Dlaczego zlikwidowano Państwowe Gospodarstwa Rolne? Choć kwestia ideologiczna nie była bez znaczenia, decydujący był fakt, że PGR-y miały... pokaźny majątek. Większość ziemi byłych gospodarstwa państwowych trafiła do Kościoła katolickiego, pozostałą oddano w dzierżawę rolnikom indywidualnym. Majątek ruchomy rozgrabiono.
Wbrew dość powszechnemu przekonaniu Państwowe Gospodarstwa Rolne (PGR-y) nie upadły, nie zbankrutowały, lecz zostały zlikwidowane odgórnie na mocy ustawy z 19 października 1991 roku o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa.
W 1990 roku Państwowe Gospodarstwa Rolne zatrudniały 395 tys. osób. Według danych GUS w 1991 roku z 1520 państwowych przedsiębiorstw gospodarki rolnej stratę poniosły 1152 przedsiębiorstwa, wynik zerowy uzyskały 3, a zysk netto wypracowało 365.
PGR-y, podobnie jak cały sektor rolniczy mocno dotknęła terapia szokowa Balcerowicza, a zwłaszcza drastyczne podniesienie stóp procentowych kredytów. Nie było więc ekonomicznego powodu do likwidacji gospodarstw – zwłaszcza wszystkich. Majątek PGR-ów został przejęty przez Agencję Własności Rolnej Skarbu Państwa.
Od początku lat 90. kolejne rządy szukały pieniędzy, którymi można było zaspokoić rosnące lawinowo roszczenia Kościoła katolickiego. Majątek PGR-ów okazał się bogatym zapleczem dla rozmaitych „rekompensat”. Większość pegeerowskiej ziemi trafiła więc do Kościoła. Mniejsza część została wydzierżawiona prywatnym osobom, przyczyniając się do powstawania wielkoobszarowych gospodarstw rolnych.
Czytaj też: Atomowa Polska Ludowa – PRL przechowywała głowice jądrowe do ataku na NATO
Pijak, nierób, złodziej
Za to wszystko ogromną cenę zapłacili pracownicy PGR-ów i ich rodziny. Z dnia na dzień pół miliona ludzi zostało bez pracy, w środku szczerego pola, z dala od ośrodków miejskich i jakiejkolwiek pracy. Zostali z niczym. Ze skutkami likwidacji gospodarstw nie uporano się do dziś. Dokończeniem dzieła degradacji była późniejsza likwidacja publicznej komunikacji na wielu obszarach wiejskich – również odgórna – poprzez likwidację PKS-ów.
Aby łatwiej było opinii publicznej wytłumaczyć taką operację, postanowiono tych ludzi zdehumanizować, przedstawiając ich jako patologię: leni, złodziei i pijaków. Mówiono, że nic im się nie należy, bo i tak wszystko przepiją. Zabrano im nawet godność.
Opinia publiczna chętnie „kupiła” taką narrację – wystarczy wspomnieć popularność filmu „Arizona”, przedstawiającego byłych pegeerowców jako degeneratów.
Po latach likwidatorów PGR-ów nie stać choćby na najmniejszą refleksję. W 2017 roku Jacek Siwicki, minister w rządzie Bieleckiego, mówił Gazecie Wyborczej: „Zapominamy, że w PGR-ach nie było czegoś takiego jak etos pracy”. A co było? „Beznadzieja, złodziejstwo, pijaństwo”.
Za odkręcanie czarnej legendy kilka lat temu wzięli się ludzie wychowani w PGR-ach. Zainicjowano akcje społeczne, w mediach ukazały się reportaże na ich temat. W 2018 roku miał premierę film dokumentalny Joanny Warechy „PGR Obrazy”. Dokument pokazuje losy ludzi po likwidacji gospodarstw na Warmii i Mazurach. Twórczyni filmu oparła scenariusz także na własnych doświadczeniach.
Czytaj też: Najpilniej strzeżona tajemnica PRL. Jak przez Okęcie przeszedł „Tajfun”?
PGR – więcej niż miejsce pracy
PGR-y powołano do życia w 1949 roku. Podstawowym celem państwowych gospodarstw rolnych miała być intensyfikacja produkcji rolnej, głównie na potrzeby miast. Indywidualne rolnictwo było mocno rozdrobnione, a duża część gospodarstw pełniła funkcję bardziej socjalne niż towarowe.
PGR-y powstawały głównie w zachodniej i północnej części kraju. W 1980 roku gospodarowały one na 18,5% ogółu gruntów rolnych w Polsce. Gospodarstwa zatrudniały także wykwalifikowanych specjalistów w dziedzinie rolnictwa, m.in. do swoich ośrodków badawczych.
PGR-y dawały nie tylko pracę. Odpowiadały za zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych pracowników, prowadziły przedszkola, niekiedy też szkoły, organizowały dowożenie dzieci do szkół, dożywianie, ponadto prowadziły świetlice, kluby, straże pożarne. Zajmowały się też między innymi utrzymaniem lokalnych dróg czy działaniami melioracyjnymi.
Bibliografia
- Archiwum „Gazety Wyborczej”
- Piotr Janczarek, Kto ma wizję niech idzie do lekarza, czyli złote myśli polskich neoliberałów, wyd. Piotr Janczarek, 2020.
KOMENTARZE (35)
Większość ziemi pegeerów przejął Kościół katolicki? Co to za bzdura???
Dlaczego uważasz, że to bzdura? Kościół dysponuje takim majątkiem, że się w głowie nie mieści, „poodbierał” także to, co wcześniej sam sprzedał albo utracił w czasie zaborów (a trudno domagać się rekompensat nie od tego, kto krzywdzi. Pomijając już czy to były krzywdy). A posiadał ogromne dobra, wszak każdy z naszych durnych królów zasługiwał się Kościołowi, dokładnie tak, jak czynią to wszystkie nasze rządy. Podobnie otrzymywał ogromne darowizny czy raczej wnosili swoiste wiano od swoich rodzin dostojnicy kościelni, by potem nieporównanie więcej na stanowisku zagrabić dla magnackiej rodziny. Więc reforma PRL zabrała Kościołowi dużo, a „reforma” po 1989 oddała z nawiązką.
Oczywiście, że bzdura – nie poparta żadnymi danymi. Wystarczy trochę poszukać żeby szybko zweryfikować te brednie. Ale niektórzy fanatycy polityczni nie są w stanie tego zrobić…
Wystarczy trochę pomyśleć i poszukać oficjalnych danych. Jeśli w 2011 roku użytki rolne zajmowały w Polsce 18, 87 mln. hektarów, w 1989 pewnie trochę więcej, a PGR-y miały 17,8% gruntów rolnych w Polsce, to wychodzi w okolicach 3,5 mln.hektarów. Kościół Katolicki dostał ponad 76 tysięcy, inne kościoły też pewnie kilkanaście hektarów, bo i prawosławny i ewangelicko – augsburski miały w 1950 roku sporo dóbr martwej ręki, które nie podlegały reformie rolnej i zostały w wymienionym roku bezprawnie zabrane. Może wyjdzie 90 tysięcy hektarów, albo coś koło tego. To jaka to większość? Prawda jest taka, że większość z tych gruntów albo została sprzedana, powstały nawet gospodarstwa o powierzchni kilku tysięcy hektarów, albo jest puszczona w dzierżawę, do 2026 roku jest zakaz sprzedaży państwowej ziemi. Państwo ma chyba koło miliona hektarów.
Niekoniecznie bzdura. Największym posiadaczem ziemi w Polsce jest kościół katolicki. Przydałyby się jednak rzetelne dane na poparcie twierdzeń z artykułu. „W latach 1992-2019 Kościół rzymskokatolicki w RP otrzymał łącznie 76 244 ha. W latach 70. przekazano Kościołowi katolickiemu majątek Kościoła ewangelickiego: „Do tego, rozważając problem nieruchomości Kościoła rzymskokatolickiego na tzw. Ziemiach Zachodnich i Północnych należy wskazać, że instytucja ta na mocy ustawy z dnia 23 czerwca 1971 r. o przejściu na osoby prawne Kościoła Rzymskokatolickiego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych własności niektórych nieruchomości położonych na Ziemiach Zachodnich i Północnych (Dz.U. 1971 Nr 16, poz. 156) przejęła na własność 4800 świątyń, 1500 innych budynków i 900 ha gruntów rolnych, które przed wojną w większości należały do Kościoła ewangelickiego. Dwa lata później rząd przekazał na własność Kościołowi rzymskokatolickiemu dodatkowe 662 obiekty (kościoły, klasztory, plebanie, budynki parafialne i cmentarze).” W ramach art. 70a u.s.p.k.k. toczą się kolejne postępowania: „aktualnie przedmiotem postepowań jest kolejnych kilka tysięcy hektarów nieruchomości rolnych. I tak np. w województwie opolskim postępowaniem objętych jest 3585,85 ha, dolnośląskim 3328,71 ha, wielkopolskim 2367,30 ha, śląskim 33,61 ha, warmińsko-mazurskim 234,20 ha, lubuskim 67,28 ha, pomorskim 221,00 ha (dane zebrane w 2020 r. przez posła na Sejm RP Krzysztofa Śmiszka). Ustawowa nadmierna kompensacja strat kościoła katolickiego w Polsce jest moim zdaniem niedopuszczalna.
Konkretny komentarz a nie jak poprzednie bzdury. Najlatwiejh powiedziec bzdura.
Dokladnie! Mowi bzdura, niech Oświeci innych tym czego nie doczytalismy. My lubimy bardzo komuś wytknąć, ale poprzeć argumentami już sie nie chce.
Bardzo potrzebne spojrzenie, ale przydałby się lepiej udokumentowany tekst
Zgadzam się.
W dawnej narracji o PGR-ach jest część prawdy. Wielu pracowników tych „firm” to byli ludzie, którzy dostawali niezłe pensje, dostali za darmo mieszkania, otrzymywali deputaty (opał, ziemniaki, produkty zbożowe), dzieci za darmo przyjmowano do przedszkoli… Najbardziej „przedsiębiorczy” wynosili z PGR-ów co się tylko dało. Po 1991 roku zostali „z ręką w nocniku”. Okazało się, że za mieszkanie trzeba płacić, nikt nie da nic za darmo. Wielu z tych ludzi nie odnalazło się w nowej rzeczywistości do dzisiaj. Wiem, bo mieszkam i pracuję w miejscu, gdzie jest kilka takich wsi „popegeerowskich”. Są rodziny, które znakomicie funkcjonują, ale są też takie, które liczą tylko na GOPS, bo „im się należy”. Najgorsze jest to, że taka mentalność jest pokoleniowa. Wnuki dawnych pracowników PGR- ów również mają postawy żądaniowe. Znam wielu młodych, zdrowych ludzi, którzy nawet nie próbują szukać pracy. Po co? Przecież „im się należy”. Szczególnie teraz, kiedy wprowadzono 500+, wystarczy kilkoro dzieci i pieniążki są. Prawdą jest też to, że w tych środowiskach możemy spotkać wiele rodzin patologicznych. Nie jest to norma, ale nie da się ukryć, że po wypłacie zasiłków rodzinnych huczne imprezy są na porządku dziennym. Jeśli chodzi o meritum artykułu, autor ma całkowitą rację- likwidacja PGR-ów nie miała sensu. Zlikwidowano przedsiębiorstwa, które były podstawą produkcji żywności i dawały pracę ludziom nie mającym możliwości zatrudnienia w innych działach gospodarki (brak wykształcenia, umiejętności technicznych- prosta praca fizyczna dawała zarobek i godne życie). Ocenią to następne pokolenia
A rekompensata dla kosciola to nie polityka roszczeniowa?
Ten człowiek, który popełnił ten tekst nie powinien już tu nigdy nic opublikować.
Jakie większość ziem przejął Kościół ( oczywiście autor nie podał żadnego źródła, ciekawe czemu)? Kościół przejął raptem kilka procent – większość sprzedano różnym cwaniaczkom i gościom z tzw. kontaktami (takie podstawowe informacje można nawet na Wikipedii znaleźć).
Liczę, że jeżeli ten portal aspiruje do miana poważnego, to usunie te wypociny, a autor tego czegoś nigdy już nic tu nie opublikuje (nadaje się on chyba tylko do mazania błyskawic po swiatyniach).
Zniesmaczony, zgadzam się z tobą co do jakości twórczości autora artykułu. W zakresie posiadania ziemi w Polsce przez wspólnoty religijne mam jednak zdecydowanie negatywny stosunek. Wytłumacz mi jakim cudem w Polsce mającej około 31 267 900 ha, kościół katolicki jest posiadaczem tak wielkiej ilości ziemi w naszym kraju w większości wolnej od podatków. Znalazłem stare dane, związki wyznaniowe w Polsce posiadały w roku 2014 aż 0,44% całej powierzchni kraju! Po co im to pytam się? Służą Bogu? Wszystkie związki wyznaniowe mają służyć Bogu i ludziom nie mamonie!
W moich stronach – Pomorze Zachodnie w latach 50-tych PGR były głównie miejscem schronienia dla ludzi z „niewyjaśnioną” przeszłością.
Może nie było tutaj tak dużo na stanowiskach kierowniczych byłych esesmanów, gestapowców jak na Dolnym Śląsku czy na Warmii i Mazurach, ale co ciekawe spora była liczba strażników różnych obozów i lokalnych niemieckich właścicieli ziemskich. Jedni i drudzy z reguły mówili lepiej lub gorzej po polsku. Na tych bowiem terenach język polski był dość popularny – wielu Niemców dobrze a nawet doskonale go znało już przed wojną.
Po pierwsze był to wynik tzw. „odrodzenia słowiańskiego”, w rezultacie którego słowiańscy autochtoni zaczęli używać języka polskiego – czasami w wersji kaszubskiej ale częściej czysto polskiej. Ponadto zabory umożliwiły ogromny napływ polskich robotników sezonowych do wielkich majątków junkierskich, którego tradycja utrzymywała się i w międzywojniu. Nie chcieli się oni ci nasi „gastarbajterzy” specjalnie uczyć niemieckiego, stąd szczególnie ich nadzorcy chcąc nie chcąc, musieli się nauczyć choć podstaw języka polskiego.
Co ciekawe też, PGR-y na pomorzu gdańskim i zachodnim swe granice miały w dawnych właśnie tych majątkach junkierskich, rzadko wprowadzano tutaj niewielkie zmiany. No i oczywiście polscy robotnicy sezonowi zwłaszcza z Wielkopolski, po 1945 r. przejęli najlepsze gospodarstwa chłopskie – wiedzieli gdzie „iść” – szli zatem „jak po swoje” (z czasem co prawda zaczęli mieć niezwykle przedsiębiorczą i agresywną konkurencję z przedwojennej „centrali” – lubelskie i zdesperowanych Łemków oraz Ukraińców).
Co ciekawe potrafili w 1944 i 45 roku bronić czynnie swoich byłych mocodawców przed armią czerwoną, likwidując czasami nawet całe bandy sowieckich dezerterów pomieszanych z regularnymi oddziałami armii sowieckiej, grabiących niemieckie majątki. Tych Wielkopolan – Polaków podziwiał (zdążył!) nawet Himmler w oficjalnej odezwie do Niemców – podawał ich jako przykład heroicznych obrońców (!) przed „hordami azjatyckimi” stanowiącymi trzon sowieckiego zalewu!
Także zostawali oni już po wojnie zwykle kierownikami PGR-ów (Pomorze często nazywali „drugą Wielkopolską”, „kolonią wielkopolską” etc.) i… I niezwykle cenili sobie swoich przedwojennych „znajomych” niemieckich – zwłaszcza karnych esesmanów i funkcjonariuszy gestapo… I kompletnie nie obchodziło ich jakie oni zbrodnie wojenne popełnili, no bo byli znakomitymi fachowcami, specjalistami. Oficjalnie, choć w możliwie maksymalnej tajemnicy by się zachód nie dowiedział, próbowano ich zmusić do przyjęcia polskich dowodów osobistych – zatrzymać u nas na stałe. Jak podaje jedno z opracowań: „Pierwszym krokiem była tzw. paszportyzacja, czyli przyznanie polskich dowodów tożsamości. Poprzedzono ją przeprowadzeniem ankiet personalnych, gdzie ludność [niemiecka] miała – między innymi – określić swoją przynależność narodową. Ankieterom, najczęściej sołtysom i kierownikom PGR-ów, zabroniono wywierania jakiegokolwiek nacisku na ankietowanych. Władze nie chciały nadawać temu znamion akcji…” i rozgłosu co oczywista.
Jak stwierdził jeden z profesorów szczecińskich: „PGR-y stworzyli głównie napływowi byli mieszkańcy Wielkopolski „inżynierowie po maturze” [większość ich dyplomów była sfałszowana, podrobiona] oraz byli funkcjonariusze niemieccy…” – czyli co SS i Gestapo głównie stworzyła PGR-y?
PGR-y stanowiły też miejsca schronienia i „rehabilitacji” ogromnej ilości polskich i niemieckich – głownie autochtonicznych, kryminalistów uciekających przed wymiarem sprawiedliwości.
W latach 60-tych Gomółka z kolei robił wszystko, aby pozbyć się tych niechcianych już wówczas, „ojców założycieli” wiejskiej części PRL-u – w cichym, „nieformalnym” porozumieniu z Republiką Federalną Niemiec, oczywiście korzystając z „wymuszonych” niemieckich sowitych dotacji. Do dzisiaj dokumenty dotyczące tej akcji, są właściwie niedostępne dla archiwistów i naukowców po obu stronach Odry, stąd trudno ocenić jej skalę.
A komu głównie „przypadła” popegerowska własność?
Na pewno jednak nie kościołowi. Trudno to tak dokładnie zresztą ustalić, bo do dzisiaj wielu polskich właścicieli jest fikcyjnych – to tzw. „słupy”.
Na pierwszym miejscu są jednak chyba byli dyrektorzy, kierownicy i reszta kadry kierowniczej oraz specjalistycznej PGR-ów – ale są oni ciągle głównie dzierżawcami. Następną dużą grupą, już głównie właścicieli formalnych lub „słupowych” ale także dzierżawców, są Holendrzy cierpiący wielki głód ziemi w swym przecież małym jak Pomorze Zachodnie, ojczystym kraju.
Kolejne nacje to również cierpiący na głód ziemi Duńczycy i Belgowie. Dalej są najbogatsi nasi rolnicy, którzy czasami z posiadaczy kilku hektarów „nagle” stawali się, kompletnie w zgodzie z obowiązującym prawem lub przy lekkim tylko jego „nagięciu”, latyfundystami – w ciągu kilku lat „dorabiającymi się” uczciwie nawet kilku tysięcy hektarów!
No cóż jak się miało tzw. „dojścia”, to całkiem oficjalnie i zgodnie z prawem, 1 ha ziemi można było wówczas nabyć nawet za osiem tysięcy złotych przed denominacyjnych, czyli poniżej obecnego 1 złotego…
A Niemcy?
Początkowo stanowili dużą grupę tzw. „sentymentalną”. To byli bowiem mieszkańcy przedwojenni tych ziem, którzy jako dzieci byłych właścicieli majątków, gospodarstw, wynieśli oczywiście wyidealizowane wspomnienia o swoich stronach rodzinnych.
Po jednak ich śmierci spadkobiercy najczęściej sprzedawali i sprzedają (lub rezygnują z dzierżawy) majątki swych ojców.
Stąd ilość ziemi w niemieckich rękach, nawet uwzględniając ciągle szeroki – mimo usilnych prób naszego państwa zmierzających do jego likwidacji, „margines słupowy” w Polsce; raczej ciągle maleje niż rośnie.
Jakieś dane lub bibliografia na poparcie twoich tez?
Aby ograniczyć czy raczej przeciwdziałać koncentrowaniu ziemi miała ustawa ukur ( ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego). Ale oczywiście w praktyce wyglądało to zupełnie inaczej. Pomijając słupy, wystarczyło odpowiednio „zmotywować” kierownika czy dyrektora do wydania odpowiedniej dla nabywającego decyzji. Zgodnie z ustawą, każda sprzedawana działka musiała „przejść” przez ANR. Później, ograniczono to do gruntów pow. 5,00 ha. Ale jaki problem ? Skoro nieżyjący ludzie mogli dziedziczyć kamienice w Warszawie czy Łodzi, to jaki problem pójść na rękę „rolnikowi”.
Całkowicie się z tobą zgadzam, odnośnie togo, kto przejmował ziemie po zlikwidowanych PGRach. Dyrektorzy, kierownicy, ich ziomale, warszawscy kacykowie, inne cwaniaki, w tym dobrze mający się wówczas mafiozi.Ale okazuje się, że opętani nienawiścią do KK posługują się danymi z „Nie” czy „GW”, tudzież TVNu.
By nie być gołosłownym: z mego dzieciństwa, początek lat 60-tych, Dolny Śląsk, pamiętam „traktorzystę” PGR-u, który operując podwoziem lekkiego czołgu Pzkpfw 1 (charakterystyczna stalowa belka łącząca koła) lub małym działem samobieżnym Jagdpanzer 38 pozbawionym oczywiście armaty, wykonywał wszelkie możliwe prace polowe łącznie z orką, w trudno dostępnych dla zwykłych traktorów podgórskich okolicach.
Jakim cudem utrzymywał on te „maszyny rolnicze” na chodzie jeszcze kilkanaście lat po wojnie?
Tego nie wiem.
Wszystkim jednak mówił, że jest Polakiem wcielonym siłą do wermachtu. W czasie jednej z „libacji” przyznał jednak, że był rzekomo szeregowym esesmanem, Niemcem gdańskim i pochwalił się tatuażem z grupą krwi, ale czy szeregowi esesmani też mieli takie tatuaże?
Zresztą do dzisiaj, głównie na tzw. „ziemiach odzyskanych”, sensację budzą w Polsce zgony starszych mężczyzn „z tatuażem pod lewą pachą” (np. w tym roku w Walimiu) w domach których znajdowane są legitymacje SS, a nawet mundury, a o których dziesiątki lat: „…nikt nie wiedział, czy był osadnikiem wojskowym, czy repatriantem. Ot, przyjechał i osiedlił się na Ziemiach Odzyskanych” (…)
Masz Pan albo dobra wyobraźnię i talent do pisania albo rzeczywiście tak było
Jak zwykle lewackie śmiecie manipuluja
„Do końca września 1995 sprzedano 201,2 tys. ha. Oprócz tego przekazano nieodpłatnie[16]:
osobom prawnym Kościoła 16 243 ha,
Lasom Państwowym 13 028 ha,
gminom 4316 ha,
na dożywotnie użytkowanie 1744 ha,
innym użytkownikom 4113 ha.”
Marek, nie jestem lewakiem, ale twarde fakty są takie: W latach 1992-2019 Kościół rzymskokatolicki w RP otrzymał łącznie 76 244 ha. W latach 70. przekazano Kościołowi katolickiemu majątek Kościoła ewangelickiego: „Do tego, rozważając problem nieruchomości Kościoła rzymskokatolickiego na tzw. Ziemiach Zachodnich i Północnych należy wskazać, że instytucja ta na mocy ustawy z dnia 23 czerwca 1971 r. o przejściu na osoby prawne Kościoła Rzymskokatolickiego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych własności niektórych nieruchomości położonych na Ziemiach Zachodnich i Północnych (Dz.U. 1971 Nr 16, poz. 156) przejęła na własność 4800 świątyń, 1500 innych budynków i 900 ha gruntów rolnych, które przed wojną w większości należały do Kościoła ewangelickiego. Dwa lata później rząd przekazał na własność Kościołowi rzymskokatolickiemu dodatkowe 662 obiekty (kościoły, klasztory, plebanie, budynki parafialne i cmentarze).” W ramach art. 70a u.s.p.k.k. toczą się kolejne postępowania: „aktualnie przedmiotem postepowań jest kolejnych kilka tysięcy hektarów nieruchomości rolnych. I tak np. w województwie opolskim postępowaniem objętych jest 3585,85 ha, dolnośląskim 3328,71 ha, wielkopolskim 2367,30 ha, śląskim 33,61 ha, warmińsko-mazurskim 234,20 ha, lubuskim 67,28 ha, pomorskim 221,00 ha (dane zebrane w 2020 r. przez posła na Sejm RP Krzysztofa Śmiszka). Chcesz prawdy zobacz sobie: Ustawa o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej i ile na jej podstawie państwo polskie przekazuje mu ziemi!
Dobrzy komuniści dali ludziom pracę i miejsce do mieszkania, a potem przyszedł zły kościół i wszystko zabrał!
Towarzysz Stalin byłby z was dumny.
Wiem, że twój wpis to ironia. Zwykle się zgadzam z twoimi poglądami. Artykuł to bzdury, ale sprawdź jak uprzywilejowany jest KK w Polsce nawet wobec innych religii. Nie chcę zwalczać kościoła, ale KK wypaczył naukę Chrystusa służy mamonie nie Bogu ani ludziom. Mozę czas na reformę lub zmianę?
…a potem przyszedł zły…
Nie. Był tu już od dawna. Azjatycka dzicz rozpełzła się po świecie, zniszczyła europejską kulturę i kazała nazywać się tradycją. Przez wieki wciskając kit o gadającym wężu i życiu w zaświatach, stawała się ociekając złotem coraz bardziej chciwa. W końcu zagarnęli tyle ziemi, że stali się największym obszarnikiem w przedwojennej Polsce, gdy tymczasem 70% ludności utrzymywało się z pracy na roli. Niestety, nie udało się przeprowadzić skutecznych reform przed wojną i dopiero PKWN po wojnie zrobił skuteczny podział i paradoksalnie tylko Stalinowi kościół zawdzięcza, że nie został całkowicie zlikwidowany. To są fakty historyczne a nie wyssane z palca banialuki. Jednak jak widać po twoim wpisie, Polska wciąż nie uwolniła się z niewolnictwa, a trzymany w ciemnocie chłop j.bany przez księdza, gotów byłby za niego dać się zabić i broni wiejskich centrów prania mózgów zwanych świątyniami.
Od autora. Faktycznie, w tekście zabrakło informacji, że kościół katolicki przejął ponad 76 tys. ha ziemi po PGR-ach, nawet jeśli jest to informacja łatwo dostępna. Zabrakło również wyraźniego sprecyzowania, że kk jest największym beneficjentem, jeśli chodzi o rozdawnctwo majątku PGR, a nie jego całość. Nawet przy tak wielkiej chciwości, trudno sobie wyobrazić, aby kk mogł przełknąć większość z ponad 4 mln ha gruntów, choć wszystko przed nami. NIe zmienia to faktu, że glównym powodem likwidacj tych gospodarstw było przejęcie ich majątków. Nie zmienia to faktu, że kolejne rządy gorączkowo szukały majątku, którym mogły zaspokoić roszczenia kościoła (patrz Komisja Majątkowa), a majątek PGR-ów doskonale się do tego nadawał.
Jako były pracownik AWRSP i jej następczyni ANR mogę co nieco dodać do wywodów „ekspertów”. Jedno jest pewne AWRSP czy ANR to najzwyklejsze prywatne folwarki, bez żadnego nadzoru. Nepotyzm, mega wysokie pensje, jeszcze większe premie, łapówy. Trwonienie kasy na wyjazdy służbowe. Podczas rządów PO, prezes wraz z wybranymi dyrektorami oddziałów pojechali do Dubaju. Nasz dyrektor później opowiadał zaufanym pracownikom o wizytach w domach uciech. KK owszem miał przekazywane nieodpłatnie grunty, ale trzeba byc chorym , aby uważać, właśnie ta instytucja przejęła największy areał. Autor jak najprędzej powinien napisać sprostowanie, aby więcej się nie kompromitować. Poziom artykułu jest żenujacy, nie wnoszący nic ponad to, co wszyscy wiedzą. Zdumiewa mnie to, że taki bełkot został tutaj zamieszczony. Wracając do tematu, należało by przyjrzeć się fortunom, które nagle wyrosły po 1990 roku. Poza tym, jak ex dyrektor był cwany, przejmował maszyny, ciężarówki, inne sprzety, które szły do kasacii i zakładał własną firmę. Do tego łatwy dostęp do zakupu ziemi, która wtedy była tania jak barszcz. W Szczecinie, byly pracownicy PGR, a później zatrudnieni w AWRSP, pokupowali działki na Bezrzeczu ( teraz jedna z lepszych dzielnic miasta). Albo i w Wołczkowie czy Dobrej Szczecińskiej. Szeregowi pracownicy, można sobie tylko wyobrazić jaki areał trafił do kadry kierowniczej.
A może zamiast zaglądać na czyjeś podwórko trzeba było pomyśleć o własnej przyszłości. Był czas (koniec lat 90., po zamknięciu rosyjskiego rynku i kryzysie w Rosji), że hektar ziemi na wolnym rynku kosztował 1000 zł. Zdumiewa mnie, że będąc pracownikiem agencji rolnej i znając ceny nic nie zrobiłeś aby pomóc szczęściu. Łatwiej powiedzieć dej.
Jako, że temat ciągle jest komentowany… A ja niestety też brałem udział w tym transformacyjnym „procederze”.
Nie należy zapomnieć o drodze prywatyzacji „socjaldemokratycznej”, tj. przez spółki pracownicze, które z reguły pierwsze co robiły to zwalniały zbyt drogich specjalistów, a następnie rozkradały co mogły, wyrywając nawet rury ze ścian – wielokrotnie to widziałem na własne oczy… Większość z nich – spółek tego rodzaju, nie przeżywała nawet roku… Byłem w jednej jako ekspert, która zainwestowała w nowe nasadzenia sadownicze sadząc tysiące drzewek na podkładkach karłowych w obsadzie jak by były to wysoko rosnące… Wszystko trzeba było zlikwidować, koszty ogromne. Na początku lat 90-tych „rozwalono” bowiem też „agronomów” służbę rolną i WOPR-y po niewczasie z trudem do dzisiaj zresztą, ją rekonstruując… Już będąc „za komuny” na różnych praktykach i później współpracując z „masą upadłościową” po nich od D. Śląska po Pomorze zach., widziałem brak identyfikacji się pracowników z PGR-em jako miejscem pracy ale i księżycową gospodarkę peerelowską szczególnie za pomocą wskaźników zatrudnienia i obsady zwierząt gospodarskich per ha. Efekt? A np. śr. wydajność mleczna absolutnej większości PGR-ów poniżej wszelkiej opłacalności, tj. 3,5 tys. litrów/rok (utrzymywano nawet krowy chore np. z białaczką), czy absurd straty, którą warto było wykazać, bo można było wtedy dostać „sutą” dotację. Tworzono kombinaty tak ogromne, że koszty logistyczne „zjadały” wszelkie zyski… Arizona ponadto mówiła więcej prawdy niż nam się wydaje, te szczególnie degenerujące mieszkanie w blokach na wsi, będące pożywką dla wielu patologii, a później, teraz „przełomowych” prac socjologicznych…
Dobrze więc, że zlikwidowano PGR-y, szkoda tylko że tak i aż takim kosztem.
A Pan Piotr pisze naprawdę dobre artykuły, można się z nimi owszem nie zgodzić, zgadzać, ale… na tym polega dobre dziennikarstwo by podając fakty nie pisać wbrew sobie, swoim poglądom (bo to zwykłe oszustwo). Ba dodam górnolotnie ;), i demokracja ma to – tolerowanie szerokiego wachlarza poglądów, przecież w swych imponderabiliach.
No i zapomniałem, nie tak łatwo było kupić ziemię z zasobów agencji nawet pracownikom, zwłaszcza szeregowym „bez układów”, najpierw projekt – żądano, później biznesplan, i dopiero „się zobaczy”.
Autor dodał wyjaśnienie,że chodziło o majątek PGR-ów który został rozdany, a nie całość. Warto nauczyć się czytać ze zrozumieniem. Może jakieś argumenty merytoryczne, odnośnie artykułu? W którym miejscu jest żenujący? Do tej pory panuje powszechne przekonanie, ze PGR-y zbankrutowały, a nie zostały zlikwdowane odgórnie, tak samo jak czarny PR ludzi tam pracujących. Więc co tu jest oczywistego? Wywody na temat AWRSP nijak się mają do tematu artykułu. Kolejna mądrala, co to poprawnie zdania po polsku nie umie sklecić, nie wspominając już o czytaniu ze zrozumieniem.
Brak danych o areale uprawianym przez PGR-y. Brak danych ile ziemi po PGR przekazano KK. Brak danych o poziomie bezrobocia wśród byłych pracowników PGR. Nieuprawniona teza o przekazaniu większości ziemi PGR KK, itd., itp. Ogólnie bardzo słaby i merkantylny artykuł jak wszystkie tego autora na tym portalu.
po przeczytaniu komentarzy stwierdzam ze czesc autorow opiera swoje spostrzezenia na plotkach , wiadomosciach falszywie przedstawiajace obraz pgr-w.
To prawda niestety.
Większość areału przejęli ostatni dyrektorzy PGRów. Najpierw dzierżawa. Ajencja. Później prawo pierwokupu bądź ciche przetargi. Po 1/10 ceny rynkowej na danym terenie. Tak powstali oligarchowie polscy. I nikt tego nie ruszy. Bo wszyscy politycy z każdej opcji siedzą w tym szambie.
Tak wspaniała Ta nasza dziewczyna dziennikarka pokazała normalne oblicze tych ludzi ,żeczywiscie nalezy sie zadosćuczynienie tych ludzi zostawiono bez srodów do życia z dnia na dzień, nie pracowano tam dla jakiegoś ruskiego
sofchozu .tylko produkowano żywność dla polski i polaków do dziś duże spółdzielnie produkują najwiecej żywności ,czesi i węgrzy to rozumieli nie zostawili swoich dzieci , by głodne do szkoły chodziły . Współtwórca jednostki GROM był gościem z PGR I TO jest Honor dla nas. NASI Dziadkowie byli żolnierzami przed wojną też ; a ich dzieci byli inżynierami czy nauczycielami a także musieli pracowac w PGR bo tam było mieszkanie ale i praca od rana do nocy .i nie było niedziel wolnych.Mieliśmy wspaniałych rodziców musieli sobie radzić w tych ciężkich czasach
Jak zwykle lewacki oszust, kłamca i łgarz Janczarek kłamie jak najety. 'Wiekszość ziem byłych gospodarstw państwowych trafiła do Kościoła katolickiego”. Sprawdzam ! W roku 1995 sprzedano 201,2 tysiące ha. ziemi po zlikwidowanych PGRach. Oraz przekazano nieodpłatnie – osobom prawnym Kościoła 16 243 ha. Lasom Państwowym 13 028 ha. gminom 4316 ha. na dożywotnie użytkowanie 1744 ha. innym użytkownikom 4113 ha. Sprzedano 201,2 tyś. ha. natomiast Kościół otrzymał tylko 16 243 ha ale według Janczarka to do „Kościoła katolickiego” trafiła wiekszość ziem po byłych PGRach !!! Ale ziem które przekazano Lasom Państwowym które dostały niewiele mniej od KK już Janczarek nie widzi, to świadczy tylko o jego ZEROWEJ wiarygodności.