Ciekawostki Historyczne
Druga wojna światowa

Nalot, który miał złamać Wielką Brytanię

7 września 1940 roku w piękny upalny dzień Londyn stracił swoją nietykalność. Trzecia Rzesza rozpoczęła operacje Blitz, pierwszym jej punktem było wysłanie blisko 1000 samolotów nad stolicę Wielkiej Brytanii.

Dzień był ciepły i spokojny, a ponad opadającą mgłą rysowało się bezchmurne niebo. Po południu temperatura przekroczyła trzydzieści stopni Celsjusza, co rzadko się zdarza się w Londynie. Tłumy pojawiły się w Hyde Parku, gdzie wypoczywano na leżakach rozstawionych nad brzegiem jeziora Serpentine. Wielu kupujących odwiedzało sklepy na Oxford Street i Piccadilly. Potężne balony zaporowe unoszące się na niebie rzucały na ulice głębokie cienie.

Koniec nietykalności

Po sierpniowym nalocie, kiedy to po raz pierwszy bomby spadły na sam Londyn, miasto ponownie pławiło się w złudzeniu nietykalności przerywanym jedynie od czasu do czasu fałszywymi alarmami, które niegdyś były czymś przerażająco nowym, a obecnie budziły coraz mniej emocji, ponieważ bombowce nigdy się nie pojawiały. Gorąc późnego lata dodatkowo wzmagał poczucie leniwego spokoju. Teatry na West Endzie wystawiały 24 spektakle, między innymi sztukę Rebeka na kanwie powieści o tym samym tytule, przeniesioną na deski teatralne przez samą autorkę Daphne du Maurier. W londyńskich kinach pokazywano też adaptację filmową powieści stworzoną przez Alfreda Hitchcocka, w której zagrali Laurence Olivier i Joan Fontaine. Inne filmy na ekranach w tamtym czasie to W pogoni za cieniem i grany już od dawna Gasnący płomień.

Cudowna pogoda wprost zapraszała, by wyjść na łono natury. Churchill przebywał wówczas w Chequers.

Luftwaffe zjawiła się w porze podwieczorku.

fot.Bundesarchiv, Bild 101I-401-0244-27/Göricke/CC-BY-SA 3.0

Na czele leciało osiem najlepiej wyposażonych bombowców Heinkel należących do jednostki KGr 100

Bombowce zbliżyły się trzema falami, z których pierwsza składała się z prawie tysiąca samolotów – 348 bombowców i 617 myśliwców. Na czele leciało osiem najlepiej wyposażonych bombowców Heinkel należących do jednostki KGr 100, przenoszących bomby burzące, zapalające (Flammenbomben) oraz z opóźnionym zapłonem – te ostatnie nie pozwalały strażakom podjeżdżać do pożaru w miejscu wybuchu. Pomimo bezchmurnej pogody i jasnego dnia do na­wigacji wykorzystywały system naprowadzania za pomocą fal radiowych. Pierwsze dźwięki syren rozbrzmiały w Londynie o 16.43. Na czele leciało osiem najlepiej wyposażonych bombowców Heinkel należących do jednostki KGr 100

Pisarka Virginia Cowles wraz z przyjaciółką Anne przebywały wówczas w domu brytyjskiego magnata prasowego Esmonda Harmswortha, we wsi Mere­worth, około pięćdziesięciu kilometrów na południowy wschód od Londynu. Siedziały na trawie, pijąc herbatę i rozkoszując się ciepłem oraz słońcem, gdy nagle od strony południowego wschodu dał się słyszeć niski pomruk.

„Początkowo nic nie mogłyśmy wypatrzyć” – napisała Cowles – „lecz wkrótce dźwięk zaczął przybierać na sile i przerodził się w głęboki ryk przypominający odgłos odległego, potężnego wodospadu”.

Kobiety naliczyły ponad sto pięćdziesiąt samolotów – formacji bombowców wraz z otaczającymi je myśliwcami, tworzącymi wokół nich ochronną tarczę.

„Leżałyśmy w trawie, wytężając wzrok i wpatrując się w niebo. Zauważyłyśmy grupę małych białych punkcików, przypominających chmarę owadów. Przemieszczały się na północny zachód, w stronę stolicy”.

Cowles zaskoczyło, że RAF nie przechwytuje niemieckich samolotów. Zgadywała, że wrogom w jakiś sposób udało się przedrzeć przez angielską obronę.

– Nieszczęsny Londyn – powiedziała jej przyjaciółka.

Czytaj też: Bitwa o Anglię. Jak ostatni bastion wolnego świata oparł się Hitlerowi?

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Cel? Londyn!

Cowles słusznie zaobserwowała, że niemieckie samoloty nie napotkały szczególnego oporu, lecz myliła się co do przyczyny. RAF zaalarmowany przez radary, że ogromna liczba bombowców  przekracza właśnie kanał, skierował eskadry myśliwców na pozycje obronne nad kluczowymi lotniskami, zakładając, że ponownie to one będą stanowić główny cel ataku. Z Londynu wycofano również działa przeciwlotnicze i rozmieszczono je w pobliżu lotnisk i innych strategicznych obiektów. W centrum miasta pozostało ich tylko 92.

Gdy tylko RAF zdał sobie sprawę, że faktycznym celem jest miasto, jego myśliwce zaczęły się zrównywać z niemieckimi samolotami. Jeden z pilotów RAF-u, ujrzawszy atakujących, doznał szoku:

„Nigdy nie widziałem tak wielu samolotów” – napisał. „Mgła sięgała tego dnia do około czterech tysięcy ośmiuset metrów. Gdy się przez nią przebiliśmy, nie wierzyliśmy własnym oczom. Gdzie nie spojrzeć, wszędzie widać było tylko nadlatujące falami niemieckie samoloty”.

Z ziemi wyglądało to równie oszałamiająco. Osiemnastoletni Colin Perry jechał na rowerze, gdy nad jego głową pojawiła się pierwsza fala bombowców. Później relacjonował:

„Był to niesamowity, imponujący i emocjonujący widok. Bezpośrednio nade mną znajdowały się dosłownie setki samolotów niemieckich! Wypełniały całe niebo. Myśliwce trzymały się blisko nich niczym pszczoły wokół swojej królowej”.

W południowo-wschodniej dzielnicy Londynu, Plumstead, student architektury Jack Graham Wright zasiadał właśnie wraz z rodziną do herbaty. Jego matka weszła do salonu, niosąc wykańczaną srebrem tacę, na której znajdowały się filiżanki, spodki, dzbanuszek z mlekiem oraz imbryk w ocieplaczu, żeby napój nie wystygł. W tym właśnie momencie rozbrzmiały syreny. Początkowo rodzina nie zaniepokoiła się specjalnie, lecz gdy Wright i jego matka wyjrzeli za drzwi, zobaczyli, że samoloty wypełniają całe niebo. Jego matka zauważyła też „małe, jasne, spadające punkciki” i uświadomiła sobie, że to bomby. Obydwoje czym prędzej skryli się pod schodami.

„Wszyscy słyszeliśmy narastające crescendo silników samolotowych oraz coraz bliższe serie głuchego łomotu” – wspominał Wright.

Czytaj też: Iwan Majski. Ambasador Stalina w Londynie odsłonił kulisy radzieckiej dyplomacji

Charakterystyczny pył

Dom zaczął się trząść, deski podłogowe zaczęły podskakiwać. Wszyscy czuli niosące się od ziemi fale uderzeniowe. Wright chwycił się framugi, by utrzymać równowagę. Po chwili hałas i drgania jeszcze przybrały na sile. „Powietrze w salonie zgęstniało i zmętniało, jakby w jednej chwili zasnuło się czerwono-brązową mgłą” – napisał.

Gruba kamienna ściana, oddzielająca jego dom od sąsiedniego, zdawała się wyginać, a framuga, której się trzymał, drżała. Dachówki, które odpadły z dachu, rozbijały szyby werandy. „Słyszałem, jak w całym domu pękają szyby w oknach i drzwiach”.

Drżenie ustało. Ściana wciąż stała. „Brązowa mgła opadła, ale wszystko pokrywał ciężki brązowy pył, który zaścielał podłogi tak grubą warstwą, że nie dało się spod niego dostrzec dywanu”. W pamięci mężczyzny utkwił jeden szczegół: „Mały porcelanowy dzbanuszek, leżący na boku. Strużka mleka skapywała ze stołu i tworzyła białą plamę w pyle pokrywającym podłogę”.

fot.domena publiczna

Londyn w sierpniu 1940 roku

To właśnie ten pył wielu londyńczyków zapamiętało jako jeden z najbardziej zaskakujących elementów zarówno tego, jak i późniejszych nalotów. Gdy budynki się waliły, z ich okapów, strychów, dachów, kominów, pieców i palenisk wzbijały się w powietrze chmury sproszkowanych cegieł, kamienia i tynku – pyłu z czasów Cromwella, Dickensa i królowej Wiktorii. Detonacja następowała często dopiero po zetknięciu się bomby z ziemią tuż obok budynków, co dodawało jeszcze piach i kamienie do kurzawy wypełniającej ulice i wypełniało powietrze złowrogą wonią świeżej gleby.

Początkowo pył przecinał powietrze szybko, niczym dym po wystrzale armatnim, ale później opadał powoli i osiadał na chodnikach, ulicach, szybach samochodów, autobusach piętrowych, budkach telefonicznych oraz ciałach poległych. Niczym szara mąka od stóp do głów pokrywał ocalałych opuszczających ruiny. Harold Nicolson opisał w dzienniku ludzi zanurzonych w „gęstej mgle, która osiadała na wszystkim, oblepiając ich włosy i brwi grubą warstwą kurzu”.

Utrudniało to opatrywanie ran, co tego sobotniego wieczoru szybko uświadomiła sobie lekarka, doktor Morton. „Zupełnie zaskakiwała ogromna ilość brudu i kurzu nagromadzonego przez długie wieki, który wzniósł się w powietrze w wyniku jednego wybuchu”– napisała. Cała jej wiedza na temat metod ochrony ran przed infekcją okazała się bezużyteczna. „Kamienny pył i kurz pokrywały głowy i oblepiały skórę. Nie sposób było zrobić nic, by nie dopuścić do zakażeń”.

Szczególnie nieprzyjemne wrażenie sprawiał widok krwi na tym szarym tle, co zauważył pewnej nocy pisarz Graham Greene, obserwując żołnierzy opuszczających zbombardowany budynek. „Cisnący się do drzwi straszliwy tłum mężczyzn i kobiet w zakurzonych, podartych, zakrwawionych piżamach”.

Czytaj też: Operacja B szokujący nalot radziecki na Berlin

Czerwone niebo

W sobotę o 17.20 Pug Ismay spotkał się z szefami sztabu, by omówić konsekwencje nalotu. O 18.10 rozbrzmiał alarm odwołujący, ale już o 20.00 brytyjski radar wykrył drugą falę niemieckich samolotów gromadzących się nad terytorium Francji – 318 bombowców. O 20.07 brytyjscy sztabowcy zdecydowali, że nadszedł czas wysłać hasło „Cromwell”, by poinformować wszystkie jednostki Home Forces o nadciągającym ataku. Niektórzy lokalni dowódcy posunęli się nawet do wydania rozkazu, by uderzyć w dzwony kościelne, co stanowiło sygnał, że zauważono spadochroniarzy, choć w rzeczywistości niczego takiego nie dostrzegli.

O 20.30 tego wieczoru bomby spadały na dzielnicę Battersea w Londynie, lecz znajdujące się w mieście działa przeciwlotnicze wciąż zastanawiająco milczały. Ich pierwsze wystrzały dały się słyszeć dopiero pół godziny później, a następnie powtarzały się jedynie od czasu do czasu. Po zapadnięciu zmroku myśliwce RAF-u powróciły do baz i pozostawały tam, gdyż w ciemności były bezużyteczne.

fot.domena publiczna

Piloci RAF-u

Bombardowanie trwało całą noc. Każdy, kto odważył się wyjść na zewnątrz, miał okazję ujrzeć niebo rozjarzone czerwienią. Strażacy walczyli z ogromnymi pożarami, lecz z marnym skutkiem, przez co niemieccy piloci nie mieli najmniejszego problemu z odnalezieniem miasta. W niemieckim radiu wiwatowano. „Gęste chmury dymu rozciągają się nad dachami najwspanialszego miasta świata” – stwierdził spiker. Zauważył też, że piloci odczuwali fale uderzeniowe wybuchów nawet na pokładach samolotów. (Instruowano załogi, by pozostawały na wysokości co najmniej dwóch tysięcy metrów – sześciu i pół tysiąca stóp – kiedy zrzucają największe bomby, Satan, bo w przeciwnym razie siła wybuchu dosięgnie również ich). „Serce brytyjskiego imperium jest bezbronne wobec ataku niemieckich sił powietrznych” – oznajmił spiker. Jeden z niemieckich lotników napisał raport o mocno propagandowym wydźwięku: „Płonący okrąg obejmował miasto z milionami mieszkańców! W ciągu kilku minut dotarliśmy nad miejsce zrzutu. No i gdzie te dumne myśliwce Albionu?”.

Tej nocy londyńczycy doświadczyli pierwszych przeżyć i wrażeń: zapachu kordytu po eksplozji, odgłosu roztrzaskiwanego na drobne kawałki szkła… Mieszkanka stolicy Phyllis Warner, trzydziestokilkuletnia nauczycielka, prowadząca szczegółowy dziennik z życia w czasie wojny, opisała moment, kiedy po raz pierwszy usłyszała odgłos spadającej bomby: „przerażające wycie, przypominające gwizd pociągu, przybliżające się bardziej i bardziej, a następnie przyprawiające o mdłości uderzenie, wprawiające ziemię w drgania”. Licząc, że cokolwiek to pomoże, przykryła głowę poduszką.

Pisarka Cowles wspominała „ogłuszający huk walących się murów, przypominający ryk fal rozbijających się o brzeg”. Najgorszy zaś był według niej niski, jednostajny warkot wielu silników samolotowych, który przypominał jej świdrowanie dentystycznego wiertła. Inny pisarz, obecny tego dnia w Londynie, John Strachey, wspominał wrażenie węchowe wywołane przez eksplozje. Opisał je jako „ostre podrażnienie przewodów nosowych sproszkowanym pyłem ze zburzonych budynków”. Po nim następował „odrażający odór ulatniającego się gazu”.

Czytaj też: Mgła, która zabija. W 1952 roku smog w Londynie spowodował śmierć nawet 12 tysięcy osób!

To jest koniec świata

Ta noc pozwoliła ludziom spojrzeć na różne sprawy z innej perspektywy. Joan Wyndham – w późniejszym czasie pisarka i pamiętnikarka – udała się do schronu w Kensington, gdzie około północy uznała, że nadszedł czas na utratę dziewictwa, a jej narzeczony Rupert powinien wziąć udział w tym przedsięwzięciu. „Bomby są cudowne. To takie ekscytujące. Jednak, jako że przeciwieństwem śmierci jest życie, myślę, że powinnam oddać się jutro Rupertowi”. Miała co prawda prezerwatywę, ale planowała jeszcze pójść z przyjaciółką do apteki po popularny w ówczesnych czasach środek plemnikobójczy o nazwie Volpar, na wypadek, gdyby prezerwatywa zawiodła. „Syreny odwołujące alarm rozbrzmiały o piątej rano” – napisała. „To są zarazem syreny przywołujące mojego kochanego Ruperta, pomyślałam”.

Kolejnego popołudnia zrealizowała swoje postanowienie, lecz doświadczenie odbiegało od jej oczekiwań. „Rupert zdjął ubranie, a ja uznałam, że wygląda strasznie śmiesznie nago i zaczęłam histerycznie chichotać.

fot.domena publiczna

Mieszkańcy Mornington Crescent w dzielnicy Camden po obudzeniu ujrzeli piętrowy autobus wbity w okno na drugim piętrze budynku

– Co się stało? Nie podoba ci się mój penis? – zapytał.

– Jest w porządku, tylko trochę krzywy!

– Tak to wygląda u większości mężczyzn. Nie przejmuj się. Zdejmij ubranie”.

Później wspominała: „Już po wszystkim i bardzo się z tego cieszę! Jeżeli to tylko o to we wszystkim się rozchodzi, to wolę raczej zapalić dobrego papierosa albo pójść do kina”.

Świt w niedzielę 8 września pokazał drastyczny kontrast między bezchmurnym niebem a czarną ścianą dymu nad East Endem. Mieszkańcy Mornington Crescent w dzielnicy Camden po obudzeniu ujrzeli piętrowy autobus wbity w okno na drugim piętrze budynku. Nad ich głowami zaś, daleko jak wzrokiem sięgnąć, dryfowały z niezmąconą swobodą setki balonów zaporowych, które w świetle wschodzącego słońca przybrały delikatnie różowy kolor. Przy Downing Street 10 osobisty sekretarz, John Martin, spędziwszy noc w schronie znajdującym się pod budynkiem, wyszedł na zewnątrz i zdumiał się: „Londyn wciąż tam jest”.

W nocnych nalotach zginęło ponad czterysta osób, a 1600 odniosło poważne obrażenia. Wielu mieszkańców Londynu po raz pierwszy ujrzało martwe ciało. Gdy osiemnastoletni Len Jones odważył się wyjść na rumowisko znajdujące się na tyłach jego rodzinnego domu, natknął się na dwie głowy wystające spod gruzów. „Rozpoznałem zwłaszcza jedną z nich. To był Chińczyk, pan Say. Jedno oko miał zamknięte. Wtedy dopiero zaczęło do mnie docierać, że on nie żyje”. A jeszcze kilka godzin wcześniej to była spokojna londyńska okolica. „Gdy zobaczyłem tego martwego Chińczyka, skuliłem się i nie mogłem złapać oddechu. Cały się trząsłem. Później pomyślałem, że być może ja też nie żyję, tak jak oni, więc zapaliłem zapałkę i zacząłem przypalać sobie palec. Robiłem to, żeby sprawdzić, czy wciąż żyję. Wszystko widziałem, ale myślałem, że to niemożliwe, żebym żył, że to jest koniec świata”.

Tekst pochodzi z książki Erika Larsona „Rok, który zmienił wszystko”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont

 

Zobacz również

Druga wojna światowa

Największe operacje powietrznodesantowe II wojny światowej

Setki samolotów i tysiące żołnierzy. Chaos, krwawe straty i częste niepowodzenia. Tak wyglądały operacje powietrznodesantowe II wojny światowej. Gdzie przeprowadzono największe z nich?

1 lutego 2023 | Autorzy: Paweł Stachnik

Druga wojna światowa

Operacja „Dynamo” – ewakuacja aliantów z Dunkierki

Maj 1940 roku. Niemcy prą na zachód. Francja upada. Brytyjczykom został skrawek terenu. Ewakuacja staje się konieczna. Paradoksalnie pomógł w niej Adolf Hitler!

10 lipca 2022 | Autorzy: Herbert Gnaś

Zimna wojna

Operacja Unthinkable

1945 rok. III Rzesza upadła, ale ZSRR się wzmocnił. Mógł zagrozić Wielkiej Brytanii, chyba że uderzyłaby pierwsza. Tak narodził się plan operacji Unthinkable.

6 lipca 2022 | Autorzy: Herbert Gnaś

Druga wojna światowa

Przypadkowy zamach na Rommla

To był prawdziwy „efekt motyla”. Do tej pory nie znamy jednak odpowiedzi na najważniejsze pytanie: kto ostrzelał tamtego dnia samochód Erwina Rommla? 

30 czerwca 2022 | Autorzy: Herbert Gnaś

Druga wojna światowa

II wojna światowa w powietrzu

Przeciwnicy Pierre'a Clostermanna rozbijali się lub tonęli. On doczekał się chwały jako as lotnictwa myśliwskiego. Po wojnie opisał piekło walk powietrznych.

25 czerwca 2022 | Autorzy: Pierre Clostermann

Wielki Cyrk

Pierre Clostermann mógł umrzeć na wiele sposobów. To jednak jego przeciwnicy po walkach powietrznych rozbijali się o ziemię w płonących maszynach lub tonęli w zimnych falach...

24 czerwca 2022 | Autorzy: Redakcja

KOMENTARZE (3)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TZ.

Bardzo dobry tekst. Widać, że pisany przez profesjonalistę.

Sarabi

Krzywy Wacek Ruperta wyżyny historii

Tomasz

„Mieszkańcy Mornington Crescent w dzielnicy Camden po obudzeniu ujrzeli piętrowy autobus wbity w okno na drugim piętrze budynku” oczywiscie dobrze spali jak było bambardowanie?

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.