Ciekawostki Historyczne
Dwudziestolecie międzywojenne

Frontowe przesądy pilotów

Nawet najodważniejsi piloci nie wyobrażali sobie lotu bez maskotki na szczęście. Współautorami podniebnych zwycięstw były więc lalki, koty oraz diabełki.

Kapitan Camillo Perini odbywał loty bojowe na Hannoverze CLII w 1919 roku, startując z obserwatorem porucznikiem Karolem Friserem z lotniska Lewandówka albo Berezowica. Janusz Meissner pisał o nim barwnie: „mówi po niemiecku, klnie po włosku i zna zaledwie kilka wyrazów polskich, które tak przekręca, że trudno je zrozumieć”. Kapitan Perini był bardzo przesądny – unikał robienia zdjęć przed lotem, omijał szerokim łukiem koty, zabronił wstępu na lotnisko księżom i zakonnicom.

(…) na masce swego Albatrosa kazał umocować maskotkę – blaszaną, czerwono emaliowaną figurkę satyra grającego na piszczałce. Wracając z wykonanego zadania, zakłada jej na szyję bransoletkę z korali nanizanych na włos słonia – w nagrodę za pomyślny lot.

Pewnego dnia satyr znikł i nie pomagały krzyki zrozpaczonego kapitana: „Porca Madonna, kde jes moja diabol?”. Maskotki szukano bezskutecznie, a zbliżał się czas startu. Wówczas porucznik Friser zaproponował dowódcy, by ten zaoferował dwadzieścia koron za jej znalezienie. Perini podbił cenę na „czydzieszczci”. Okazało się, że gdy mechanicy pomagali mu ubrać kombinezon, diabełek jakimś cudem wypadł z jego kieszeni. Szczęśliwy Camillo nagrodę wypłacił i spokojny o swojego diabełka wystartował…

Diabeł na karabinie

Nieco wcześniej, bo w czasie I wojny światowej, maskotki też były w modzie. William George Barker, najlepszy pilot kanadyjski, jeden z najbardziej znanych lotników walczących na myśliwcu Sopwith Camel, także miał swojego blaszanego diabełka, wyciętego z blachy i pomalowanego na czerwony kolor. Diabeł miał swój bezpośredni udział w zestrzeleniu niejednego z pięćdziesięciu przypisanych Barkerowi Niemców, bo… był przymocowany do jednego z karabinów maszynowych.

William George Barker, najlepszy pilot kanadyjski, miał swojego blaszanego diabełkafot.Canadian Postcard Company/domena publiczna

William George Barker, najlepszy pilot kanadyjski, miał swojego blaszanego diabełka

René Pierre Marie Dorme, francuski as z 23 zestrzeleniami na koncie zabierał do walki lalkę w alzackim stroju ludowym, a Ulrich Neckel – dowódca 6 eskadry myśliwskiej (30 zestrzeleń) – uśmiechał się do misia umocowanego za lusterkiem zwrotnym nad skrzydłem. „Polski” – bo różne są zdania w tym temacie – as w tym gronie, Godwin Karol Marian Brumowski rodem z Wadowic, najlepszy as cesarsko-królewskiego lotnictwa (35 zestrzeleń) też miał maskotkę – podkowę na szczęście, mocowaną do słupka na lewym skrzydle.

Czytaj też: Nocne wiedźmy. Radzieckie lotniczki siały postrach wśród nazistów

Zobacz również:

Kot zawsze spada na cztery łapy

Odradzające się polskie lotnictwo również miało legendarnego pilota, którego mistrzowskie umiejętności akrobacji powietrznej szły w parze z przesądem i wiarą w przynoszące szczęście maskotki. Adam Haber-Włyński, bo o nim mowa, latał początkowo w towarzystwie zabieranego do kabiny kota. Zwierzak był na pokładzie także 8 maja 1914 roku, kiedy to Haber rozbił samolot – obaj jednak przeżyli.

Później nasz znakomity lotnik dalej latał z kotem, ale już w bezpieczniejszej formie: wizerunek kota został namalowany na jednym z Albatrosów DIII z Ławicy, nr 2586/17, którego osobiście pilotował Adam Haber-Włyński. A Janusz Meissner w genialnych wspomnieniach „Jak dziś pamiętam” napisał: „Szefem pilotażu, a zarazem instruktorem akrobacji i walki powietrznej jest kontraktowy pilot cywilny o światowej sławie Adam Haber-Włyński. Zdobył niezliczoną ilość nagród sportowych, popisywał się akrobacją w całej Europie, ulegał wielu katastrofom, z których wychodził połamany, ledwie żywy i – lata dalej!”.

Adam Haber-Włyński latał początkowo w towarzystwie zabieranego do kabiny kota.fot.domena publiczna

Adam Haber-Włyński latał początkowo w towarzystwie zabieranego do kabiny kota.

Meissner tak dalej opisał swojego instruktora:

… jest średniego wzrostu i – szczerze mówiąc – nie wygląda na nieustraszonego asa. Czesze się z przedziałkiem przez środek głowy, przystrzyga po angielsku szczotkę, która mu rośnie pod nosem, wygięte łuki brwi nadają jego twarzy wyraz lekkiego zdziwienia czy też powątpiewania, a ciemne oczy w oprawie gęstych długich rzęs mogłyby należeć do jakiejś demonicznej, pięknej kobiety. Jest małomówny, ale kiedy tłumaczy, jak trzeba wykonać jakiś manewr w powietrzu, wyraża się jasno, posługując się przy tym obrazowymi i bardzo precyzyjnymi gestami dłoni.

Czytaj też: Żwirko i Wigura – tragiczna historia najsłynniejszych polskich lotników

Laleczka na szczęście

Adam Haber-Włyński uczył się latać w szkołach pilotów Bleriota i Farmana i już w 1910 roku został pilotem. Odważny i perfekcyjny, kręcił akrobacje w czasie pokazów we Francji i w Rosji. W Petersburgu w 1911 roku okazał się najlepszym pilotem w konkursie. Na podium stanął też w następnym konkursie – w Moskwie. W 1914 roku już pracował we Francji w wyższej szkole pilotów w Villacoublay. W efekcie niewiarygodnie odważnych akrobacji zdobył pseudonim „Le diable”.

Jeszcze przed wybuchem wojny wrócił do Moskwy, gdzie szkolił pilotów rosyjskich, a później – krótko – radzieckich. Znał podobno Lenina i popisywał się przed nim śmiałymi figurami powietrznymi. Ale już na początku 1919 roku pilotował polskie samoloty ze Stacji Lotniczej Ławica. Właśnie z poznańską Ławicą związana jest jego kolejna maskotka.

Na początku 1919 roku pilotował polskie samoloty ze Stacji Lotniczej Ławica.fot.domena publiczna

Na początku 1919 roku pilotował polskie samoloty ze Stacji Lotniczej Ławica.

Bodajże najlepszy z myśliwców z Ławicy, jakich używał nasz bohater, Fokker DVII, także miał charakterystyczny rysunek na burcie, tak dziś lubiany przez modelarzy: białą sylwetkę chłopczyka Bi-Ba-Bo w czerwonej pelerynie. Obrazek został namalowany przez jednego z mechaników, absolwenta Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, Edmunda Dumnickiego.

Adam Haber-Włyński latał na tym Fokkerze od października 1919 roku do marca 1920 roku. Gdy wyjechał do Francji w ramach Polskiej Wojskowej Misji Zakupów, jego myśliwca przekazano Antoniemu Bartkowiakowi. Los w tym momencie odwrócił się i od Habera i od Bi-Ba-Bo: pilot zginął w lipcu 1921 roku w katastrofie włoskiego myśliwca polskiej produkcji Ansaldo Balilla, a Fokker, który trafił na front w maju 1920 roku, został w obronie Lwowa zestrzelony 15 sierpnia przez Rosjan. Pilot por. pilot Józef Hendricks wyciął laleczkę nożem z płóciennego boku i podpalił samolot…

Czytaj też: „Po pierwsze stwierdziłem, że żyję”. Polski pilot w starciu z niemieckimi Messerschmittami

Menażeria na lotnisku

Wielką popularność maskotki przeżyły w czasie wojny, gdy duże straty i niebezpieczny charakter działań wzmocniły wiarę w przesądy i chęć przeżycia za wszelką cenę. „Kwitły wszelkie formy zabobonów” – pisał Adam Zamoyski w „Orłach nad Europą”.

Unikano pubów, w których zbyt wiele załóg wypiło swoją ostatnią na tym świecie kolejkę. (…) Samoloty obwieszone były świętymi obrazkami, fotografiami bliskich, szmacianymi lalkami, pluszowymi misiami i niesamowitą ilością maskotek na szczęście. Wystąpiła prawdziwa gorączka maskotkowa, kiedy dywizjony, eskadry, załogi i pojedynczy lotnicy zaczęli prześcigać się w wynajdywaniu dla siebie jak najbardziej dziwacznych stworów.

Wśród maskotek dużo było psów – niektóre latały z załogami, zdobywając sławę, jak Ciapek, czarny kundelek, maskotka Dywizjonu 305. Były koty, kaczka, małpa, wąż trawny… „W pewnej chwili lotnisko w Northolt zaczęło przypominać menażerię i wówczas zakazano trzymać jakiekolwiek zwierzęta” – puentował Zamoyski.

Zosia miała rację

Warto jeszcze przypomnieć Zosię, laleczkę w krakowskim stroju, latającą na misje bombowe w kabinie Wellingtona BH-Z z 300 Dywizjonu. Samolot nosił nazwę własną „Zosia”, a został podarowany przez „matkę chrzestną” maszyny – Zofię Mańkowską, po mężu Szajdzicką.

Warto jeszcze przypomnieć Zosię, laleczkę w krakowskim stroju, latającą na misje bombowe w kabinie Wellingtona BH-Z z 300 Dywizjonu.fot.Bellamy W (F/O), Royal Air Force official photographer/domena publiczna

Warto jeszcze przypomnieć Zosię, laleczkę w krakowskim stroju, latającą na misje bombowe w kabinie Wellingtona BH-Z z 300 Dywizjonu.

Laleczka zawsze przynosiła szczęście załodze, co na kartach swojego pamiętnika podkreślał nawigator „Zosi”, Aleksander Chełstowski. W czasie lotu 7 listopada 1941 roku na bombardowanie Manheim bardzo silny wiatr czołowy opóźniał powrót i załoga denerwowała się, czy starczy paliwa na dolot do bazy.

Na wszelki wypadek zapytałem przedniego strzelca: „Mieciu, nie widzisz brzegu?”. „Nie” – odpowiedział krótko, ale w to „nie” władował tyle uczucia, że bez trudu zrozumiałem jego intencję: „żeby cię jasna cholera wzięła!”. Spojrzałem na naszą prześliczną maskotkę, na małą Zosieńkę ubraną w krakowski strój, spoglądała jak zwykle figlarnie, jak gdyby mówiąc: „wytrzymaj nerwowo, nie zmieniaj kursów, a wszystko będzie dobrze”.

I faktycznie po ośmiu godzinach i kwadransie, pokonując ponad 1700 km, maszyna wylądowała na resztkach paliwa na lotnisku w Manston. Maskotka Zosia miała rację…

Bibliografia:

  1. Bączkowski Wiesław, Chołoniewski Krzysztof, Samoloty wojskowe obcych konstrukcji 1918–1939, „Barwa w lotnictwie polskim”, nr 8, Warszawa 1988.
  2. Chełstowski Aleksander, Garść wspomnień z życia żołnierza – włóczęgi, Wrocław 2010.
  3. Goworek Tomasz, Samoloty myśliwskie pierwszej wojny światowej, Warszawa 1988.
  4. Kopański Tomasz J., Fokker DVII Bi-Ba-Bo, „Lotnictwo z szachownicą” nr 1 (1/2002).
  5. Meissner Janusz, Jak dziś pamiętam, Warszawa 1971.
  6. Zamoyski Adam, Orły nad Europą, Kraków 2004.

KOMENTARZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W tym momencie nie ma komentrzy.

Zobacz również

Druga wojna światowa

Samolot trafiony, zatopiony? Niekoniecznie! Niektórzy piloci lądowali maszynami bez skrzydła.

Trafienie samolotu nie zawsze wiązało się z jego całkowitym zniszczeniem. Historia zna przypadki, w których uszkodzona maszyna bezpiecznie lądowała. Duża w tym zasługa pilotów.

22 października 2021 | Autorzy: Grzegorz Okoński

Druga wojna światowa

Messerschmitt Me-163 Komet – najszybszy z najszybszych samolotów II wojny światowej

Witold Aleksander Herbst, pilot Dywizjonu 303, wspominał, że gdy w 1944 roku eskortował wyprawę amerykańskich czterosilnikowych bombowców B-17, zauważył wspinający się bardzo szybko mały samolot....

4 października 2021 | Autorzy: Grzegorz Okoński

Dwudziestolecie międzywojenne

Samoloty, które poleciały… bez pilotów!

Czy każdy samolot, z którego w locie wyskakuje pilot ze spadochronem, jest skazany na zagładę? A może takie „samoloty widma” mogą lecieć dalej, pokonując duże...

2 października 2021 | Autorzy: Grzegorz Okoński

Dwudziestolecie międzywojenne

Okrążała samolotem kulę ziemską i zniknęła bez śladu. Co się stało z królową przestworzy?

Nazywano ją królową przestworzy. Jako pierwsza kobieta dokonała udanego lotu nad Atlantykiem, później pobijała tylko kolejne rekordy. Ale dla niej to nadal było za mało....

10 sierpnia 2021 | Autorzy: Maciej Danowski

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.