Tajemniczo brzmiące koro to zaburzenie lękowe występujące u mężczyzn. Choremu wydaje się, że jego penis... zostanie wciągnięty w głąb brzucha, aż całkowicie zniknie w jego wnętrzu. Bywa, że na schorzenie zapadają na raz tysiące osób. W historii zdarzało się tak już wiele razy.
Koro po malezyjsku znaczy dosłownie „głowa żółwia”. Tradycyjna medycyna chińska określa to schorzenie mianem sou yang. Hindusi mają nawet kilka nazw: jinjin, bemar, suk, yeong. Chińczycy uważają, że choroba jest wynikiem zaburzenia męskiego yang w świecie równowagi yin-yang. Lekarze z Państwa Środka sklasyfikowali koro jako chorobę cywilizacyjną.
Jednak zjawisko koro jest znane od wieków wśród wielu przedstawicieli różnych grup etnicznych i religijnych w prawie całej Azji i Afryce. Zwłaszcza w miejscach, gdzie zdolność reprodukcyjna jest głównym wyznacznikiem statusu społecznego młodego mężczyzny.
Wielu mieszkańców Dalekiego Wschodu sądzi, że utrata męskości powodowana jest przez duchy lisic czy różnego rodzaju trucizny. W Afryce za przyczynę „zanikania penisa” uważa się czarną magię i klątwy rzucane przez czarownice. Zresztą szukanie przyczyn w magicznych sztuczkach nie jest niczym nowym – już w średniowiecznej Europie księża głosili, że czar rzucony przez kobietę może doprowadzić mężczyznę do utraty męskości. W manuskrypcie „Malleus Maleficarum” można przeczytać, że „męskie genitalia zostały skradzione przez Szatana, aby mógł zaspokoić czarownice”.
Mimo oczywistego absurdu takich twierdzeń, to jednak w kilku miejscach na świecie koro przybrało znamiona epidemii…
Czytaj też: To przez nich wybuchały największe epidemie w dziejach. Jak do tego doszło?
Chiński syndrom
Dla Chińczyków to schorzenie nie jest pierwszyzną. Zdiagnozowane medycznie pierwsze masowe zachorowanie na koro zostało odnotowane już pod koniec XIX wieku.
Najnowszą „epidemię” zarejestrowano w latach 1984–1985, kiedy do lekarzy zgłosiło się około 3000 osób. Większość z nich twierdziła, że penis już zaczął im zanikać, i rozpoczęła kurację naturalnymi środkami ziołowymi, np. mieszanką czerwonego i czarnego pieprzu, imbiru i różnych soków.
Utrzymywali oni, że zanik męskości rozpoczął się w nocy. Wówczas większość z nich dopadały dreszcze. Niektórzy dostawali drgawek i kołatało im serce. Takie ataki miały trwać od 20 do 60 minut. W tym czasie miał też zmniejszać się rzeczony narząd.
Winna szczepionka
Największy atak „penisowej” paniki Singapur przeżył w 1967 roku, kiedy pojawiła się plotka, że szczepionka przeciwko świńskiej grypie, którą faszerowano zwierzęta, powoduje zanik penisa. Sprzedaż wieprzowiny spadła drastycznie z dnia na dzień.
Przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia na konferencjach prasowych tłumaczyli, że nic takiego nie ma miejsca i jedzenie wieprzowiny na pewno nie powoduje choroby. Mimo to według badań Narodowego Instytutu Zdrowia liczba zgłoszonych przypadków koro zwiększyła się z dwóch rocznie do 70 dziennie…
Czytaj też: Polowanie na czarownice, czyli o tym, jak mężczyźni nienawidzili kobiet
Wyginięcie Tajów
Tajów dotknęły dwie wielkie epidemie koro. Pierwsza miała miejsce w listopadzie 1976 roku. Wówczas do szpitali zgłosiło się ponad 200 pacjentów, którzy wykazywali objawy ostrej psychozy. Twierdzili, że zanikanie penisa objawia się swędzeniem zewnętrznych narządów płciowych, gorączką, omdleniami, po których „penis był wyraźnie mniejszy”.
Druga miała miejsce sześć lat później – w 1982 roku. Wówczas brukowe media określiły ją jako „atak na witalność seksualną i ogólne zdrowie Tajów”, co miało doprowadzić do „wyginięcia narodu”. W obu przypadkach nie zanotowano żadnego faktycznego zniknięcia penisa.
Afrykańskie wiedźmy
W 1975 roku wielu mężczyzn zaczęło oskarżać kobiety o czary, przez które „zniknęły ich przyrodzenia”. Mężczyźni zgłaszali się na komisariatach, twierdząc, że zostały im „skradzione penisy”. Policjanci natychmiast odsyłali takich obywateli do lekarza psychiatry. Epidemia skończyła się po dwóch latach.
Niestety ponownie wybuchła w 1990 roku oraz na początku XXI wieku. W obu przypadkach doszło nawet do linczu kilku kobiet, którym zarzucono wykorzystywanie czarnej magii, mającej prowadzić do zaniku narządu. Osoby uczestniczące w linczu były oburzone, że policja uwolniła „złodziejki penisów”. W 1990 roku przewodził im ksiądz katolicki, który również miał stracić penisa. Jako dowód na to, że dotknęły go czary, cytował Ewangelię według św. Łukasza: „I rzekł Jezus: Dotknął się mnie ktoś, bom poznał, że moc ode mnie wyszła”.
Nie mogą zatem dziwić wyniki badań Instytutu Gallupa, według których aż 55 procent mieszkańców Afryki Subsaharyjskiej wierzy w czary, magię i przesądy. Osoby takie dużo łatwiej ulegają iluzji prowadzącej do choroby. Co znamienne, we wszystkich tych przypadkach, począwszy od średniowiecznej Europy, na współczesnej Nigerii skończywszy, nie odnotowano, aby jakikolwiek penis zniknął. Przynajmniej nie przy pomocy czarów, leków, szczepionek czy chemtrails.
Źródła:
- Cheng S.T., A Critical Review of Chinese Koro, „Culture, Medicine and Psychiatry”, 1996.
- Gwee, Ah Leng, Koro – A Cultural Disease, „Singapore Medical Journal”, 1963.
- Inglis-Arkell E., Koro Syndrome: The Irrational Fear of Lethal Genital Shrinkage, 2012.
- Krzyżowski J., Psychiatria transkulturowa, Warszawa, 2002.
KOMENTARZE (1)
To nie jest tak do końca. W każdej sytuacji jest pewien procent którego się nie ujawnia. Różne są przyczyny.
Piszecie że nie ma takich przypadków.
Może nie są znane?