała sobie Egipt, cały Bliski Wschód i Azję Mniejszą. Grecy, którzy zamieszkiwali Azję Mniejszą, zasiedlali głównie wybrzeże, ale w pewnym momencie także musieli się podporządkować Persom. W końcu greckie miasta się zbuntowały. Grecy poprosili nawet o pomoc swoich braci i siostry z Grecji kontynentalnej.
Powstanie jońskie
– Zaraz, czyli wojny perskie nie toczyły się w Grecji?
– Za bardzo się spieszysz. Nie doszliśmy jeszcze do wojen perskich. Na razie mówimy o powstaniu jońskim. Większość Greków z Grecji kontynentalnej albo stchórzyła, albo nie chciała pomóc. Z pomocą pospieszyły tylko dwie polis: Eretria i Ateny. Niestety w 492 roku p.n.e. powstanie jońskie zakończyło się niepowodzeniem, a miasta greckie w Azji Mniejszej były teraz na dobre pod jarzmem perskim. Persowie jednak nie byli w ciemię bici. Pamiętali, że to Ateny i Eretria wysłały pomoc, i postanowili się zemścić, jednocześnie robiąc z tego pokazówkę dla swoich poddanych. I tak zaczęła się pierwsza wojna perska. W 490 roku p.n.e., dwa lata po powstaniu, perska armia zdobyła Eretrię, doszczętnie ją spaliła i splądrowała. Stamtąd Persowie popłynęli do leżącej naprzeciwko Attyki. Flota perska dopłynęła do Maratonu i ze statków zeszła armia tak liczna, że Grecy nigdy wcześniej takiej nie widzieli.
– Grecy nie zjednoczyli się przeciwko Persom?
– Wtedy jeszcze nie. Ateńczycy wysłali posłańca, który miał prosić o wsparcie. Tenże posłaniec biegacz, Filippides, pokonał w ciągu kilku dni ponad dwieście kilometrów i dobiegł aż do Sparty. Niestety przesądni Spartanie stwierdzili, że muszą czekać na pełnię księżyca, aby wyprowadzić armię, inaczej na pewno będą mieli pecha w walce.
– I bez sensu tyle się chłopak nabiegał.
Bitwa pod Maratonem
– Gdzieś w połowie drogi, na zboczach góry Partenio, jak głosi legenda, Filippides zatrzymał się, by odpocząć w cieniu, i nagle stał się cud. Ateńczykom postanowił pomóc pewien mały bóg. Podobno bożek Pan ukazał się Filippidesowi i powiedział mu, że będzie sojusznikiem Ateńczyków, jeśli ci zaczną go czcić. Filippides obiecał przekazać wiadomość. Ateńczycy uwierzyli biednemu chłopakowi, który prawdopodobnie od całego tego biegania zwyczajnie dostał pomieszania zmysłów, i obiecali czcić bożka Pana.
– Czyli Ateńczykom w końcu nikt nie pomógł?
– Ani Spartanie, ani inni Grecy nie zdążyli im przyjść z pomocą. Wsparcie w postaci tysiąca ludzi wysłali tylko Platejczycy. Sam rozumiesz, że Ateny stanęły wtedy przed wizją całkowitej zagłady. Wszyscy zdolni do walki mieszkańcy tej małej polis, którzy zaledwie kilka lat wcześniej stali się niezależni dzięki wprowadzeniu demokracji, musieli teraz udowodnić światu, że ta demokracja działa i że nawet mała mieścina może stawić czoła złowrogiemu gigantycznemu imperium. Młodzi Ateńczycy, którzy zebrali się pod Maratonem, by stawić czoła perskim hordom, widzieli jeszcze dym ze zgliszczy Eretrii na przeciwległym brzegu i wiedzieli, że być może nadchodzi ich kres. Ateńczycy mieli około dziewięciu–dziesięciu tysięcy hoplitów. Ale przeciwko nim stanęła do walki o wiele liczniejsza wroga armia.
– Jak wielka?
– Od dwóch do dziesięciu razy większa, szacunki są różne. Ateńczycy postanowili wykorzystać pewien fortel: przeformowali szyk wojsk tak, żeby skrzydła były dwukrotnie mocniejsze niż centrum. Wróg zajęty walką w słabszym centrum został otoczony z dwóch stron i złapany w kleszcze przez grecką armię. Persowie, widząc przewagę Greków, byli zdezorientowani. Zaczęli wierzyć, że zasiał wśród nich „panikę” bożek Pan, który naprawdę ucieszył się z decyzji Ateńczyków, że odtąd będą go czcić, i dlatego im pomógł. Grecy stracili w boju dwustu trzech żołnierzy, Persowie aż sześć i pół tysiąca!
– Słowo „panika” pochodzi od bożka Pana? Nie miałem pojęcia.
Czytaj też: Oddziały greckich hoplitów mogły przesądzić o losach imperium perskiego. Wyprawa dziesięciu tysięcy
Pierwszy maraton w dziejach
– Persowie rozpoczęli swój bezładny odwrót w kierunku własnych okrętów. Ateńczycy ich ścigali. Jeden z nich o imieniu Kynegeiros podobno chwycił perski okręt za dziób, by go przytrzymać, ale spanikowani Persowie odcięli mu rękę. Złapał więc okręt drugą ręką, ale też mu ją odcięli. Wtedy postanowił przytrzymać okręt zębami, więc w końcu Persowie go dekapitowali! Persowie odpływają, ale myślą sobie tak: „Kurczę, cała armia Ateńczyków jest teraz pod Maratonem. Wiele mil od Aten. Miasto jest niestrzeżone. Płyńmy tam i zajmijmy je”. No i płyną do Faleronu. Ale dzielni Ateńczycy nie są w ciemię bici. Domyślają się, że Persowie coś knują, i choć są wyczerpani, biegną co sił w nogach do miasta.
– Jak dali radę? Przecież byli wyczerpani po bitwie, na dodatek mieli na sobie ciężkie zbroje.
– No właśnie, to jest w tym wszystkim najbardziej niesamowite! Młodziutcy hoplici z małej polis po ciężkiej bitwie z gigantyczną armią zostawili na polu walki swoich rannych, a sami przebiegli całą drogę z Maratonu do Aten, aby ratować swoje miasto. To był pierwszy prawdziwy maraton! I przebiegli go w pełnym rynsztunku!
– I zdążyli?
– Zdążyli. Kiedy Persowie dotarli do Faleronu, zobaczyli Ateńczyków stojących dumnie z tarczami i włóczniami na wzgórzach otaczających miasto i wiedzieli już, że przegrali na dobre. Zabrali manatki i wrócili do siebie. I tak wraz ze zniszczeniem Eretrii i ocaleniem Aten zakończyła się pierwsza wojna perska. Bitwa pod Maratonem stała się legendarna. Późniejsze pokolenia stworzyły legendy o tym dniu. Wyobrażano sobie, że to bogowie pomogli Grekom – że pomógł im bożek Pan, a nawet sam Tezeusz, który pojawił się na polu bitwy… Na tej samej zasadzie młodsze pokolenia Greków widziały świętych lub Dziewicę Maryję pomagających im w walce. Persowie nie mogli jednak znieść takiej zniewagi. Przez dziesięć lat przygotowywali się, zbierali jeszcze większą armię i w 480 roku p.n.e. mieliśmy już sequel, czyli drugą wojnę perską.
Czytaj też: Falanga. Ta wojskowa formacja zapewniała wielokrotne zwycięstwa na polach starożytnych bitew
Druga wojna perska
– Znów sobie skoczyli do Grecji na swoich statkach?
– Tym razem Persowie szli także drogą lądową, i to z dużo większą armią, ale przypłynęli też na okrętach. Ich flota była ogromna. Podbili Trację, podporządkowali sobie Macedonię i wyobrażali sobie, nie bez powodu, że wszyscy padną przed nimi na kolana, a oni włączą cały grecki półwysep do swojego przymusowego „programu ochrony”. Król Macedonii Aleksander I, choć pozornie był sojusznikiem Persów, potajemnie przekazywał informacje Grekom z południa. Wiele greckich miast przestraszyło się i czym prędzej podporządkowało się Persom. Łącznie z kapłanami z Delf. Pomyśleli sobie pewnie: „Postawmy na najbardziej prawdopodobnego zwycięzcę, to nie czas na podejmowanie ryzyka”.
– Czyli największa wyrocznia starożytnego świata przepowiedziała, że najeźdźcy zwyciężą?
– Tak, ale większość greckich miast zignorowała ostrzeżenia kapłanów i zjednoczyła się, by stawić czoła zagrożeniu. Najpotężniejszą polis była Sparta. Pierwszą linię obrony miały stanowić Termopile. Teoretycznie nawet mucha nie mogła się przedostać przez ich linię obrony. Ale doszło do zdrady i Grecy zostali zmuszeni do odwrotu spod Termopil. Ateny, które dziesięć lat wcześniej udało się uratować, dostały się w ręce Persów, którzy spalili je doszczętnie. Ateńczycy z tym, co zdołali zabrać ze sobą, uciekli na okoliczne wyspy. Wolny pozostał tylko Peloponez. Ogólnogrecka rada wojenna zebrała się, aby omawiać obronę Przesmyku Korynckiego.
Czytaj też: Naćpana wyrocznia delficka
Bitwa pod Salaminą
– Zdenerwowałem się… Dlaczego? Przecież wiem, że to się dobrze kończy.
– Ateńczyk Temistokles przewiduje rozwój wypadków i wiedząc, że Grecy będą mieli przewagę na morzu, wyzywa flotę perską do starcia z grecką w Zatoce Salamińskiej. Flota grecka była nie do pobicia na swoich trierach. Pływający na nich marynarze nie byli superbohaterami. To byli młodzi mężczyźni, którzy widzieli, jak ich krewni uciekają w popłochu, a miasto zostaje zrównane z ziemią. Nie mieli nic do stracenia. Pozostało im tylko walczyć do ostatka. I wygrali. Grecy z flotą ateńską w roli głównej wygrali bitwę pod Salaminą, ponieważ ich małe, zwrotne triery mogły łatwiej manewrować w tłumie wrogich okrętów perskich. Wódz Persów Kserkses, który ze wzgórza Egaleo obserwował bitwę, musiał się dławić swoją arogancją.
– No dobrze, ale czy to jedno zwycięstwo na morzu wystarczyło?
– Zwycięstwo na morzu daje czas. Bez floty gigantyczna armia perska nie mogła otrzymywać zaopatrzenia. Grecka armia lądowa miała czas na przegrupowanie sił i w efekcie w bitwie pod Platejami pokonała wroga. Persowie zaczęli zwiewać na swoich okrętach, ale flota grecka ścigała ich aż do Mykale na wybrzeżu Azji Mniejszej. I Grecy drugi raz pokonali Persów.
– I to był gwóźdź do trumny tych tyranów.
– Grecy musieli potem poświęcić trochę czasu na zaleczenie ran i odbudowanie ruin, które były efektem obu tych wojen, ale wtedy mieli już zupełnie nowe poczucie samoświadomości i własnej doskonałości. To był ich czas, teraz dopiero Grecja miała naprawdę zabłysnąć, jako że wchodziła w okres klasyczny.
KOMENTARZE (3)
Uffffff…
Zgroza istna!!!
Bogowie greccy drodzy, a wy to widzicie (czytacie!) i nie grzmicie???
„Wszystkie zachowane główne źródła dotyczące wojen grecko-perskich są greckie; żadne współczesne relacje nie przetrwały w innych językach.”(Wiki ang.)
Historię zatem jak zwykle (na)pisali tutaj zwycięzcy! Nie zapominajmy o tym!
Persja to było bardzo świeże, takie „aspirujące” imperium „w powijakach” na mapie antycznej, bardzo niespodziewanie zadające klęskę Medom, a…
Pierwszorzędnym imperium świata antycznego była wówczas bezspornie GRECJA! Owszem luźny związek polis, ale… …rzekomo „mała polis” ateńska stała się głową takie prawdziwego – w przeciwieństwie do perskiego, imperium – wielkiej, bezwzględnej „mega” okrutnej ligi Delijskiej!
„Wszyscy zdolni do walki mieszkańcy tej MAŁEJ polis… …musieli teraz udowodnić światu, że ta demokracja działa [MILITARNIE] i że nawet MAŁA mieścina może stawić czoła złowrogiemu gigantycznemu imperium.” – a to – gigantyczne rzekomo imperium perskie, to już kompletna tym razem naprawdę gigantyczna bzdura, noooooooooooooonsenas do potęgi!!!
…
Większość ogromnego obszaru imperium była słabo lub bardzo słabo zamieszkana. Greckie nie tylko śródziemnomorskie, rdzenne polis oraz kolonie stanowiły nie tylko większy obszarowo organizm ale i ludniejszy, a co ważniejsze bogatszy!
Grecy mieli wyraźną przewagę nad Persją, głównie dlatego bo demokracja sprawiała, że obywatele mogli utożsamiać się ze swym państwem, jego władzą, ba!, byli przecież jej częścią!
Demokracja była zatem o „niebiosa” sprawniejsza militarnie od skrajnej perskiej autokracji, była iście genialnym militarnie wynalazkiem!
…
A właśnie Persja?
Ano nie było tam nieomal żadnej wolności, a jedynie skrajny terror.
„…pozwalając im jednocześnie na swobodę wyznania…” – nic z tych rzeczy!
Te twierdzenie wynika jedynie z nadinterpretacji faktu włączenia bóstw podbitych nacji w perski panteon. Nie służyło to jednak „pielęgnowaniu” ich – owych podbitych nacji wolności, a wręcz przeciwnie: dominowaniu i upokarzaniu podbitej ludności, pokazując jej, że ich bóstwa zajmują niższe od perskich, bo bardzo podrzędne, pozycje w perskim panteonie!
Pochodzące z tych nacji oddziały wojska perskiego dawała więc zwykle „dyla” przy każdej okazji, bo tylko zwykły strach łączył ich z Persją. Nie zamierzali ginąć za swoich oprawców. Większość zresztą perskich armii antycznych nie składała się nawet z nich, a z kontyngentów sojuszników, którzy byli nimi wyłącznie oczywiście także ze zwykłego strachu, konieczności – by nie stracić swych resztek niezależności i… W czasie wojny, bitew, opuszczali swego niechcianego „sprzymierzeńca”, gdy tylko mogli.
Czy perski najazd na Grecję nie był czasami li tylko obroną przez atak?
…
„…trochę czasu…”
– te trochę czasu tak naprawdę Grecy wykorzystali na bezpardonową ekspansję na ziemie będące pod dominacją perską, która to za Aleksandra zakończyła się kompletną klęską Persji, de facto wymazaniem rzekomego gigantycznego imperium perskiego z antycznej mapy.
A zaczęli (Grecy) tak:
„Sprzymierzeni Grecy kontynuowali swój sukces [Plateje], niszcząc resztę perskiej floty w bitwie pod Mycale , po czym WYPĘDZILI perskie garnizony z Sestos (479 p.n.e.) i Bizancjum (478 p.n.e.). Po wycofaniu się […] Persów z Europy i greckim zwycięstwie pod Mycale, Macedonia i miasta-państwa Jonii odzyskały niepodległość.” „Liga Delijska kontynuowała zwycięską kampanię przeciwko Persji przez następne TRZY DEKADY [!!!], poczynając od WYPĘDZENIA pozostałych perskich garnizonów z Europy […]. W bitwie nad Eurymedonem w 466 r p.n.e. Liga odniosła podwójne zwycięstwo, które ostatecznie zapewniło wolność miastom Jonii…” (Wiki ang.)
Jak więc widzimy w stosunkowo krótkim czasie rzekome wielkie imperium perskie, poniosło szereg upokarzających klęsk w walce z Grekami – a…, i nie odniosło absolutnie ŻADNEGO istotnego, wielkiego a nawet „większego” zwycięstwa!
„Faktem jest, że Persowie pogodzili się z utratą niemal wszystkich polis greckich w Azji Mniejszej i NIE PRÓBOWALI ich odzyskać aż do ostatniej dekady V stulecia (a i wtedy posłużyli się raczej dyplomacją…” (Wiki pol.)
…
Potęga imperialna grecka wyrosła bowiem z permanentnej wielowiekowej wojny, z wielkiej ekspansji, poczynając od tzw. inwazji ludów morza, której obecnie znaczenie próbuje się marginalizować, bo nie za bardzo ona pasuje lewicującej „starej” UE (tj., że takie „prymitywne” i krwawe mamy niby mieć korzenie), ekspansji będącej chyba najważniejszym ciągiem wy(z)darzeń w genezie tak antycznej, jak i obecnej Europy.
Sumarum: powtarzanie archaicznych stereotypów nie ma najmniejszego sensu, mieliśmy to i mamy w procesie pseudo-edukacyjnym na lekcjach historii – i to w zupełności wystarczy – i to na pewno – nie chyba; dość już tej „poprawności politycznej” nie mającej wiele wspólnego z realiami tamtych czasów, aktualnym stanem ustaleń nauki o nich.
Gdy widzę w opisie wydarzeń antycznych pieprzenie o lewicowości (czy prawicowości) to wiem, że autor tego bełkotu jest kompletnym idiotą.
Swoją drogą jest zastanawiające jak przez wieki całe, dobrze się trzyma antyczna grecka propaganda wojenna, ich – Greków, „na wyrost” gloryfikująca. A przecież np. ww. Symmachia Delijska zwana też imperium ateńskim (arche) była bezwzględnie i okrutnie przez Ateny zarządzana. Buntujące się polis co najmniej pozbawiano murów obronnych ale bywało, że dla przykładu zamieniano ich mieszkańców w niewolników lub nawet być może i w skrajnych przypadkach, wybijano ich co do jednego… (na to ostatnie nie ma bezspornych dowodów, ale poszlaki już tak, są)
Nic więc dziwnego, że gdy wrzuciłem w wyszukiwarkę: „liga delijska” to uzyskałem, fakt przypadkową, ale znamienną jednak zbitkę: Ateński Związek Morski, Liga Delijska. Podobne tematy: Adolf Hitler dwudziestolecie międzywojenne…