Ciekawostki Historyczne
Zimna wojna

Makabryczna historia lobotomii

Miała być panaceum na schorzenia umysłu – od depresji po schizofrenię. Lobotomii poddawano nawet dzieci. U wielu pacjentów spowodowała niepełnosprawność.

W 1935 roku na II Międzynarodowym Kongresie Neurologicznym w Londynie Carlyle Jacobsen i John Fulton z Uniwersytetu Yale ogłosili wyniki swojego najnowszego badania. Eksperyment wypadł obiecująco. Uczestnicy, cechujący się wyjątkowym uporem i drażliwością, którzy łatwo wpadali w złość, po operacji usunięcia znacznej części płatów czołowych stawali się pogodni i skłonni do współpracy. Był jeden haczyk – obiektami badanymi były szympansy. Jednak przysłuchujący się referatowi portugalski neurolog Egas Moniz wpadł na szatański pomysł. Co by się stało, gdyby podobną terapię zafundować ludziom?

Recepta na smutki i lęki

Moniz doszedł do wniosku, że chirurgiczna interwencja w obrębie płatów czołowych może uwolnić pacjentów od stanów lękowych. Pierwszą próbę realizacji tego pomysłu podjął ze swym współpracownikiem, Almeidem Limą. Wywiercili dwie dziurki w czole 63-letniej kobiety cierpiącej na depresję, a następnie wstrzyknęli tą drogą do mózgu spirytus bezwodny. Po zabiegu chora stała się spokojna i zrównoważona. Wydawało się, że dręczące ją demony odeszły.

Przysłuchujący się referatowi portugalski neurolog Egas Moniz wpadł na szatański pomysł. Co by się stało, gdyby podobną terapię zafundować ludziom?fot.domena publiczna

Przysłuchujący się referatowi portugalski neurolog Egas Moniz wpadł na szatański pomysł. Co by się stało, gdyby podobną terapię zafundować ludziom?

Sukces zachęcił Moniza do dalszych testów. W 1936 roku skłonił Limę do przeprowadzenia pierwszej tzw. leukotomii płatów czołowych (w Stanach Zjednoczonych procedura stała się popularna jako lobotomia). Polegała ona uszkodzeniu istoty białej poniżej kory mózgowej płatów czołowych za pomocą specjalnego, podobnego do igły noża z zaciskającą się pętlą – leukotomu. Narzędzie wsuwano przez otwory wywiercone w czaszce. Metoda była banalnie prosta, a przy tym przynosiła wprost piorunujące rezultaty. Szybko stała się więc niezwykle popularna. Jeffrey A. Lieberman pisze:

Przyjęcie techniki Moniza przemieniało szpitale psychiatryczne w sposób widoczny gołym okiem. Przez stulecia w przytułkach dla obłąkanych panowały nieustanny hałas i poruszenie. Teraz te nieznośne odgłosy ustąpiły miejsca znacznie przyjemniejszej ciszy. Chociaż większość propagatorów psychochirurgii była świadoma dramatycznego wpływu zabiegów na osobowość pacjentów, uważali oni, że „lekarstwo” Moniza jest bardziej humanitarne niż zapinanie pacjentów w pasy i zamykanie ich w celach na całe tygodnie. Z pewnością zaś było wygodniejsze dla pracowników szpitala.

„Za odkrycie terapeutycznych wartości leukotomii w pewnych psychozach” Moniz w 1949 roku został wyróżniony nagrodą Nobla. (Inna rzecz, że później chciano mu ją – z tego samego powodu – odebrać).

Czytaj też: Arszenik na pryszcze, rtęć przeciwko hemoroidom. Najgłupsze lekarstwa w dziejach medycyny

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Szpikulec im w oko

Nie trzeba było długo czekać, by rewolucyjną metodę pochwycili inni adepci psychochirurgii. Leukotomia – jako lobotomia – stała się szczególnie popularna za oceanem. Stało się to za sprawą Waltera Freemana i Jamesa Wattsa, którzy już 4 października 1936 roku przeprowadzili pierwszy taki zabieg w USA. Lekarze wkrótce opracowali zresztą autorską technikę. Kinga Jęczmieńska pisze:

Od 1946 roku Freeman i Watts wykonywali tak zwaną lobotomię przezoczodołową, polegającą na wkłuciu na oślep ostrego narzędzia przez sklepienie oczodołu do jamy czaszki i uszkodzeniu istoty białej zawierającej drogi łączące korę mózgową płatów czołowych z innymi częściami mózgowia. Operacja trwała zaledwie kilka minut.

Technika zaproponowana przez Freemana miała tę przewagę nad procedurą Moniza, że nie wymagała obecności podczas zabiegu chirurga oraz anestezjologa.fot. Lennart Nilsson/domena publiczna

Technika zaproponowana przez Freemana miała tę przewagę nad procedurą Moniza, że nie wymagała obecności podczas zabiegu chirurga oraz anestezjologa.

Technika zaproponowana przez Freemana miała tę przewagę nad procedurą Moniza, że nie wymagała obecności podczas zabiegu chirurga oraz anestezjologa. Do jej przeprowadzenia nie potrzebna była nawet szpitalna sala operacyjna! „Po serii eksperymentów z grejpfrutem i szpikulcem do lodu Freeman zmodyfikował tę technikę tak, aby można ją było wykonywać w klinikach, gabinetach lekarskich, a niekiedy nawet w pokojach hotelowych” – podkreśla Jeffrey A. Lieberman.

Obwoźny gabinet lobotomii doktora Freemana

Pionierski zabieg lobotomii przedczołowej Freeman przeprowadził w swoim gabinecie 7 stycznia 1946 roku. Jego pacjentką była Sallie Ellen Ionesco, 29-letnia cierpiąca na depresję gospodyni domowa, matka dwójki dzieci. Po fakcie kobieta miała wprawdzie kłopoty z pamięcią, ale jej rodzina uznała operację za spektakularny sukces. W końcu mogli odetchnąć z ulgą…

Początkowo tę formę terapii zalecano pacjentom cierpiącym na najcięższe postacie depresji, mających tendencje samobójcze. Z czasem zaczęto ją stosować również u chorych na schizofrenię paranoidalną. Freemanowi to jednak nie wystarczyło. Chciał przeprowadzać zabiegi na szeroką skalę. Jego zdaniem głównym wskazaniem do lobotomii było po prostu cierpienie o podłożu emocjonalnym. Ale nie w każdym przypadku. Jęczmieńska opisuje:

Szczególnie niepokojące było to, że zabiegi pozbawiały ludzi cech uznawanych za swoiste dla gatunków obdarzonych najwyższą inteligencją: umiejętności przewidywania konsekwencji swoich czynów oraz zdolności do samorozwoju.

Znaczenie tego efektu ubocznego zauważył sam Freeman, wyłączając z zabiegów lobotomii ludzi, którzy już przed operacją wykazywali cechy antyspołeczne. Jeśli pacjent cierpiał na alkoholizm, uzależnienie od narkotyków, był przestępcą, unikał odpowiedzialności, był agresywny lub przejawiał jakieś inne cechy psychopatyczne, operacja mogła pozbawić go resztek poczucia wstydu i w ten sposób uczynić z niego istotę niebezpieczną dla społeczeństwa.

Nie powstrzymało to jednak Freemana od propagowania swojej techniki. W latach 50. XX wieku zorganizował nawet coś w rodzaju tournée po Stanach Zjednoczonych. Jeździł furgonetką po kraju i proponował swoje „usługi”. Szacuje się, że w ciągu całej kariery przeprowadził nawet 3500 zabiegów lobotomii!

Czytaj też: Jak traktowano pacjentów przedwojennych psychiatryków? Autentyczne wyznania starej pielęgniarki

Skutki uboczne

Niezwykły sukces metody Freemana wziął się z tego, że – przynajmniej na pierwszy rzut oka – wydawała się ona przynosić rewelacyjne rezultaty. Pierwszym efektem, który pojawiał się tuż po zabiegu, było nagłe ustąpienie napięcia i niepokoju, spowolnienie tętna i spadek ciśnienia. Pacjent wyraźnie się uspokajał, więc można było uznać, iż cel został osiągnięty.

W ciągu kilku kolejnych dni po operacji chorzy byli zdezorientowani. Mówili monotonnym głosem, często porozumiewali się za pomocą monosylab. Nie jedli, chyba, że ktoś ich nakarmił. Zdarzały się przypadki nietrzymania moczu. Do tego dochodziła generalna apatia i brak inicjatywy do wykonania jakichkolwiek zadań.

Walter Freeman (po lewej) i James Watts przygotowujący się do zabiegu lobotomiifot. Harris A Ewing – Saturday Evening Post, 24 May 1941/domena publiczna

Walter Freeman (po lewej) i James Watts przygotowujący się do zabiegu lobotomii

Z czasem te nieprzyjemne skutki uboczne się cofały. Pacjenci odzyskiwali chęć do życia. Samodzielnie jedli, czytali, oddawali się robótkom ręcznym, spacerowali, a nawet rozmawiali. Byli spokojni i pogodni, lecz płacili za to potworną cenę – tracili wyższe czynności intelektualne. Jęczmieńska wymienia:

Freeman podzielił zmiany osobowości u pacjentów na trzy grupy, w zależności od rozległości wykonanej operacji. W przypadku najbardziej rozległych zabiegów pacjenci stawali się bezbronni, leniwi, niekulturalni, krzykliwi, niespokojni i bezmyślni. Tracili uczucia wyższe, a także chęć do pracy nad sobą. (…) Pacjenci po bardziej zachowawczych operacjach zwykle zaczynali dużo mówić, bez przewidywania możliwych konsekwencji swoich słów. Byli przyjaźnie nastawieni, ale tracili rezerwę i wyczucie taktu (…).

Operacje najmniej rozległe sprawiały, że pacjent stawał się całkiem dobrze przystosowany do życia. Jedyne obserwowalne efekty uboczne operacji dotyczyły kreatywności i wewnętrznej energii popychającej ludzi do osiągania wyższych celów. (…) Tracili coś, co można określić albo jako religijny zapał, albo duchową samoświadomość, czyli to, co dla wielu stanowi o człowieczeństwie.

Ślepy zaułek psychiatrii

Oczywiście zdarzały się też poważne powikłania. Obserwowano przypadki udarów krwotocznych, ropni mózgu oraz padaczki. Bywało, że zabieg kończył się zgonem pacjenta (średnio umierało ok. 7,5% pacjentów). Najsłynniejszą ofiarą lobotomii była siostra Johna F. Kennedy’ego, Rosemary, która w efekcie nieudanej operacji, jaką przeszła w wieku 23 lat, miała problemy z chodzeniem i mówieniem, stała się też upośledzona umysłowo. Większość długiego życia spędziła odcięta od świata w zakładzie zamkniętym, w którym umieścił ją ojciec.

Kontrowersje budziło jednak nie tylko duże ryzyko niebezpiecznych skutków ubocznych, ale też fakt, że lobotomię przeprowadzano często bez świadomej zgody pacjenta. Ba, zdarzało się, że wykonywano ją wbrew woli głównego zainteresowanego, ignorując jego protesty! Wśród „leczonych” tą metodą chorych były również osoby z niepełno sprawnościami, a nawet dzieci sprawiające problemy wychowawcze! Na dodatek lobotomia nie zawsze okazywała się skuteczna. U niektórych pacjentów trzeba ją było kilkakrotnie powtarzać.

Ostatnią lobotomię Walter Freeman przeprowadził w 1967 roku. Pacjentka, Helena Mortensen, przechodziła zabieg już po raz trzeci. Kilka dni później zmarła w wyniku krwotoku śródmózgowego, a lekarzowi zabroniono wykonywać kolejnych operacji.

Zresztą popularność procedury zaczęła spadać już w połowie lat 50. wraz z pojawieniem się nowych leków przeciwpsychotycznych (np. chloropromazyny). W końcu niemal całkowicie ją zarzucono (w niektórych krajach nadal przeprowadza się leukotomię w przypadku ciężkiej depresji i zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych, lobotomia nie jest już stosowana). Szacuje się, że łącznie od 1936 do 1951 roku lobotomię wykonano u co najmniej 18 608 osób. Ile było faktycznie ofiar tej barbarzyńskiej metody? Tego prawdopodobnie już nigdy się nie dowiemy.

Bibliografia:

  1. Kinga Jęczmieńska, Lobotomia – z piedestału do karceru, „Psychiatria po Dyplomie” 01/2014 (dostęp: 16.09.2022).
  2. Jeffrey A. Lieberman, Czarna owca medycyny. Nieopowiedziana historia psychiatrii, Wydawnictwo Poznańskie 2020.
  3. Edward Shorter, Historia psychiatrii. Od zakładu dla obłąkanych po erę prozacu, Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne 2005.

Zobacz również

Zimna wojna

Psychiatria represyjna w ZSRR

Brud, karaluchy, leczenie biciem, sadystyczne eksperymenty. Pacjenci psychuszek przeżywali horror. Trafiali tam za karę, bo krytykowali „jedyną słuszną władzę”.

24 czerwca 2024 | Autorzy: Maria Procner

Nowożytność

Renesansowe lekcje anatomii

W epoce renesansu sekcje zwłok traktowano jak... świetną rozrywkę. Bilety na pokazy rozchodziły się na pniu. Dlaczego makabryczne pokazy były tak popularne?

18 maja 2024 | Autorzy: Herbert Gnaś

Starożytność

Historyczne sposoby na trądzik

Pryszcze dręczą ludzkość od najdawniejszych czasów i od wieków próbujemy z nimi walczyć. Oto najdziwniejsze sposoby na trądzik, jakie stosowali nasi przodkowie.

7 lipca 2023 | Autorzy: Maria Procner

Zimna wojna

Talidomid i zdeformowane dzieci

Talidomid – ponoć bezpieczny środek przeciwbólowy – sprawił, że tysiące dzieci urodziło się zdeformowanych. Nikt nie sprawdził, jak lek wpływa na rozwój płodu.

20 czerwca 2023 | Autorzy: Gabriela Bortacka

Dwudziestolecie międzywojenne

„Ślepy rajd” w Łodzi

„Łódź przeżywała wczoraj sensację” – informowała 17 maja 1932 roku prasa. A to dlatego, że pewien psycholog chciał udowodnić, iż człowiek nie potrzebuje wzroku!

21 grudnia 2022 | Autorzy: Jacek Perzyński

Dwudziestolecie międzywojenne

Leczenie depresji – historia

Badania nad antydepresantami zaczęły się w latach 50. To nie znaczy, że depresji nie leczono wcześniej. Niektóre formy terapii były gorsze od choroby...

12 października 2022 | Autorzy: Gabriela Bortacka

KOMENTARZE (7)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Youkai20

Nie widzę w lobotomii niczego barbarzyńskiego. To stwierdzenie na wyrost. Jest co najwyżej nieetyczna, choć i tu bym polemizował…

    nn

    Zabieg zamieniał ludzi w warzywa, a barbarzyństwem było to, że świadomi tego „fachowcy” – korzystając z tego, jak prosta i tania była to metoda – wykonywali ją na potęgę. Jest problem – nie ma problemu. Nieważne, że pacjent doznał osobistej tragedii.

Mat

Ciekawe jakie kolejne szkodliwe i zabijające procedury medyczne stosuje ta hołota opisana w książce ,,Nowe formy korupcji,, dr Pauliny Polak.

bydgoszczanin

3500 tysiąca zabiegów – poprawcie to bo wynika jakby „dr.” Freeman przeprowadził 3,5 miliona operacji lobotomii…

ccv

Czym jest obecny eksperyment,z podawaniem „szczepionki” na wymyśloną chorobę?

Halina Kazimierska

Witam!
Przeczytałam ten artykuł z uwaga, ponieważ mam Syna dorosłego, który dawno temu został pobity przez huliganów, miał rozległy wylew podsiatkówkowy i stracił widzenie na jedno oko. Został uderzony kasyetem. Po jakim czasie zdiagnozowano u niego schizofremię. Proszę mi powiedzieć, jeśli to możliwe czy rozległy wylew podsiatkowkowy, mógł mieć na to jakikolwiek wpływ. To dla mnie bardzo bardzo ważne. Łączę wyrazy szacunku. Matka Mateusz a.

    Nie rozumiem pytania

    A co zmienił się w rośline?

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.