Kapitan James Cook, najsłynniejszy brytyjski odkrywca, został ugotowany i poćwiartowany. Zostały po nim... kości nóg i rąk, dłonie, czaszka oraz skóra głowy.
James Cook jest jednogłośnie wymieniany wśród najwybitniejszych angielskich podróżników i odkrywców. Zorganizował i poprowadził trzy wyprawy dookoła świata. Podczas drugiej z nich, w latach 1772–1775 zapuścił się aż do koła podbiegunowego południowego – jako pierwszy żeglarz w dziejach odkryć geograficznych. Jego głównym celem było odnalezienie legendarnego Lądu Południowego (Terra Australis). To mu się wprawdzie nie udało. Dotarł za to do Australii, Nowej Zelandii, a także na Hawaje (które nazwał wyspami Sandwich). Był tam pierwszym Europejczykiem. I nie byłoby wcale dziwne, gdyby stał się też jednym z ostatnich, po tym, co – nomen omen – zgotowali mu tubylcy.
Największy odkrywca wszech czasów
Początkowo nic nie zapowiadało katastrofy. Kapitan James Cook, w latach 70. XVIII wieku cieszący się już zasłużoną sławą nieustraszonego morskiego odkrywcy, bez lęku przybił do hawajskiego brzegu. Zresztą pewności siebie zdecydowanie mu nie brakowało. Sam napisał o sobie niegdyś, że ambicja pchnęła go „nie tylko dalej niż kogokolwiek przede mną, ale na same kresy tego, gdzie człowiek mógł dotrzeć”. I – jak miało się wkrótce okazać – gdzie w ogóle powinien dotrzeć…
Michael Farquhar w książce „Się porobiło! Pechowe dni w historii” opisuje:
Podczas trzech słynnych wypraw w latach siedemdziesiątych XVIII wieku Cook i jego załoga poszukiwaczy przygód przepłynęli wielkie przestwory oceanu, docierając do nieznanych wcześniej w Europie wysp Pacyfiku oraz lodowych mórz Arktyki i Antarktyki. Wszystko to, nanoszone na mapy i opisywane, gruntownie zmieniło pojęcie Europejczyków o świecie. Niemniej podjęte później poszukiwanie legendarnego Przejścia Północno-Zachodniego doprowadziło do gwałtownego końca jego odkryć.
Statek kapitana Cooka HMS „Resolution” i towarzyszący mu HMS „Discovery”, dowodzony przez Charlesa Clerke’a, dotarł do północnej części archipelagu 18 stycznia 1778 roku. Okręty rzuciły kotwice w zatoce Kealakekua przy brzegu Hawai’i.
Zdumieni tubylcy powitali przybyszów raczej serdecznie. Jak zanotował później James King, podporucznik służący na „Resolution”, dzięki któremu świat dowiedział się o losie dowódcy ekspedycji, mieszkańcy wyspy uznali Cooka za boga, a ich stosunek do Europejczyków „wydawał się bliski adoracji”. Na dodatek, co z zadowoleniem zauważył kapitan, posługiwali się oni językiem podobnym do języków ludów Oceanii. Co mogło pójść nie tak?
Nie czas na amory
Aura boskości spłynęła również na członków załóg obu statków. A ci ochoczo korzystali z gościnności Hawajczyków, czy też raczej Hawajek. Pomimo zakazu obcowania z lokalnymi kobietami, który wydał Cook, obawiający się – nie bez powodu – epidemii chorób wenerycznych wśród marynarzy, przebierali panie za mężczyzn i przyprowadzali na pokład. Nie powstrzymywała ich przed tym nawet groźba kary: 24 batów.
Nie były to czcze pogróżki – kapitan Cook podczas trzeciej wyprawy coraz bardziej zaczął odsłaniać swoje mroczne, sadystyczne oblicze. Caroline Alexander opisuje m.in., jak w trakcie ekspedycji wychłostał jednego z wodzów na Anamooka za kradzież, po czym zażądał za niego równowartości wieprza, a na Tongatapu ukarał winowajców batami oraz wycięciem krzyży na nagich ramionach.
Po tym, jak ruszył w dalszą drogę na Tahiti, kary Cooka stawały się coraz surowsze. Kradzież kozy stała się dla niego pretekstem do zniszczenia i splądrowania całej wioski, a strata sekstansu doprowadziła do jawnego okrucieństwa – złodziejowi nakazano ogolić głowę i obciąć uszy. Przerażeni oficerowie Cooka wyrazili swoją dezaprobatę, ale w większości pozostali bezsilni i ograniczyli się tylko do wybąkania niezadowolenia w swoich dziennikach.
Najwyraźniej uznali, że czas na zmartwienia przyjdzie później. Choć raczej nie przypuszczali, jak szybko.
Czytaj też: Kraina terroru. Horror ludzi wysłanych z misją ratunkową do lodowego piekła Arktyki
Tam i z powrotem
Członkowie ekspedycji zabawili na Hawajach kilka miesięcy, po czym ruszyli dalej w poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego. Szczęście przestało jednak sprzyjać słynnemu kapitanowi. Wprawdzie zdołał dotrzeć w okolice 65. równoleżnika, jednak na Morzu Beringa… pobłądził. Kiedy zaś na 71 stopniu szerokości geograficznej północnej „Resolution” i „Discovery” natrafiły na pole lodowe, dzielny podróżnik postanowił zawrócić.
W listopadzie znów był na Hawajach, a z nim jego marynarze – z w pełni rozwiniętymi objawami chorób wenerycznych. Z tego powodu Cook początkowo nie chciał przybijać do brzegu, jednak w styczniu 1779 roku skończyły się zapasy wody na pokładzie „Resolution”, więc chcąc nie chcąc, musiał zawinąć do portu. Kapitan 17 stycznia po raz ostatni dokonał zapisu w dzienniku. Resztę tej historii znamy dzięki relacji Jamesa Kinga.
Czytaj też: Ludobójstwo w imię imperium. Ile narodów zdziesiątkowali i wymordowali Anglicy?
Zaburzenie równowagi sił
Coock znów został powitany z otwartymi ramionami, lecz po dwóch tygodniach tubylcy zaczęli dopytywać, kiedy przybysze zamierzają odpłynąć. Faktycznie ruszyli w drogę na początku lutego, ale po kilku dniach musieli zawrócić z uwagi na zniszczenia „Resolution”. Od tego momentu sprawy zaczęły się toczyć mocno nie po myśli kapitana. W książce „Się porobiło! Pechowe dni w historii” czytamy:
Niemniej ani on, ani nikt inny nie wiedział, że ich [pierwsze – przyp. aut.] przybycie niemal się zbiegło z miejscowym świętem, podczas którego bóg Lono, kojarzony ze spokojem i dostatkiem, tradycyjnie miał zyskiwać władzę nad wojowniczym bóstwem Ku. Z jakiejś przyczyny Cook został uznany za wcielenie Lono i dlatego właśnie tubylcy zaczęli mu okazywać tak „poddańczy, niewolniczy wręcz szacunek”, jak to określił King (…).
Niestety Hawajczycy uznali niespodziewany powrót Cooka/Lono za zagrożenie dla Ku, ucieleśnionego przez miejscowego władcę imieniem Kalani’opu’u. Było to niebezpieczne zaburzenie równowagi sił.
Mieszkańcy wyspy zaczęli atakować marynarzy. Dochodziło do aktów kradzieży i bijatyk. Miejscowi rzucali w Brytyjczyków kamieniami i ostentacyjnie pokazywali im pośladki. Zastępca Cooka, kapitan Clerke, zauważył: „Podczas tej drugiej wizyty tubylcy od samego początku zaczęli zdradzać większą skłonność do kradzieży Codziennie dochodziło do coraz liczniejszych i bardziej zuchwałych grabieży”.
Cook ugotowany
Wreszcie 14 lutego 1779 roku konflikt osiągnął apogeum. Hawajczycy pojmali Cooka i czterech żołnierzy piechoty morskiej, którzy mu towarzyszyli. Najwyraźniej postanowili pozbyć się niewygodnego „boga” i jego strażników, gdyż ogłuszyli jeńców pałkami, po czym utopili.
Bynajmniej nie był to jednak koniec „egzekucji”. Tubylcy zaciągnęli zwłoki na ląd, po czym je… ugotowali i podzielili kawałki mięsa między lokalnych wodzów. Dopiero po długich negocjacjach ludziom Cooka udało się odzyskać szczątki dowódcy. Podporucznik James King zapisał:
On [wódz] dał nam tobołek bardzo przyzwoicie zawinięty i okryty cętkowaną peleryną z czarno-białych piór, co jak rozumiem było dla nich barwami żałobnymi. W środku znaleźliśmy dłonie kapitana, które były dobrze znane z charakterystycznego kształtu, skórę głowy, czaszkę, kości ud i kości ramion. Tylko dłonie były okryte ciałem, ale wycięto w nich otwory, które napełniono solą; i jeszcze kości nóg, żuchwa oraz stopy, i to było wszystko, co ocalało przed ogniem.
Miłe złego początki
Pozostałości po podróżniku zostały złożone do trumny i wrzucone do morza. Clerke, który zastąpił Cooka jako dowódca „Resolution” utrzymywał, że jego poprzednik nie został zjedzony przez tubylców, gdyż tych interesowały jedynie kości. Jak było faktycznie – nie wiadomo.
Nieznana jest też dokładna przyczyna tak tragicznego obrotu spraw. Jednym z możliwych tłumaczeń jest wspomniane zaburzenie równowagi sił i zachwianie systemem wierzeń Hawajczyków, które miało być spowodowane nagłym powrotem statków. Wyspiarze mogli też zwątpić w boskie pochodzenie kapitana, kiedy zobaczyli uszkodzony „Resolution”. W relacjach członków załogi pojawiały się głosy mówiące o nadużywaniu gościnności i świętokradztwie. Z kolei James King zapisał, że tubylcy uznali przybyszów za wygnańców z ziemi opanowanej głodem, więc zabicie dowódcy miało odegnać od nich pecha.
Była jeszcze inna hipoteza – jakoby śmierć Cooka była zemstą za to, że hawajskie kobiety wolały brytyjskich marynarzy od swoich współplemieńców. Jeśli jednak wierzyć ustaleniom Clerke’a, który prowadził śledztwo w tej sprawie, makabryczny koniec wielkiego podróżnika był jedynie efektem… nieszczęśliwego zbiegu okoliczności.
Bibliografia:
- Michael Farquhar, „Się porobiło! Pechowe dni w historii”, Rebis 2022.
- Caroline Alexander, „Bunt na Bounty. Historia prawdziwa”, Wydawnictwo Poznańskie 2022.
- McLynn Frank, „Captain Cook. Master of the Seas”, Yale University Press 2011.
KOMENTARZE (3)
Zdobywcy badacze nieznanych landów zwyczai, ich wierzeń kultu jednostki i grup społecznych, narażeni są przez ich własną chciwość poznania i wzbogacenia się na własnych odkryciach, zapominając o bezpieczeństwie całej grupy i swoim. Kończą zazwyczaj tragicznie, jeżeli nie wyczują zagrożenia i nie oddalą się z terenu buntu tubylców. Tak było tysiące lat wstecz do chwil obecnych!?
„landów zwyczai”, co to ma być? analfabetą jesteś?
Proponuję książkę „Kapitan Cook” Alistaira MacLeana (tak, tego MacLeana), dobrze udokumentowana . Kapitan Cook nie był „sadystą” – w porównaniu z warunkami na innych okrętach brytyjskich wyprzedził epokę w zarządzaniu, a straty w ludziach z powodu chorób i wypadków zredukował praktycznie do zera (normalnie było to ok 25%). Utrzymywał wzorową dyscyplinę, pozwalając jednakowoż na dużą swobodę w dni świąteczne (to co opisał jako „marynarze bawili sie dobrze”, pasażer – naukowiec opisał „koszmar – całą noc pijacie wrzaski i bójki”). Przez marynarzy był uwielbiany. Jeden z marynarzy, wychłostany po próbie ucieczki z miejscową dziewczyną, wziął udział w kolejnych rejsach i został oficerem (a okrętowa chłosta to nie byle co) :) Najtrudniejsze w relacjach z tubylcami okazała się ich całkowita nieznajomość pojęcia „własności” – po prostu zabierali sobie co chcieli, stąd Cook wprowadził surowe zasady karania złodziei.