Mało jest na świecie rzeczy tak słynnych i tajemniczych. Czy rysunki w Nazca były tylko sztuką dla sztuki? A może rację mają zwolennicy teorii o wizycie UFO?
Kto to w ogóle jest Nazca? Od tego pytania musimy zacząć, ponieważ jest ono znacznie ważniejsze niż to, co to jest Nazca? Na to ostatnie łatwo jest bowiem odpowiedzieć. To po prostu znajdujący się w południowo-zachodnim Peru pustynny płaskowyż. Natomiast odpowiadając na pytanie „kto?”, musimy cofnąć się o kilkanaście wieków. Wtedy bowiem żyli przedstawiciele starożytnej kultury Nazca, którzy – jak się uważa – wykonali słynne rysunki. Autorzy różnie podają tutaj zakres czasowy. Na ogół ocenia się, że stworzono je pomiędzy rokiem 100 a 650 lub 300 a 600.
Członkowie kultury Nazca zamieszkiwali głównie doliny peruwiańskich rzek po zachodniej stronie Andów. Zresztą rzeki były dla nich niezwykle istotne. Generalnie ówczesny tamtejszy klimat był raczej suchy. Na pustyni deszcz padał naprawdę rzadko. W kulturze Nazca brak było czegoś takiego, jak władza centralna, jedynie wioski miały swoich wodzów. Oprócz omawianych tutaj rysunków pozostawili po sobie jeszcze coś: bogatą kolekcję niezwykle barwnych wyrobów garncarskich. Zresztą nie tylko to. W ciągu ostatnich 20–30 lat zbadano około 700 stanowisk archeologicznych. Natrafiono nawet na ruiny piramid o wysokości około 20 metrów.
Istotne jest tutaj jednak też to, czego po sobie nie zostawili. A nie pozostawili żadnych źródeł pisanych, bo najprawdopodobniej w tej kulturze coś takiego, jak język pisany, nie istniało. A zatem tego, dlaczego stworzyli te niezwykle rysunki – od nich samych się niestety nie dowiemy.
W jaki sposób powstały rysunki z Nazca?
Paradoksalnie udzielenie odpowiedzi na to pytanie okazało się o wiele łatwiejsze niż znalezienie powodów, dla których powstały tamtejsze geoglify (bo tak się je fachowo nazywa). Naukowcy wykazali, że ludzie z kultury Nazca usuwali najpierw wierzchnią, ciemniejszą warstwę na pustyni, by odsłonić jaśniejsza spodnią. W ten sposób, łącząc ze sobą linie o różnych długościach i szerokościach, tworzyli swoje rysunki. Mówi się też o tym, że zapewne używali w tym celu jakiejś jednostki miary. Jakiej? Tego już się nie dowiemy. Co do sposobu ich „projektowania”: być może najpierw robiono szkic, a następnie przenoszono go „w teren” przy pomocy lin i drewnianych słupków.
Rysunki z Nazca, widoczne dopiero z pewnej wysokości i zajmujące łącznie obszar około 450 km2, układają się w różnego rodzaju linie, wzory, kształty geometryczne – trójkąty, trapezy, zygzaki czy spirale. Jednakże najbardziej interesujące są te, które przedstawiają coś konkretnego, a mianowicie zwierzęta. I to naprawdę sporą ich ilość. Mamy więc małpę, pająka, wieloryba, lamę, psa, jaszczurkę i całkiem konkretną kolekcję ptaków. Ich rozmiary są zróżnicowane i imponujące. Przykładowo pająk ma 45 metrów, kondor 120, długość jaszczurki to 180 metrów, wielkość maleńkiego kolibra to „jedynie” 97 metrów, a flaming ma 275 metrów „wzrostu”. Sposób wykonania części geoglifów przywodzi na myśl motywy dekoracyjne z wyrobów garncarskich.
W jaki sposób mogły przetrwać w tak dobrym stanie aż kilkanaście wieków? Część naukowców jest zdania, że przyczynił się do tego niezwykle korzystny dla nich i unikalny klimat. Na pustyni, na której się znajdują, jest sucho, a średnia temperatura oscyluje w granicach 25ºC. Jednakże sekret tkwić może w czymś innym. Chodzi o dość specyficzny fenomen. Oto bowiem geoglifów erozja się nie ima! Dlaczego? Ponieważ unoszące się znad ziemi gorące powietrze zmienia kierunek wiatru, sprawiając, że ich nie owiewa.
Z początku wcale nie skupiały na sobie aż takiej uwagi
XX-wieczni badacze bynajmniej nie byli pierwszymi, którzy zauważyli, że geoglify z Nazca w ogóle istnieją. Już w 1547 roku hiszpański konkwistador Pedro Cieza de Leon udokumentował obecność dziwnych znaków na pustyni. Kilka kolejnych wzmianek pochodziło od podróżników z XVI i XVII wieku. Jednak opisom tym daleko było do jakichkolwiek poważnych prób rozwikłania zagadki.
Jako pierwszy w XX wieku naukowiec natrafił na nie w 1926 roku amerykański antropolog Alfred Louis Kroeber. Z obecnej perspektywy zadziwiający może być fakt, że nie wzbudziły one jego większego zainteresowania. Nie podjął specjalnych działań, by wyjaśnić, czym są i skąd się wzięły. W roku 1927 natrafił na nie z kolei miejscowy archeolog Toribio Mejia Xesspe. Prowadził wtedy wykopaliska w południowym Peru, w pobliżu ruin starożytnego miasta Cahuachi.
Jego uwagę przykuło to, co zobaczył na pustyni poniżej: dziwne, kolorowe i niezwykle długie linie. W przeciwieństwie do Kroebera Mejia postanowił poświęcić im chwilę. W swojej publikacji naukowej próbował nawet wyjaśnić ich znaczenie. Twierdził wtedy, że linie te mogły być pozostałościami jakichś starożytnych (być może rytualnych) dróg lub akweduktów. Jego koncepcję wydają się potwierdzać również bardziej współczesne badania, jak chociażby te, których rezultaty zostały przedstawione w 2015 roku przez badaczy z japońskiego Uniwersytetu w Yamagata.
Czytaj też: Groby olbrzymów. Gdzie znajdują się „polskie piramidy”?
Może to olbrzymi kalendarz astronomiczny?
Istotną postacią w kontekście badań nad geoglifami był też geograf Paul Kosok. Jego zdaniem ich układ stanowił coś w rodzaju kalendarza astronomicznego. Chociaż kiedy usłyszał o nich pierwszy raz pomyślał, że to po prostu kanały irygacyjne. Zresztą do teorii o kalendarzu przekonał go przypadek. O zachodzie Słońca jego żona zrobiła mu zdjęcie na tle tych linii. I okazało się, że w tym dniu Słońce zachodziło dokładnie na końcu jednej z nich.
Zresztą nie tylko Paul Kosok tak uważał, ale i matematyczka, która poświęciła szmat życia – aż 50 lat – na próbach zrozumienia ich znaczenia. To Niemka Maria Reiche, emigrantka, która uciekła z Niemiec w 1932 roku przed nazistowską dyktaturą. Większość życia spędziła w Peru. Jej zdaniem członkowie kultury Nazca potrzebowali takiego kalendarza, by móc przewidywać nadejście deszczu, a linie wskazywały na konkretne gwiazdy. Kiedy dochodziło do przesunięć, tworzono po prostu nową, równoległą linię.
Powyższą koncepcję próbował podważyć urodzony w Wielkiej Brytanii amerykański astronom Gerald Hawkins, który wcześniej zajmował się m.in. badaniami nad Stonehenge. I używał do tego komputera. W grudniu 1968 roku wprowadził do niego zebrane przez siebie dane dotyczące geoglifów. Wykazał, że co prawda część linii wskazuje na konkretne gwiazdy, ale w zdecydowanej większości przypadków taka sytuacja nie ma miejsca, a zatem linie Nazca nie mogą być elementami astronomicznego kalendarza. Jednak wielu naukowców podawało wyniki prac Hawkinsa w wątpliwość, argumentując, że zebrał on zbyt małą ilość informacji oraz nie uwzględnił w wystarczającym stopniu specyfiki nieba na południowej półkuli.
Teorie mniej lub bardziej szalone
To, co z pewnością nurtowało badaczy, to fakt, w jaki sposób geoglify mogły w ogóle powstać, skoro w pełnej krasie i okazałości widać je dopiero z wysoka, a ich twórcy nie dysponowali niczym, co latało? A może dysponowali? Np. balonami? Podróżnik Jim Woodman postanowił to sprawdzić. Podjął próbę zbudowania balonu na gorące powietrze przy wykorzystaniu jedynie tych materiałów, które mogli mieć do dyspozycji twórcy geoglifów.
Jako główny budulec posłużyła mu trzcina (kosz) oraz bawełna (sam balon). Już to założenie okazało się błędne, ponieważ jak wykazali archeologowie, trzcinę można było znaleźć, ale dopiero około 640 km od rysunków z Nazca! Co jeszcze gorsze dla Woodmana, jego balon po 4 godzinach napełniania powietrzem ledwie dał radę wzbić się w przestworza, a pilot miał problem z tym, by nad nim zapanować. Koncepcja: obalona.
Nie sposób oczywiście nie wspomnieć o najbardziej… śmiałej teorii dotyczącej sposobu i powstania rysunków. Skoro zrobienie tego ziemskimi metodami wydaje się nieprawdopodobne, to może odpowiadają za nie… kosmici? Taką koncepcję lansował popularny swego czasu szwajcarski autor Erich von Däniken, którego zdaniem linie były lotniskami dla przedstawicieli pozaziemskich cywilizacji. Spopularyzował na kartach swojej książki z 1968 roku „Wspomnienia z przyszłości”.
W 1980 roku niemiecki inżynier Georg von Breunig zasugerował, że linie te mogły być po prostu bieżniami, zaś ówczesna ludność organizowała coś w rodzaju współczesnych igrzysk olimpijskich. Kwestia przeznaczenia geoglifów z Nazca po dziś dzień stanowi jednak dla świata nauki twardy orzech do zgryzienia. I po dziś dzień odkrywane są nowe rysunki. Przykładowo w lipcu 2014 roku kilka z nich zauważył przelatujący nad tamtymi terenami pilot. Gdyby tylko twórcy geoglifów zostawili po sobie chociaż krótką notatkę…
Bibliografia
- F. Aveni (red.), The Lines of Nazca, The American Philosophical Society, Philadelphia 1990.
- Cerinotti, Tajemnice piramid, Bellona, Warszawa 2009.
- Hinman, The mystery of the Nazca Lines, Abdo Publishing, Minneapolis 2016.
- Pearson, Na tropie niewyjaśnionego. Tajemnice, wobec których nauka pozostaje bezradna, Wydawnictwo Znak, Kraków 2020.
- World’s Greatest Wonders: from Man-Made Masterpieces to Breathtaking Surprises Of Nature,
KOMENTARZE (3)
Na ten temat oglądałem już parę dokumentów, naprawdę fascynujące
Niby takie dziedzictwo UNESCO, a na jednym ze zdjęć powyżej droga przechodzi przez rysunek, nawet nie na jakiejś estakadzie…
Nikt się nie zastanowił, skąd prymitywni i niepiśmienni Indianie, mieszkający w szałasach z liści i słomy znali nie występujące u nich wieloryby i flamingi?