Tego się polscy politycy nie spodziewali. Gdy kobiety uzyskały prawa wyborcze, masowo ruszyły do urn i wybrały swoje przedstawicielki do sejmu. Była to sytuacja tak nietypowa, że Piłsudski zaczął przemowę do zwycięzców od słów „Panowie posłowie!”, jak gdyby nie zauważając obecności pań w ławach. A co robili inni?
Realia były zupełnie nowe. Nie tylko jeszcze niedawno nie było posełek i sejmu, nie było nawet Polski na mapie. Teraz, ciesząc się ze zmartwychwstania ojczyzny, mężczyźni jednocześnie musieli przywyknąć do tego, że przyszło im ustąpić pola przedstawicielkom płci rzekomo słabszej. Słowa Piłsudskiego, życzącego „Panom posłom” powodzenia nie były zatem akuratne. W ławach sejmowych zasiadło bowiem osiem kobiet.
Przede wszystkim wszyscy mieli problem z nazywaniem polityczek. Członków niższej izby parlamentu nazywano posłami. Forma żeńska dotychczas nie zaistniała, bo… nie było takiej potrzeby. Po wyborach do sejmu ustawodawczego 1919 roku sytuacja uległa jednak zmianie. Gimnastykowano się zatem wymyślając „posełki”, „posełkinie”, „posłów kobiecych”, czy też „poślice”, a w kreatywności na tym polu przodowała prasa. Dopiero po paru latach utarło się określenie „posłanki”.
„Są wrogami rodzaju ludzkiego”
Ogółem przedwojenne gazety nie miały ani grama litości dla kobiet zasiadających w sejmowych ławach. Satyryczne „Wróble na dachu”, którym zdarzało się publikować mocno niewybredne żarty, nabijały się z tego, że posłanki mówią cienkim głosikiem, a ich strojne toalety z szeleszczącej krepy są rodem z festynu straży pożarnej w Nowym Mieście. Olga Wiechnik w książce „Posełki. Osiem pierwszych kobiet” pisze:
Żartów z kobiet, które uczestniczą w życiu publicznym, krąży sporo. Że są członkiniami Towarzystwa Pań Towarzyskich; wielkimi przyjaciółkami kotów, a wrogami rodzaju ludzkiego; że zgłaszają kandydaturę gwiazdora filmowego na posła; że na uwagę męża, by zajęły się dziećmi, odpowiadają, że nie mają czasu, bo muszą iść na posiedzenie Komitetu Tygodnia Dziecka.
Zamiast poddawać się i uginać pod naporem kpin, „posełki” brały się ostro do pracy. Nie atakowały swoich lekceważących kolegów z sejmu, a zarzucały ich ważkimi argumentami i celnymi pytaniami. Jak choćby Zofia Moczydłowska, która już miesiąc po rozpoczęciu kadencji sejmowej pytała ministra aprowizacji, czy zdaje sobie sprawę, że w Częstochowie doszło do rozruchów głodowych, a dzieci do ochronek chodzą głodne i obdarte.
Taka postawa polityczek i stanowcze domaganie się aby sejm pochylił się nad kwestią praw kobiet, nie zjednywała im wielu stronników. Niektórzy z posłów i tak byli zdania, że kobiety w ławach są zwyczajnie do niczego: i zawodowo i prywatnie.
Wśród nich był ksiądz poseł Bronisław Żongołłowicz (ówczesne stanowisko Kościoła zezwalało duchownym na korzystanie z ich biernego prawa wyborczego). Ten członek Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem pisał ostro i zupełnie serio, jak nisko ceni posełki:
Kobiety zamężne nie są zdolne do sprawowania urzędów… Mąż, łóżko, alkowa i praca w niej nocna, kuchnia, sporządzanie posiłku, liczne stosunki rodzinne i mężowskie, znajomości, przyjęcia, wizyty, kina, teatr, pochłaniają całą energię kobiecą – biuro ma w niej wypranego manekina, o dużych pretensjach, mało wydajnego w pracy, leniwego, dbającego o pobory jedynie, by się wystroić, ubrać, niezależnie od męża (cyt. za O. Wiechnik, „Posełki. Osiem pierwszych kobiet”).
Mimo tych nieprzychylnych opinii, posełki niestrudzenie pracowały, by jak najwięcej zrobić dla Polski. Działały przede wszystkim w obszarze opieki społecznej i oświaty. Za głównego wroga obrały sobie biedę, zarówno tę materialną, jak i umysłową. Pracowały na rzecz poprawy bytu ubogich, walki z pijaństwem, rozwoju wsi, a także ograniczenia zatrważającego odsetka analfabetów w kraju. Optowały za budową szkół, zwiększeniem nakładów na edukację oraz poprawą warunków higienicznych. Zgodnie z duchem powiedzenia „Psy szczekają, karawana jedzie dalej”, mimo kłód rzucanych im pod nogi zwyczajnie robiły swoje najlepiej jak potrafiły.
Źródło:
Ciekawostki to kwintesencja naszego portalu. Krótkie materiały poświęcone interesującym anegdotom, zaskakującym detalom z przeszłości, dziwnym wiadomościom z dawnej prasy. Lektura, która zajmie ci nie więcej niż 3 minuty, oparta na pojedynczych źródłach. Ten konkretny materiał powstał w oparciu o książkę:
- Olga Wiechnik, Posełki. Osiem pierwszych kobiet, Wydawnictwo Poznańskie 2019.
KOMENTARZE (5)
nie mam nic przeciw kobietom ..ale kobiety do polityki sie nie nadaja.wiemy z historii , amen
Fakt: Fotyga, Pawłowicz, Szydło …
Historia uczy że do polityki mało kto się nadaje..A zwykle najmniej ci co dążą do władzy.Głownie są to osobnicy którzy chcą udawać wspaniałych zbawców ludu.
Kobiety różnią się od mężczyzn. I dobrze. Jednak nie mam nic przeciwko kobietom w polityce byle nie były by narzucane przez poprawność polityczną i parytety. Taką Bieńkowską to dla przykładu nago powinno się przywiązać do pręgierza i pozbawić majątku niesłusznie otrzymanego z Brukseli.
Niesłusznie otrzymanego? Kpina! Spójrz na europosłów rodzaju męskiego, a raczej uzurpujących sobie prawo do wszelkich dodatkowych uposażań i benefitów. Twoja wypowiedź jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Ignorantia iuris nocet.