Mało kto wie, ale Polacy mieli kiedyś... własną sztukę walki. Chodzi o tzw. palcaty, które cieszyły się dużą popularnością zarówno wśród uczniów, jak i „służalców palestranckich”.
Czym w ogóle było bicie się w palcaty? Otóż był to rodzaj szermierki na kije. W tej walce posługiwano się kijami o długości od 70 do 90 cm, których koniec był zabezpieczony przed nadmiernymi urazami. Kije okręcane były suknem lub po prostu słomą. Ćwiczenia w takiej walce miały służyć przygotowaniu szermierza do późniejszego sprawnego posługiwania się szablą, o czym informuje przykładowo XIX-wieczna Encyklopedyja powszechna. Zdefiniowano w niej palcat jako kij służący do podpierania się w trakcie chodu, zwykle sękaty, z drzew twardych, liściastych zaraz potem dodając, że palcatami nazywano cieńsze kije, jednej miary, któremi młodzież szkolna wprawiała się do robienia szablą. Temu bowiem, który się pokazał najzręczniejszym w palcaty, dawano następnie szablę, aby się z nią popisał.
Na ziemiach polskich była to popularna, szczególnie wśród stanu szlacheckiego, forma rekreacji. W starszych źródłach (jak to autorstwa Jędrzeja Kitowicza, odnoszące się do czasów, kiedy w Polsce panował August III) wspomina się, że ten sposób wielce był potrzebny dla stanu osobliwie szlacheckiego, jako wprawiający młódź do użycia szabli. O swoim uczestnictwie w walce na palcaty już w późniejszym etapie historii Polski wspominał szambelan innego króla Polski, Stanisława Augusta Poniatowskiego, Jan Duklan Ochocki. Jego relacja informuje nas jednocześnie o tym, że „obsługi” palcatów uczono już małych chłopców: miałem nie więcej niż lat siedem, gdym przy karabeli (…) dosiadał już konia, i co dzień musiałem, dla wprawy w robieniu bronią, bić się kijem krajką okręconą z Jasiem, synem podstarościego.
Czy to właśnie rekreacyjnie, czy też przed lekcjami w szkołach studenci często walczyli na palcaty, przy czym bili się aż do zmordowania. Obowiązywały wszakże pewne zasady: nie wolno było trafiać w głowę, w twarz oraz w bok. Jednocześnie uczestnictwo w walce było sprawą honorową. Jeżeli bowiem jakikolwiek ze studentów odmówił walki z innym musiał się liczyć z urąganiami w całej szkole, a nawet z przejawami fizycznej agresji. Co bardziej doświadczeni sami stawali się nauczycielami tej formy pojedynkowania się. Co ciekawe, w walkach tych brali udział nawet „profesorowie młodsi”, tak Jezuici, jak i Pijarzy.
Możliwe jest też odnalezienie wzmianek o palcatach z czasów wcześniejszych, niż lata panowania Augusta III, jeżeli oczywiście wierzyć autorowi. Oto bowiem powieściopisarz Henryk Rzewuski, opisując życiorys starosty gnieźnieńskiego Adama Śmigielskiego za czasów Stanisława Leszczyńskiego, wspomina o tym, że ów starosta za młodu nie chciał już w pewnym momencie bić się w palcaty z kolegami szkolnymi, ponieważ obawiał się, że wywiąże się z tego zwada, a on sam swoje słowo potrafił dotrzymać z aż taką statecznością. Wybierał więc za swoich przeciwników oficerów nadwornej milicji wojewody oraz jego dworzan, gdyż z nimi taka zabawa w kłótnię zamienić się nie mogła.
Generalnie walki na palcaty znane były w Europie wieku XVII i XVIII. Przykładowo pod koniec wieku XVIII niemiecki pedagog Jan Krzysztof Fryderyk GutsMuths w swoim podręczniku pt. Gimnastyka dla młodzieży umieścił m.in. szermierkę, zalecając młodszym dzieciom walkę na palcaty. Co ciekawe, nie wszędzie przychylnie patrzono na palcaty. Przykładowo w XV wieku w szkołach polskich, w których obowiązywał statut nadany przez biskupa chełmińskiego zezwalano na grę w piłkę, natomiast palcaty były zakazane. Inne zabronione rodzaje aktywności to m.in. wiosłowanie i kąpiele w Wiśle. Z drugiej strony, już w wieku XVIII, potykanie się w palcaty znalazło się w programie rozwoju kondycji fizycznej młodzieży ułożonym przez Komisję Edukacji Narodowej.
Czytaj też: Krwawa jatka, wrzący olej i modły. Jak wyglądało średniowieczne pole bitwy?
Palcaty w zamierzchłej (i mniej zamierzchłej) historii
Ślady informacji o podobnych walkach można odnaleźć także w odniesieniu do wcześniejszych okresów w historii naszego kontynentu. W innym tomie wspomnianej powyżej Encyklopedyi pojawia się wzmianka o tym, że dwaj synowie Eaka (inaczej Ajakosa, króla Myrmidonów), Peleusz i Telamon zabili swojego brata Fokusa przypadkiem lub też celowo przy grze w palcaty, za co zostali przez ojca skazani na wygnanie.
Z kolei w pochodzącym z końca lat 20. XX wieku źródle odnajdujemy rycinę przedstawiającą dwóch Egipcjan walczących na trzymane w jednej ręce przedmioty przypominające wyglądem kije z ochraniaczami założonymi na drugiej ręce. W podpisie tej ryciny znajdziemy informację, że jest ona oparta na źródłach (lub eksponatach?) z Muzeum Brytyjskiego. Ale czy można z całą stanowczością powiedzieć, że rysunek ten w jakimkolwiek stopniu przedstawia protoplastę palcatów oraz czy w ogóle te starożytne walki egipskie zainspirowały późniejsze tego typu walki w Europie? Czy można to w ogóle w jednoznaczny sposób potwierdzić?
Przeskoczmy kilkanaście wieków do przodu, do średniowiecza. W czasach tych niezwykle popularne były turnieje rycerskie. Jednakże w latach tych miały także miejsce i inne pojedynki, po części o pogańskim pochodzeniu. Były to pojedynki sądowe, będące jedną z postaci tzw. sądów bożych. O co w nich chodziło? Otóż przy decydowaniu o winie lub niewinności zdawano się na wolę Boga. Uważano bowiem, że w pojedynku oskarżyciela z oskarżonym człowiek niewinny dzięki pomocy Boga z łatwością dowiedzie swojej niewinności i pokona swojego przeciwnika.
Co istotne, w tych pojedynkach brać mieli udział przedstawiciele wszystkich stanów społecznych oraz obu płci, którzy mogli walczyć przeciwko sobie. Kobiety mogły tutaj liczyć na pewien – jak byśmy to dzisiaj określili – handicap, ponieważ mężczyźni stawali do pojedynku w dole, który sięgał im do pasa. Ale co to ma wspólnego z palcatami? Otóż w trakcie walk przedstawiciele nieszlachty używali kijów zamiast miecza. Spekuluje się zatem, że w pewien sposób walki te mogły przyczynić się później do zaistnienia pojedynków na palcaty.
Czytaj też: Targowiska próżności. Jak naprawdę wyglądały turnieje rycerskie?
Formy walk na palcaty w polskiej historii
Pamiętacie, że powyżej wspomniano o Jezuitach? Ten sam Henryk Rzewuski w innym ze swoich dzieł, odnoszącym się do polskiej rzeczywistości XVIII wieku podaje, że jedną z zabaw w szkołach prowadzonych przez Jezuitów była właśnie walka na palcaty. Ale dowiadujemy się też o innej jej formie. Otóż za klasztorem istniało specjalne obszerne miejsce, na którym miały miejsce swoiste „palcatowe bitwy”. Uczniowie dzielili się na dwie grupy (zwyczajowo na Polaków i Turków, w tej kwestii ciągnięto losy), a ich zadaniem było obronienie własnego „taboru” oraz zdobycie obozu wroga. I w ten oto sposób dowiadujemy się, że palcaty miały też formę „grupową”, w której dochodziło do bitew dwóch „armii”, czasem dowodzonych przez wybieranych marszałków.
Jednakże to nadal nie są wszystkie formy walk na palcaty. Służalcy palestranccy, jak ich się kiedyś określało, z grodów trybunalskich, którym nie wolno było nosić broni, mieli tutaj swoją tradycję. Pod ratuszem formowali koło, w którym bito się na kije, które podług osób bijących się, starszych lub młodszych, bywały cieńsze i grubsze, pospolicie świdzwowe albo dębczaki, najcieńsze dla młodych chłopców, jak palec, najgrubsze dla wąsalów, jak kosztur albo pałka chłopska.
Najlepszy w tych zmaganiach zostawał mianowany marszałkiem, kolejny wicemarszałkiem, następny instygatorem a czwarty wice instygatorem. Następnie cała „hałastra” kierowała się do Żydów, którzy uważano, że mieli obowiązek ugościć przybyłych poczęstunkiem (traktamentem) oraz wręczyć im podarki. Jeżeli by tego nie dopełnili ryzykowali, że sami znaleźliby się następnym razem w kole i zostaliby obici. Ot, taka „dobrowolność”. Nie miała ona miejsca jedynie w sądach ziemskich i grodzkich, tam nie było zwyczaju odbierania traktamentów.
Co istotne, w tych bijatykach można było wziąć udział nawet przypadkowo, tylko przechodząc obok. Nawet, jeżeli było się przedstawicielem wyższego stanu można było zostać siłą wciągniętym do koła. Miało się w takiej sytuacji wybór: odmówić walki i dostać kijem po łbie i się wykupić, wtedy nie było się już wciąganym do koła, ale bez zaszczytu pobratymstwa, z przydatkiem tytułu obelżywego albo też walczyć a wtedy owo dostanie po łbie przynosiło mu zaszczyt, zaś taki delikwent zostawał „cechowym kolegą” zebranych i jeżeli chciał mógł później z własnej woli uczestniczyć w tych walkach.
Z czasem ta forma wychowania młodzieży lub też rekreacji zanikła (do czego z pewnością przyczyniły się i zabory), pozostając jedynie tematem analiz dla znawców tematu oraz ciekawych szeroko rozumianej historii szermierki. A warto o tym pamiętać, może przekornie zgodnie z zasadą „cudze chwalicie, swego nie znacie” w momentach, kiedy myślimy o zagranicznych sportach walki, np. dalekowschodnim kendo lub innych, podobnych formach.
Bibliografia:
- Ciupińska, J. Ryś, Rodzina szlachecka jako miejsce wychowania i szkolenia wojskowego w okresie staropolskim [w:] S. Walasek, L. Albański (red.), Wychowanie w rodzinie. Tom I, Przekaz tradycji i kultury na przestrzeni wieków, Karkonoska Państwowa Szkoła Wyższa w Jeleniej Górze, Jelenia Góra 2011.
- Encyklopedyja powszechna, tom siódmy, (Den-Eck), Warszawa 1861.
- Encyklopedyja powszechna, tom dwudziesty (Optymaci-Polk), Warszawa 1865.
- Kitowicz, Pamiętniki Kitowicza. Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III, Tarnów 1881; dzieło to w innej wersji znajduje się także w Wirtualnej Bibliotece Literatury Polskiej.
- Piasecki, Dzieje wychowania fizycznego, Wydawnictwo Zakładu Narodowego Imienia Ossolińskich, Lwów 1929.
- Rzewuski, Adam Śmigielski, starosta gnieźnieński, Warszawa 1879.
- Rzewuski, Pamiątki starego szlachcica litewskiego, Tom I, Wilno 1844.
- Sochacki, K. Plombon, Pałka teleskopowa poradnik dla słuchaczy i nauczycieli policyjnych, Wydawnictwo Szkoły Policji w Pile, Piła 2008.
KOMENTARZE (6)
Nie od dziś wiadomo, choć jak widać nie wszystkim, że Polacy nie gęsi LECZ swój język mają
Naprawdę, w artykule o palcatach nie ma jedynej naukowej książki palcatom poświęconej?
Autor czerpie z wielu źródeł, których nie wymienił, a szkoda. Przez ostatnie pięć dekad wielu historyków i mistrzów szermierki pisało o palcatach, temat już obecnie został potraktowany dużo bardziej szczegółowo. Myślę, że warto byłoby sprawdzić aktualny stan wiedzy i badań w omawianym zakresie.
Bardzo biedna bibliografia…
Mam wrażenie, że artykuł jest streszczeniem jakiejś poważniejszej publikacji naukowej, a podana bibliografia jest przypadkowa, jednocześnie ilość źródeł – biorąc pod uwagę złożoność tematu – jest znikoma.
Autor Ameryki nie odkrył, w wielu krajach na świecie ludzie trenowali szermierke na kije zamiast szabli. Z jednej prostej przyczyny, walka na ostrą broń mogła skończyć się co najmniej kontuzja, ale również śmiercią, jednego z ćwiczących. Natomiast walka na kije była w miarę bezpieczna, chociaż nawet walcząc kijem można też było swojego przeciwnika zabić. Walka na kije to po prostu część treningu adept szermierki. Na kolejnym etapie przechodził on do walki stępioną szablą – żeby zapobiec zranienia a jednocześnie uczynić walkę jak najbardziej realną.