Wobec ograniczeń wynikających z traktatu wersalskiego Niemcy robili wszystko, by przywrócić zdolności bojowe swej armii. Nie zawsze wszystko szło po ich myśli.
Na mocy traktatu wersalskiego na Niemcy nałożono drakońskie wręcz limity w kwestii liczebności armii i sprzętu, jaki państwo to miało prawo posiadać. Niemcom nie wolno było m.in. mieć lotnictwa bojowego. Dotychczas posiadane samoloty miały zostać przekazane sprzymierzonym lub zniszczone. Dotyczyło to aż 15 000 maszyn. Później Niemcy co prawda mogły już produkować samoloty, ale o mocno ograniczonych parametrach. Jednak nie zrezygnowano z ambicji posiadania silnego lotnictwa bojowego. Pomocną dłoń wyciągnęło inne państwo tak samo niezadowolone z sytuacji w Europie: radziecka Rosja.
Junkers wystrychnięty na dudka
Generał Hans von Seeckt zabrał się za tworzenie podstaw dla tej współpracy. W kontekście lotnictwa pierwotnie postawiono na niemiecki kartel zakładów lotniczych „Aerounion”, jednakże jego członkowie za bardzo obawiali się przenosić swoje zakłady tak daleko na wschód. Zwrócono się więc do firmy Junkers AG, która nie weszła do „Aeurounion”. Również jej przedstawiciele bali się funkcjonowania w tak niepewnym politycznie otoczeniu. Oczekiwali gwarancji (w tym finansowych) od Reichswehry, których ta rzecz jasna udzielić nie mogła. Seeckt wymyślił więc podstęp. Podczas kolacji, na której obecni byli Hugo Junkers i niemieccy wojskowi:
trochę wypito i obaj panowie wznieśli szereg toastów, przekonując Junkersa, że zgodzili się udzielić mu gwarancji na wypadek strat finansowych. Uznał te toasty za zobowiązanie, zakładając – być może w naturalny sposób – że zważywszy na skryty charakter projektu, nie wszystkie uzgodnienia można było spisać na papierze.
Kontrakt podpisano. Koncern rozpoczął działalność w Rosji. Zakład w Fili nawet zaczął działać. Zamówienia na samoloty składali w nim sami Rosjanie, jednak… wyprodukowane egzemplarze okazały się za wolne. Zresztą i Reichswehra nie była zadowolona z poziomu powstających tam maszyn. Na domiar złego w roku 1924 doszło do spięcia na linii Junkers–Seeckt w kwestii kontraktu na zakup samolotów, na którym zyskać miał holenderski Fokker. Hugo Junkers przebąkiwał o arbitrażu, który Seeckt jednoznacznie odrzucał ze względu na tajny charakter projektu. Jednocześnie oskarżał Junkersa o prezentowanie niepatriotycznej postawy oraz o zwykłą chciwość.
Gdy Junkers w odpowiedzi powołał się na ustne zapewnienia podczas kolacji wiosną 1922 roku, Seeckt i Otto Hasse zaprzeczyli, jakoby takie rozmowy się odbyły, stwierdzając tylko, że „jedyny prawdziwie wiążący kontrakt został spisany pod datą 15 marca 1922 roku”…
Minę Hugona Junkersa można sobie tylko wyobrazić.
Czytaj też: Skutki traktatu wersalskiego
Z mikroskopijnej chmury wielki deszcz
Jak na ironię ledwo funkcjonujący zakład w Fili (który z powodu braku zamówień w 1925 roku musiał zredukować zatrudnienie o 98%) oraz niewiele lepiej sobie radzący zakład produkcji broni chemicznej w Bersolu miały stać się przyczyną potężnej afery. Oto bowiem 3 grudnia 1926 roku w „Manchester Guardianie” napisano: Dostawy broni z Rosji do Niemiec! Tajny plan oficerów Reichswehry i Sowietów. SZOKUJĄCE ODKRYCIA. Rząd Niemiec hamuje intrygi wojskowych.
W artykule – dzięki informacjom przekazanym m.in. przez lewicowych deputowanych do Reichstagu – opisano ze szczegółami sprawę fabryk w Fili i Bersolu. Wspomniano też o roli Seeckta. Doniesienia spotkały się jedynie ze stanowczym, aczkolwiek nieskutecznym „dementi” w wykonaniu „Röte Fahne”, organu hojnie zresztą dotowanej przez ZSRR Komunistycznej Partii Niemiec.
Afera wstrząsnęła niemiecką sceną polityczną. Debata w Reichstagu 15 grudnia 1926 roku miała wyjątkowo burzliwy przebieg. A że w loży dyplomatycznej był tego dnia ambasador USA, padło wręcz stwierdzenie: Po co ujawniać to naszym wrogom? Wniosek o wotum nieufności doprowadził do upadku rządu kanclerza Wilhelma Marksa. Kolejny kanclerz był bardziej przychylny współpracy militarnej z ZSRR. Tymczasem w Moskwie szok wywołany aferą był na tyle duży, że myślano nawet o zerwaniu paktu. Doszło do politycznej pauzy.
Niemcy się nie rozbroiły
Co na to wszystko zachodnie państwa sprzymierzone? Tak Wielka Brytania, jak i Francja były już zmęczone utrzymywaniem Niemiec w ryzach. 31 stycznia 1927 roku oficjalnie działalność zakończyła Międzysojusznicza Komisja, która miała za zadanie dopilnować, by Niemcy się rozbroiły.
W ostatnim jej raporcie zapisano: Niemcy się nie rozbroiły, nie miały zamiaru się rozbroić, i przez siedem lat robiły wszystko, co w ich mocy, by zwieść i podporządkować sobie Komisję wyznaczoną do nadzorowania ich rozbrojenia. Żadnej reakcji na aferę nie było. Natomiast zakłady Junkersa zostały przejęte przez ZSRR i posłużyły później wschodzącej gwieździe wśród radzieckich konstruktorów: Andriejowi Tupolewowi.
Czytaj też: Junkersy w ogniu. Armia Krajowa w walce z Luftwaffe
Sukces Walthera Lohmanna
Zaledwie kilkanaście miesięcy później wybuchła kolejna afera związana z osobą Walthera Lohmanna. W tej sprawie istniał nawet interesujący wątek obyczajowy.
Lohmann, syn byłego prezesa linii żeglugowej Norddeutscher Lloyd, w chwili zakończenia wojny był oficerem zaopatrzeniowym. Odegrał znaczną rolę w negocjacjach na temat rozbrojenia niemieckiej marynarki w Wersalu i wykazał się wielkimi umiejętnościami wykupywania niemieckich statków z brytyjskiego zarządu.
W roku 1920 został szefem Sekcji Transportu Morskiego Reichsmarine. Na początku lat 20. XX wieku dwukrotnie negocjował w Leningradzie zwolnienie przez admiralicję radzieckiej Rosji niemieckich statków. Był żonaty, nie przeszkodziło mu to jednak w tym, by wdać się w romans z Else Ektimow, Rosjanką niemieckiego pochodzenia, która wyjechała z tego powodu do Niemiec. Jej osoba będzie miała później znaczenie dla sprawy.
W międzyczasie kariera Walthera Lohmanna rozwijała się bez przeszkód. Otrzymał praktycznie nieograniczoną kontrolę nad pieniędzmi pochodzącymi ze sprzedaży okrętów. Była to konkretna jak na tamte czasy fortuna: 25 milionów dolarów! Początki były obiecujące. Lohmannowi udawało się powoli odzyskiwać statki handlowe. Następnie, wykorzystując jako przykrywkę jeden z berlińskich banków, zaczął kupować udziały w niemieckich stoczniach i portach, żeby zatrzymać wykwalifikowany personel i budować nowe jednostki – oficjalnie cywilne, jednak w przyszłości przeznaczyć do użytku wojskowego.
Przyczynił się także do tego, że Niemcom udało się zgromadzić w różnych miejscach za granicą uzbrojenie, którego posiadania formalnie zabraniały im postanowienia traktatu wersalskiego. Świetną przykrywką dla tego typu działalności były np. magazyny przemysłowe w Holandii. Nic więc dziwnego, że dowództwo wyrażało się o nim w samych superlatywach.
Benzyna z ziemniaków i monopol na bekon
Ale pieniądze około roku 1926 zaczęły się wyczerpywać. Lohmann postanowił więc… zaryzykować.
Inwestował wiele w dziwaczne projekty, w tym badania możliwości produkcji benzyny z ziemniaków oraz w firmę twierdzącą, że potrafi wydobywać wraki zatopionych jednostek przy użyciu lodu. Następnie wpakował miliony marek w berlińską Bacon Aktiengesellschaft, firmę, która chwaliła się opracowaniem nowej metody macerowania bekonu czyniącego go rzekomo szczególnie smacznym dla Brytyjczyków, co miało podważyć duński prawie-monopol na eksport wieprzowiny do Wielkiej Brytanii. Poproszony później o wyjaśnienie tej dziwnej inwestycji Lohmann odpowiedział, że spodziewał się użyć statków do przewozu bekonu jako transportowców wojska.
Jednak to nie bekon miał pogrążyć Lohmanna, a inne przedsięwzięcie, w kontekście którego na scenie ponownie pojawiła się Else Ektimow.
Czytaj też: Latające dziwadło na pokładzie u-boota. Odlotowy pomysł Doenitza
Wyciszona afera
Tym razem zainwestował sporą kwotę w studio filmowe Phoebus. Zgodnie z jego nawet rozsądnymi założeniami miało ono zajmować się kręceniem nacjonalistycznych filmów wychwalających armię, a przy okazji rekrutować osoby mogące działać dla Niemiec w charakterze szpiegów. Jakie państwo wziął na celownik jako pierwsze? „Zaprzyjaźniony” Związek Radziecki. A co z jego kochanką?
[Lohmann] zadbał, by jego inwestycja zapewniła zatrudnienie Else Ektimow na stanowisku, które wiązało się z lekką pracą i sutą pensją. Z pomocą Lohmanna weszła też w posiadanie mieszkania z 12 sypialniami, z którego on również niekiedy korzystał. To jej ostentacyjne obnoszenie się z bogactwem zwróciło uwagę dziennikarzy, którzy zaczęli węszyć wokół sprawy.
Jak na ironię okazało się, że tym razem Lohmann zainwestował w prawie bankruta. Studio padło już w 1927 roku. Jeden z byłych dyrektorów wygadał dziennikarzowi „Berliner Tageblatt”, że w całe przedsięwzięcie zaangażowana była Reichsmarine. Lohmann wylądował na przymusowej wcześniejszej emeryturze. Afera Phoebus, zanim została ostatecznie wyciszona, pociągnęła za sobą parę osób z rządu, w tym ministra gospodarki. I na tym się zakończyła.
Czy późniejsze wydarzenia potoczyłyby się inaczej, gdyby Zachód jednak zareagował? Może w tamtym momencie II wojny światowej dało się jeszcze uniknąć?
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.