W 1912 roku za sprawą pisarza Edgara Rice'a Burroughsa świat dowiedział się o Tarzanie – synu brytyjskich arystokratów wychowanym w stadzie małp. Poruszał się i skakał wśród drzew, był niezwykle sprawny i silny. W końcu odkrył swe człowieczeństwo, znalazł miłość i wrócił do Anglii. Tarzan jest postacią fikcyjną, ale historia zna wiele przypadków ludzi dorastających wśród zwierząt. Niestety rzadko kończyło się to happy endem...
Postać Lorda Greystoke’a, angielskiego arystokraty, który stracił rodziców w wieku niemowlęcym i został przysposobiony przez małpy, była odbiciem ducha czasów przełomu XIX i XX wieku. Składały się na niego kolonializm, eksploracja ziem poza Europą, w tym Afryki, a w sferze naukowej – wiara w ewolucjonizm – ten biologiczny i społeczno-kulturowy.
Ówcześni antropologowie kultury uważali, że ludzkość, także w obszarze organizacji społecznej, rozwija się od form prostszych do tych bardziej zaawansowanych, a kolebki pierwszego ogniwa ewolucji należy szukać u naszych zwierzęcych pobratymców. W końcu, jak głosił Karol Darwin, ludzkość wyewoluowała z małpy.
Był więc Tarzan niejako symbolicznym najpierwotniejszym, zwierzęcym człowiekiem, archetypem ówczesnego wyobrażenia o rozwoju ludzkości. Jednocześnie, by pokazać, że tkwiące w nas atawizmy ciągle tam są, autor zrobił człowieka-małpę z angielskiego lorda, a więc osoby niezwykle kulturalnej, dystyngowanej i bogatej.
Dziś ewolucjonizm w antropologii kulturowej uznaje się za kierunek dawno obalony, archaiczny, na dodatek postrzega się go w kategoriach propagandowego uzasadnienia dla dominacji i wykorzystania w imię postępu biednych społeczności z kolonii przez bogate państwa Zachodu.
Jednak w czasach, gdy ukazał się Tarzan, seria książek z „królem małp” odniosła niebywały sukces. Pojawiali się naśladowcy i komiksy. Po postać Tarzana sięgnęło także Hollywood. W rzeczywistości ci prawdziwi „Tarzani”, odnalezieni do tej pory w dżungli, nie byli dziećmi bogatych rodziców z Europy, a czarnoskórymi sierotami. Ich historie nie stanowią metafory ewolucjonizmu. Opowiadają raczej o ludzkich tragediach…
Wychowany przez małpy
Najbardziej znanym tzw. dzikim dzieckiem jest John Ssabunnya. Prawdopodobnie jako dwulatek uciekł w głąb dżungli Ugandy, by ratować życie, po tym jak na własne oczy zobaczył śmierć matki zamordowanej przez ojca.
Malutkie dziecko błąkało się wyczerpane i głodne w lesie, gdy napotkało małpki z gatunku Chlorocebus pygerythrus (tzw. vervet monkey). Według późniejszych relacji chłopca małpy udostępniły mu swoje pożywienie – bataty, maniok, banany. Po zaspokojeniu głodu ruszył za stadem zwierząt i w końcu został przez nie zaakceptowany oraz przysposobiony.
Codziennie obserwując małpy, John zaczął uczyć się ich sposobu poruszania, komunikacji i zachowań. Nauczył się gestów, dźwięków, wspinania na drzewa. Jego tryb życia i dieta były takie same jak jego zwierzęcych opiekunów. Żywił się orzechami, owocami, kukurydzą. Spędził wśród małp trzy lata.
Pewnego dnia w 1991 roku mieszkanka jednej z okolicznych wiosek zauważyła na brzegu rzeki człowieka kucającego obok nurtu i płuczącego w nim zebrane owoce. Nieznajomy robił to dokładnie tak, jak małpy. Kobieta wróciła do wioski i opowiedziała o wszystkim. Rolnicy otoczyli zwierzęta. Małpy wraz z chłopcem wspięły się na drzewa i krzykiem, rzucaniem gałęzi i odchodów, próbowały przepędzić ludzi. W końcu jednak przerażonego malca udało się ściągnąć na ziemię.
Czytaj też: Łowca ludojadów. Nie bez powodu nazywano go myśliwym wszech czasów
Powrót do świata ludzi
Dziecko nie umiało mówić, ani poruszać się w pozycji wyprostowanej. Z powodu kopiowania sposobu przemieszczania się małp miało zdeformowane i poranione stopy oraz dłonie. Wydawało dźwięki tożsame z odgłosami zwierząt. Było skrajnie wychudzone i odwodnione. Miało siniaki na całym ciele.
Po przywiedzeniu do chrześcijańskiego sierocińca w Kamuzindzie, ok. 160 kilometrów od Kampali, stolicy Ugandy, chłopiec zjadł ciepłą zupą. W efekcie dostał temperatury i biegunki. Podczas wypróżniania się, wydalił z siebie 50-centymetrowego tasiemca.
Johna zdecydowali się zaadoptować właściciele sierocińca – Paul i Molly Wassawa. Od tej pory zaczął się uczyć najprostszych ludzkich nawyków – od spania w łóżku, przez ubieranie się, po jedzenie z talerza. Ostatecznie udało się przywrócić go światu, choć pozostał nieco opóźniony intelektualnie.
John jest dziś dorosłym mężczyzną. Gdy nauczył się mówić, okazało się, że ma piękny, melodyjny głos. Talent do śpiewu zaprowadził go nawet na Wyspy Brytyjskie. Wystąpił tam wraz z chórem sierocińca państwa Wassawa. Wykazywał się też talentami sportowymi. W 2003 roku wystąpił na Olimpiadzie Specjalnej w Dublinie jako kapitan drużyny piłkarskiej reprezentującej swój kraj. Brał udział także w zawodach w Stanach Zjednoczonych, skąd przywiózł dwa medale.
Czytaj też: Okrutne eksperymenty, bezduszność i obmacywanie. Jak dawniej traktowano „wybryki natury”?
Wychowanie czy strategia przetrwania?
Dobrze udokumentowane przypadki dzikich dzieci są dla naukowców kopalnią wiedzy w kwestii odwiecznego „sporu” o konstrukcję i rozwój psychofizyczny człowieka. Mają nadzieję znaleźć dzięki nim odpowiedź na pytanie o prymat genów bądź wychowania i otoczenia.
Nic dziwnego, że historia Johna była wielokrotnie badana. Czy istotnie małe małpki zaopiekowały się błąkającym po dżungli chłopcem i został on uznany za pełnoprawnego członka stada, czy też prawda wyglądała inaczej? Wywiad na użytek filmu dokumentalnego przeprowadzony z Johnem przez dr. Duglasa Candlanda, amerykańskiego psychologa z Bucknell University w Pensylwanii, wykazał, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana.
Naukowiec potwierdził historię Ssabunny’ego o wychowaniu przez zwierzęta. John w atlasie małp od razu znalazł i wskazał te, z którymi żył w dżungli. Candland dopatrzył się jednak również istotnych niuansów w jego opowieści, które każą postrzegać ją w nieco innym świetle.
17-letni John przyznał, że nie brał udziału w typowych dla tego gatunku małp „obyczajach” stadnych, takich jak wzajemne pielęgnowanie się, „czesanie”, wyciąganie insektów, drapanie po sierści, głaskanie itp. To są elementy zachowań będące swoistym „językiem” małp, pozwalającym także na ustalenie hierarchii w stadzie. Tymczasem Ssabunnya był jedynie obserwatorem takich „rytuałów”, a nie ich uczestnikiem. To by świadczyło o tym, że małpy tolerowały jego obecność, ale ciągle – jako człowiek – pozostawał poza stadem.
Ostatecznie naukowiec uznał, że dziecko nie było wychowywane przez zwierzęta, ale niejako wychowywało się samo obok nich, podążając za stadem i żywiąc się tym, co zgromadziło. Była to więc swoista, choć nieuświadomiona, ludzka strategia przetrwania w skrajnie niesprzyjających okolicznościach.
Kolejne badanie – tomografia – wykazało natomiast, że John ma uszkodzone obszary mózgu odpowiedzialne za mowę. We wczesnym dzieciństwie został mocno uderzony w głowę. Czy ma to związek z piekłem życia rodzinnego, jakiego doświadczył, i zbrodnią, którą widział na własne oczy, a która wypchnęła go w dzicz? Jest to bardzo prawdopodobne.
Czytaj też: Najbardziej kontrowersyjne eksperymenty medyczne w dziejach
Dzikie dzieci
Historia Johna Ssabunnya’ego to jeden z najlepiej zbadanych przypadków życia człowieka ze zwierzętami. Tak zwanych dzikich dzieci, żyjących nie tylko w małpich, ale najróżniejszych stadach innych gatunków zwierząt jest jednak znacznie więcej.
Robert Mayanja (1982) stracił rodziców w ugandyjskiej wojnie domowej. Miał trzy lata, gdy żołnierze prezydenta Miltona Obote najechali na wioskę rebeliantów, 80 kilometrów od Kampali. Osierocone dziecko uciekło do dżungli. Do szóstego roku życia mieszkało wśród małp.
Saturday Mithane miał 5 lat, gdy wyrwano go z jego „naturalnego” otoczenia, które znał, a więc stada małp. Rodzice go porzucili. Chłopiec z prowincji Kwazulu w Afryce Południowej został zauważony, gdy wraz ze swymi pobratymcami „najechał” na pola uprawne miejscowych rolników. Wtedy pochwycili go ludzie. Imię Saturday nadała mu kierowniczka sierocińca dla opóźnionych intelektualnie dzieci. Nazwisko użyczyła mu własne.
Saturday nie odnalazł się w ludzkim świecie. Był agresywny wobec pozostałych dzieci, odmawiał zabawy, miał problemy z przystosowaniem się do ludzkiego sposobu poruszania. Skakał po meblach, a jego ulubionym pożywieniem pozostały banany.
Czy z czasem zdołałby odejść od zwierzęcych zachowań? Nie dowiemy się tego. W 2005 roku w sierocińcu w RPA wybuchł pożar. Mały Saturday wraz z kilkoma innymi dziećmi zginał w płomieniach.
Dziewczynka-pies
Ukrainka Oksana Malaya w latach 80. ubiegłego wieku wychowywała się na wsi w obwodzie chersońskim w środkowej części kraju. Zamiast w domu pijących na umór rodziców, przez 6 lat mieszkała z psami rasy czarny terier rosyjski. Podczas jednej z libacji alkoholowych jej opiekunów skryła się w budzie dla psa i już tam została. Było jej ciepło, czuła się bezpiecznie.
Rodzice Oksany w pijackim zwidzie nawet nie zauważyli zniknięcia dziecka. Dziewczynkę odnaleziono w wieku 8 lat. Chodziła na czworakach, szczekała, ocierała się, zachowywała się jak pies. Ostatecznie po latach zaawansowanej terapii behawioralnej udało się przywrócić ją do ludzkiego świata. Nauczyła się płynnie mówić, w dorosłym życiu znalazła pracę w gospodarstwie rolnym. Pozostała jednak nieco opóźniona w rozwoju intelektualnym.
Relacji tego typu o dzikich dzieciach jest wiele. Mają one kilka punktów wspólnych. Wbrew literackiej fikcji z książek o Tarzanie historie te bardzo rzadko kończą się pełnym przywróceniem do sprawności fizycznej i intelektualnej. Ciężko przy tym jednoznacznie stwierdzić, na ile za upośledzenie tych ludzi „odpowiada” życie w stadzie, a na ile skrajnie traumatyczne historie, które wydarzyły się wcześniej.
Często to, co wypchnęło dzikie dzieci poza ludzki świat było znacznie bardziej przerażające niż „zwierzęce” doświadczenia. Niejednokrotnie stali za tym ludzie, którzy powinni byli maluchom zapewnić ciepło i opiekę. W ostateczności zachowali się „po ludzku” , bo zwierzęta bez potrzeby nie zabijają, nie znęcają się, nie porzucają.
Bibliografia:
- Agnieszka Popiel, Ewa Pragłowska, Psychoterapia poznawczo-behawioralna – praktyka oparta na badaniach empirycznych, „Psychiatria w Praktyce Klinicznej” 2009.
- Jerzy Konorski, Integracyjna działalność mózgu, Warszawa 1969.
- Dzikie dzieci, Encyklopedia Britannica, dostęp: 10.05.2021.
- MPCCF – John Ssebunya – 2017, MollyandPaul.org, dostęp: 10.05.2021.
KOMENTARZE (12)
To nie K.Darwin wymyślił bzdurę o pochodzeniu człowieka od małpy.To głupota wymyślona przez kreacjonistów i ochoczo paplana przez ich równie niedorozwiniętych zwolenników.
Cały twój komentarz to bzdury i głupoty
„zwierzęta bez potrzeby nie zabijają, nie znęcają się” niestety nie jest tak pięknie. Zauważono, że niektóre gatunki, zwłaszcza o wyższym poziomie umysłowym, czasem dopuszczają się takich bezeceństw.
Poproszę o przykłady,bo nie znam takich ludzkich zachowań u innych gatunków.
no jasne. to bozia z chmurki pstryknięciem palca nas stworzyła
Dobre!🤣🤣🤣🤣🤣😂
Fantastyczna prawidłowość – im wyższy poziom umysłowy, tym bardziej okrutne zachowania.
Po pierwsze, Darwin nie twierdził, że człowiek pochodził od małpy ( tak twierdzili jego złośliwi adwersarze), ale że i ludzie i małpy naczelne mają wspólneg przodka.
Po drugie, kreacjonistom przypominałbym, że teoria Darwina jest teorią przyrodniczą, jej przedmiotem nie jest problem stworzenia. A także przypomniałbym, że św. Tomasz z Akwinu nazywał człowieka rozumnym zwierzęciem, zapewne za Arystotelem.
Autor to chyba zwierzęta tylko z bajek zna, skoro pisze, że zwierzęta bez potrzeby nie zabijają nie znęcają się i nie porzucają. Takie zdanie brzmi jak wytworzone przez kobiecy umysł. Moje koty, domowe, rasowe po dorwaniu myszy na spacerze torturują je. Jeden z moich psów zginął zagryziony przez dwa większe psy, ale tchórzliwe, bo pojedynczo uciekały. Chomiki połykają młode. Kaczki krzyżówki samce niszczą gniazda i zadziobuja małe aby kaczka dała im jeszcze raz. Gołębie zadziobują zranionych pobratymców. Kukułki wyrzucają z gniazda inne pisklęta, by być same. Koguty gwałcą kury na śmierć. Norki mordują całe gniazda roślinożernych piżmaków i nawet ich nie zjadają. A co dopiero modliszki i pszczoły robią z samcami, osy z muchami, czy pasożyty z żywicielami.
Jeśli ktoś jest „opóźniony intelektualnie” to w końcu dogoni rówieśników. Chyba, że chodzi o słabsze zdolności intelektualne, tyle, że można sprawdzić te nieszczęsne dzieci na tle innych równie zaniedbanych rówieśników. Może są równe?
Wszystkie wymienione przez Ciebie zachowania zwierzat sa elementem zachowania gatunku. Oceniasz zwierzęta z punktu widzenia czlowieka . Pierwszy przykład -kot. Meczenie ofiary powoduje stres ktory w miesniach myszy wyzwala tauryne niezbedna kotu do prawidlowego widzenia np. Gryzonie zjadają swoje potomstwo w chwili zagrozenia- dozywionamatka moze wyprodukowac w krotkim czasie nastepne potomstwo a bez matki potomstwo i tak zginie. Kazdy z podanych przez Ciebie przykladow moge jako biolog obalić
Wspaniała odpowiedź! Brawo!👍Dokładnie tak jest.
„Takie zdanie brzmi jak wytworzone przez kobiecy umysł” – już tym zdaniem udowodniłeś że jesteś debilem, dalej jest tylko gorzej. Żadne z wymienionych przez ciebie zachowań nie jest przykładem sadyzmu w świecie natury.