Horror? Mało powiedziane! Połamane kości czaszki, krwotoki, sepsa, a nawet śmierć – tak często kończyły się wizyty u średniowiecznych „dentystów”. Trudno się dziwić, że ówcześni ludzie omijali specjalistów od zębów szerokim łukiem...
Ogłuszający dźwięk trąbki wzywa gawiedź, by zebrała się na rynku pod sceną. Siedząca na podwyższeniu gadająca małpa uważnie przygląda się spod parasola tłumowi, podczas gdy żongler wykonuje różne sztuczki, wygłaszając przy tym sprośne żarty, by rozgrzać publiczność.
Po chwili żongler kończy występ, muzyka cichnie i na scenę wypada imponująca postać mężczyzny odzianego w kosztowną tunikę. Na głowie ma okazały kapelusz ozdobiony piórami, a na piersi połyskuje naszyjnik z ludzkich zębów. Jego chełpliwa oracja wkrótce przyciąga na scenę początkowo oporną ofiarę bólu zęba. Po kilku chwilach jest już po wszystkim: dokuczliwy ząb zostaje wyrwany szybko i bezboleśnie.
Ochotnik spogląda w osłupieniu na swojego wybawcę, który ku uciesze publiki unosi ząb wysoko w górę. W tym momencie w kierunku sceny ruszają inni nieszczęśnicy cierpiący z powodu podobnych dolegliwości, by oddać się w ręce wyrwizęba. Jest jednak mało prawdopodobne, by wszyscy czekający w ogonku na swoją kolej doświadczyli równie bezbolesnej ekstrakcji, jak wspólnik domorosłego dentysty, który właśnie sugestywnie odegrał scenę wyrwania zęba.
Huk rogu i dudnienie bębnów skutecznie zagłuszają krzyki pacjentów. Nim sepsa zaatakuje organizm lub inne groźne dla życia komplikacje wynikłe z braku kompetencji oszusta dadzą znać o sobie, jego już dawno nie będzie w miasteczku. Tak właśnie wyglądała wizyta u dentysty w czasach średniowiecza.
Krwotoki i inne „nieprzyjemne wypadki”
Oczywiście istniały inne możliwości. Osoba z bólem zęba mogła skorzystać z usług balwierza, który dokonywał ekstrakcji lub wykonywał alternatywny, mniej inwazyjny zabieg, jakim było puszczenie krwi. Mogła też wybrać któryś z wachlarza całkowicie bezużytecznych eliksirów sprzedawanych jako remedia o natychmiastowym działaniu na wszelkiego rodzaju dentystyczne dolegliwości.
Niestety, renomowani medycy, którzy dorywczo parali się stomatologią w starożytnym Rzymie, opuścili pole walki wraz z upadkiem imperium, zostawiając sztukę leczenia zębów niedouczonym ignorantom, konowałom i szarlatanom.
Niechęć lekarzy do praktykowania dentystyki wydaje się zrozumiała, bowiem możliwości, jakie dawała ówczesna medycyna, zarówno w kwestii uśmierzania bólu zęba, jak i leczenia jego przyczyn, były ograniczone. Pomimo mądrości głoszonych przez Hippokratesa i jemu współczesnych dbanie o dobrostan jamy ustnej było postrzegane jako zajęcie poniżej godności przez profesjonalnych medyków świata antycznego i to przekonanie pokutowało przez całe średniowiecze.
Jeszcze w XVI wieku szwajcarski profesor medycyny Theodor Zwinger odradzał lekarzom przeprowadzanie ekstrakcji, twierdząc, że najlepiej zostawić to cyrulikom i innym znachorom, gdyż podczas zabiegu często dochodzi do „nieprzyjemnych wypadków”, których rezultatem są połamane kości szczęki, poranione dziąsła i poważne krwotoki. Przeszło sto lat później słynny holenderski lekarz Kornelis van Solingen także wyrażał się z pogardą o operacjach dentystycznych.
Leki ze średniowiecznej apteki
Tak jak lekarze mieli dobry powód, by odwrócić się od stomatologii, tak i zwykłym obywatelom nie brakowało powodów ku temu, by trzymać się jak najdalej od rwaczy zębów i ich kolegów po fachu. Ze względu na ból i wysoki poziom ryzyka wykonywanych przez nich zabiegów postrzegano ich wyłącznie jako ostatnią deskę ratunku.
Ludzie robili wszystko, żeby uniknąć wizyty u tych pseudodentystów. W desperacji sięgali po całkiem nieskuteczne albo wręcz niebezpieczne mikstury, tynktury i balsamy, co znacznie przyczyniło się do rozkwitu rynku farmakologicznego. Symbolem tej prosperity było otwarcie w Anglii pierwszej apteki w 1345 roku. Trudno się nie zastanawiać, jak wyglądało to wydarzenie w czasach, gdy system medialny nie był jeszcze tak rozwinięty jak dziś.
Przypuszczalnie na liście leków dostępnych w aptece znajdowały się środki przeciwbólowe na wszelkie dolegliwości dentystyczne. W dziale poświęconym robakowi zębowemu można było zapewne nabyć typowe średniowieczne medykamenty: miód, gorzkie zioła, mirrę, aloes, kolokwintę oraz kwasy takie jak sok żołądkowy świni.
Dowiedz się więcej: Jak katować, a potem… leczyć? Średniowieczna rehabilitacja po wizycie w sali tortur
Walka z robakiem zębowym
Trzynastowieczny manuskrypt Leechdoms, Wortcunning and Starcraft [Medycyna, naturalne remedia i astrologia – przybliżone tłumaczenie tytułu] zawiera wiele wzmianek dotyczących chorób jamy ustnej oraz zbiór ludowych środków leczniczych stosowanych do walki z bólem zęba, w których wyraźnie pobrzmiewają echa błędnych informacji utrwalanych przez ówczesnych chirurgów szarlatanów.
Aby pozbyć się robaka zębowego, należy wziąć równą miarę nasion lulka czarnego, mąki z żołędzi oraz wosku, zmieszać wszystkie składniki, zrobić z nich świecę, podpalić ją i dymem okadzić wnętrze ust, następnie czarny materiał podłożyć i czekać, aż robaki zaczną nań wypadać.
Aby pozbyć się bólu zęba drążonego przez robaka, należy wziąć ostrokrzew, trzebuchę oraz szałwię lekarską, ugotować je w wodzie, przelać wywar do misy, następnie się nad nią nachylić i zacząć ziewać. Wówczas robaki wypadną do naczynia.
Aby pozbyć się bólu zęba, należy zetrzeć korę z drzewa cierniowego i leszczyny, wykonać nacięcie na zewnętrznej ścianie zęba i regularnie posypywać je proszkiem.
Na ból górnego zęba weź liście łozy, zwiń je i wyciśnij ich sok prosto na nos. Na ból dolnego nacinaj dziąsła ostrym narzędziem, aż zaczną krwawić.
Na wypadek gdyby zęba nie dało się uratować, twórca manuskryptu zamieścił także przepis na bezbolesną ekstrakcję:
Weź kilka traszek, przez niektórych zwanych jaszczurkami, oraz garść tych paskudnych chrząszczy, na które latem można natknąć się pośród paproci. Upraż je w żelaznym kotle, a następnie sporządź z nich proszek. Zwilż palec wskazujący prawej ręki, zanurz w proszku, a następnie wsmaruj go w ząb. Powtarzaj tę czynność wielokrotnie, powstrzymując się przy tym od plucia, dopóki ząb bezboleśnie nie wypadnie. Skuteczność niniejszej metody została potwierdzona.
Przeciwbólowe łajno
W piętnastowiecznej „księdze pijawek”, podręczniku instruktażowym hirudoterapii, znajdziemy opisy podobnych kuracji. Jedna z nich ma stanowić remedium „na ból dziurawego zęba”:
Weź krucze łajno i zabarwiwszy je sokiem z bertramu, tak by chory nie rozpoznał, co to takiego, umieść je w dziurawym zębie. Wówczas, jak wieść niesie, owo łajno rozsadzi ząb od środka, ból przeminie i ząb wypadnie.
Jeżeli żadna z powyższych metod nie pomogła, pozostawała jeszcze cała masa dalekich od ekstrakcji zabiegów, takich jak puszczanie krwi, leczenie pijawkami, przypiekanie skóry, lewatywy, stawianie baniek, wkładanie ząbków czosnku do uszu, kauteryzacja nerwów wewnątrz zęba za pomocą rozgrzanego żelaza lub silnego kwasu.
Jeśli już ktoś się decydował na wizytę u rwacza, najpewniej cierpiał straszliwe katusze, a jego ząb był widać w takim stanie, że nadawał się tylko do usunięcia. Natomiast to, czy pacjent pozbędzie się właściwego zęba i czy w ogóle przeżyje, pozostawało kwestią otwartą (…).
Objazdowi rwacze zębów
Wiele wskazuje na to, że najostrzej krytykowani medycy, czyli rwacze zębów, spotykali się z wrogością, która przebija nawet z licznych synonimów ich profesji. Do najczęściej stosowanych zaliczały się określenia takie jak szarlatan, znachor, oszust, hochsztapler, saltimbanco, pozorant i fałszywy medyk, przewijające się przez wieki historii stomatologii (…).
Mianem szarlatana początkowo określano rwacza zębów, który wykonywał zabiegi, siedząc okrakiem na grzbiecie konia – tę ekscentryczną, a zarazem niebezpieczną sztukę praktykowano w Anglii i we Włoszech. Później zaczęto w ten sposób mówić na wędrownych znachorów zabawiających zgromadzoną pod sceną publiczność, w tym potencjalnych pacjentów, opowieściami, sztukami magicznymi i żonglerką przed przystąpieniem do pracy (…).
Znakiem rozpoznawczym objazdowego rwacza zębów była chorągiew lub parasolka, z której, jak podaje część źródeł, zwisał niewielkich rozmiarów aligator (rzekomo fragment ogona owego gada służył do tamowania krwi płynącej z pustego zębodołu po przeprowadzeniu ekstrakcji). Spiczasty kapelusz z widocznymi atrybutami świętej Apolonii, patronki dentystów i wszystkich cierpiących na ból zęba, oraz naszyjnik z ludzkich zębów również stanowiły nieodłączny element rynsztunku.
Swój fach, czy raczej hochsztaplerkę, uprawiali pod gołym niebem, gdyż potrzebowali do tego światła. Równie istotną rolę odgrywał tłum: z jednej strony oznaczał większą pulę potencjalnych pacjentów, z drugiej liczna widownia jeszcze bardziej podgrzewała atmosferę, co samo w sobie było dobre dla interesu. Jarmarki, targi i bazary stanowiły idealną scenerię dla ich pokazów o teatralnym wręcz charakterze, podczas których przede wszystkim zapewniali ludziom rozrywkę.
(…) Nie wszyscy praktykujący sztukę wyrywania zębów byli oszustami i złodziejami. Niektórym po prostu brakowało kompetencji. Ale nawet jeśli wykazywali talent i biegłość w tej profesji, przy braku dostępnych dziś narzędzi i środków przeciwbólowych każdy zabieg stomatologiczny, niezależnie od poziomu kompetencji przeprowadzającej go osoby, musiał być przerażającym doświadczeniem.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Jamesa Wynbrandta Bolesna historia stomatologii, albo płacz i zgrzytanie zębów od starożytności po czasy współczesne, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Marginesy.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.