Na tej małej wyspie od 1903 aż do 1957 roku działała jedna z ostatnich w Europie zamkniętych kolonii dla trędowatych. Oficjalnie stworzono tam dla nich namiastkę normalnego życia. Prawda była jednak przerażająca – ze Spinalongi nie było ucieczki, a jej przymusowi mieszkańcy znikali z dokumentów, skazani na powolną śmierć. Odbierano im dzieci, wykluczono ze społeczeństwa. Rodziny odrzuciły ich nawet, gdy wynaleziono skuteczny lek.
Kreta, Neapoli, lato 2018
Starzec wpatruje się we mnie uparcie. Ma jasne, bladoniebieskie oczy i siwe, kręcone włosy. Ten człowiek może pomóc mi dotrzeć do ludzi, z którymi chcę się spotkać – tak powiedziano mi w departamencie turystyki regionu Lasiti, kiedy zapytałam o trędowatych ze Spinalongi. Na tej małej wyspie, na północno-wschodnich rubieżach Krety, od 1903 aż do 1957 roku działała jedna z ostatnich w Europie zamkniętych kolonii dla chorych na trąd.
Zapomniana wyspa trędowatych
Mężczyzna, który siedzi przede mną, to Maurice Born, szwajcarski etnolog zajmujący się tematem Spinalongi od 1968 roku. Maurice zna jej mieszkańców, a ja szukam możliwości, by się z nimi spotkać, odkąd w 2017 roku po raz pierwszy trafiłam na Spinalongę przy okazji urlopu spędzanego na Krecie.
Organizator tamtego wakacyjnego wyjazdu na każdy dzień zaplanował wycieczki po okolicy, ale pojechałam tylko na tę jedną, na Spinalongę. Nie dlatego, że przepadam za oglądaniem poweneckich fortec. Pojechałam raczej ze względu na trzygodzinną w sumie podróż promem – na Spinalongę i z powrotem – po słynącej z pięknych widoków zatoce Mirabello, na której leży wyspa z pozostałościami po dawnym leprozorium.
To największa zatoka Grecji i piąta pod względem wielkości na całym Morzu Śródziemnym. Kilka lat temu zatoka wydawała mi się o wiele bardziej interesująca niż opuszczone leprozorium czy pozostałości po niegdysiejszych fortecach. Sama Spinalonga była raczej „przy okazji”.
Czytaj też: Ukarani przez Boga, czyli marny los trędowatych
Lekarstwo na śmierć
Trędowaci ze Spinalongi w leprozorium wiedli normalne życie. Działały tu kawiarnie nazywane przez Kreteńczyków kafenionami, salon fryzjerski, odbywały się śluby i rodziły się dzieci, które później chodziły na wyspie do szkoły – opowiada przewodniczka turystyczna, kiedy z wycieczką odwiedzam wyspę.
Tak mało w tej opowieści tragizmu, że trudno w nią uwierzyć. Kobieta mówi dalej:
Mieszkańcy wyspy obchodzili święta, uczestniczyli w życiu lokalnego kościoła. Ludzie chorzy na trąd odtworzyli tu życie społeczne i towarzyskie, jakie znali sprzed czasów zamknięcia na Spinalondze. W izolacji pacjenci leprozorium pozostawali aż do 1957 roku, kiedy kolonię zlikwidowano.
Można to było zrobić dzięki wynalezieniu skutecznego lekarstwa na trąd – był to lek znany jako diasone. Efektem ubocznym stosowania tego leku była długowieczność. Wyobraźcie sobie państwo, że do dziś żyje osiem osób, które pamiętają życie w kolonii dla trędowatych na Spinalondze.
Po powrocie do hotelu szukam w internecie informacji o byłych mieszkańcach leprozorium, ale nie znajduję na temat Spinalongi żadnego solidnego reportażu. Większość wyników to zdawkowe informacje rodem z katalogów turystycznych. Efekt wyszukiwania po grecku jest niewiele lepszy. Na greckiej Wikipedii pod hasłem „Spinalonga” też widnieją tylko zwięzłe notki:
Spinalonga to mała wyspa, która zamyka od północy Zatokę Eloundy w prowincji Mirabello w prefekturze Lasiti na Krecie. Została doskonale ufortyfikowana przez Wenecjan – zarówno pod względem konstrukcyjnym i architektonicznym, jak i pod względem estetyki całego krajobrazu, który wciąż zachowuje swoje piękno. (…)
Zatarte ślady
30 maja 1903 roku podjęto decyzję o przekształceniu Spinalongi w wyspę trędowatych, a pierwszych pacjentów przeniesiono tu w 1904 roku (…). Leprozorium ostatecznie zamknięto w 1957 roku, po wynalezieniu skutecznego leku na trąd.
Na temat wyspy powstało kilka artykułów po grecku, romantyczna powieść Wyspa brytyjskiej pisarki Victorii Hislop, której akcja dzieje się na Spinalondze – do kupienia online w kilku językach, w tym po polsku – a także krótki, ciekawy tekst na stronie BBC.
Elizabeth Warkentin pobieżnie opisuje w nim otaczającą wyspę tajemnicę związaną z kolonią dla trędowatych, a w rozmowie z autorką jako ekspert wypowiada się Maurice Born. Do dziennikarki kieruje słowa:
Widzi pani, historia Spinalongi to historia ogromnego kłamstwa. Po zamknięciu kolonii rząd grecki, pragnąc zatrzeć wszelkie ślady istnienia leprozorium, spalił wszelkie dotyczące go akta. Wszystko miało wyglądać tak, jakby Spinalonga w ogóle nie istniała.
W tekście Warkentin nie zostaje wyjaśnione, dlaczego grecki rząd miałby zacierać ślady i udawać, że cała historia nie miała miejsca. Nie ma też wypowiedzi żadnego z byłych mieszkańców leprozorium.
Czytaj też: Jedna z najgorszych chorób średniowiecza. Cierpiały na nią miliony i nie było żadnego lekarstwa
„Trafiłem do więzienia, choć nie popełniłem żadnego przestępstwa”
Na nazwisko Borna trafiam jeszcze kilkakrotnie w kolejnych materiałach. To właśnie on – razem z Marianne Gabriel – jest tłumaczem i autorem wstępu do wspomnień niejakiego Epaminondasa Remoundakisa Vies et morts d’un Crétois lépreux przełożonych z greckiego i wydanych po francusku nakładem wydawnictwa Anacharsis w 2015 roku. Born jest też scenarzystą wyreżyserowanego przez Jeana-Daniela Polleta filmu L’Ordre – krótkometrażowego dokumentu z 1973 roku wciąż dostępnego na YouTube.
„L’Ordre” znaczy po francusku porządek, coś, co jest z góry narzucone, ustalone, niezmienne. Reguły, których trzeba przestrzegać.
O zachodzie słońca wyspa wygląda pięknie. Zachody są tu naprawdę wspaniałe. To właśnie ujęcia nakręcone o tej porze składają się na pierwsze kadry L’Ordre.
Kolejne też działają na emocje. Najsilniej chyba ten przeraźliwy dźwięk towarzyszący podnoszeniu szlabanu. Szlaban ustawiony jest zaraz za bramą, nad którą widać drut kolczasty. To brama wejściowa do stacji dla trędowatych w ateńskim szpitalu Agia Varvara. Tu przysłano chorych ze Spinalongi, kiedy w 1957 roku zamknięto leprozorium na wyspie. A to on, Epaminondas Remoundakis. Patrzy przed siebie oczami, które niczego już nie widzą. Poprawia włosy dłońmi pozbawionymi palców. Bierze głęboki wdech i zaczyna mówić:
Minęło już trzydzieści sześć lat, odkąd trafiłem do więzienia, choć nie popełniłem żadnego przestępstwa. Przez wszystkie te lata rozmawiało ze mną, z nami wielu ludzi. Niektórzy z nich robili nam zdjęcia, inni chcieli o nas pisać, jeszcze inni kręcili filmy. Wszyscy ci ludzie składali nam obietnice, których potem nie dotrzymywali.
Zdradzili nas. Żadna z tych osób nie przekazała światu tego, na czym nam zależało. Nie powiedziała prawdy. Nie chcemy być znienawidzeni. Wszystko, czego potrzebowaliśmy kiedyś i czego dziś potrzebujemy, to miłość. Chcielibyśmy być kochani i akceptowani jako ludzie, którym przytrafiło się nieszczęście.
Nie chcemy być zjawiskiem, innym gatunkiem człowieka. Mamy te same sny co wy. Dlatego nie zaliczajcie nas do innego, osobnego świata. Czy wy, jako cudzoziemcy, będziecie inni? Czy powiecie prawdę, czy udekorujecie swoje nagrania kłamstwami?
Skazani na śmierć
Na filmie Remoundakis ma niespełna sześćdziesiąt lat. Choć jest już bardzo wyniszczony przez chorobę, mówi jasno, logicznie, donośnym głosem. Niewidzące oczy spoglądają prosto w kamerę.
Otwarty grób. To znów wyspa. To cmentarz, który zniszczyli turyści. Nie ma trumny, widać niekompletny szkielet. Na kościach stóp zostały zniszczone buty. Epaminondas, a potem ta kobieta. Niewidoma, dłonią próbuje coś przed sobą znaleźć. Ma na sobie tylko koszulę nocną i włosy w nieładzie. Trędowata.
Zmiana kadru. Spogląda na mnie mężczyzna w ciemnych okularach, o delikatnie naznaczonej przez chorobę twarzy. Budynki. Wyspa. I znów Remoundakis:
Na Spinalondze duch stworzenia nie istniał. Każdy, kto kiedykolwiek wszedł na wyspę, wchodził tam z perspektywą śmierci, bez nadziei. Dlatego mieliśmy dusze z lodu. Łzy i rozłąka zdarzały się w naszym życiu codziennie.
Na trawie leżą ampułki. Stosy pustych ampułek rozrzuconych w nieładzie na wyspie dawno temu. Dowody na istnienie choroby, która stała się przyczyną izolacji mieszkańców wyspy od reszty świata. Znów mówi Remoundakis:
Abyście dziś mogli poczuć dokładnie to, co my czuliśmy kiedyś i co wtedy się działo na wyspie, powiem wam tak: na Spinalondze wzniesiono przeciwko nam ogromną ścianę oszczerstw. Wszystko po to, by inni, zdrowi, postrzegali nas jako inne od siebie istoty, za dziwne stworzenia. Do tego stopnia, że gdy w 1938 roku biznesmen Papastratos zaoferował nam telefon, administracja wyspy zrobiła wszystko, aby nie zainstalować go na Spinalondze.
Telefon uwolniłby nasz zamknięty na wyspie głos, pełen irytacji wobec wszystkich niesprawiedliwości, jakich się wobec nas dopuszczano. To życie było cierpieniem, a jednak ja sam mówię dziś: lepiej było żyć na Spinalondze niż mieszkać tu i widzieć, jak to godne pożałowania państwo okłamuje ludzi, których kochamy.
Zatrzymajcie się, póki czas – zaklina Remoundakis. – Zatrzymajcie się, bo zmierzacie prosto do katastrofy. Przepraszam. Mówię wam to szczerze, jako przedstawicielom waszej społeczności, waszego świata. Wasza dekadencja, obojętność i bezczelność doprowadzi was w końcu do katastrofy.
L’Ordre to przeszło pół wieku historii leprozorium zamknięte w 44 minutach.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Małgorzaty Gołoty „Spinalonga Wyspa trędowatych”, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Agora.
KOMENTARZE (2)
Przepraszam sprostuje na Spinalonga plywaja male statki nie promy. Rejs z Ag. Nikollaos to ok 1 godz, z Elundy to ok 20 min, z Plaki jeszcze szybciej. Tak dla sprostowania
Bylam na Spinalondze kilkanascie lat temu a potem kilka lat temu.Zabudowania zostaly poddane renowacji i Spinalonga nie przypomina tej dawnej.Naszym Przewodnikiem byl Vicctor Zorbas,poliglota (mowil takze po polsku),pisarz,historyk.Dostalam od niego ksiazke,ktora napisal ”Sinalonga wyspa przekleta” w j,holenderskim i z autografem.W ksiazce tej Victor opisuje historie Spinalongi i nie zaklamuje faktow. Szkoda,ze ten wspanialy czlowiek zmarl kilka lat temu.