Maria Konopnicka wyparła się chorej umysłowo córki. Żałowała, że dziewczyna... nie odebrała sobie życia. Co stało się z „wyrodną” Heleną?
Paradoksalnie o średniej córce poetki, przyczyny zmartwień i problemów dla całej rodziny, zachowało się najmniej informacji. Nie dysponujemy jej zdjęciem ani metryką, nie posiadamy żadnego napisanego przez nią listu, nie zachował się pisany przez Helenę pamiętnik, nie znamy nawet dokładnej daty jej urodzenia. Wszystkie wymienione dokumenty dotyczące tej córki poetki bezpowrotnie zaginęły, nie tyle na skutek zawirowań dziejowych, ile za sprawą wewnętrznej rodzinnej „cenzury” (…). Nic dziwnego, zawierały bowiem informacje mogące poważnie uszkodzić nieskazitelny wizerunek „troskliwej mateczki”, tak starannie budowany przez autorkę Pana Balcera.
Miłe złego początki
W utworze Marii Konopnickiej Jak się dzieci w Bronowie z Rozalią bawiły znajdziemy bardzo czuły opis maleńkiej jeszcze Helenki: „A Helenka tymczasem spała. Ani jej to w głowie, że już słonko weszło, że jaskółki dzieciom śniadanie przyniosły (…). Helenka cała różowa, na czółku aż rosa stoi, tak śpi maleństwo. Czemu nie ma spać, albo jej to źle? Dopiero jak się chłopcy rozruszali i ona budzić się zaczyna. Wyciągnęła jedną rączkę, wyciągnęła drugą, obie różowe, tłuste, obie w piąsteczki ściśnięte, potem otworzyła oczki ciemne i leży cichutko, jakby nigdy nic”. Są to chyba jedyne ciepłe słowa, które Konopnicka napisała o swojej średniej córce. Cóż, łatwo jest kochać dziecko, kiedy jest małym, słodkim brzdącem, znacznie trudniej, gdy dorasta i sprawia kłopoty.
Helenka wraz z matką wyjechała do Warszawy w 1878 roku, ale po paru latach matka odesłała córkę do Gusina, do ojca bądź do jego krewnych. Dlaczego? Czyżby już wówczas sprawiała kłopoty? Maria w liście do stryja z lutego 1882 roku usprawiedliwia swoją decyzję następująco: „Helenka tylko nie z nami; dopiero jak Zosia z domu ustąpi wziąć ją będę mogła, bo teraz ledwo, ledwo mogę pracą dni i nocy nieraz wyżywić, odziać i uczyć dalej tę gromadkę”.
Jednak jeszcze w tym samym roku Helena wróciła do Warszawy, by pod czujnym okiem matki przygotować się do egzaminów. Niestety nie wiadomo, jakie to były egzaminy i czy dziewczyna zdawała do jakiejś szkoły, a jeżeli tak, to z jakim skutkiem.
Nieślubne dziecko
Kiedy w 1883 roku Konopnicka wyruszyła w zagraniczną podróż, w domu zostawiła Stanisława, Tadeusza oraz właśnie Helenę, o czym świadczy wzmianka w liście do Ignacego Wasiłowskiego: „Helcia gospodaruje w domu”, ale niedługo potem matka zdecydowała się odesłać ją do ojca. (…) W owym czasie dziewczyna zaszła w ciążę i urodziła nieślubne dziecko.
Niestety, nie znamy ani dokładnej daty narodzin dziecka, ani jego płci. Jego babka, Maria Konopnicka, pisała o nim „to dziecko”, traktując je z obojętnością, jako niepotrzebny balast, który skomplikował nie tyle życie jej córki, ile całej rodziny, szargając przy okazji dobre imię poetki. Jedyny ślad, na podstawie którego można umiejscowić jego pojawienie się na świecie, znajduje się w liście Marii do Laury, z 7 kwietnia 1890 roku, w którym poetka informuje swoją najmłodszą córkę: „[…] spadł mi na kark ciężar nowych znów opłat za dziecko Hel. i obowiązek dalszego utrzymywania go. Bo kto się nim zajmie? Potem trzeba będzie koniecznie umieścić go na wsi, ale przez parę lat jeszcze płacić wypadnie”.
Z listu wynika też, że dziecko jeszcze nie chodzi, z czego można wysnuć wniosek, że urodziło się w 1888 roku, a Helena musiała zajść w ciążę rok wcześniej (…).
Wybryki „wyrodnej” córki
Przebywająca u ojca Helena, zapewne też pozbawiona kontaktu z własnym dzieckiem, musiała bardzo tęsknić zarówno za matką, jak i rodzeństwem. Nie mogąc w inny sposób zmusić Marii do jej odwiedzenia, wpadła na chytry, przewrotny, ale zarazem okrutny plan. Wysłała do Warszawy telegram o alarmującej treści: „Ojciec umierający, konie czekają w Sieradzu. Konopnicki”. Maria czym prędzej spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i wraz z Zosią i Jankiem, którzy byli u niej w Warszawie, wyruszyła w drogę by, jak sądziła, pożegnać się na zawsze z Jarosławem.
Po trwającej całą dobę podróży Maria wraz z Janem i Zofią zjawili się w Górze, ale ojca nie zastali bynajmniej na marach, ale… spokojnie jedzącego śniadanie z miejscowym proboszczem! Zdziwionej żonie i dzieciom oświadczył, że nie wybiera się na tamten świat, czuje się świetnie i nigdy nie chorował… Cała ta mistyfikacja była dziełem stęsknionej Heleny, która nie mogła się doczekać przyjazdu matki i rodzeństwa. Niestety, jedyne co zyskała, to pogorszenie stosunków z Konopnicką, które i tak były bardzo złe (…).
Kiedy Jarosław stracił dzierżawiony majątek w Górze, Konopnicka nie miała innego wyjścia i zabrała „wyrodną” córkę do siebie. Według informacji zawartych w przywołanym już wcześniej liście Pługa, dziewczyna rozpoczęła naukę w pensji Platerówny, by przygotować się do egzaminu nauczycielskiego. (…) Oczywiście, dziecko, jawny dowód niemoralności panny Konopnickiej, zostało na wsi.
Czytaj też: Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie? O związku Marii Konopnickiej i Marii Dulębianki
Szaleństwa panny Heleny
Helena początkowo postępowała zgodnie z planem wytyczonym przez matkę i rzeczywiście została nauczycielką, początkując tym samym ciąg kolejnych znacznie poważniejszych problemów. W styczniu 1889 roku straciła intratną posadę na skutek… kradzieży. (…) To był dopiero początek wybryków Heleny, która zaczęła kraść, była to ewidentna kleptomania.
Matka uznała, że jej córka „dotknięta jest ciężką formą histerii, graniczącą z obłędem”, bowiem w owych czasach wszelkie zaburzenia psychiczne u kobiet tłumaczono właśnie histerią. Co gorsza, Helena urządzała publiczne sceny, przed drzwiami mieszkania matki regularnie dostawała ataków do złudzenia przypominających epilepsję, wywołując przy okazji niemały skandal i zbiegowisko lokatorów.
Jakby tego było mało, odwiedzała po kolei wszystkich znajomych Konopnickiej, opowiadając, że rodzina pozbawiła ją i jej dziecko środków do życia i błagając o finansowe wsparcie. Potrafiła być przy tym bardzo przekonująca, płakała, rwała włosy z głowy, a nawet padała ludziom do nóg. Wyobraźmy sobie, jaką sensację musiała wywołać w Warszawie informacja, że znana poetka, ubolewająca nad losem biednego ludu, głodzi własną córkę i jej dziecko!
Czytaj też: Zofia Nałkowska – największa skandalistka Młodej Polski
Próba samobójcza
Ale to jeszcze nie wszystko. Wkrótce Helena pokazała, że stać ją na wiele więcej. (…) W końcu dziewczyna próbowała popełnić samobójstwo. Ku przerażeniu Marii, informację o tym podał „Kurier Poranny” z 25 listopada 1889 roku, pisząc:
Zamach samobójczy. Wczoraj z rana, w domu nr 37, przy ulicy Nowogrodzkiej, 25-letnia Helena Konopnicka, w zamiarze samobójstwa zażyła jakiejś trucizny, co jednak zaraz dostrzeżono i wezwany lekarz udzielił pomocy, a następnie odwieziono ją do szpitala Dzieciątka Jezus.
Pisarka nie mogła dopuścić, by cała Warszawa plotkowała na ten temat, użyła więc wszystkich swoich wpływów, aby jakoś sprawę zatuszować i pięć dni później redakcja gazety zamieściła sprostowanie, w którym donosiła, iż cała sprawa była pomyłką (…). Według redaktora piszącego notatkę, plotka o rzekomej próbie samobójczej powstała „[…] na zasadzie własnego listu Heleny Konopnickiej, który będąc sam przez się smutnym objawem nienormalnego stanu umysłowego pacjentki, pomnożył cały szereg poprzednich jej czynów, przynoszących najwyższą krzywdę tak moralnym, jak i materialnym interesom rodziny, osób trzecich oraz samej chorej”.
Wspomniany list, napisany przez Helenę, przysporzył kolejnych zmartwień jej matce. W liście bowiem znalazła się wzmianka, jakoby dziewczyna zażyła strychninę „na żądanie matki”. Ponieważ list był otwarty i każdy mógł do niego zajrzeć, ktoś „życzliwy” przekazał go policji i do szpitala przyjechał sędzia śledczy, by przesłuchać Helenę i rozpoczęło się śledztwo w sprawie nakłaniania do samobójstwa. Śledztwo co prawda umorzono z braku dowodów, ale Konopnicka bardzo to przeżyła (…).
Wykluczona czarna owca
Sfingowaną próbą samobójczą nieszczęsna Helena raz na zawsze zatrzasnęła przed sobą drzwi do matczynego serca. Konopnicka nie potrafiła okazać dziewczynie ani krzty uczucia, a w listach do Zofii nazywa ją „ta potwora”. Już wcześniej, pisząc o niej nie używała jej pełnego imienia, a tylko skrótu H. lub Hel. Na domiar złego, Helena miała czelność przedłożyć pisane przez siebie pamiętniki w prokuraturze, jako dowód w śledztwie prowadzonym przeciwko jej matce (…).
Maria postanowiła publicznie odciąć się od wyrodnej córki i próbowała nakłonić do tego swego męża, pisząc do niego w styczniu 1890 roku: „Należy się to godności nazwiska, jakie noszę, aby z niego zrzucić tę plamę, to raz; a po wtóre należy się to i ludziom krzywdzonym ciągle przez H. (…)”. Jarosław stanowczo odmówił podpisania przesłanego oświadczenia. W przeciwieństwie do swojej żony kochał córkę, a podczas jej pobytu u siebie zżył się z nią bardzo. Z drugiej jednak strony niczym nie ryzykował: był zupełnym bankrutem i ewentualne zobowiązania Heleny oraz odszkodowania za jej czyny i tak płaciłaby jego małżonka (…).
Nieszczęsna dziewczyna tymczasem wciąż żebrała o matczyną miłość, robiła wszystko, by zwrócić na siebie uwagę matki. Pisała do niej listy, ale Konopnicka darła nie czytając lub odsyłając do nadawcy. W końcu Helena posunęła się nawet do groźby zabójstwa, by móc zostać przy matce. Pewnego dnia wdarła się do mieszkania Konopnickiej oświadczając, że „się stąd nie ruszy, bo tu mieszka matka, więc i ona być powinna”. Poetka bynajmniej nie miała zamiaru pozwolić Helenie zostać i w końcu wezwała stróża, by wyprowadził dziewczynę z mieszkania. Wówczas córka Konopnickiej sięgnęła do kieszeni, sugerując, że ma w niej schowany rewolwer i zrobi z niego właściwy użytek (…).
Czytaj też: Zabiła własną matkę, ale nie trafiła do więzienia. Została… autorką książki dla dzieci
Tajemnica Heleny
Helenę uznano za chorą umysłowo, wysyłając do przytułku dla nieuleczalnie chorych w Górze Kalwarii, ku wyraźnemu niezadowoleniu jej matki. Konopnicka w liście do Zofii skarżyła się, że „tam dozór mały i przewidywać można, że znów ucieknie i zacznie broić po swojemu. Takie rzeczy nie miewają innego końca nad wysiedlenie gdzieś daleko”.
Przewidywania poetki sprawdziły się i Helena rzeczywiście wydostała się z zakładu, wróciła do Warszawy, gdzie, już pod nieobecność matki, wywołała ciąg kolejnych awantur i skandali. Z korespondencji wynika, że zajął się nią Jan, aczkolwiek dalszych losów średniej córki Konopnickiej właściwie nie można odtworzyć. (…) Nie wiadomo ani kiedy i jak zmarła, ani jakie były losy jej dziecka.
Sama Konopnicka „wykreśliła” Helenę z grona swych dzieci. W zachowanej korespondencji z późniejszego okresu poetka ani razu nie wspomina o niej, a kiedy napomina swoje dziecko, by utrzymywało kontakty z rodzeństwem, ani razu nie pisze o nieszczęsnej Helenie. Cóż, jak stwierdziła Grochola, niełatwo było być dzieckiem, a zwłaszcza córką, Konopnickiej…
KOMENTARZE (25)
Bardzo stronnicza chyba ta książka, jeśli sądzić po tym fragmencie. Z podtytułu wynika, że Konopnicka żałuje, jakoby córka nie odebrała sobie życia, z treści zaś jasno wynika, że to córka w jednej z wielu mistyfikacji oskarża matkę (której potem grozi śmiercią) o nakłanianie do samobójstwa, sprawiając, że przeciwko matce wszczęto śledztwo.
W zasadzie niewiele o sprawie wiadomo, i na pewno nie można twierdzić, że Konopnicka kochała dziecko tylko i wyłącznie w niemowlęctwie, a zaraz potem zaczęła je krzywdzić oraz że najważniejsze dla niej było, by nie naruszyć nieskazitelnego wizerunku. Z analizy podanych faktów i dat wynika, że dziecko (czy tzw. trudne, co jest sugerowane, nawet nie wiadomo) było w rodzinie normalnie wychowywane, a opisane problemy zaczęły się dopiero, kiedy dziewczyna była dorosła, być może od zajścia w ciążę, urodzenia i prawdopodobnie odebrania dziecka (co było standardem w tamtej epoce, w przypadku nieślubnych dzieci). Kreślenie wizerunku Konopnickiej jako wyrodnej matki jest rodzajem nadużycia, jest to spojrzenie współczesnego człowieka pełne jego idealistycznych standardów (także dziś niespełnianych przez znakomitą większość rodziców) całkowicie ignorujące zarówno realia epoki (nieślubne dzieci były hańbą dla rodziny, i były skrzętnie ukrywane, o ile nie porzucane „na śmietniku”, podobnie jak i nadal się dzieje, choć na mniejszą skalę), jak i sytuację życiową konkretnej osoby (w XIX wieku utrzymanie wielodzietnej rodziny przez samotną kobietę było bardzo trudne). Maria Konopnicka mimo swojej usprawiedliwionej (postępowaniem Heleny) niechęci do córki i trudnej sytuacji finansowej, łożyła na jej dziecko.
Z całego opisu córki, wydaje się jakby miała zaburzenia afektywne, albo borderline (histeryczna potrzeba atencji, uciekanie się do najgorszych podłości by zwrócić na siebie uwagę, egocentryzm, brak poczucia moralności, czy okazywania empatii). Nie ma co tu się czepiać matki, życie z takim człowiekiem potrafi doprowadzić na skraj załamania psychicznego. Dzisiaj da się to leczyć, choć i tak potrzeba na to chęci osoby zaburzonej. Przy tamtej wiedzy medycznej po prostu zrzucano to na krnąbrność danej osoby.
Proszę nie siej szkodliwych stereotypów o i tak już niesłusznie stygmatyzowanym borderline czy zaburzeniach afektywnych. Nigdzie w kryteriach diagnostycznych nie ma informacji o braku moralności czy braku empatii takich osób. Przeciwnie, nie wiem jak z zaburzeniami afektywnymi, ale osoby z borderline często właśnie są wrażliwe i empatyczne, mimo wielu potencjalnych objawów, które mogą być trudne lub bolesne dla otoczenia.
Dokładnie! Nie stygmatyzujmy.
Cooo? Co to za bełkot? To ma być twoja obrona narodowej świętej krowy Konopnickiej? Tej hipokrytki, która do tego stopnia wstydziła się własnej córki (mimo, że sama była przyczyną jej problemów, KARYGODNIE JĄ ZANIEDBUJĄC i zostawiając samą sobie na wsi wraz z młodocianym, z oczywistych względów nie mogących się nią opiekować rodzeństwem), że latała do prasy, żeby samą siebie wybielić, zamiast zrobić to co każdy normalny rodzic z minimum empatii i przyzwoitości zrobić powinien: wybaczyć, spróbować zrozumieć te dramatyczne próby przyciągnięcia uwagi, ZAMIAST POMÓC WŁASNEMU DZIECKU, ta napuszona kwoka wolała oczernić ją, ubezwłasnowolnić i odczłowieczyć do tego stopnia, że nawet w listach nie nazywała ją imieniem, tylko inicjałem, tak jakby pragnęła wymazać ją z pamięci… Zresztą jest chyba oczywiste z zacytowanego fragmentu, że „nasza wieszczka” całym sercem pragnęła się pozbyć kłopotu, i z pewnością z westchnieniem ulgi powitała wiadomość o śmierci córki.
I ty śmiesz coś pier….ć o „realiach epoki”? Realia owej epoki, takie realia jakie chciała kreować i pielęgnować twoja idolka, to był „Szczęśliwy światek”, sielanka rodzinna jak z tego obrazka na początku. Pic na wodę fotomontaż!!! Hipokryzja, zamiatanie problemów pod dywan, uciekanie gdzie pieprz rośnie w wyjazdy i świat wyobraźni pisarskiej, gdy tylko pojawiły się kłopoty z dzieckiem.
Czy to tak trudno pojąć twojemu móżdżkowi, że M. Konopnicka tylko dlatego łożyła na dziecko, żeby 1. mieć święty spokój i wolność od problemów związanych z wychowaniem Heleny i 2. przede wszystkim, ze względów wizerunkowych – przecież gdyby wyszło do wiadomości publicznej, jak bardzo toksyczna jest jej „matczyna miłość”, to byłaby dla niej klęska wizerunkowa?
A ty cymbale grzmiący i tobie podobni dalej byście się „realiami epoki” zasłaniali i „sytuacją życiową”. Realia każdej epoki są zawsze niezmienne: człowiek człowiekowi bywa wilkiem a kobieta kobiecie suką. Niestety nasza wybitna (i majętna, i życiowo usytuowana dużo lepiej niż większość kobiet w tamtych czasach, problemy materialne nie dotyczyły jej w takim stopniu w jakim byś chciał, i nie usprawiedliwiałyby zresztą jej karygodnego postępowania) pisarka się z tego schematu nie wyłamała, a co gorsze była taka dla własnego dziecka. A przecież, od czasów starożytnych istnieje pojęcie dobra i ludzie, w tym rodzice, rodzice dobrzy, sprawiedliwi, wyrozumiali, istnieli. Niestety Maria K. takowym rodzicem NIE BYŁA.
PS: Jeszcze słowo na temat dzisiejszych „idealistycznych standardów”. Czyli, mam rozumiesz, ty tak sobie ochoczo i od niechcenia skreślasz idealizm? A może jeszcze standardy byś skreślił(a)? Mam tylko nadzieję, że nie jesteś i nigdy nie będziesz rodzicem, bo z całego serca należałoby współczuć twoim dzieciom.
Hm, dziwne, że karygodnie zaniedbywała tylko jedno z dzieci. Jakoś z resztą miała bardzo dobre stosunki i pomagała im jak mogła. Choć miała problem, że Laura pragnęła być aktorką (którą zresztą w końcu została i jak się okazało miała talent), to jednak zaakceptowała to w końcu i ta właśnie Laura była adresatką wielu listów matki, można powiedzieć przyjaciółką. Podobnie jak Zofia, Jan, Tadeusz i nawet Stanisław. Więc dlaczego niby miała zaniedbywać akurat jedną z córek, nie rozumiem. I nie widzę jej winy zupełnie. Poza tym nie podoba mi się obrażanie ludzi, którzy mają inne zdanie i mają do tego prawo.
Helena miała , a raczej ośmieliła się urodzić nieślubne dziecko. Ta cudowna pisarka bardzo wyzwolona podobno ODEBRAŁA DZIECKO CÓRCE mimo protestów Heleny. A może córka pozbawiona miłości matki / ach te kłopoty , same kłopoty z tą dziewczyną!/ KOCHAŁA to dziecko? Takie dziwne? Uważam , że to nasze dobro narodowe Maria Konopnicka była po prostu „zimną suką”. Sama żyła jak chciała , na przekór zasadom /i dobrze/ , ale jakim prawem odebrała dziecko córce? Sama bym zwariowała.
„Maria Konopnicka wyparła się chorej umysłowo córki”. Tytuł sensacyjny, ale prawda jak zawsze leży po środku. Czy córka Konopnickiej, Helena była chora umysłowo ? Trudno to dziś stwierdzić z całą pewnością. Raczej miała jakieś okresowe zaburzenia osobowości, bo szkołę jednak skończyła i nauczycielką została. Na pewno była kleptomanką, uzależnioną od kradzieży. Oraz prawdopodobnie psychopatką, bo dawała matce do wiwatu oraz potrafiła odegrać komedię przed znajomymi. Taka sprytna manipulantka, chcący być w centrum uwagi swojej matki. No i wiedziała jak zajść w ciążę, natomiast z wychowaniem dziecka, miała już problem, bo jego ojciec porzucił dziecko i ją, wynosząc się po angielsku. Zresztą to był XIX wiek kiedy samotna matka, a do tego kleptomanka była pozbawiona środków do życia. Więc chciała wrócić na utrzymanie matki i stąd cały problem.
„Prawda jak zawsze leży po środku” – ale nie w tym przypadku matołku. Wygodnie się ignorantom podpierać wyświechtanymi sloganami, oj wygodnie.
Jeżeli nie jesteś stwierdzić „z całą pewnością” że Helena była „chora umysłowo”, czyli krótko mówiąc, nie masz bladego pojęcia ani o faktach, ani o chorobach umysłowych, to zasugerowałbym, tak nieśmiało, żebyś schował facjatę w kubełku?
Dalej przeczysz sam sobie, i wychodzisz na hipokrytę, bo zamiast trzymać się tej twojej „prawdy leżącej pośrodku”, przesuwasz winę jednoznacznie i zdecydowanie w stronę Heleny.
Acha, czyli to ona była winna, że sama się musiała wychować, bo matka miała ją i jej wychowanie głęboko w d… ?
Pewnie jako osoba nieświadoma i niedojrzała nie wiesz o tym, ale muszę cię uświadomić o pewnej jednoznacznej i nie leżącej na żadnym środku prawdzie, a mianowicie takiej, że dziecko uczy się i czerpie wzorce od rodziców. W tym przypadku zarówno ojciec, jak i co gorsze, matka-(pseudo)humanistka nie popisali się, jeśli chodzi o wychowanie córki. Po prostu olali temat. Helena, co oczywiste dla każdej osoby, która ma jakieś podstawowe chociaż pojęcie o dzieciach i ich zachowaniu, była dzieckiem skandalicznie zaniedbanym i pragnącym atencji i miłości matczynej – której niestety nie dostawała.
Wszystkie jej działania, w tym próby samobójcze można jednoznacznie zinterpretować jako wołanie o pomoc. Ale co ja będę tłumaczyć komuś, kto nie ma pojęcia o życiu i o ludziach.
Helena była tylko średnim dzieckiem Konopnickiej, wiec miała jeszcze dwoje innych dzieci. Czy z tą dwójką dzieci też były jakieś problemy czy tylko ta jedna Helena wywierała tak zły wpływ na swoje rodzeństwo, że jej matka była zmuszona odesłać ja do ojca. Żadna krzywda jej sie nie działa, mieszkała z ojcem wiec w czym problem ? O tym że była kleptomanką było w tekście, wiec robaczku wyobraz sobie wiek XIX, kiedy nikogo nie interesowały zaburzenia psychiczne dziecka tylko od razu określano ją jako złodziejke co wywoływało same problemy. Idziesz z taka Helenka do znajomych a ona kradnie jakiś wartościowy przedmiot, oczywiście po jednej i drugiej takiej wizycie to MATKA a nie kleptomanka-złodziejka otrzymuje łatke złodzieja, wiec wcale nie dziwie sie że Konopnicka chciała odizolować od siebie i jej rodzeństwa dziewczynke która wywierała na rodzeństwo zły wpływ. Co do choroby psychicznej to ta córka była psychopatką, powiadomić swoja matke o śmierci ojca mogła tylko osoba z psychopatycznymi skłonnościami, w ciaże też zaszła specjalnie żeby skomplikować życie zarówno matki, ojca jak i rodzeństwa. Skończyła jednak szkołe i zaczeła prace nauczycielki, ale została zwolniona za KRADZIEŻ. Nie chcąc sama pracować na swoje utrzymanie zaczeła żyć z wyłudzeń, czy to wina jej matki że ona straciła prace z powodu kradzieży ? Jak ta Helena wyobrażała sobie utrzymanie i wychowanie swojego dziecka bedąc osobą bezrobotną ? No oczywiście matka ma ją utrzymywać i tu sie psychopatka przeliczyła. Wyłudzanie pieniedzy od znajomych rodziny też świadczą o jej psychopatycznej osobowości, bo zamiast pójść żebrać pod kościołem, chodziła z rozmysłem do znajomych swojej matki żeby ją przedstawić celowo w złym świetle. Podobnie próba rzekomego samobójstwa została przeprowadzona na pokaz, tak żeby inni widzieli i ją uratowali. A przecież mogła pójść nad rzeke, tam gdzie niema ludzi i sie utopić, albo powiesić sie gdzieś w lesie. To nie był żaden brak miłości matki, bo żadna matka by nie wybaczyła swojemu dziecku fałszywej informacji o śmierci ojca. Tylko psychopatyczna osobowość Heleny połączona z kleptomanią doprowadziła do tego że została umieszczona w w przytułku z którego przy pierwszej okazji uciekła tylko po to żeby dalej odgrywać swoją komedie w celu kompromitowania własnej matki. W końcu została zabrana z powrotem przez ojca który zaczął ja utrzymywać i sprawa sie skończyła. Żeby zrozumieć drugiego rodzica trzeba samemu mieć dzieci a nie tylko być domorosłym filozofem jak ty matołku. Natomiast sam tekst z książki Kienzler jest stronniczy, bo ma pokazać jaką to złą matką była Konopnicka. W tej książce wcale nie chodzi o los Heleny bo Kienzler ma ją gdzieś, ( nie zadała sobie nawet trudu żeby prześledzić jej dalsze losy ) tylko o typowe lewackie obalanie pomników, w tym wypadku to próba zrobienia z Konopnickiej wyrodnej matki. A tak z ciekawości to Kienzler nic nie napisała o rodzeństwie Heleny – Zofii oraz Janie, czyżby ich los nie pasował do wizerunku Konopnickiej jako wyrodnej matki, który ta autorka próbuje zbudować ? Z tym wołaniem o pomoc to kolejna bzdura dzieci wychowują sie w niepełnych rodzinach i niema z nimi wiekszych problemów, a Helena mieszkała przecież ze swoim OJCEM, wiec dlaczego ten atak autorki tekstu dotyczy tylko Konopnickiej która opiekowała sie dwójka dzieci – Zofią i Janem, podczas kiedy jej mąż tylko jedna Heleną ? Pewnie kleptomanką została również z powodu braku miłości matki ? Ale jak dla mnie to nawet ta kleptomania była przez tą sprytną Psychopatke udawana.
Zgadzam się z tymi wnioskami, tzn sądzę, że z dużym prawdopodobieństwem opisują tamtą sytuację. Poza tym myślę, że jeśli Helena rzeczywiście miała psychopatyczne skłonności, to Konopnicka – jako silna, inteligentna kobieta – po prostu zachowała się asertywnie. Odcięła się od toksycznej osoby, aby chronić siebie. To, że Maria pisze z takim dystansem o córce, wcale nie wyklucza, że wcześniej mogla bardzo cierpieć z jej powodu. Ale nie dała pogrążyć siebie i reszty rodziny, więc odcięła się od niej. Nie zapominajmy, jak działają psychopaci. Między psychopatą a zwykłym człowiekiem wyposażonym w empatię nie ma nawet nici porozumienia.
Matołek, ignorant, hipokryta… Jak jeszcze obrazisz kogoś, kto po prostu ma inne zdanie niż ty? „Aha” piszemy przez samo H, to tak na marginesie o najmądrzejszy z mądrych i jaśnie oświecony!
Prekursorka lewactwa zachowywała się jak przystało na lewaka.
Wole prekursorow lewactwa niz wartosci prawicowo-narodowych, ktorzy pisza Mein kampf…
Nie wiem, jakiej ekwilibrystyki umysłowej trzeba dokonać, aby z Hitlera zrobić prawicowego narodowca. Adolf Hitler był piewcą narodowego socjalizmu, a socjalizm z prawicą nie ma nic wspólnego.
Typowy prawaczek-faszysta, choć wszyscy historycy piszą zgodnie, że Hitler faszystą był (tak jak i np. Mussolini), to Polaczek robaczek faszyzujący prawaczek będzie go malował na socjalistę. Socjalizm, robaczku, jest i zawsze będzie na przeciwnym biegunie od faszyzmu.
Nie potrzeba żadnej ekwilibrystyki żeby udowodnić że NSDAP, czyli Narodowo Socjalistyczna Niemiecka Robotnicza Partia była partią wyraznie Lewicową. Czy PZPR -Polska Zjednoczona Partia Robotnicza też była partią Prawicową, albo KPZR – Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego ? Podobnie działająca w 2 RP – Sanacja również była Lewicowa, bo niby skąd wywodzili sie w wiekszości jej członkowie z Piłsudskim na czele, jak nie z PPS, czyli z Polskiej Partii Socjalistycznej. W 2 RP prawdziwą partią Prawicową była Narodowa Demokracja, której środowisko było zwalczane przez Lewicową – Sanacje. Chociaż trzeba przyznać że Hitler oraz jego otoczenie było raczej bezideowe i liczyły sie dla nich tylko władza, stanowiska oraz życie na wysokim poziomie, zresztą podobnie jak dla Piłsudskiego i jego zaufanych ludzi z I Brygady. Komunista Stalin niewiele sie różnił od Narodowego-Socjalisty Hitlera, bo obaj byli zbrodniarzami którzy odpowiadają za śmierć milionów ludzi. Narodowy-Socjalizm można nazwać wyższą formą Komunizmu. Zresztą gdzie sie nie pojawią idee Komunistyczne, Socjalistyczne czy Rewolucyjne to są zawsze Lewicowe i doprowadzają do rozlewu krwi tak było we Francji, Rosji, Meksyku, Hiszpanii, na Kubie w Korei Północnej czy w Wenezueli.
Faszysto, Rotę śpiewasz a narodową wieszczkę Konopnicką od lewaków wyzywasz. Takiemu brunatnemu moherowi jak ty to nie przystoi!
Lewaczka? No, tu już nieco przeginasz. Podobnie jak ci, których tylko skandale interesują i chcą z Konopnickiej (która zapewne nie była święta), zrobić lesbijkę, uwodzicielkę młodych chłopców i nie wiadomo jakiego jeszcze potwora. Bez przesady. Nie ma dowodów. Są za to jej utwory, między innymi Rota, i to wystarczy
Taka mnie naszła refleksja… Szkoda, że „Rota” nie jest naszym hymnem narodowym. Ta pieśń ma w sobie taką moc, że wierzę: gdyby Polacy ja znali i śpiewali, tak jak teraz śpiewają obecny hymn, bylibyśmy innym narodem. A „Pieśń Legionów Polskich we Włoszech” to tylko pieśń Legionów. Nie ma w tym tekście dosłownie nic, co mogłoby poruszyć serca obecnych Polaków, taka sobie piosenka żołnierzy sprzed ponad dwóch wieków, którzy walczyli u boku Napoleona. Dla mnie nasz hymn jest MDŁY i komuś bardzo pasowało, aby to on, nie Rota, został naszą „wizytówką” narodową.
Niestety autorka książki nie przyłożyła się, teksty są krótkie, zdawkowe, bez wyrazu. Teksty są tendencyjne, kolejny raz, za każdą biografią, mam wrażenie, że czytam newsy w super expresie. Dla mnie jej książki są jak disco polo w muzyce. Sorry.
To prawda. Wolę sięgnąć po solidnie udokumentowane opracowanie pani Marii Szypowskiej ” Konopnicka jakiej nie znamy”, niż jakieś skandalizujące, jak piszesz, disco polo. Pisanie takich książek, jak i słuchanie tej „muzyki”, świadczy o tym, że głupiejemy jako społeczeństwo. Bo gdyby nie było odbiorców takiej „literatury”, to by ona nie powstawała. Głupiejemy i chamiejemy, przykre…
„… o średniej córce poetki, przyczyny zmartwień i problemów dla całej rodziny…” Chyba powinno być „przyczynie”? Powtarzacie ten błąd dwukrotnie, raz w tekście, raz w skopiowanym podpisie pod ilustracją. Niby drobiazg, a jakoś tak zgrzyta w rzetelnym i dobrze napisanym tekście.
Dziś bez wysiłku można ustalić datę urodzenia i płeć dziecka- pojawiły się zdigitalizowane metryki.
Wg metryki chrztu z 1884 roku nr 178 parafia Św Barbary w Warszawie:
Stawił się Jarosław Konopnicki lat 54 zamieszkały w Gusinie i przedstawił córkę urodzoną w Bronowie 01.03.1867 przez jego żonę, Marię Stanisławę z Wasiłowskich Konopnicką. Na chrzcie świętym w dniu 15.04.1884 córka owa otrzymała imiona Helena Jadwiga. W akcie jest wpisane, że Helena mieszka przy matce w Warszawie.Nie wiem czemu p. Jarosław tak późno ochrzcił Helenę (miała 17 lat). Ale podobnie zrobił z drugą córką, Laurą, również urodzoną w Bronowie 08.07.1870, a ochrzczoną w miejscowości Grodzisko woj. łódzkie w 1881. Może metryki z Bronowa zginęły, trudno powiedzieć.
Natomiast w dniu 21.06.1889 urodził się syn Heleny Jadwigi Konopnickiej, niezamężnej. Na chrzcie otrzymał imiona Jerzy Wacław Konopnicki. Jest to akt chrztu 468 z parafii św Barbary w Warszawie. Jego chrzestną była Julia Klauzińska, doktor medycyny, co chyba było wowczas rzadkością.
Niewiele wysiłku i znalazłam także informacje o synku Heleny. Niestety szybko zmarł. W parafii Lewiczyn (mazowieckie) w 1892 roku, akt zgonu 8 jest napisane: Jan Mielczarek i Antonii Żukowski oświadczają, że wczoraj o 21.00 zmarł Jerzy Wacław Konopnicki, liczący 2 i pół roku, urodzony w Warszawie, sierota, syn nieznanej matki i nieznanego ojca. RIP.