„Tam w łonie Missisipi znaleźli swoje miejsce spoczynku” – wspominał jeden z tych, którym 27 IV 1865 roku udało się wyjść cało z katastrofy parowca SS Sultana.
Wydawać by się mogło, że to morza i oceany są świadkami największych i najbardziej tragicznych w skutkach katastrof jednostek pływających. I rzeczywiście, w większości wypadków tak właśnie jest. Jednak od tej mało chwalebnej reguły są wyjątki. Jednym z nich jest zatonięcie na rzece Missisipi parowca SS Sultana. Skala tej tragedii była tak ogromna, że po wielu latach od feralnego dnia pechową jednostkę zaczęto nazywać nawet „Titanikiem Missisipi”.
Klucz do zwycięstwa
Jak podkreślają badacze wojny secesyjnej, niemal od początku jej trwania wielu polityków i wojskowych Unii rozumiało, że kluczem do zwycięstwa nad Konfederacją jest objęcie kontrolą całego biegu rzeki Missisipi. Pamiętać bowiem należy, że przy słabo rozwiniętej w tym okresie sieci dróg szybki transport wojsk i zaopatrzenia odbywać się mógł tylko za pomocą żeglugi śródlądowej. A tocząca swe wody z północy na południe potężna Missisipi nie tylko ułatwiała komunikację i przewóz na tym kierunku, lecz także rozdzielała skonfederowane stany na dwie części. Nie dziwi zatem, że walki o hegemonię nad tą rzeką toczyły się prawie przez cały okres trwania wojny domowej i miały niezwykle zacięty przebieg.
Do zmagań na rzece obie strony używały flotylli niezliczonych jednostek pływających. Były to najczęściej zaadaptowane na potrzeby wojenne żaglowe i parowe slupy, przeróżne barki wykorzystywane jako pływające baterie oraz przebudowywane często z cywilnych bocznokołowców pancerne kanonierki. Wśród tego prawdziwego mrowia okrętów i okręcików w styczniu 1863 roku znalazł się też parowiec unionistów SS Sultana.
Wielka i nowoczesna
Zbudowaną w stoczni w Cincinnati Sultanę uważano w owym czasie za jeden z najnowocześniejszych i największych statków tego typu. Ta wypierająca blisko 1800 t duma Missisipi mierzyła ponad 80 m długości i 12 m szerokości. W jej przestronnych i wygodnych kajutach mogło podróżować 376 pasażerów, nad którymi czuwała 85-osobowa załoga.
Jednak to, co sprawiało, że Sultana była tak wyjątkowa, skrywało się pod pokładem. Tego kolosa napędzały bowiem cztery kotły płomienicowe – nowinka technologiczna tamtych czasów. Ich podstawową zaletą była mniejsza masa, wymiary i tzw. pojemność wodna w porównaniu z wcześniejszymi konstrukcjami. Tym samym zyskiwano więcej miejsca dla towarów i podróżujących. Ale co najważniejsze, nowe kotły dawały więcej mocy w krótszym czasie. Te zainstalowane na Sultanie i poruszające dwa burtowe 10-metrowe koła łopatkowe pozwalały jej na poruszanie się z zawrotną wówczas prędkością dochodzącą do 12 węzłów.
Czytaj też: H. L. Hunley – tajna broń konfederatów
W służbie Unii
Tak wielka i szybka jednostka prędko znalazła zatrudnienie we flocie Unii. Sultana wykonywała regularne kursy pomiędzy St. Louis a Nowym Orleanem, znajdując się często w ogniu walk. W ich wyniku parokrotnie uszkodzone zostały nadbudówki parowca. Raz tylko duża prędkość pozwoliła mu na uniknięcie abordażu ze strony wojsk konfederatów.
W swych przepastnych kajutach i ładowniach Sultana przewoziła głównie cywili, którzy w czasie wojny szukali szybkiego sposobu na ucieczkę z zagrożonych terenów, oraz bawełnę. Wraz jednak z postępami wojsk Unii wzdłuż doliny Missisipi coraz więcej statków potrzebnych było do realizowania przewozu żołnierzy, dostaw sprzętu i zaopatrzenia. Jeden z takich właśnie, zdawałoby się, rutynowych rejsów rozpoczął się 21 IV 1865 roku.
Czytaj też: Kolej podziemna – droga do wolności dla niewolników z amerykańskiego Południa
Delikatna maszyna
Tego dnia Sultana wyszła z Nowego Orleanu z setką pasażerów na pokładzie. Żwawo ruszyła w górę rzeki. Niestety po kilku godzinach spokojnej podróży załoga zauważyła niebezpieczny przeciek w jednym z kotłów. Tajemnicą poliszynela bowiem było, że mimo zaledwie dwóch lat od zwodowania statek był w złym stanie technicznym.
Zastosowane na Sultanie kotły płomienicowe były mniejsze i wydajniejsze od starszych modeli, ale wymagały szczególnej dbałości w zakresie bezpieczeństwa użytkowania. Poziom wody w systemie rurowym kotłów musiał być zawsze starannie utrzymywany. Obszary między wieloma kanałami zatykały się łatwo. Osady i minerały wokół rur i boków kotłów były trudne do usunięcia. Nawet najmniejszy spadek poziomu wody mógł spowodować gorące punkty prowadzące do zmęczenia metalu, zwiększając tym samym ryzyko eksplozji. Dlatego niezwykle ważną kwestią była regularna konserwacja takich kotłów, o którą jednak nie było łatwo w warunkach ciągłej wojennej eksploatacji.
Tym razem ratując się przed najgorszym, uszkodzony kocioł wyłączono i pod zmniejszonym ciśnieniem w pozostałych Sultana doczłapała do portu w Vicksburgu. Wezwany tam specjalista poinformował dowódcę statku kpt. Jamesa C. Masona o konieczności wymiany arkuszy blach w poszyciu uszkodzonego kotła. Mason, mimo że miał reputację dobrego i ostrożnego marynarza rzecznego, nie zamierzał jednak zaprzątać sobie głowy tak gruntowną naprawą. Zaplanował ją na czas po dotarciu do St. Louis. A tymczasem – wbrew protestom stoczniowego specjalisty – nakazał jak najszybsze i prowizoryczne zlikwidowanie przecieku.
Czytaj też: Wizjoner, który przewidział katastrofę Titanica
Interes życia?
Ten pośpiech kpt. Masona szybko znalazł swoje uzasadnienie. Okazało się bowiem, że dowódca Sultany miał już wcześniej ubity z kwatermistrzem Vicksburga prawdziwy interes życia. Wraz z wygasaniem w kwietniu 1865 roku krwawego konfliktu między Północą a Południem nadszedł czas powrotów żołnierzy do domów. Na ten moment zapewne najbardziej czekali jeńcy okrytych straszliwą sławą konfederackich obozów jenieckich. Przetrzymywani w okrutnych warunkach, poddawani nieludzkim karom i niedożywieni żołnierze Unii masowo tam umierali.
Dlatego też, kiedy tylko nadarzyła się taka okazja, każdy, kto przeżył, starał się jak najszybciej wrócić w rodzinne strony. Podróżowano w przeróżny sposób: koleją, pieszo, konno oraz żeglugą śródlądową. I właśnie ten fakt postanowił wykorzystać kpt. Mason. W owym czasie obowiązywała bowiem rządowa ustawa, która przewidywała rekompensatę w wysokości 5 dolarów za każdego szeregowca oraz 10 dolarów za każdego oficera Unii przewiezionego statkami z południa na północ kraju.
Dowódca Sultany uznał jednak, że przewidywany zysk można zwielokrotnić. Przekupiwszy więc odpowiedzialnego za repatriację jeńców kwatermistrza Vicksburga, sprawił, że na przewidzianej dla 460 osób Sultanie swój azyl znaleźli niemal wszyscy oczekujący w tym momencie w porcie na powrót do domu byli jeńcy – czyli prawie 2 tys. ludzi (!). Oprócz tego na pokładzie znalazło się 80 biletowanych pasażerów oraz oczywiście 85-osobowa załoga. I jakby tego było mało, kpt. Masonowi udało się w jakiś sposób upchnąć jeszcze 100 beczek cukru (każda o wadze 800 kg), kilkadziesiąt koni i mułów, setkę świń oraz… wielkiego aligatora w skrzyni – swoją maskotkę.
Ostatni postój
Kapitan Mason, głuchy na głosy rozsądku dowódców innych jednostek oraz portowych mechaników, wydał w nocy 24 IV rozkaz wyjścia z portu w Vicksburgu. Wypełniona po brzegi i trzeszcząca w szwach Sultana mozolnie wyruszyła w górę Missisipi. Ludzie wraz ze zwierzętami i towarami byli do tego stopnia poupychani w każdej dostępnej przestrzeni, że konieczne było podpieranie pokładów grubymi belkami.
Mimo trudności ze sterownością dwa dni później Sultana szczęśliwie dotarła do portu w Memphis. Wyładowano tam część cukru, a kilkudziesięciu żołnierzy w poszukiwaniu alkoholu i rozrywki zeszło na ląd. Dobra zabawa i wysokie procenty sprawiły, że nie zdążyli oni na odcumowanie Sultany, która około godz. 1 w nocy 27 IV ruszyła dalej na północ. Spóźnialscy pasażerowie nawet nie przeczuwali, że opilstwo uratuje im życie.
Czytaj też: Eksplozja w Halifaksie
Godzina przeznaczenia
Tymczasem przeładowana i dobywająca ostatnich koni mechanicznych ze swoich nadwyrężonych kotłów Sultana przedzierała się przez wzburzone powodzią i wyjątkowo niebezpieczne na tym odcinku fale Missisipi. Co ciekawe, przeciążony, ale po wyładowaniu części cukru ze zbyt małym balastem parowiec mógł się w każdej chwili przewrócić. Sytuację pogarszało dodatkowo nieustanne halsowanie, czyli stosowane w żegludze pod prąd lub wiatr płynięcie zakosami od brzegu do brzegu rzeki oraz… ludzka ciekawość.
Zgromadzeni na pokładzie pasażerowie co i raz przemieszczali się z burty na burtę, kiedy tylko zauważyli coś interesującego na brzegu rzeki. Przez to Sultana niepokojąco chwiała się na obie strony, doprowadzając tym samym do przelewania się wody w kotłach. Powodowało to w efekcie ich przegrzewanie się oraz wahania ciśnienia. Aby temu zapobiec, załoga próbowała nawet siłą zmuszać niesfornych pasażerów do pozostania na swoich wyznaczonych miejscach. Niestety około godz. 2 ich wysiłki przerwała gigantyczna eksplozja załatanego prowizorycznie parę dni wcześniej kotła na sterburcie. Kilka sekund później podobny los spotkał dwa następne – zamontowane na śródokręciu.
Missisipi w ogniu
W okamgnieniu wszystkie pokłady zostały rozerwane. Znajdująca się dokładnie nad kotłownią izba chorych przestała istnieć, a wraz z nią przylegająca do niej sterówka. Gorąca para i rozgrzane do czerwoności stalowe fragmenty niczym pociski natychmiast zabiły lub raniły dziesiątki pasażerów. Setki innych siła wybuchu wyrzuciła w powietrze. Wpadli do mrocznej, lodowatej o tej porze roku rzeki. Krwawe żniwo zebrały też walące się kominy. Zbudowana z drewna duma Missisipi momentalnie zamieniła się w dryfującą kulę ognia.
Każdy, kto przeżył słyszaną w oddalonym aż 11 km na południe Memphis eksplozję, szukał ratunku za burtą. Jedyna bowiem znajdująca się na Sultanie łódź ratunkowa dosłownie wyparowała. W efekcie rzeka wokół parowca zaroiła się od rozpaczliwie walczących o życie rozbitków. Jednak zimna i rwąca woda była dla większości z nich żywiołem nie do pokonania. Wymęczeni wojną, niewolą w obozach i rejsem w nieludzkich warunkach szybko znajdowali wieczny spokój w objęciach królowej rzek USA.
Natomiast ci, którzy mieli jeszcze siły, desperacko chwytali się wszystkiego, co utrzymywało się na wodzie. Walczono o każde drzwi, okna, potrzaskane meble, bele siana i wszelkie resztki wyposażenia statku. Jeden z żołnierzy miał nawet zabić bagnetem kapitańskiego aligatora, by w jego skrzyni znaleźć ratunek.
Kilkudziesięciu śmiałków odważyło się na powrót na dopalający się wrak Sultany. I tam też znalazły ich przybyłe ekipy ratunkowe.
Ofiary chciwości
Mimo że huk eksplozji był słyszany w Memphis, pierwsi ratownicy pojawili się na miejscu tragedii dopiero godzinę później. I była to – zupełnie przypadkowo – załoga podążającego z St. Louis na południe parowca SS Boston II. Podjął on 150 ocalałych z piekła szczęśliwców i co pary w kotłach ruszył do Memphis, aby zawiadomić o tragedii.
Tam już o wszystkim wiedziano. Według relacji świadków ponure wieści miał przynieść pewien ocalały szeregowiec, którego wartki nurt zniósł aż do miasta. Natychmiast na pomoc rozbitkom ruszyły niemal wszystkie dostępne w porcie jednostki – nawet obecny tam pancernik. Dla większości pasażerów Sutlany było już jednak za późno. Gdy wciąż ratowano ludzi na prowizorycznych tratwach i uczepionych wierzchołków zalanych przez powódź drzew, rzeka była już pełna martwych ciał unoszonych z prądem.
Łodzie szukały rozbitków przez cały ranek, ale ciała ofiar znajdywano jeszcze wiele miesięcy po katastrofie. Dopiero wtedy tak naprawdę można było w przybliżeniu ocenić jej przerażającą skalę. Przyjmuje się bowiem, że katastrofa Sultany pochłonęła ponad 1,5 tys. istnień ludzkich. Wśród nich znalazł się też kpt. Mason. Jego marzenie o wielkim bogactwie spoczęło na dnie Missisipi, gdzie 7 godzin od eksplozji znalazł się wypalony wrak Sultany.
A potem… tylko cisza
Co ciekawe, tragedia Sultany nie została właściwie zauważona przez amerykańską prasę. Zmęczone wojennymi okropnościami i niedawnym śmiertelnym zamachem na prezydenta Abrahama Lincolna społeczeństwo nie chciało czytać doniesień o kolejnych nieszczęściach. W rezultacie skończyło się na niewielkich notkach informacyjnych. Również podjęte niejako z konieczności śledztwo szybko zamknięto, nie przedstawiając nikomu żadnych zarzutów. Wszystko zrzucono na nieszczęśliwy splot wypadków. O Sultanie przypomniano sobie dopiero 47 lat później, gdy w lodowatych i również kwietniowych wodach zatonęła inna duma światowej żeglugi – RMS Titanic.
Bibliografia
- Cawthorne N., Wraki, tragedie i katastrofy morskie, tłum. O. Kaczmarek, Warszawa 2009.
- Falba T., Słyszeliście o… zatonięciu „Sultany”?, zeglarski.info [dostęp: 25.12.2022].
- Huffman A., Sultana: Surviving the Civil War, Prison, and the Worst Maritime Disaster in American History, Collins 2009.
- Taylor S. J., The Sultana: Titanic of the Mississippi,blog.newspapers.library.in.gov [dostęp: 24.12.2022].
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.