To ewenement na skalę Europy. Niepozorna kapliczka w Czermnej w Kudowie-Zdroju kryje makabryczny sekret. Została zbudowana z tysięcy ludzkich szkieletów.
Z zewnątrz wygląda bardzo niepozornie, można by nawet pokusić się o określenie „sielankowo”. Żółta kapliczka w barokowym stylu na tle pogodnego nieba… Została wybudowana w Czermnej, nieco ponad kilometr od centrum Kudowy-Zdroju. Ma przeszło 200 lat, ale nie to ją wyróżnia. Kto zdecyduje się wejść do środka, ten znajdzie się wśród… tysięcy ludzkich czaszek.
Makabryczna budowla
W Polsce jest jedno takie miejsce, a w całej Europie – 9. Budowa Kaplicy Czaszek zajęła 18 lat. Wznoszono ją na przełomie XVIII i XIX wieku. Cały budynek to w istocie spore ossuarium (czyli naczynie na kości lub prochy) dla tysięcy zmarłych.
Na ścianach umieszczono około 3000 ludzkich czaszek i kości. Dokładna ilość szczątków w znajdującej się pod podłogą krypcie nigdy nie została określona – szacuje się, że ich liczba sięga 20–30 tysięcy.
Skąd na Dolnym Śląsku wzięła się tak makabryczna budowla? Powstała ona za sprawą księdza Wacława Tomaszka. Był on proboszczem czeskiego pochodzenia, który objął parafię w Czermnej i – co istotne – w 1775 roku odwiedził rzymskie katakumby.
Podziemna nekropolia Stolicy Apostolskiej wywarła na nim niezapomniane wrażenie. Być może dlatego, gdy kilkanaście miesięcy później pod przykościelną dzwonnicą znalazł ludzkie kości, postanowił zrobić z nich użytek.
Prawdopodobnie wystawały po prostu z pobliskiej skarpy, choć zgodnie z lokalną legendą szczątki wykopał pies. Jakkolwiek by do tego nie doszło, proboszcz, zobaczywszy czaszki, posłał po grabarza Langera i kościelnego Schmidta, aby pomogli mu wydobyć płytko leżące szkielety. Żaden z nich nie spodziewał się, jak olbrzymią ich ilość skrywa ziemia.
Życie wieczne zaczyna się w grobie
Skończyło się na tym, że ksiądz – przy wsparciu finansowym lokalnego możnowładcy, Leopolda von Leslie – postanowił stworzyć ze znalezionych kości miejsce pamięci i refleksji. To, co dla zmarłych stało się zbiorowym grobem i ostatnim pożegnaniem, żywym miało przypominać o sądzie ostatecznym i życiu wiecznym.
Znalazły się tam nie tylko anonimowe ciała spod czermneńskiej dzwonnicy. Proboszcz zebrał pomocników, z którymi przez niemal dwie dekady gromadził szczątki z okolic Kudowy, Dusznik i Polanicy. Langerowi z kolei kazał czyścić i pobielać kości, które mężczyźni znosili w kaplicy do 1804 roku, kiedy to Wacław Tomaszek umarł.
Od tej pory przez następne ponad 200 lat budynek niemal się nie zmieniał. Tysiące pustych oczodołów. Piszczele w ścianach i suficie. Skromny ołtarz, barokowy krzyż, drewniane figury aniołów z trąbą i wagą, a także napisami po łacinie: „Powstańcie z martwych” i „Pójdźcie przed sąd”.
Później dodano jeszcze pomnik z hasłem w trzech językach: „Ofiarom wojen ku pamięci, a żywym ku przestrodze 1914”, a na potrzeby turystyczne wyeksponowano na ołtarzu najciekawsze kości.
Czytaj też: Kaplica templariuszy w Chwarszczanach – unikat na skalę światową
Kto spoczywa w Kaplicy Czaszek?
Niemal wszystkie szkielety są anonimowe. Wiadomo na pewno, że w budynku leżą Jan Langer i ksiądz Wacław Tomaszek – obaj chcieli trafić do kaplicy będącej dziełem ich życia. Znani są też sołtys Martinec i jego żona, których czaszki noszą wyraźne ślady brutalnej śmierci. Co się z nimi stało? Zginęli z rąk Prusaków podczas wojny siedmioletniej.
Mężczyznę zastrzelono, gdy wyszło na jaw, że przeprowadzał austriackich żołnierzy przez labirynt Błędnych Skał. Kobietę zabito ostrym narzędziem, być może bagnetem, gdy próbowała własnym ciałem zasłonić męża przed kulami. Jedna czaszka należy do Tatara, o czym świadczy jej anatomiczna budowa, jednak tożsamość właściciela pozostaje tajemnicą.
A co z pozostałymi kilkudziesięcioma tysiącami pogrzebanych w Kaplicy Czaszek? Cóż, ziemia kłodzka kryje wspomnienia wielu konfliktów i wchłonęła hektolitry przelanej krwi. Kości zbierane przez księdza Tomaszka najprawdopodobniej pochodzą z więcej niż jednego źródła i są w różnym wieku.
Czytaj też: Wojna piwna we Wrocławiu
Od powietrza, głodu, ognia i wojny
Śląska nie ominął front wojny trzydziestoletniej, a później region ten długo pozostawał przyczyną sporu między Prusami a Austrią. Bogata dzielnica, przez którą w XVIII wieku przetoczyły się aż trzy wojny, ostatecznie w większości trafiła w pruskie granice. Niestety nie obyło się bez ogromnych strat – szacuje się, że w wyniku wojen śląskich śmierć poniosło około 20% ludności.
Jakby tego było mało, krótko po zakończeniu konfliktu, ziemia kłodzka znów znalazła się w newralgicznym punkcie pomiędzy Prusami a Austrią – w latach 1778–79 toczyła się wojna o sukcesję bawarską, nazywana też wojną kartoflaną. Do tego wszystkiego wybuchła epidemia cholery. A na tę Ślązacy byli wyjątkowo podatni.
Dieta uboga, higiena nienajlepsza. Ówcześni mieszkańcy Śląska żyli przecież w izbach ze swoimi zwierzętami. W większości domów hulał wiatr i gnieździło się robactwo, trudno było natomiast o ciepły, suchy kąt i porcję mięsa. Od trzeciej dekady XIX wieku sytuacja stała się wręcz katastrofalna, jednak szczytu epidemii, klęski głodu i tyfusu czermneński proboszcz już nie dożył.
Źródła:
- Brygier W., Kudowa-Zdrój – kaplica czaszek [w:] naszesudety.pl [dostęp: 25.09.2021].
- Brygier W., Dudziak T., Ziemia kłodzka. Przewodnik, Pruszków 2018.
- Galas A., Dzieje Śląska w datach, Wrocław 2001.
KOMENTARZE (6)
W opisywanych czasach ludność wiejska mieszkała w budynkach dzielonych ze zwierzętami. Tak było wszędzie. Jeszcze dzisiaj – np. podróżując po wsiach bawarskich – spotykamy liczne budynki z wyraźnie widocznym podziałem obiektu na część mieszkalną dla ludzi oraz dla zwierząt. Kontakt ze zwierzętami nie wymagał w nich wychodzenia na zewnątrz. Wolno stojące obory i stodoły, to wynalazek późniejszy. Wyjątkiem były siedziby szlacheckie od razu budowane jako odrębne budynki, w których mieszkała wyłącznie rodzina właściciela ziemskiego. Budynki gospodarskie tworzyły zazwyczaj jednolitą strukturę z wewnętrznym dziedzińcem.
Dziękuję za ciekawy artykuł – oby więcej takich.
W polskich górach do dzisiaj funkcjonują takie gospodarstwa …
Prawdę mówiąc w artykułach liczę na jakieś większe zagłębienie się w temat. Prawdę mówiąc szukając informacji o Leopoldzie von Leslie trafiłem na stronę wikipedii i zobaczyłęm, że artykuł na wikipedii zgłębia tak samo ten temat
Gdy byłem tam kiedyś, kapliczka stała wśród starych lip.
To, co zobaczyłem na zdjęciu, to jest dla mnie makabra. Betonowy grób.
Makabra, której nie zrobiła komuna, nie Niemcy, a nasze polskie Koziołki – Katołki.
Wieczne potępienie i ludzkie szyderstwo racz im dać, Panie!
Polskie? Tu nie było wtedy Polski.